Elektryki mają większy zasięg, niż podają producenci! A może to tylko manipulacja?

Jednym z wiecznie powtarzanych argumentów przeciwko samochodom elektrycznym, jest zarzucanie im niewielkiego zasięgu na jednym ładowaniu. Tymczasem pewna norweska organizacja twierdzi, że nie jest to prawda i pojazdy te przejeżdżają jeszcze więcej, niż wynika to z optymistycznych deklaracji producenta!

Przeciwnicy elektryków często wskazują, że mają one relatywnie nieduży zasięg, który ponadto w codziennym użytkowaniu, okazuje się wyraźnie krótszy, niż wynika to z oficjalnych danych technicznych. Zwolennicy elektromobilności stwierdzają natomiast, że owszem, ale jeśli zamiast 400 km przejedziemy realnie 300 km, to w żaden sposób nie ogranicza nas to w codziennym użytkowaniu. Natomiast wybierając się w dalszą trasę, możemy skorzystać ze stale rozwijającej się sieci szybkich ładowarek. Podróż będzie przez to dłuższa, niż autem spalinowym, ale jak najbardziej możliwa.

Elektryki są bardziej czyste od aut spalinowych? Ujawniamy prawdę

Norweska Federacja Samochodowa (NAF) postanowiła jednak pójść o krok, a nawet dwa kroki dalej. Nie mówią, że już teraz z elektrykiem można swobodnie żyć na co dzień. Nie mówią, że uzyskane w warunkach laboratoryjnych zasięgi da się odtworzyć w normalnym ruchu. Nie, oni twierdzą, że autami na prąd można przejechać znacznie więcej, niż wynika to z oficjalnych danych!

Elektryki jednak nie takie fajne? Co piąty właściciel przesiadł się z powrotem do auta spalinowego!

Procedura testowa, jaką ta organizacja przyjęła, polegała na uruchomieniu aut „na zimno”, czyli po dłuższym postoju, a wnętrze nie było wcześniej chłodzone lub podgrzewane do wybranej na klimatyzacji temperatury. Trasa testowa prowadziła przez miasta, drogi pozamiejskie oraz autostrady, a zakres prędkości wynosił od 60 do 110 km/h. Podróżowano w najbardziej oszczędnym trybie jazdy i aktywnie korzystano z rekuperacji.

Mit elekromobilności w Polsce, czyli kto tak naprawdę kupuje auta elektryczne

Wyniki uzyskane przez NAF są doprawdy zaskakujące. Przykładowo Tesla Model 3 przejechała 654,9 km, przy oficjalnym zasięgu 614 km. Ford Mustang Mach-e pokonał 617,9 km wobec 610 km, Volkswagen ID.3 przejechał 564 km zamiast 539 km, a Skoda Enyaq 522 km, poprawiając oficjalne dane o 2 km. Niewątpliwą gwiazdą zestawienia okazało się BMW iX3, które przejechało 556,2 km, choć według producenta powinno to być 450 km. Średnio w teście auta pokonywały o 20 proc. większe odległości, niż deklarowane.

150 tys. zł za naprawę małej dziury w podwoziu auta! Wszystko dlatego, że to elektryk

Nie będziemy ukrywać, że te wartości są dla nas mocno zaskakujące. Słyszeliśmy co prawda o historiach, taka jak rekord pewnego Włocha, który Teslą Model S z oficjalnym zasięgiem 600 km, przejechał 1078 km, ale są to przykłady ekstremalne. Nasze doświadczenia podpowiadają, że rzeczywistość wygląda mimo wszystko nieco inaczej. Norwedzy przejechali Skodą Enyaq 522 km, nam podczas testu auto deklarowało 350 km. Volkswagen ID.4 pokonał podobno 532 km, ale nam chciał tylko 370 km. Hyundai Kona electric ma według NAF dobić do 537 km, a w naszym teście było to w okolicach 350 km. Podobne przykłady można mnożyć.

Zużyte baterie wcale nie muszą być szkodliwe dla środowiska? Ciekawe wnioski z dyskusyjnego raportu

Skąd tak duże rozbieżności? Składa się na nie z pewnością styl jazdy. Skupiając się maksymalnie na oszczędzaniu każdy jest w stanie uzyskać lepszy wynik, niż kiedy prowadzi auto naturalnie i nie koncentruje się na muskaniu gazu. Drugim czynnikiem było kontynuowanie testu do momentu, kiedy auta zatrzymają się na środku drogi. Tak jak pojazdy spalinowe mają rezerwę w baku, tak elektryki mają zawsze więcej prądu, niż oficjalnie podają. Rekordzistą w tym względzie jest BMW iX3, które przejechało 106 km po tym, jak komputer pokładowy pokazał 0% baterii. Głębokie rozładowywanie akumulatorów jest jednak bardzo niekorzystne dla ogniw. Nawet zbliżania się do 0% powinniśmy unikać. Podobnie zresztą jak ładowania do pełna (wielu producentów zaleca, żeby zatrzymać się przy 80%).

„Kupiłam 600-konnego supersuva. Okazało się, że w ten sposób stałam się miłośniczką ekologii!”

Czy zatem norweski test to manipulacja? Trochę tak. Jego organizatorzy nie zdradzają żadnych sposobów na to, żeby wykorzystać pełnię możliwości aut elektrycznych. Nie doradzają właścicielom elektryków, zawiedzionych realnym zasięgiem swoich aut, że robią coś nie tak, ale można zmienić złe nawyki. Oni zwyczajnie jechali w sposób, w jaki na co dzień nie jeździ (niemal) nikt i używali samochodów w sposób, jaki prowadzi do szybkiej degradacji baterii. Innymi słowy osiągnięcie takich wyników jest bardzo niezalecane, nie osiągniemy takich zasięgów w realnym użytkowaniu, a próba robienia tego, przyniesie wam więcej szkód niż pożytku. Zresztą sami przedstawiciele NEF przestrzegają, że nie warto próbować ich naśladować. W jednym z filmików, stanowiącym wstęp do podobnego, ale zimowego testu, sympatyczna pani zaznacza „Jeśli spróbujecie powtórzyć ten test, możemy zagwarantować, że uzyskacie inne wyniki”. Doceniamy szczerość…

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze