Kamila Nawotnik

Test Mini Cooper S Cabrio 2.0 Turbo – mały, ale wariat!

Mini Cooper S z wiekiem staje się większy i cięższy, a mimo to nadal potrafi doskonale wpasować się w obwiązujące trendy, nie gubiąc przy tym swojej tożsamości. Na przestrzeni lat stał się symbolem „babskiego auta”, a wrażenie to ulega spotęgowaniu w przypadku kabrioletu. Nie bacząc jednak na stereotypy, postanowiłyśmy sprawdzić, czy nowy Cooper S Cabrio jest czymś więcej niż uroczym wabikiem przyciągającym spojrzenia.

Bardzo lubię samochody, w których przemyślane detale skutecznie podkreślają ogólny pozytywny efekt. Tak właśnie jest w przypadku Mini – w autach tej marki zawsze widać konsekwencję i dbałość o tradycję, która z każdą kolejną wersją wzmacniana jest nowoczesnymi elementami.

W porównaniu do poprzedniej generacji, Cooper S wyraźnie przybrał na wadze. Przednia część samochodu stała się masywniejsza dzięki poszerzonemu rozstawowi kół i większej zabudowie przedniego zderzaka. Urosły także reflektory, wyposażone w świetnie prezentujące się diodowe pierścienie, które zmieniają barwę na pomarańczową po włączeniu kierunkowskazu. Z tyłu nie zabrakło brytyjskiej flagi Union Jack, której wzór przebija się przez tylne lampy obramowane chromem. Za niecałe 3500 zł podobna ozdobi także poszycie dachu.

Nie ma mowy o nudzie

Testowany egzemplarz pomalowany został lakierem Electric Blue. Czarne pasy przechodzące przez maskę i drzwi bagażnika wymagają dopłaty 660 zł. Samochód w pakiecie wyposażenia John Cooper Works Trim (koszt 19 tys. zł) stoi na 17-calowych czarnych felgach ze stopów lekkich z emblematami JCW. Koszt dodatków podaję nie bez powodu – łatwo zauważyć, że już same wizualne “bajery” znacznie podnoszą cenę auta.

Wymiary i masy Mini Cooper S Cabrio 2.0 192 KM AT6 FWD

Długość: 3821 mm
Szerokość: 1727 mm
Wysokość: 1415 mm
Masa własna: 1370 kg
Rozstaw osi: 2495 mm
Prześwit minimalny: 115 mm
Minimalna pojemność bagażnika: 160 l
Pojemność zbiornika paliwa: 44 l

Wnętrze wita nas przyjemną w dotyku, pikowaną tapicerką skórzaną w beżowym kolorze o nazwie Satellite Grey. Deskę rozdzielczą zdobią ciemne panele z dodatkiem chromów, włókna węglowego oraz wysokiej jakości plastików z efektem Piano Black. Fotele regulowane częściowo za pomocą przycisków elektronicznych są bardzo wygodne i pozwalają zrelaksować się nawet podczas długiej podróży. Cooper S w ogóle jest bardzo komfortowym autem – idealnie wymierzone podłokietniki, wyprofilowane zagłówki i rozmieszczenie przycisków pozwalają od pierwszych minut zadomowić się w tym samochodzie. Faktyczna jazda uwidoczniła jednak mankamenty montażowe – całe auto trzeszczy, a zewsząd słychać „chodzące” elementy nadwozia.

Sportowa kierownica JCW pozwala na sterowanie multimediami i informacjami wyświetlanymi w czytelny sposób na wyświetlaczu head-up. Plusem jest scalenie kolumny z zegarami, co eliminuje problem zasłonięcia prędkościomierza. Na konsoli centralnej nie zabrakło charakterystycznego okręgu, który otacza dotykowy ekran multimedialny. Wzbogacony został diodową listwą, dopasowującą barwę w reakcji na działania kierowcy takie jak zmiana temperatury, trybu jazdy czy przyspieszanie. Całość wygląda efektownie i kojarzy mi się z fluorescencyjnymi bransoletkami spotykanymi na festiwalach – w pewien sposób Cooper S pobudza młodzieżową naturę kierowcy. Do kolejnego skojarzenia pcha mnie projekt przełączników. Nawiązują one do tych umieszczonych w samolocie i to dotyczy także przycisku Start/Stop. Dzięki ciekawej stylistyce inspirowanej awioniką, zwykłe uruchomienie silnika przypomina procedurę startu rodem z myśliwców.

Po zmroku oświetlenie ambientowe wypełnia kabinę, koncentrując się w szczególności na wnętrzu klamek na drzwiach, konsoli u szczytu przedniej szyby, przyciskach i oświetleniu nóg kierowcy i pasażera. Na desce rozdzielczej rozświetla się też kolejna flaga Union Jack. Pojęcia nie macie, jak długo szukałam opcji zmiany koloru oświetlenia – okazało się, że zamiast stosownej zakładki na ekranie, ukryto ją pod postacią przełącznika na panelu pod sufitem. Na pocieszenie, przy wysiadaniu w oczy kierowcy rzuca się jeszcze jeden detal – zmodernizowane logo Mini, wyświetlane na podłożu z wnętrza drzwi. Jedna z tych zachwycających „głupot”, dzięki którym tego auta po prostu nie da się pomylić z żadnym innym.

Prowadzenie i osiągi

W porównaniu z drugą generacją, nowe Cabrio dostało większy, ale i nieco słabszy silnik. Wywołującą ambiwalentne uczucia jednostkę 1.6 THP zastąpił dwulitrowy benzyniak Twinturbo o mocy 192 KM. Moment obrotowy 260 Nm dostępny w bardzo szerokim zakresie 1350-4600 obr./min. w zupełności wystarczy do szybkiej, sportowej jazdy. Silnik dobrze też dogaduje się z automatyczną skrzynią dwusprzęgłową Steptronic. Układ zazwyczaj trafnie odczytuje zamiary kierowcy i dostosowuje przełożenia do pożądanej dynamiki. Jeśli chcemy dać upust swojej dzikiej naturze, nie ma sprawy! W przypadku agresywnej jazdy w trybie sportowym wyraźnie czuć moment redukcji, która na mój gust następuje odrobinę za późno. Kiedy jednak układ znajdzie właściwy bieg, samochód wystrzela do przodu jak z procy, a na twarzy pojawia się ogromny uśmiech. Zwłaszcza, że w razie potrzeby możemy przejąć kontrolę i sterować przełożeniami za pomocą lewarka lub łopatek przy kierownicy.

Wprawdzie czas potrzebny na osiągnięcie “setki” to 7.1 s, ale przy otwartym dachu każda z nich jest czystą frajdą. Wtedy też dociera do nas kolejny aspekt wpływający na poziom czystego funu z jazdy, czyli układ wydechowy. Już przy włączeniu silnika Cooper S wita kierowcę rasowym pomrukiem – nie nachalnym, ale z charakterem. W trybie sportowym układ jest głośniejszy i bardziej basowy, sporadycznie zaskakując efektem „strzału z rury” przy redukcji. 

Mało który samochód pozwala na wariacką jazdę w poślizgu, dając się przy tym tak intuicyjnie kontrolować. Mini gubi przyczepność bardzo łatwo – może nawet za bardzo, biorąc pod uwagę sytuacje awaryjne jak nagłe hamowanie. Potrafi jednak zgrabnie szaleć na rondzie lub uciec kołem po wrzuceniu drugiego biegu, a to obietnica dobrej zabawy. Zwłaszcza, że kierowca nie ma absolutnie żadnego problemu z wyczuciem zamiarów i reakcji samochodu.

W trybie sportowym zawieszenie jest twarde (choć nie tak “kamienne” jak w przypadku wersji JCW), ale jeśli mamy ochotę oddać się przemyśleniom i wyciszyć, Mini pójdzie nam na rękę. Adaptacyjne amortyzatory wytłumią większość nierówności na drodze, a automatyczna skrzynia odciąży nas, zmieniając biegi liniowo i niemal niewyczuwalnie.

Magia zamknięta w otwartym dachu
Kabriolety kojarzyły mi się zawsze z łysiejącymi mężczyznami w kryzysie wieku średniego lub słodkimi blondynkami – tak czy inaczej, chodziło o to, żeby zaprezentować się i zamanifestować coś światu. Z tego względu zawsze miałam lekki opór przed jazdą samochodami w tym nadwoziu – a tym bardziej uznanym za ideał „uroczego, babskiego auta” Mini. Testowany przez nas Cooper S to jednak inna bajka, ponieważ w tej wersji cała magia rozpoczyna się dopiero po całkowitym złożeniu dachu.

Na przekór wszystkiemu, zacznę od wad. Przede wszystkim, w opcji „zamkniętej” Cooper S Cabrio jest szalenie niepraktyczny. Gruba krawędź górnej szyby została poprowadzona bardzo nisko, przez co stojąc na światłach nie mam szans dostrzec sygnalizacji. Podobny problem przysparza ograniczający widoczność, równie spory słupek A. Z małym rozczarowaniem spotkają się też próbujący podróżować w więcej niż dwie osoby. Mam 171 cm wzrostu i jestem przeciętnej budowy – za fotelem kierowcy ustawionym „pod siebie” udało mi się ledwo zmieścić, a na pewno nie wytrzymałabym w tej ściśniętej pozycji dłużej niż ok. 30 minut. Nie chodzi nawet o miejsce na kolana – również stopy ledwo mieszczą się pod siedzeniami pierwszego rzędu. Nie wyobrażam sobie, by z tyłu zdołał wcisnąć się przeciętnych wymiarów mężczyzna, nawet przy najlepszych intencjach. Nie powinno być natomiast problemu z posadzeniem na kanapie dzieci – zwłaszcza, że Cooper S wyposażony jest w system ISOFIX, ułatwiający montowanie fotelików.

Zapomnijcie jednak o wózku. Bagażnik przy otwartym dachu mieści 160 l, a przy zamkniętym 215 litrów. Nie ma tu klasycznej pokrywy – jest za to klapa otwierana do dołu. Można na niej usiąść, ale uwaga, bo maksymalny udźwig wynosi 80 kg. Lepiej więc zapomnijmy o deserach. Jeśli dach jest złożony, specjalne dźwignie Easy Load zamontowane po bokach pozwolą nam unieść górną ramę i zwiększyć dostęp do wnętrza bagażnika. Mini twierdzi, że dzięki kanapie dzielonej w proporcji 50/50 mamy możliwość przewiezienia deski surfingowej, na to jednak moja wyobraźnia (podobnie chyba jak auto) znowu okazuje się zbyt mała.

Poszycie do 30 km/h rozkłada się elektrycznie w trzech trybach – zamkniętym, częściowo otwartym i całkowicie otwartym. Podawany przez producenta czas potrzebny na jego pełne otwarcie/zamknięcie wynosi ok. 18 s. Nam udało się osiągnąć wynik lepszy o dwie sekundy. Niestety, przez cały czas musimy wychylać się i wciskać guzik umieszczony na konsoli pod sufitem, co jest mało wygodne, zwłaszcza jeśli auto jest w ruchu. W tej kwestii przydałaby się większa automatyka.

Skoro jest taki zły, dlaczego postanowiłam wpisać go na swoją listę „do kupienia”? Bo niewiele aut dało mi tyle frajdy i pozwoliło w tak przyjemny sposób zrelaksować się za kierownicą. Gdy warunki atmosferyczne sprzyjają, wszystkie wcześniej wymienione wady tracą znaczenie. Oczywiście nagle nie nikną – ale z otwartym dachem nie przeszkadzało mi podjechać trochę bliżej sygnalizacji, by dostrzec kolor światła. Ktoś nie mieści się z tyłu? To nawet lepiej, bo ręcznie montowana siatka zmienia układ powietrza opływającego auto, więc większa prędkość nie urywa mi głowy. Nie obchodzi mnie też mały bagażnik, bo jazda tym samochodem jest celem samym w sobie i nie potrzeba mi do szczęścia nic poza stałym dopływem paliwa.

Ile to pali?
A skoro mowa o spalaniu, to spieszę donieść, że Mini raz potrafi być zadowalająco oszczędne, a raz wygłodniałe. Podczas dłuższej wyprawy pozamiejskimi drogami w trybie zrównoważonym samochód palił 7,2 l/100 km, ale przy większych staraniach udałoby się zejść do ok. 6,8 l/100 km. Natomiast przy jeździe sportowej i lekko szalonej, rezerwa zbliżała się w tempie 16 l/100 km. Jak widać, rozrzut jest spory, a wszystko zależy od humoru kierowcy. Mój średni wynik z całego testu wyniósł 11 l/100 km.

Multimedia i funkcje
Jeśli jesteście audiofilami, spodoba wam się zestaw audio Harman Kardon, który zapewnia wysokiej jakości dźwięk i dopasowuje głośność muzyki do aktualnej prędkości pojazdu. Wspomniany już ekran dotykowy o przekątnej 8,8 cala działa szybko, a dzięki dobremu kontrastowi i nasyceniu barw jest czytelny o każdej porze dnia. W dodatku oferuje opcję dzielenia okien. Jeśli nie umiemy czegoś ustawić, bez paniki – Mini służy podpowiedziami z instrukcją obsługi niemal każdej funkcji. Wrodzona szczerość każe mi dodać, że czasem jest to wręcz natrętne, a przez to irytujące.

Nawigacja z automatyczną aktualizacją map bez problemu prowadzi do celu i jest prosta w obsłudze. Po drodze o nasze bezpieczeństwo dba kontrola trakcji (DTC) i systemy utrzymywania stabilności jazdy (DSC). Można je wyłączyć, ale czy wiecie, dlaczego Mini tak zwinnie pokonuje szykany? To m.in. zasługa znanej chociażby z poprzedniego JCW elektronicznej blokady mechanizmu różnicowego (EDLC), aktywowanej właśnie w przypadku odłączenia DTC i DSC. Tym razem znalazła się już w wyposażeniu standardowym, podobnie jak wspomagający działanie szpery system rozdzielania siły napędowej Performance Control, znany także z BMW.
Aktywny tempomat pomaga dostosować prędkość do aut jadących przed nami, a funkcja wykrywania pieszych w razie kolizji postara się ograniczyć jej skutki, hamując w obliczu bezpośredniego zagrożenia. Samochód pilnuje także bieżących ograniczeń prędkości. Ciekawostką technologiczną jest system ochrony przed dachowaniem (choć właściwa nazwa powinna brzmieć raczej „w trakcie dachowania”). W jego skład wchodzi ukryty za fotelami pałąk antykapotażowy, aktywowany w razie wypadku i chroniący wówczas głowy kierowcy i pasażerów.

Cennik
Bazowa cena kabrioletu Cooper S to 127 600 zł. Wszystkie dodatki zainstalowane w testowanym przez nas egzemplarzu podniosły jego wartość o kolejne 75 tysięcy. Najtaniej kupimy klasycznego Coopera Cabrio z silnikiem o mocy 136 KM i manualną skrzynią, którego wyceniono na 105 400 zł. Topowy John Cooper Works (231 KM) to już wydatek rzędu 154 600 zł.

Podsumowanie
Mini Cooper S Cabrio średnio spisuje się jako „wygodny” mieszczuch, ale za to doskonale odgrywa rolę sportowej zabawki na co dzień. A co jest w nim najfajniejsze? To, że niezależnie od tego, jak zmęczeni jesteśmy lub jakiego kalibru problemy zawracają nam głowę, jazda tym autem absolutnie zawsze poprawia nastrój. Dlatego, nawet pomimo wielu wad, poleciłabym je każdemu i sama chętnie postawię je w swoim garażu.

TO NA PLUS:
– dynamika jazdy
– ciekawe detale stylistyczne
– wysoka jakość materiałów
– dobra praca skrzyni
– zestaw audio
– Połączenie tradycji z nowoczesnością
– blokada dyferencjału w standardzie
– czysta frajda z jazdy

TO NA MINUS:
– spasowanie elementów nadwozia i wnętrza
– brak miejsca na nogi w drugim rzędzie
– ograniczona widoczność wokół auta
– mały bagażnik
– utrata przyczepności w sytuacjach awaryjnych

Dane techniczne Mini Cooper S Cabrio 2.0 192 KM AT6 FWD0

Silnik: Benzynowy R4 Twinturbo
Pojemność skokowa: 1998 cm3
Moc:  192 KM przy 5000 obr./min
Maksymalny moment obrotowy: 245 Nm przy 1250-4750 obr./min
Skrzynia biegów: automatyczna 6-stopniowa
Prędkość maksymalna: 230 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h 7.1 s

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze