Kamila Nawotnik

Test Abarth 595 Monster Energy Yamaha – czy ktoś to kupi?

Zacznę z grubej rury - Fiat 500 zawsze był dla mnie za słodki i za spokojny, no i kojarzył się głównie z zawalidrogami i osobami kompletnie nie orientującymi się w sztuce parkowania. Abarth 595 jest już ciekawszy i na pewno ostrzejszy, choć pozostaje trochę nieodgadnionym tworem. Właśnie dlatego chętnie wzięłam na test wydanie Monster Energy Yamaha. Jesteście ciekawi, co z tego wyszło? Zapraszam do lektury!

Oczywiście nie ma sensu spodziewać się w tym przypadku wielkiej rewolucji, ponieważ Abarthy tworzone na bazie 500-tki znane są już na rynku od kilkunastu lat i doczekały się wielu edycji specjalnych. Monster Energy Yamaha jest jedną z nich i jak się pewnie domyślacie, powstała we współpracy z dwoma firmami – producentem napojów energetycznych Monster oraz legendą w świecie motocyklowym, Yamahą. Auto nawiązuje do modelu Yamaha YZR-M1, którym ścigał się Valentino Rossi, a produkcję tej wersji limitowanej ograniczono do 2000 egzemplarzy.

Fot. Kamila Nawotnik

Abarth 595 Monster Energy Yamaha – stylistyka

Egzemplarz, który trafił na nasz test, miał nadwozie w dwóch przykuwających uwagę kolorach – czarnym Scorpione oraz niebieskim Padio. Dobrze to współgrało z oksydowanymi 17-calowymi felgami aluminiowymi. Dodatkowo, wyróżniał się licznymi emblematami producentów, umieszczonymi między innymi na klapie maski, tylnych błotnikach i klapie bagażnika.

Kilka pojawiło się również we wnętrzu auta, choć tu trochę się zawiodłam. W środku jest całkiem sporo plastiku, w dodatku “rozluźnionego”. Przykładem niech będzie obudowa słupka A, która ruszała się bardziej ochoczo niż dziewczyny w teledysku do „Macareny”. Ogólnie, wnętrze zaprojektowane jest ładnie, choć widać, że materiały nie są najwyższej jakości. O ile z zewnątrz Monster Yamaha wygląda ciekawie i wręcz groźnie, o tyle w samochodzie za ponad 100 tys. złotych (testowana konfiguracja kosztuje 123 000 zł) spodziewałabym się lepszego wykończenia i ciekawszej mieszanki materiałów w kabinie.

Fot. Kamila Nawotnik

Wsiadając do samochodu, w głowie wciąż miałam wspomnienie mojej przygody z wersją Rivale, która miała okropne fotele, przypominające w odczuciu zwykłe drewniane krzesła. Tu na szczęście ten element poprawiono, choć nadal nie jest idealnie. Monster Yamaha wyposażony został w sportowe, specjalnie stylizowane fotele jednobryłowe, jednak kierowca wciąż musi liczyć się z wysoką pozycją za kierownicą, średnim podparciem i delikatnym wrażeniem siedzenia w czymś na kształt… samochodzików dla dzieci w supermarketach.

Abarth 595 Monster Energy Yamaha – nie-wygoda podróżowania. Przesadzam?

No dobrze, być może trochę. Faktem jest jednak, że trudno znaleźć optymalną pozycję za kierownicą. Na dyskomfort podczas jazdy mogą też narzekać osoby o wysokim wzroście, ponieważ mimo względnie wysoko poprowadzonej linii dachu, miejsca nad głową nie ma zbyt dużo. To, co mi się z kolei podobało, to gruby wieniec kierownicy, wygodnej w kręceniu i chwycie. Układ kierowniczy dysponuje zmienną siłą wspomagania w zależności od tego, czy wybierzecie jazdę w trybie normalnym, czy sportowym. W tym pierwszym chodzi bardzo miękko, może wręcz trochę za bardzo, co z pewnością czyni manewrowanie na parkingach banalnie łatwym. Jak zapewne wiecie, od lat we Fiatach można znaleźć przycisk „City”, uruchamiający tryb – jak to nazywałam – maślanej kierownicy. Tutaj działa to trochę podobnie, natomiast w trybie sportowym układ nabiera większego oporu.

Abarth 595 Monster Energy Yamaha – tak mały, na jaki wygląda

Niektóre auta sprawiają wrażenie ciasnawych, a w praktyce, po wejściu do środka okazuje się, że miejsca jest całkiem sporo. Tutaj się to nie sprawdza. Abarth ma niewiele ponad 3,6 m długości i 1,6 m. wysokości. W środku, poza pierwszym rzędem siedzeń, pozostaje mocno ściśnięty. Przekonałam się, że ja sama nie byłabym w stanie za sobą usiąść, a co dopiero wyższe osoby. Z tyłu powinny zmieścić się małe dzieci, choć już zamontowanie fotelika w mojej ocenie będzie przedsięwzięciem. Bagażnik również jest skromny i oferuje 185 litrów, ale powinien zmieścić typową walizkę podręczną.

Fot. Kamila Nawotnik

Abarth 595 Monster Energy Yamaha – zalety

Staram się do tego testu podchodzić maksymalnie obiektywnie, dlatego poza wymienianiem wad (a kilka ich niestety jest, nic nie poradzę) znalazłam też parę zalet i to całkiem mocnych. Poza wspomnianą już kierownicą, kolejną jest skrzynia biegów. Napiszę wprost: 5-biegowy manual Abartha jest jedną z moich ulubionych, dostępnych obecnie na rynku konstrukcji. Choć brakuje mi w nim 6. przełożenia, to muszę przyznać, że łatwość, z jaką manewruje się krótkim i grubym lewarkiem, szybkość reakcji układu na zmianę biegu oraz bezproblemowa redukcja i brak jakichkolwiek szarpnięć podczas jazdy, mocno poprawiły moją ogólną ocenę tego samochodu.

Kolejną rzeczą, która mi się podoba, to przyjemna dynamika jazdy. Mamy tutaj silnik 1.4 T-JET o mocy 165 KM, dostępnych przy 5500 obrotów oraz maksymalny moment wynoszący 201 Nm (w trybie Sport 230 Nm), osiąganych przy 2250 obrotach na minutę. Prędkość maksymalna samochodu to 218 km/h, a przyspieszenie do pierwszych 100 km/h zajmuje 7,3 sekundy. Brzmi to całkiem nieźle, zwłaszcza, że auto należy do lekkich, więc w realnym odczuciu jest przyjemnie dynamiczny.

Fot. Kamila Nawotnik

Kolejny plus to układ wydechowy Record Monza z czterema końcówkami, który okazał się dosyć nietypowy. W trybie normalnym jest raczej spokojny, natomiast w sportowym do moich uszu dochodziło jakieś mruczące dudnienie. Ten specyficzny układ wymaga wyczucia, ponieważ nie zachowuje się tak przewidywalnie jak to zazwyczaj bywa. Unika raczej charakterystycznych strzałów, a zamiast tego nieustannie serwuje donośny, głęboki warkot. Abarth w zasadzie brzmi jak motocykl!

Abarth 595 Monster Energy Yamaha – wady

Nie podoba mi się zużycie paliwa tego psotnika. W trybie mieszanym docierało do 9 l/100 km. Podobnie jeżdżąc w mieście – komputer potrafił wskazać na zużycie 10,5 l benzyny. Rzadko zdarzało mi się zejść niżej, choć z ręką na sercu, nie katowałam samochodu.

Co jeszcze powodowało mój dyskomfort? Standardowo w około 90% aut na rynku dźwignia kierunkowskazu ma wbudowany prosty system, pozwalający na wypuszczenie jednego lub trzech krótkich sygnałów, przydatny chociażby przy zmianie pasa. Zazwyczaj wystarczy wtedy szybkim ruchem lekko nacisnąć wajchę i mamy sprawę z głowy. Tu natomiast dopiero po kilku dniach zorientowałam się, że robiąc to, nie włączam kierunku. W przypadku Abartha, nie wystarczy nacisnąć dźwigni, ale trzeba ją jeszcze przytrzymać przez około sekundę/półtorej, żeby uruchomić serię sygnałów. Jest to z pewnością coś, do czego można się przyzwyczaić, choć wolałabym nie musieć tego robić.

Fot. Kamila Nawotnik

Kolejne zaskoczenie przeżyłam, orientując się, że w lusterku wstecznym zamontowano krzywe lustro, wobec czego sprawdzanie sytuacji na drodze za samochodem często wiązało się z lekkimi zawrotami głowy. Chyba pierwszy raz spotkałam się z czymś takim i nadal nie jestem pewna czy był to celowy zabieg, czy wypadek przy pracy.

Abarth 595 Monster Energy Yamaha – opinia

Ogólnie rzecz biorąc, Abarth 595 jest samochodem zabawnym i w jakiś sposób zadziornym, dość szybkim, zwrotnym i można nawet powiedzieć, że pociesznym. Nie wiem jednak czy zdecydowałabym się go kupić i jeździć nim na co dzień, choć oczywiście 595 ma swoich wiernych fanów. Mi jednak wydaje się w codziennym użytkowaniu zbyt toporny i niepewny, a przede wszystkim zbyt drogi jak na to, co oferuje.

To nam się podoba:

– wygląd nadwozia

– zwrotność i dynamika

– precyzyjna skrzynia biegów

To nam się nie podoba:

– wykończenie wnętrza, wyglądające „tanio”

– toporność i niepewność podczas prowadzenia

– zużycie paliwa

– cena

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze