Katarzyna Frendl

Test Jaguar XF – brytyjskość kontrolowana. Pierwsza jazda

Pierwsza jazda Jaguarem XF nie pozostawia złudzeń - auto przestało być wyjątkowe. Nie tylko ze względu na jego liczebność na polskich ulicach, ale również z punktu widzenia wykonania i ogólnego charakteru. Czy jest w nim jednak coś urzekającego?

Wydawać by się mogło, że dobre czasy Jaguara odeszły do lamusa; że odkąd markę kupili Hindusi, może być już tylko gorzej. Nic bardziej mylnego! Niegdyś brytyjski brand ma się całkiem dobrze. Firma może nieco więcej niż dotychczas łożyć na rozwój, bo właściciel – Tata Motors – jest wyjątkowo bogaty i hojny. Jednak jest on też bardzo wymagający. Chce, aby Jaguar przestał produkować, jak dotychczas, auta niszowe, ekskluzywne, unikatowe, lecz uszczknął trochę tego luksusu przeciętniakom. Kierowcom, którzy do tej pory, obeszliby się smakiem w nielicznych salonach marki. Ale wszystko się zmieniło.

Owszem, gdy chce się pozostać w klimacie oryginalnych, brytyjskich automobili, można nadal zainwestować w niesamowitego F-Type. I to by było na tyle. To niczym wykwintna czekoladka w menu Jaguara. Samochód, za którym długo wodzi się wzrokiem, słysząc niknące w oddali rasowe pomrukiwania silnika.

Natomiast ani nieduży XE, ani podobny w wyglądzie do mniejszego brata, rywal bawarskiej 5-tki – odświeżony po niemal 8 latach od debiutu XF, ani nawet XJ, czy wreszcie długo oczekiwany SUV F-Pace, nie mają już typowego charakteru brytyjskości. Czasy się zmieniły, producent widzi co się dzieje u konkurencji, zwłaszcza tej zza naszej zachodniej granicy – musi reagować. Zatrudnił kilku europejskich speców i próbuje ugryźć kawałek tortu, który zjadają w ramach deseru po masowej sprzedaży mniejszych aut, niemieckie marki premium. Dlatego nowe Jaguary stają się coraz bardziej uniwersalne, funkcjonalne, zunifikowane z całą resztą limuzyn Mercedesa, Audi, czy BMW. Na szczęście nadal wyróżniają się wyglądem.

XF zdecydowanie go ma. To nie jest kolejne auto w typowej stawce limuzyn we flotach menedżerów, a raczej wyróżniający się cymes dla koneserów inności. Dla tych, których nudzi niemiecka prostota i ascetyzm, francuska ekstrawagancja, czy japońsko-koreański brak europejskiego polotu. Udanego poprzednika poprawiono w nieznacznym stopniu, hołdując zasadzie, że po co poprawiać coś, co się ludziom podoba.

Nowy model Jaguara najbardziej interesująco wygląda z przodu. To tu można się doszukać „przymrużonych”, pięknie wykrojonych reflektorów, drapieżnie wybrzuszonej – niczym u kota szykującego się do skoku – maski, ładnie wyrzeźbionych przez projektantów wlotów powietrza do silnika i wieńczącej całość, charakterystyczej dla obecnych modeli marki, obłej atrapy chłodnicy. Z tyłu jest niegorzej, choć wprawne oko dostrzeże tu inspiracje innymi nadwoziami, a z boku to już prawie „copy paste” z Mazdą 6… Duże wrażenie robi też bardzo dobry współczynnik Cx (oporu areodynamicznego) tego nadwozia – 0,26 jest porównywalny z sylwetkami aut sportowych.

Wewnątrz nie zastaniemy fajerwerków – na szczęście. Ze środka emanuje spokój, powaga i… usilna chęć podkreślenia luksusu. Nad kokpitem ukształtowano, jak wnoszącą się morską falę, obitą skórą powierzchnię, a w centrum dowodzenia, przy samym kontrolerze komputera pokładowego, zdecydowano się na użycie fortepianowego, lśniącego tworzywa. Te detale, wespół ze srebrnymi elementami deski i połyskującym logiem na kierownicy, tworzą klasyczną elegancję, podobną do tej, spotykanej w niemieckich limuzynach. Nikt nie zabrania inspirowania się dobrymi rozwiązaniami, ale żeby tak nic od siebie nie dodać?

Honor marki ratują zegary. Osadzone w głębokich tulejach, podświetlone krwiście czerwonym światłem (w trybie Sport, który nie daje zbyt wiele w odczuciach kierowcy), są wybitnie wyraziste, czytelne i zdecydowanie urodziwe. Nadal daleko im do przepięknych wskaźników Jaguarów sprzed 30 lat, jednak trzeba przecież iść z duchem czasu. Dlatego też zdecydowano się osadzić między prędkościomierzem i obrotomierzem element cyfrowego wyświetlacza, na którym w prosty i szybki sposób, posługując się lewym menu na kierownicy, można prześledzić większą część funkcji w samochodzie. Wszystko działa tu intuicyjnie: w mig można zrozumieć logikę przemieszczania się po ustawieniach, podobnie szybko dojdziemy do ról poszczególnych przycisków, czy poznamy możliwości kontrolera. Chętnym, podczas jazdy, może pomóc laserowy wyświetlacz HUD (Head Up Display), czyli przezierne dane wyświetlane na szybie przed oczami kierowcy.

Podczas jazdy czuć coraz bardziej, że inżynierowie postawili sobie przed oczami tarczę strzelniczną, na której zaznaczono Audi A6, BMW 5, czy Mercedesa E. Układ kierowniczy świetnie oddaje pracę styku opon z asfaltem. Zawieszenie (przód z podwójnymi wahaczami z F-Type’a, tył wielowahaczowe z XE) z powodzeniem utrzymuje w ryzach odchudzone nadwozie na szybko pokonywanych zakrętach. Do tego całkiem udana gama silnikowa – z oszczędnym, a zarazem energicznym 180-konnym 2-litrowym dieslem na czele, przez 3-litrowy diesel z podwójnym doładowaniem o momencie obrotowym 700 Nm (dostępnym już przy 2000 obr./min.!), który jest najlepszym wyborem do tej masy auta, po benzynowe V6-tki z napędem na cztery koła, dostępne w mocnych, 340- i 380-konnych wersjach. Elegancko! Do kompletu producent dorzuca manualną skrzynię biegów – niestety jedynie w najsłabszym dieslu. Pozostałe jednostki są konfigurowane z 8-biegową przekładnią automatyczną ZF.

Jaguar XF zdecydowanie może więc konkurować z niemieckimi rywalami. Zbliżył się do nich bardzo w charakterze, cenie, możliwościach oferowanych kierowcy. Na jego pokładzie znajdziemy wszystko to, co potrzebne. Jest tu InControl Touch Pro z ekranem dotykowym, czytelnym interfejsem i oczywista oczywistość: integracja aplikacji ze smartfonów z Androidem i iOS-em.

To wszystko za jedne… 198 900 złotych. Tylko tyle należy zapłacić za 2-litrową benzynę o mocy 163 KM (za 3.0 V6 380 KM z automatem należy zapłacić już 365 400 złotych). Tylko – bo to bardzo dobra cena za konkurencyjną dla zachodniej motoryzacji limuzynę, która prezentuje się nadal odmiennie. Straciła może nieco swojej „jaguarowości”, odżegnała się od oryginalnych historycznych modeli, lecz nadal logo z dzikim zwierzęciem robi na wielu wrażenie. Dobre wrażenie.

Więcej wrażeń z jazdy zamieścimy wkrótce po naszym dłuższym teście tego auta.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze