Edyta Klim

Za sprawą motocykli nauczyła się cieszyć wszystkim, zawsze uśmiechać i spełniać marzenia @gixx_rider

Sandra Krajcer to studentka ratownictwa medycznego i fizjoterapii, zafascynowana sportowymi motocyklami. Chcąc rozwinąć motocyklową pasję była nieustępliwa, bo nic nie daje jej tyle radości i wewnętrznej siły, co motocykl.

Wybrałaś dla siebie motocykl sportowy, bo Ci się podoba, czy raczej chodzi o emocje, jakie wywołuje jazda na nim?

Ciężko stwierdzić, bo tak naprawdę nigdy nie widziałam innej możliwości. Już jako 13-latka, kiedy zaczynałam swoje starania o posiadanie motocykla, to w głowie miałam jego sportową sylwetkę. Nigdy nie zastanawiałam się dlaczego. Kiedy tata po raz pierwszy zawołał mnie, żeby pokazać, co dla mnie wybrał, to musiałam bardzo delikatnie mu wytłumaczyć, że niestety z motocyklem szosowym się nie polubimy i myślałam troszkę o czymś innym… Po zawiłych bataliach o typ motocykla, kilka miesięcy później przywieźliśmy do domu TZR-kę. I dzisiaj, kiedy minęło już prawie 6 lat od pierwszej jazdy na niej, dalej nie widzę siebie na żadnym innym typie motocykla.

To tato wspierał Cię na początku motocyklowej pasji?

Mój tata jest pasjonatem i motocyklistą od kilkudziesięciu lat. Dlatego też motocykle były w moim życiu, od kiedy pamiętam. Jak byłam dzieckiem, to tata zabierał mnie, mamę, a w późniejszym czasie siostrę, na zloty. Tam sadzali mnie na przeróżnych motocyklach i poznawali z „ciociami i wujkami” – jednak to, że zostanę motocyklistką wcale nie było oczywiste…

Do tej pory nie wiem, skąd w mojej głowie zrodził się ten pomysł, ale pewnego dnia, przy obiedzie, powiedziałam rodzicom, że chce mieć motocykl. To było 9 lat temu i wcale nie spotkało się z entuzjazmem z ich strony. Uznali, że z czasem na pewno mi przejdzie, więc po wielu rozmowach zaproponowali warunki, których spełnienie zajęło mi prawie 3 lata. Ale udało się i pierwszym moim motocyklem była wspomniana Yamaha TZR. Jednak przygoda z nią nie była taka, jakiej się spodziewałam, bo właściwie zostałam z nią sama i musiałam wszystkiego uczyć się na własną rękę.

Później to nastawienie rodziców się zmieniło?

Rodzice bardzo dużo mi pomagali przy zdobywaniu prawa jazdy kat. A1 – bez ich pomocy to byłoby niemożliwe. Wozili mnie aż 50 km, żebym mogła odbyć kurs i zdać egzamin. Moje początkowe problemy z egzaminem zdawały się ich nie odstraszać, za co jestem teraz wdzięczna. Kupili mi też kombinezon tekstylny i rękawice, a kask odziedziczyłam po mamie (śmiech).

Potem nastąpił nagły zwrot akcji i temat motocykli w domu się urwał. Myślę, że z troski rodzice nie chcieli nakręcać mnie bardziej i liczyli, że odpuszczę. Powiedzieli wprost, że na ich pomoc i aprobatę w tym temacie liczyć nie mogę i muszę sobie radzić. Ale czasem zdarzają się od tego odstępstwa – w czerwcu zawieźli mnie na tor Poznań.

Widać, że się nie poddałaś – na co się później przesiadłaś?

Nie poddałam się, choć często napotykałam na swojej drodze duże problemy – od braku wsparcia, niekompetencji instruktora prawa jazdy, licznych docinek, po kombinatorstwo, żeby zrobić kolejną kategorię prawa jazdy, kupić inny motocykl i jeździć tam, gdzie chce (nie narażając się na komentarze i przewracanie oczami). Po zrobieniu prawa jazdy rodzice zgodzili się na większy motocykl i była to Yamaha YZF125-R. Zaliczyłam na niej mały wypadek, ale zupełnie nie przeszkodziło mi to w dalszej realizacji motocyklowych planów.

Później zdałam kolejne prawo jazdy na kat. A2 i zaczęłam poszukiwania nowej perełki. W listopadzie 2018 trafiłam w końcu na mojego „Gixxera”, a konkretniej Suzuki GSX600-R K7. Jeździłam po całym kraju za motocyklem po cichu. Rodzice dowiedzieli się o nim, kiedy mama znalazła kartę pojazdu i nie było zabawnie (śmiech).

Obecny motocykl w pełni spełnia Twoje oczekiwania? Czy masz jakiś inny, wymarzony?

Spełniał oczekiwania do… tamtego roku. Naprawdę jest wspaniały, zwinny, szybki, a do tego ma nienaganną sylwetkę i zapewnia wygodną pozycję kierowcy. Dodałam mu też troszkę mocy, podczas styczniowego serwisu. Na drogę czy tor więcej nie potrzeba – dobrze zdaję sobie z tego sprawę, a jednak rozglądam się za jej większą siostrą, litrowym GSX-R z 2009 roku. To będzie mój ostateczny motocykl, ale na razie za dużo zainwestowałam w obecny, żeby go teraz sprzedawać.

Gdzie i jak dużo nim jeździsz? Wspomniałaś, że bywasz na torze?

W tym sezonie, z powodu bardzo angażującej pracy i oddania się studiowaniu ratownictwa medycznego i fizjoterapii, nie było za dużo okazji do jazdy. W poprzednich sezonach robiłam ok. 10 tys. km rocznie, udając się głównie na spontaniczne wycieczki. Na Suzuki jeździłam po torze Radom w tamtym sezonie, a w tym udało się na Poznaniu.

Spodobało Ci się? To dla Ciebie zabawa, ściganie się, czy zdobywanie potrzebnych umiejętności?

Torowanie jest fantastyczne, ale bardzo denerwowało mnie, gdy przede mną zbierała się grupa kilku motocykli i nie dało się ich wyprzedzić, nie narażając się na niebezpieczne manewry. Było wiele sytuacji, w których motocykliści po prostu nie umieli się zachować, uniemożliwiali wyprzedzanie lub wyprzedzali na prostej i hamowali w szczycie zakrętu. To sprawiało, że przestała to być zabawa, nie dało się też ścigać. Jeśli chodzi o zdobywanie potrzebnych umiejętności to preferuje pitbike, gdzie nie obawiam się upadków, bo koszty naprawy są niewielkie.

Swojego partnera też poznałaś przez motocyklową zajawkę?

W sumie nie, bo kiedy poznałam Oskara, to na początku oboje ukrywaliśmy przed sobą fakt bycia motocyklistami. W końcu on przyznał się do posiadania motocykla i pewnie nie spodziewał się, że będziemy jeździć nimi ramię w ramię (śmiech). Ostatecznie Oskar w tym sezonie przesiadł się na motocykl sportowy i wspólnie planujemy wycieczki czy wypady na tor.

Kobieta na sportowym motocyklu robi wrażenie? Często zaczepiają Cię obcy ludzie? 

Nie wiem czy wrażenie, ale na pewno ciekawość. Sporo ludzi patrzy na mnie, kiedy stoję na światłach czy ściągam kask pod sklepem. Parę lat temu w okolicznych miejscowościach zaczepiali mnie częściej, teraz już chyba przywykli do mojej obecności (śmiech). Zwykle takie ”zaczepki” przebiegają przyjemnie – uprzejma wymiana zdań, życzenie miłego dnia. Ostatnio pozytywnie zaskakuje mnie ilość starszych ludzi, którzy odbierają mnie pozytywnie. Czasem zdarzają się też niestety nieprzyjemni mężczyźni – chamskie komentarze i przechwałki. Kiedyś zdarzyła się sytuacja, że jakiś chłopak wsiadł mi na tylne siedzenie, kiedy chciałam odjechać i stwierdził, że muszę go przewieźć, a inny podczas krótkiego postoju w celu odebrania telefonu, wyjął mi kluczyki ze stacyjki i stwierdził, że dopóki nie dam mu numeru, to nie odda. Bywa różnie…

Co motocykl wniósł do Twojego życia? Wyobrażasz sobie czasem, jakby wyglądało Twoje życie bez niego?

Motocykl pojawił się w moim życiu na tyle wcześnie, że ukierunkował moje późniejsze decyzje. Uczynił mnie pracowitą i sumienną, zmusił do odpowiedniego zarządzania pieniędzmi. Jeśli chciałam kombinezon czy kask, wiedziałam, że muszę być kreatywna w zdobywaniu źródeł dochodu i oszczędna – co dla nastolatki to nie jest najprostszym zadaniem (śmiech). Nauczył mnie, że po każdym upadku trzeba wstać i iść dalej, że wszystko da się osiągnąć, a każdy kto staje na drodze, to tylko kolejny pachołek do ominięcia. Może to dziwne, ale motocykl był też dla mnie źródłem wsparcia, kiedy nie było nikogo. Kiedy wszystko się sypało on zawsze stał w garażu i czekał, milczący, nieoceniający. Stanowił pewną ideę, która pochłonęła mnie na tyle, że udało się przetrwać gorsze czasy. Zawsze był nieopisanym szczęściem, a dźwięk silnika dawał mi radość na cały dzień. Myślę, że to za sprawą motocykli nauczyłam się cieszyć wszystkim, zawsze uśmiechać i spełniać marzenia. Teraz kiedy patrzę na Suzuki wiem, że jest symbolem mojej siły i upartego dążenia do celu. Skoro osiągnęłam to, osiągnę wszystko!

Instagram: www.instagram.com/gixx_rider/

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze