Test Renault Fluence 1.5 dCi 130 KM – kukułcze jajo

Dlaczego kukułka to bezduszny pasożyt? Bo uciążliwy obowiązek w kształcie jaja podrzuca ptakom innego gatunku. Szybko i skutecznie pozbywa się problemu ciesząc się niczym nieskrępowaną wolnością. Fluence z pewnością jest takim jajem. Czyim? Tego do końca nie wiadomo.

Któż chciałby się pozbywać ze swojej oferty samochodu, który całkiem nieźle się prowadzi, a komfortu oferuje w nadmiarze, wyraźnie odstając od pozostałych wychowanków Renault? Ale zacznijmy od początku.

Fluence do oferty Renault został „podrzucony” w 2009 roku. Jego inauguracja odbyła się po cichu i bez echa, chociaż miał zastąpić znane wszystkim Renault Megane w wersji sedan. Producent postanowił jednak nie traktować przybysza zbyt po macoszemu i w 2012 roku ufundował mu subtelny lifting. Wygląd zewnętrzny nieco się zmienił, ale gabarytowo Fluence nadal pozostał całkiem sporym sedanem. Nadwozie o długości 4620 mm to obietnica nie tylko rodzinnych możliwości, ale wysokiej rangi urzędnicy nadal pozostają zbyt nadętymi snobami, aby przekonać się o tym na własnej skórze. O ile przednie reflektory oraz atrapa chłodnicy do złudzenia przypominają model Megane, o tyle kufer samochodu jest doklejonym niewielkim sklepem osiedlowym. Wcale nie trzeba go otwierać, aby się przekonać o jego właściwościach, ale o tym w dalszej części tekstu.

Wnętrze – na deser
Kabina pasażerska to lody o smaku czekolady i wanilii; właśnie te dwa odcienie opanowały całe wnętrze. Jest jasno, ładnie i po prostu tak inaczej, że z Renault Fluence nie chce się wysiadać. Wprawdzie widocznych jest sporo zapożyczeń z wspomnianego wcześniej Renault Megane, ale materiały zostały lepiej spasowane – jeżeli się czepiać to już naprawdę na siłę. Francuskie korzenie tego samochodu zdradza bogata lista dodatków w seryjnym wyposażeniu. Automatyczna, dwustrefowa klimatyzacja z nawiewem na tylną kanapę, z podłokietnikiem oraz żaluzje przeciwsłoneczne, to cenne dodatki na pokładzie samochodu, które zadbają o komfort wszystkich podróżnych.

Kierowca nie jest tu pępkiem świata. A miejsca w tym samochodzie naprawdę jest pod dostatkiem, tu nikt nie będzie miał prawa narzekać. Na tylnej kanapie można się poczuć co najmniej jak minister. Sporo jest tu miejsca na nogi oraz długie siedzisko – dzięki nim rolą pasażera można się wręcz rozkoszować. To jeden z nielicznych samochodów w tej klasie, w którym większy komfort można odczuć siedząc z tyłu aniżeli z przodu. Zwłaszcza, że przednie fotele mają dość niskie oparcie. W przypadku wyższych osób będzie się ono kończyć na wysokości łopatek. A tak dobrze zaczęła się ta przygoda. Wszelkie grzeszki zrekompensuje bagażnik wielkości małej wyspy na morzu śródziemnym (450 l). Jest pojemny niczym jezioro Śniardwy. Wygląda, że przewiezie wszystkie pomysły, udźwignie owoce każdej fantazji.

Jazda – odmieniec
Po przekręceniu kluczyka swoją obecność podkreśli wysokoprężny silnik ukryty pod maską. Odgłos jego pracy jest bardzo subtelny, chociaż na wyższych obrotach może nieco „pokrzyczeć”. Ten „krzykacz” to już dobrze znana jednostka obecna w motoryzacyjnym świecie pod oznaczeniem dCi. W tym przypadku jest to 130-konny diesel o maksymalnym momencie obrotowym wynoszącym 320 Nm. Czy taka moc wystarczy, aby wprawić w ruch tę wielką kość słoniową (dokładnie tak się nazywa ten kolor lakieru). To pierwsze pytanie, jakie wpada do głowy na widok masy (1433 kg) w dowodzie rejestracyjnym. Szybko się jednak okazuje, że właśnie taka liczba mechanicznych rumaków idealnie pasuje do tego samochodu. Silnik jest bardzo elastyczny, a przyrost mocy można odczuć już od najniższego zakresu obrotów. Dzięki temu zjawisko „turbo dziury” jest praktycznie niewyczuwalne, a turbosprężarka jest praktycznie cały czas w pogotowiu. Zaspanie? Można odnieść wrażenie, że to absolutnie nie jest w jej stylu. Nie jest też już niespodzianką, że ten silnik odznacza się rekordowo niskim zużyciem paliwa. Nie inaczej było w tym przypadku. W cyklu miejskim bez problemu udało się osiągnąć wynik na poziomie 7,3 litra. Przy takich gabarytach to naprawdę prawdziwy powód do radości. Do współpracy z tym silnikiem została przydzielona manualna, 6-biegowa przekładnia będąca dalszym ciągiem miłych wrażeń z jazdy. Dźwignia zmiany biegów pracuje z taką lekkością, a jednocześnie precyzją, jak jeszcze nigdy dotąd w żadnym samochodzie ze stajni Renault. Można spędzić cały dzień za kierownicą na zmianę redukując i wrzucając wyższy bieg, i wcale nie mieć tego dosyć. Pomyśleć, że to auto na pierwszy rzut oka absolutnie nie zdradza takiej ilości pozytywnych niespodzianek.

Ann Bradshaw: pionierka w zarządzaniu mediami w F1

Zawieszenie przypomina gąbkę do kąpieli – niezwykle dobrze wybiera wszelkie nierówności na drodze a jednocześnie pracuje cicho i dyskretnie. Przede wszystkim jest jednak bardzo miękko zestrojone. Na zakrętach można odnieść wrażenie, że nadwozie nie nadąża za kołami. Ale właśnie ta miękkość stoi za doskonałym komfortem, jaki odczuwają wszyscy pasażerowie będący na pokładzie. Bez wyjątku. Nawet na bardzo nierównej nawierzchni, można się poczuć jak na drogim jachcie – delikatnie nami pobuja, podczas kiedy za oknami będzie szalał prawdziwy sztorm. Nieco pobuja również przy gwałtownym manewrze wyprzedzenia nieoczekiwanej przeszkody na drodze. W celu jej ominięcia trzeba zrobić solidny, pełny obrót kierownicą, aby samochód zechciał wykonać nasze polecenie, bo do pełnego skrętu kół niezbędne są trzy obroty. Dosyć sporej kierownicy.

Po kilku dniach za kierownicą…
… okazało się, że to naprawdę bardzo fajne auto. Wyglądem zewnętrznym wcale nie zwraca na siebie uwagi i dlatego z pewnością niewiele osób skusi się na jego zakup. A szkoda, ponieważ to prawdziwa perełka wyszukana w dosyć obszernej ofercie producenta. Renault Fluence, mimo swojej futurystycznej nazwy, to solidny i dosyć spory sedan. Ale przede wszystkim to bardzo komfortowy poduszkowiec, który stylem jazdy odstaje od wszystkich innych modeli marki. Zła wiadomość jest taka, że testowany, 130-konny diesel został wycofany z oferty. Samochód jest oferowany z jednym, 110-konnym silnikiem benzynowym, oraz silnikiem diesla w dwóch wariantach mocy: 95 oraz 110 (również z automatyczną skrzynią biegów) KM. Jego ceny promocyjne zaczynają się od 49 500 złotych. W najbogatszej, testowanej wersji wyposażenia Intense ze 110–konnym, wysokoprężnym  silnikiem zapłacimy 70 700 złotych. To tyle, co za dobrze wyposażone auto kompaktowe. Ale żadne z nich nie zaoferuje tak dużej ilości miejsca oraz tak dużego komfortu.

Na TAK:
– niskie zużycie paliwa
– bardzo komfortowe zawieszenie
– dobre właściwości jezdne

Na NIE:
– brak mocniejszych jednostek w ofercie
– zbyt mało precyzyjny układ kierowniczy

Renault Fluence 1.5 dCi 130 KM – dane techniczne:
Silnik – wysokoprężny, dCi, turbodoładowany, 4-cylinndrowy
Pojemność – 1598 cm3
Moc – 130 KM przy 4000 obr/min
Moment obrotowy – 320 Nm przy 1750 obr/min
Masa własna – 1433 kg
Napęd – na przednią oś
Prędkość maksymalna – 200 km/h
Skrzynia biegów – manualna, 6-biegowa
Pojemność bagażnika – 450 litrów
Pojemność zbiornika paliwa – 60 litrów
Długość/szerokość bez lusterek/wysokość – 4622/1809/1479 mm

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

Jest to zupełnie nowy silnik renault 1.6 dci a nie jak pisze autor 1.5. Spalanie w mieście poniżej 6 litrów, wiem co mówię właśnie takim autem jeżdżę. Kultura pracy tego silnika jest naprawdę wysoka, przejechane już 50.000 km jak narazie bez żadnej awarii.

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

7,3 l w mieście to spali dostawczy vw

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze