O życiu rajdowo-rodzinnym opowiada Justyna Kurowska-Ferdek

Rajdy sprawiły, że jest kobietą spełnioną w swojej pasji. Jednocześnie te same rajdy pomogły jej zbudować szczęśliwą rodzinę. Justyna doskonale potrafi łączyć potrzeby rodziny z potrzebą adrenaliny!

Więcej wywiadów z motokobietami przeczytasz tutaj.

Trochę się zmieniło w Twoim życiu przez rok nieobecności na rajdach?
Oj tak! Końcówka 2012 i cały 2013 rok przyniósł ogromne zmiany w moim życiu prywatnym. Po nieukończonym 22. Rajdzie Dolnośląskim musiałam przerwać starty równo na rok. To był chyba 12. start w imprezach samochodowych, zarówno amatorskich, jak też tych licencjonowanych w tamtym roku. Koło wydarzeń, które zapoczątkowało te wszystkie zmiany, ruszyło właśnie na tamtym rajdzie…

Sam rajd nie zapowiadał się jakoś szczególnie – Paweł jak zwykle, startował na prawym, pilotując Szymka Rusina w BMW, a ja gościnnie wsiadłam do Tomka Zborowskiego. Na pierwszym oesie rajdową przygodę zakończył Paweł z Szymkiem. Niedługo później, bo na drugim – zakończyliśmy my z Tomkiem. Rajd przeniósł się do hotelu, a 4 tygodnie później okazało się, że… jestem w ciąży (śmiech). I oto zamiast rajdowego pudła i pucharów otrzymaliśmy z Pawłem – córkę. Potem przyspieszyliśmy trochę ślubne plany i już 12 stycznia 2013r. wzięliśmy ślub. Ot ciekawy początek roku!

Justyna Kurowska z Grzegorzem Wasilewskim w rajdówce.
fot. Jola Żuk

Na męża wybrałaś zawodnika – miłość od pierwszego oesu?
(śmiech) Z Pawłem poznaliśmy się pod koniec 2011 roku, przy okazji organizowanych we Wrocławiu „Niskich Łąk”. Jakoś tak zupełnie przypadkiem, więc nie pamiętałam o nim już kolejnego dnia… Natomiast w styczniu kolejnego roku Paweł podjął próby nawiązania kontaktu! Pamiętam, jak dziś nasze pierwsze wspólne spotkanie – to była niedziela 12 lutego, godzina ok. 22.30. Strasznie się nudziłam w domu i podjadając jakąś kolację czatowałam z Pawłem. Nagle w okienku czatu pojawiła się wiadomość: „Walim?” (przyp. red. rajdowy odcinek) odpowiadam : „tak!, kiedy?” I wtedy prawie zadławiłam się kawałkiem czegoś, co właśnie połykałam, bo w okienku dostałam wiadomość: „za 15 minut jestem po Ciebie”. Nie mogła chyba inaczej wyglądać nasza pierwsza randka?! (śmiech) I tak już zostało. Miłość od pierwszego Walimia.

Wiele Was teraz łączy i pasja rajdowa, i wspólne życie?
Faktycznie wspólna pasja powodowała, że doskonale się zgraliśmy także w codziennym, nie-rajdowym życiu.

Twoje plany i priorytety bardzo się zmieniły po tym pamiętnym Rajdzie Dolnośląskim?
Plany na najbliższy sezon były zupełnie inne, musieliśmy je zmienić. Ja planowałam dalsze starty na prawym – miałam propozycje stałych startów w RPP w sezonie 2013 od kilku zawodników. I kiedy pod koniec sezonu 2012 okazało się, że jestem w ciąży – z dnia na dzień przyszła do głowy myśl, że rajdowa pasja zakończona…

A tu niespodzianka – powrót Twój i Pawła w jednej rajdówce, na kolejnym Rajdzie Dolnośląskim! Teraz będziecie partnerami w życiu i na oesach?
Start w Rajdzie Dolnośląskim 2013r. zaplanowaliśmy od razu, jak dowiedzieliśmy się o tym, że jestem w ciąży. Zbieraliśmy budżet, czekaliśmy, zastanawialiśmy się nad autem. Ten rajd stał się dla nas naprawdę ważnym punktem we wspólnej przyszłości. Bez wątpienia jesteśmy parterami w małżeństwie. I tego żadne z nas nie zamierza i chyba nie pozwoli zmienić. Oesów, tych wspólnych, jeszcze mało mamy na koncie. Oczywiście na każdym, jednym wspólnie przejechanym kilometrze oesowym partnerujemy sobie. Jeśli tylko żadna siła wyższa nas nie doścignie i jeżeli pojawi się wsparcie finansowe naszej załogi – to chcemy „popartnerować” sobie w wielu wspólnych rajdach.

Macie malutką córeczkę, czy ona nie ucierpiała na Waszym rajdowym powrocie? Zadbaliście nawet o przerwy na karmienie!?
To pytanie często nas dosięga. Antosia podczas rajdu miała 3,5 miesiąca. Choć malutkie to jeszcze dzieciątko, to jednak nie na tyle, żebym nie mogła jej zostawić pod opieką innych osób na kilka godzin. Dla wielu to właśnie było abstrakcją! Razem z nami na rajd pojechali nasi przyjaciele. Ponieważ Antosia jest wciąż karmiona wyłącznie piersią – musieliśmy zadbać o logistykę przystawiania jej do piersi. Oczywiście przed rajdem uczyliśmy ją pić z butelki, tak żeby nie wydłużać przerw na jedzonko. I tak, podczas gdy my zapoznawaliśmy się z trasą, malutka była pod opieką cioci i wujka. A w drodze na zapoznanie z 3-cim oesem, zjechaliśmy do hotelu, aby ją nakarmić. Już po kolejnych 2,5 godziny byliśmy z powrotem (śmiech). Podczas samego rajdu malutka przyjechała na serwis, a potem na metę 3-go oseu i na ceremonię mety. Tak więc, karmiona była na bieżąco! A doskonała pogoda sprawiła, że większość dnia spędziła spacerując i dotleniając się, dlatego była najszczęśliwsza na świecie!

I przez cały nasz 3-dniowy pobyt w Polanicy ani razu nie zapłakała, więc na rajdach bawi się równie dobrze, jak my (śmiech).

Czy już przejawia rajdowe zainteresowania po rodzicach?
Chyba jest jeszcze na to za mała. Oczywiście uwielbia jeździć samochodem, ale to przypadłość zdecydowanej większości dzieci. Jednak, o ile można temu przypisać jakikolwiek przejaw rajdowych pasji – razem z tatą lubi oglądać rajdowe filmiki i formułę 1. Potrafi wtedy patrzeć długo w monitor komputera czy TV. W rajdówce nie miała jeszcze przyjemności siedzieć! Wszystko przed nią (śmiech).

Rajdowa para.
fot. archiwum zawodniczki

Wasza rajdówka – Waldek, już chyba wiele przeszła… Jak przetrwała trudy ostatniego rajdu?
Waldek, to jest brat popularnego Kazia od Łukasza Ryznara. Samo nadwozie ma długą historię rajdową. Jeździł tym autem przez ostatnie parę sezonów Rafał Stalmach. W końcu auto trafiło w ręce Łukasza Ryznara, który nam to auto przygotował na rajd i wypożyczył. Waldek został trochę „useryjniony”, przez co stał się mniej awaryjnym. Usterka, która nas spotkała nie była wynikiem wniesionych ulepszeń czy zmian samochodu (jak to spotykało Waldka wcześniej), a kiepskim rozwiązaniem mechanizmu wybieraka skrzyni biegów, wymyślonym przez inżynierów Opla.

Planujecie zmianę rajdówki? Wybieracie auta z duszą?
Jak najbardziej! Takie auto ma swoją niespotykaną duszę i wyjątkowy charakter, i dlatego tak nam się podoba. Nie planujemy zdradzić Waldzia i przesiąść się do innego samochodu. Jego dodatkową zaletą jest fakt, iż jest to jedno z tańszych w obsłudze i serwisowaniu aut, a dających dużą frajdę z jazdy.

Wiele zawodniczek po założeniu rodziny znika ze sportu na długo lub już nie wraca wcale. W pewien sposób udowadniasz, że te sprawy można doskonale pogodzić?
No tak. Nie wiem, co znaczy „na długo”? Bo dla mnie ten rok pauzy był nieskończonością… Tak jak wspomniałam, gdy tylko dowiedzieliśmy się że jestem w ciąży, zapadła decyzja o starcie za rok. Tylko raz przez myśl mi przeszło, że potem to już koniec rajdowej przygody. Ale jak szybko ta myśl przyszła – tak samo szybko odeszła. Wiele kobiet po urodzeniu dziecka w pełni oddaje się życiu rodzinnemu, spełnia się w ten sposób. Niejako stara się dać sobą przykład, doskonałej matki Polki. Jest to bardzo piękne. Dla wielu też, założenie pełnej rodziny jest tym momentem, w którym czas na zmiany… Ale rajdy były dla mnie od początku pasją, przyjemnością. I nie zajmowały w dziennym rozkładzie większości czasu, więc nie znalazłam powodu, dla którego powinnam z nich zrezygnować.

A co z ryzykiem sportowym?
Słyszeliśmy z Pawłem nie raz, że jest to sport ryzykowny i że powinniśmy odpuścić. Oboje uważamy, że nie jest bardziej ryzykowny niż spotkanie podczas jazdy cywilnym autem nadjeżdżającego z przeciwka  idioty, który wjedzie w ciebie czołowo i doprowadzi do tragedii. Dodatkowo jechaliśmy na rajd z założeniem poznania Waldka i przyjemności, a nie walki o wygranie klasyfikacji generalnej! Nie można dać się zwariować. Wychodzę z założenia, że właśnie dzięki temu, że nie zrezygnowałam ze spotkań z przyjaciółmi, z wyjścia do fryzjera czy kosmetyczki, wyjazdów i rajdów – to nie jestem dziś sfrustrowaną mamą, która powtarza, że ona ma tyle na głowie i nic dla siebie. Widoku takiej mamy chyba nie chce żadne dziecko i żaden mąż. Ja też, na co dzień sprzątam, gotuję, wychowuję dziecko, zmieniam pieluchy, chodzę z nim na zajęcia, czasem do lekarza, na spacery, robie zakupy – ogólnie zajmuję się domem. I czasem brakuje mi czasu na codzienność, ale tak było też zanim miałam dziecko, i tak już będzie. A rajdy nie są w każdy weekend. Wszystko można pogodzić. To zależy od osobowości i tego jak chce się żyć.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze