Ograniczenie do 30 km/h w europejskich miastach powoli staje się faktem – czy dotrze do Polski?

Już wiele lat temu niektóre miasta zaczęły wprowadzać tak zwane strefy „tempo 30”, ale okazuje się, że to nadal za mało. Zamiast tworzenia stref obniżonej prędkości, zaczyna się obniżać ją na terenie całych miast. Wiele wskazuje na to, że ten trend spowalniania będzie się (paradoksalnie) szybko rozwijał i dotrze do Polski.

Postęp wrogiem postępu?

Kiedyś samochód był symbolem wolności i niezależności. Obecnie coraz częściej traktuje się go jako wroga numer jeden, a także symbol niepostępowego myślenia. Pojawiają się kolejne przepisy i propozycje na uprzykrzanie życia kierowcom, bo przecież żaden nowoczesny człowiek (ani wyborca) nie powie, że zawężanie ulic, likwidowanie miejsc parkingowych oraz podwyżki opłat na rzecz samorządów i państwa, jest czymś złym. Jeśli jednak tak uważasz, to aktywiści miejscy i pochodne gremia okrzykną cię co najmniej neandertalczykiem.

Jednym z przykładów takich działań, opartym na wyobrażeniach osób nie mających pojęcia o motoryzacji, a czasem nawet i o transporcie jako takim, jest ograniczanie prędkości do 30 km/h. Nie zrozumcie nas źle – są w miastach miejsca, gdzie 50 km/h to za dużo. Mamy tu na myśli chociażby okolice szkół, wąskie uliczki lub po prostu takie, które są szczelnie zastawione samochodami. Z pewnością macie w swojej okolicy jakieś miejsce, gdzie jedziecie wolniej, niż 50 km/h ponieważ taka prędkość mogłaby tam być ryzykowna.

Volvo pojedzie maksymalnie 180 km/h – wyjaśniamy, o co tak naprawdę chodzi

Z tego też powodu zaczęły się pojawiać całe strefy, gdzie można jechać najwyżej 30 km/h. Zwykle trudno się temu sprzeciwiać, kiedy chodzi o miejsca faktycznie potencjalnie niebezpieczne, gdzie ulice są wąskie, ruch gęsty i przede wszystkim sporo tam pieszych i rowerzystów. Problem zaczyna się wtedy, gdy ktoś uznaje, że limit 30 km/h powinien obowiązywać w całym mieście bez wyjątku.

Poza bezpieczeństwem (do niego jeszcze wrócimy) zwykle podnoszonym argumentem jest ekologia. Najwyraźniej można mieć władzę pozwalającą ustanawianie przepisów, jednocześnie mając zerową wiedzę na dany temat i równie kompetentnych doradców. Twierdzenie, że ilość spalonego paliwa wynika z prędkości pojazdu to przejaw skrajnej ignorancji. Niestety takie opinie decydentów są podsycane przez (równie kompetentne) tak zwane „ruchy miejskie”, a często także organizacje „ekologiczne”. Jakoś nikt nie wpadł na pomysł, żeby zwrócić się do jakiegoś eksperta i zapytać, czy samochód poruszający się na drugim biegu z prędkością 25-28 km/h rzeczywiście robi się nadzwyczaj oszczędny. Odpowiedź na takie pytanie mogłaby poważnie zachwiać postrzeganiem świata przez niektórych rządzących.

Prędkość to oczywiste zło i trzeba jej zakazać

Nikt nie zachwiał światopoglądem decydentów w hiszpańskim Bilbao, którzy we wrześniu tego roku wprowadzili ograniczenie do 30 km/h na terenie całego miasta. Spider’s Web dotarł do wypowiedzi mieszkańców Bilbao na temat wprowadzonych zmian. Zdaniem pewnej pani nie mającej prawa jazdy teraz jest super, bo wcześniej ulice były „torem wyścigowym”. Rzeczywiście 50 km/h to typowa prędkość na torze i jest prawdziwie zawrotna. W wygłoszeniu tej opinii nie przeszkadzał pani także fakt, że już wcześniej większość ulic Bilbao była objęta strefą „tempo 30”. Narzekają za to taksówkarze i kierowcy autobusów, wskazując na absurd zrównania prędkości pojazdów silnikowych z rowerzystami, prowadzący do ciągłych opóźnień w rozkładach i coraz mniejszej liczby klientów.

Nie będzie pierwszeństwa dla pieszych? Rząd wycofuje się z kontrowersyjnych przepisów

No właśnie – wcześniej wydawało nam się, że wrogiem jest transport prywatny, uważany coraz częściej za domenę osób lubiących obnosić się ze swoim stanem posiadania oraz ogólnie osobników aspołecznych. Teraz wychodzi na to, że również transport publiczny jest zły. Ale hej – przecież chodzi o ekologię! A nawet jak obalimy mit, głoszący że prędkość = zużycie paliwa, zawsze zostanie kwestia bezpieczeństwa. Im wolniej jedziemy, tym jest bezpieczniej i z tym dyskutować nie można.

Rzeczywiście nie da się temu zaprzeczyć. Kierowca zatrzyma się na znacznie krótszym odcinku, a pieszy odniesie mniejsze obrażenia, jeśli prędkością początkową będzie nie 50, ale 30 km/h. Ale wiecie co? Zdradzimy nam wyniki naszych wieloletnich badań i analiz, których nie znajdziecie nigdzie indziej! Otóż okazuje się, że gdyby pojazd poruszał się nie 30, ale 20 km/h to pieszy lub rowerzysta mają jeszcze większe szanse na uniknięcie potrącenia lub doznania obrażeń! Niestety zespół naszych ekspertów ustalił, że nawet przy 20 km/h pewne ryzyko dla niechronionego uczestnika ruchu nadal istnieje. Co gorsza, kolejne lata analiz dowiodły, że jeśli pojazd poruszający się nawet 5 km/h, wjedzie we wpatrzonego w telefon przechodnia, może go popchnąć, a nawet przewrócić, co także potencjalnie prowadzi do powstania urazów. Jedynym wyjściem wydaje się być oddzielenie ruchu pieszego od ruchu pojazdów, ale konia z rzędem temu, kto wpadnie na takie rozwiązanie.

W 2019 roku w Norwegii nie zginęło na drodze ani jedno dziecko!

Wybaczcie mocny sarkazm, ale taka jest niestety prawda. Pojazd zawsze będzie potencjalnym zagrożeniem dla pieszego, dlatego stworzono odpowiednią organizację ruchu drogowego. Dlatego są przejścia dla pieszych, sygnalizacja świetlna oraz ulice z wyraźnie oddzielonym ruchem pieszym. Nie po to się buduje dwu-, trzypasmowe arterie przez miasta, żeby pojazdy nie mogły się po nich sprawnie poruszać. Ograniczenie prędkości do 30 km/h ma sens, ale tylko na drogach bocznych, osiedlowych, gdzie w każdej chwili może się pojawić pieszy na pasach albo jakiś pojazd wyjeżdżać z parkingu. Wyprowadzanie go w całym terenie zabudowanym nie ma uzasadnienia, a celem takich decyzji jest chyba tylko zniechęcenie obywateli do korzystania z własnych środków transportu, ku uciesze osób, które same samochodów nie mają. Przykład Bilbao pokazuje, że takie zmiany wpływają niekorzystnie także na transport publiczny, docelowo wymuszając zmiany w rozkładzie (ale o tym już nikt nie mówi), nie tylko autobusów, ale i tramwajów. Wiecie jaką drogę hamowania ma tramwaj? A jakie szanse ma pieszy przy zderzeniu z nim? Warto się zastanowić czy tramwaje nie powinny czasem mieć ograniczników prędkości do 20 km/h, również z uwagi na to, że każde gwałtowne hamowanie jest niebezpieczne także dla podróżujących nim osób. Naprawdę drodzy aktywiści – przemyślcie to.

Bilbao to dopiero początek

Myślicie sobie pewnie teraz „ok, może 30 km/h na terenie całego miasta nie ma sensu, ale kogo obchodzi, co się dzieje w jakimś Blilbao”. Niestety wygląda na to, że to dopiero początek lawiny. Podobną zmianę w przepisach chce wprowadzić też Paryż i kilka innych francuskich miast. Ich śladem zamierza także pójść Bruksela. Ale to jeszcze nic – Bilbao tylko nieznacznie wyszło przed szereg, ponieważ już w przyszłym roku ograniczenie do 30 km/h może obowiązywać we wszystkich hiszpańskich miastach. Ciekawe czy zdążą przed Holandią, która już proceduje odpowiednią nowelizację i teraz rządzący zastanawiają się jedynie czy wprowadzi jakieś wyjątki od tej reguły.

To najbezpieczniejsze miasto w Polsce. Jak udało się to osiągnąć?

Przytoczmy jeszcze przykład Londynu, gdzie od pewnego czasu obowiązuje ograniczenie do 20 mph, czyli 32 km/h. Jednak już w zeszłym roku pojawiły się przymiarki do zmiany i obniżenia prędkości do 15 mph (24 km/h). Oczywiście w imię jeszcze większej ekologii i jeszcze większego bezpieczeństwa. Trend wydaje się jasny i najdalej za kilka lat pewnie ktoś uzna, że i takie prędkości także prowokują do zachowań rodem z torów wyścigowych, więc trzeba będzie wprowadzić jeszcze bardziej restrykcyjny limit. Pewnego dnia doprowadzi to rządzących do konkluzji, że każda prędkość jest nieekologiczna (wymaga zużycia jakiejś energii) i rodzi potencjalne ryzyko kolizji. Pamiętajcie wtedy, gdzie po raz pierwszy o tym przeczytaliście i dogłębne badania której redakcji pozwoliły na dotarcie do tych przełomowych wniosków, na długo przed resztą świata.

W Polsce jeszcze nie ma takich pomysłów, ale strefy tempo 30 już są. Pewnie wszystko jest kwestią czasu… Warszawa już w zeszłym roku rozważała objęcie wszystkich stołecznych osiedli powyższymi strefami, co oznaczałoby, że na 2/3 dróg obowiązywałoby ograniczenie prędkości do 30 km/h…

PS. W Norwegii w 2019 roku nie zginęło na drodze ani jedno dziecko. Czy w całym kraju wprowadzono strefę „tempo 30”? Nie. To efekt wieloletniej, żmudnej pracy, zmian w infrastrukturze oraz edukacji całego społeczeństwa od najmłodszych lat. W tym samym roku w Jaworznie na drogach nie zginęła ani jedna osoba. Czy w Jaworznie można jechać maksymalnie 24 km/h? Nie. Osiągnięto to dzięki odpowiedniemu planowaniu i zmianom w infrastrukturze. Wiecie jak to brzmi? Jak ciężka robota. A komu się chce ciężko pracować? Lepiej wpuścić niedouczonych kierowców oraz bezmyślnych pieszych na źle zaprojektowane drogi i krzyknąć jedynie na odchodne „tylko jeździjcie pomału, bo sobie krzywdę zrobicie!”.

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

Oczywiście w imię jeszcze większej ekologii i jeszcze większego bezpieczeństwa. Trend wydaje się jasny i najdalej za kilka lat pewnie ktoś uzna, że i takie prędkości także prowokują do zachowań rodem z torów wyścigowych, więc trzeba będzie wprowadzić jeszcze bardziej restrykcyjny limit.

I bardzo dobrze. Miasto to nie miejsce dla samochodów. Kropka.

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

To prędkość przy której można bezpiecznie przeglądać instagrama czy facebooka jednocześnie prowadząc auto.

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Któż jest autorem tych „mondrości”?

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze