Monika Marin – motocyklowy kierowca wyścigowy i… pisarka

Monika Marin, nauczycielka, pisarka, podróżniczka, dziennikarka, ale też kierowca wyścigowy, o którym najmłodsze pokolenie zdaje się nie pamiętać. O jej przejażdżce z Januszem Kuligiem, wypadku motocyklowym, planach na kolejne książki przeczytacie w niniejszym wywiadzie.

Monika Marin ze swoim obecnym motocyklem Hondą Transalp.
fot. z archiwum Moniki Marin

Niedawno pisałyśmy o pisarskim debiucie Moniki Marinczytaj tutaj.

Dziś przybliżamy sylwetkę tej niezwykłej kobiety.

Jesteś motocyklowym samoukiem, nikt Ci pasji do motocykli nie zaszczepiał. Skąd się zatem wzięła u nauczycielki nauczania początkowego MZ 250?
Motocyklowa pasja siedziała we mnie odkąd pamiętam. Pracowałam w szkole 3 lata równolegle studiując i uważam ten czas za wspaniałą lekcję życia. Dzięki temu mogłam sobie pozwolić na realizację chociaż namiastki swych marzeń. MZ -tka była wtedy jedynym motocyklem w moim zasięgu finansowym…

Galerię zdjęć z Moniką Marin obejrzysz tu.

Uczyłaś się jazdy wyścigowej w czasach „przed Internetem” w Polsce, skąd czerpałaś wiedzę?
Z intuicji, podpatrywania i samozapału – to, jeśli chodzi o MZ- tkę. Ale potem tak się szczęśliwie złożyło, że zaczęłam przyciągać ludzi o podobnym usposobieniu, od których się bardzo wiele nauczyłam. Dodając do tego fakt, że zaraz potem zaczęłam już podróżować  – wyścigi były naturalną konsekwencją motocyklowej ewolucji. Z tym, że tu się zaczęła „wyższa szkoła jazdy”, ponieważ nagle okazało się, że mimo doświadczeń podróżniczych i przejechania tysięcy kilometrów po Europie i Afryce, moje dotychczasowe umiejętności były tylko ułamkiem tego, czego potrzebowałam do jazdy na torze… I zaczęło się: po tysiąckroć omawianie wejścia i wyjścia z zakrętów, sprowadzanie z USA odpowiedniej literatury, rozmowy z zawodnikami, którzy już osiągnęli mistrzostwo.

Nasze wywiady z ciekawymi motokobietami przeczytasz tutaj.

Jak wówczas podchodzono do sponsoringu kobiet uprawiających „męską” dyscyplinę wyścigów motocyklowych?
Na początku fatalnie…W momencie gdy pojawiłam się na torze nikt nie traktował mnie poważnie. Zmieniło się to wtedy, gdy zaczęłam dobrze jeździć. I wtedy sponsorzy zaczęli pojawiać się sami. Po latach myślę sobie też, że taka postawa sponsorów była najlepsza dla mojego wizerunku, co owocuje do dziś. Nikt mi nie zarzuci, że dofinansowywano mnie tylko dlatego, że byłam dziewczyną. To dość uczciwe i klarowne – były wyniki, byli sponsorzy. Zresztą firmom wspomagającym mnie, szalenie się podobało, gdy kilkudziesięciu męskich zawodników podczas wyścigu oglądało tylko moje plecy… a na nich ich logo.

Pisałaś m.in. do Motocykla, Playboya i Voyage – wolisz zajmować się tematyką motocyklową w swoim dziennikarstwie, czy raczej podróżniczą? W jakich jeszcze magazynach pojawiały się Twoje artykuły?

Nie uwierzysz, ale nie ma chyba takiej tematyki w historii mojego dziennikarskiego życia, której się nie podjęłam. Przez kilka lat współpracowałam z „Playboyem”, pisząc głównie o motoryzacji. Nie lubię jednak ograniczać się do jednego działu, tematu, kraju, zaczęłam więc swoją przygodę z BBC. W swoim życiu pisałam już o winach, restauracjach, plażach, windsurfingu, bibliotekach, krokodylach, dzielnicach biedy w Meksyku i Rio de Janeiro, albo tańcu „Hula”. A to i tak tylko niektóre z tematów. Mam również stały kontakt z kilkoma dziennikarzami (i  fotografami) ze świata, którzy regularnie odwiedzają takie miejsca jak Syria, Palestyna, czy Afganistan. Jeden z moich znajomych dziennikarzy zginął w zeszłym roku…Obracam się w grupie  ludzi, którzy nie przechodzą obojętnie obok takich tematów jak wojna czy bieda. Mam mnóstwo zebranych materiałów dotyczących tematów tzw. „trudnych”. To pewne, że za jakiś czas pokażę je światu, pytanie tylko, czy w formie dokumentu, czy beletrystyki.

Monika Marin jako kierowca wyścigowy brała udział w Mistrzostwach Polski w latach 1994 – 1998.
fot. z archiwum Moniki Marin

Z czego dokładnie zrezygnowałaś na rzecz startów w wyścigach?
Startowałam w Mistrzostwach Polski w latach 1994 – 1998. Przed tym okresem udało mi się już sporo „powłóczyć” na motocyklu i wtedy myślałam, że będę podróżować zawsze. Ale wyścigi wydrążyły w mojej podróżniczej historii sporą dziurę, zabrały czas, ciało i umysł. Dopiero, gdy podjęłam decyzję o zakończeniu udziału w startach, zaczęłam podróżować na nowo.

Swoją przygodę z wyścigami zaczynała wówczas także Kasia Kędzior, z którą do dziś jesteście świetnymi przyjaciółkami. Słyszałam, że niegdyś planowałyście wspólny projekt.
Mam nadzieję, że ten projekt uda nam się jeszcze zrealizować 🙂 Z Kasią Kędzior dogadujemy się bez słów, jest to dziewczyna, która nie tylko świetnie jeździ na motocyklu, ale ma naprawdę dużo do powiedzenia.

Monika Marin w Hiszpanii na słynnej przełęczy.
fot. z archiwum Moniki Marin

Jakimi motocyklami miałaś okazję jeździć dotychczas i który z nich wspominasz najlepiej?
Hmm, jakimi  nie jeździłam… W moich wyścigowych czasach, które zbiegły się z artykułami o motoryzacji, które pisałam do „Playboya” i 'Motocykla”,  udostępniano mi mnóstwo motocykli do testów. Miałam wtedy okazję pojeździć  prawie wszystkim. Ale oczywiście najważniejsze dla mnie były te, na których podróżowałam, lub startowałam w Mistrzostwach Polski, czyli Suzuki GSX-R 1100, Suzuki TL-1000,  Suzuki GSX-750 SRAD. Obecnie jeżdżę Hondą Transalp, która jest świetnym i wygodnym motocyklem do podróży po bezdrożach, ale brakuje mi w niej możliwości odkręcenia manetki na autostradzie…Gdybym jednak podróżowała sportowym motocyklem, nie mogłabym jeździć nim po drogach szutrowych. Śmieję się z tego, bo jeśli chodzi o motocykle naprawdę ciężko mi obecnie dogodzić.

Ile czasu trwała Twoja przygoda z wyścigami i czy jesteś w stanie teraz bez tego żyć?
To były 4 lata ciężkiej pracy. Jeśli chodzi o to, czy potrafię bez tego żyć… Pewnie bym nie potrafiła, gdybym nie wróciła na nowo do podróżowania motocyklem.

Były na pewno chwile chwały, jak i gorzki smak porażki. Co uważasz za swój największy motocyklowy sukces, a co za największą przegraną?
Największym sukcesem był dla mnie fakt, że ludzie w ogóle uwierzyli we mnie w czasach, gdy dziewczyny prawie nie jeździły na motocyklach (nie mówiąc już o ściganiu się). Oczywiście nie mogę pominąć wyników: gdy w 1997 roku na koniec sezonu ujrzałam swoje nazwisko przed dokładnie 107 mężczyznami biorącymi udział w startach…To było coś! A porażki są stałym elementem sukcesu. Największą chyba porażką był mój wypadek w 1998 roku.

Monika Marin – motocyklistka
fot. z archiwum Moniki Marin

Podróżowałaś po Europie, Afryce, Stanach motocyklem. Jakie trasy najbardziej przypadły Ci do gustu i jakich miejsc nie zapomnisz do końca życia?
Kocham starą południową Europę. Nieważne jakie nowe lądy „zaliczę”, zawsze najwięcej uroku mają dla mnie Włochy, Francja, Hiszpania i Portugalia, które nieważne ile razy zobaczę, wciąż chcę je odkrywać na nowo. Zachwycona jestem też Meksykiem, który wspominam z wyjątkowym sentymentem.

Zdarzały Ci się jakieś sytuacje zabawne, lub niebezpieczne podczas Twoich motocyklowych podróży?
To jest temat na długą rozmowę. Mam takich historii mnóstwo. I mam taki plan, aby również i te historie połączyć w zbiór i wydać.

Monika Marin – pisarka
fot. z archiwum Moniki Marin

Kiedy w tym wszystkim znalazłaś czas na rodzinę, dzieci i dom? Jak bliscy reagują na Twoją pasję?
Takie życie wymaga niesamowitej organizacji, a pracę ułatwił mi internet. A jeśli chodzi o to jak bliscy reagują na moją pasję, to przytoczę pewne niedawne zdarzenie: podczas jednego z motocyklowych wypadów do Włoch mój mąż z dziećmi jechali samochodem, a ja obok nich…na motocyklu. Bardzo miło wspominam ten wyjazd, bo upiekłam dwie pieczenie na jednym ogniu: sama pojechałam motocyklem, a rodzinę bez której nie umiem żyć – miałam obok…

Co sądzisz o stereotypach tj. „baba za kierownicą”, „kobiety do garów a nie na motocykle”, „wyścigi są dla facetów”?
Mam wrażenie, że te stereotypy powoli przechodzą do lamusa. Wiele kobiet już pokazało, że nie są gorsze od mężczyzn, nie wytyka się już palcami dziewczyn prowadzących motocykl. Kobiety świetnie jeżdżą i dobrze sobie radzą na torach wyścigowych. Czasy się zmieniły i mentalność ludzi chyba też. Oczywiście są wyjątki, czyli ludzie nie przyjmujący do wiadomości, że kobieta wchodzi „na męską działkę”. Osobiście już od dawna nie zaprzątam sobie takimi osobami głowy.

Wspomniałaś swój wypadek na motocyklu…
To był 1998 rok, środek sezonu…Czułam, że motocykl źle się prowadzi. Doskonale zdaję sobie sprawę, że powinnam była zjechać, sprawdzić co się dzieje, zakończyć wyścig. Niestety i szkoda, że nie zrobiłam tego. Skończyło się wypadkiem, oraz wcale nie ekscytującą przejażdżką karetką na sygnale do najbliższego szpitala. Fatalnie złamana ręka w kilku miejscach, obicia na całym ciele. Stracony sezon i mnóstwo wniosków.

Skoro uwielbiasz adrenalinę, wyścigi, motocykle, to zapewne jeździłaś różnymi innymi pojazdami, może były wśród nich jakieś nietypowe?
Lubię też samochody. Sama jednak nie zdecydowałam się nigdy na rajdy, choć mam kilku znajomych wśród kierowców, lub ich pilotów. Miałam też okazję przejechać się na prawym siedzeniu z legendą naszych rajdów Januszem Kuligiem. Wrażenia niezapomniane!

Dużo podróżowałaś po świecie, a obecnie mieszkasz w Szczecinie. Czy są jakieś miejsca, do których chciałabyś wrócić, a nawet mogłabyś w nich zamieszkać?
Pochodzę ze Szczecina i obecnie również mieszkam w Szczecinie z jednego powodu: nie wyobrażam sobie, aby moje dzieci zmieniały co chwilę miejsce zamieszkania, szkołę, środowisko. To mógłby być dla nich stres, a ja nie chcę aby ktokolwiek z moich bliskich płacił osobistą cenę za to, że mama ma taką pasję, czy taki zawód. Jak wspomniałam wcześniej, internet pozwolił mi też na to, że tak naprawdę mogę się kontaktować z każdą osobą na ziemi w dowolnym czasie i nie ma znaczenia, czy mieszkam w Szczecinie, w Londynie, czy jeszcze gdzie indziej. Ale najbardziej kocham południe Europy. Wielokrotnie o tym myślałam i prawdopodobnie powrócę do tematu przeprowadzki, gdy moje dzieci podrosną.

Co sprawiło, że usiadłaś i zaczęłaś pisać książkę? W dodatku pierwszą z planowanych trzech.
Książki pisałam od dawna. I nie są to planowane trzy, ponieważ planuję ich dużo więcej.  Zamierzam zajmować się pisaniem przez resztę życia.
Czy możemy się spodziewać w przyszłości książek Twojego autorstwa, lecz traktujących o motocyklach?
Książkę o motocyklach mam już prawie napisaną. Ale czeka ona na dopisanie kilku rozdziałów, oraz „swój czas”. Poza tym, wydanie pierwszej książki o motocyklach, czy motocyklowym życiu w moim przypadku byłoby zbyt… oczywiste. Tak naprawdę wiele osób tego się właśnie po mnie spodziewało. Z pełną „premedytacją” najpierw napisałam więc powieść przygodową. Ta zmiana kolejności już sprawiła, że na pierwszym planie pod lupą jest mój warsztat, a dopiero potem moja osoba. Fakt, że zbieram pozytywne recenzje przede wszystkim za to „jak piszę”, a dopiero w drugiej kolejności za życie jakie prowadzę, jest dla mnie wielkim komplementem.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze