Agnieszka Serafinowicz

Niemcy sami ukręcili na siebie bicz – idea słuszna, ale czy motoryzacja na tym ucierpi?

Niemcy nową ustawą dotyczącą łańcuchów dostaw uderzają we własną gospodarkę. Budzi to sprzeciw branży, czy słuszny?

Niemcy wprowadzają ustawę mającą regulować łańcuchy dostaw. W nowych przepisach chodzi m.in. o to, by nie korzystać z usług podmiotów, które nie przestrzegają praw człowieka i zmuszają do pracy dzieci. Idea szczytna i moralnie słuszna, jednak jak podkreślają eksperci z niemieckiego stowarzyszenia VDMA (Stowarzyszenie Przemysłu Maszynowego – Verband Deutscher Maschinen- und Anlagenbau e.V) reprezentującego około 3500 niemieckich i europejskich firm w branży przemysłowej, to co faktycznie planuje się wprowadzić znacznie wykracza poza ochronę praw pracowniczych i ochronę dzieci.

O co toczy się spór?

Jak podkreślają przedstawiciele VDMA, branża budowy maszyn i urządzeń w pełni wspiera zasadę poszanowania praw człowieka i zapobiegania pracy dzieci, ale zwraca się uwagę na fakt, że spowoduje to spadek konkurencyjności niemieckich i europejskich firm z branży, które żyją głównie z eksportu maszyn i urządzeń, dotyczy to także sektora motoryzacyjnego. Co dokładnie krytykuje VDMA? Przedmiotem sporu są następujące regulacje:

  • Zapis, że łamanie praw człowieka, a także norm środowiskowych i klimatycznych, czy innych wytycznych chroniących pracowników i łamanie zasad dobrego zarządzania było karane kosztem firm, a nie całych państw.
  • Prawo ma obejmować nie tylko pierwszy etap łańcucha dostaw, ale wszystkie etapy, w tym wszystkie spółki zależne
  • Brak „białej listy” podmiotów, z którymi współpraca nie budzi zastrzeżeń, a które pochodzą spoza UE
  • Zapis, że ustawa ma obowiązywać firmy zatrudniające co najmniej 500 pracowników
  • Zapis, że spółki i przedsiębiorcy mogą ponosić odpowiedzialność cywilnoprawną bez wpływu na leżące u ich podstaw fakty. Innymi słowy: niemieckie i europejskie firmy będą karane za to, że jakaś firma z dowolnego rejonu świata, znajdująca się w łańcuchu dostaw nie przestrzega europejskich norm środowiskowych i społecznych.

Prezes VDMA Karl Haeusgen w liście do niemieckiego ministra gospodarki Roberta Habecka, ostrzega, że w przypadku państw i firm żyjących z eksportu zdolność tych podmiotów do działania jest zagrożona, bo ich odpowiedzialność rozciąga się na obszary, za które te firmy realnie nie są w stanie odpowiadać.

Nowe przepisy, uchwalonej już ustawy o łańcuchu dostaw oznaczają, że niemieccy legislatorzy sami ukręcili bat na własną gospodarkę. Konsekwencje faktyczne mogą rozciągnąć się na całą UE, bo nie jest tajemnicą, że podobne zapisy mają objąć również pozostałe państwa Unii Europejskiej.

VDMA: to wylanie dziecka z kąpielą

Karl Haeusgen zwraca uwagę, że wycofanie się niemieckich firm z rynków, na których łamane są prawa pracownicze i w których do pracy zmusza się dzieci spowoduje jego zdaniem niejako „wylanie dziecka z kąpielą”, bo będzie oznaczać utratę miejsc pracy przez wszystkich pracowników na danym rynku, z którego ze względu na nowe regulacje niemiecka czy europejska firma musiała się wycofać. Haeusgen podnosi tym samym zarzut, że nowe przepisy de facto uderzą nie tylko w gospodarkę Niemiec i UE, ale również w lokalne społeczności w tych krajach, których zasady pracy budzą wątpliwości.

Niewątpliwie prezes VDMA ma rację. Istotnie wycofanie się dużych, europejskich graczy z branży maszyn i urządzeń z krajów, w których łamane są prawa pracowników, spowoduje utratę pracy przez pracowników lokalnych społeczności niezależnie od tego, czy ich prawa były łamane czy też nie. A przynajmniej utratę pracy na rzecz europejskich podmiotów. Na dodatek narzucona przepisami kosztowna kontrola łańcucha dostaw względem praw człowieka, ochrony środowiska i klimatu spowoduje, że produkty europejskiego przemysłu w eksporcie będą mniej konkurencyjne od produktów z krajów, gdzie nikt się nie przejmuje emisjami, prawami człowieka, czy zmianami klimatycznymi.

Jednak to, o czym prezes VDMA nie mówi to fakt, że obecna sytuacja wynika z konsekwencji i sposobu działania niemieckiej gospodarki przez dziesięciolecia. Przez dekady Niemcy i inne bogate europejskie gospodarki korzystały na globalizacji wyprowadzając część produkcji do krajów, w których koszty były znacznie niższe. Ostatnie lata pokazały, że tanie i wygodne dla bogatych państw Europy Zachodniej łańcuchy dostaw umożliwiające tanią produkcję w dalekich krajach i drogą sprzedaż w eksporcie mogą posypać się jak domek z kart. Wystarczyła pandemia, do tego jeszcze dochodzą zawirowania geopolityczne, konieczność rewizji układów z Rosją (co również mocno uderza w uzależnioną od rosyjskich węglowodorów niemiecką gospodarkę), wojna na Ukrainie. Owszem, nowe zapisy uchwalone przez niemieckich wchodzą w życie w nieszczególnym momencie, w warunkach mocno niesprzyjającego takim regulacjom otoczenia gospodarczego, ale prawa człowieka i dzieci nie mogą zależeć od kondycji gospodarczej. Natura ze zmieniającym się klimatem także nie poczeka, aż „branża będzie gotowa”. Przez dziesięciolecia bogaci giganci przemysłu niespecjalnie przejmowali się warunkami pracowników w krajach trzeciego świata, czy emisjami. Każda ignorancja prowadzi do konsekwencji, które trzeba będzie ponieść.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze