Na Africa Twin przez świat

„Wyprawy motocyklowe, szybko uzmysławiają nam, że to właśnie dzięki motocyklom możemy spełnić nasze marzenia o podróżach do źródeł, w najdalsze zakątki świata". Tak powstaje pomysł wyprawy: "Na motocyklach przez świat (World On Bikes)".

 

fot. Łucja Kryńska

Aleksandra Trzaskowska o sobie mówi, że jest „łazikiem” i „szwędaczem”, który kocha podróże i wszelkie formy ruchu. Jej największe życiowe pasje to narciarstwo: zjazdowe, klasyczne i tourowe, żeglarstwo, jazda konna, motocykle i oczywiście podróże. Za swoje dotychczasowe sukcesy uważa: poznanie drugiej połówki Jurka, z którym dzieli podróżnicze pasje, zrobienie uprawnień instruktora narciarskiego i sternika morskiego, wzięcie udziału w wielu pasjonujących podróżach żeglarskich, mi.in. z Ushuaia na polską stację antarktyczną im. Arctowskiego, po Karaibach, przez fiordy Norweskie, po Morzu Północnym i Bałtyckim oraz z Wysp Azorskich do Chorwacji, uczestnictwo w regatach żeglarskich w klasie „Pol-Skif”, zorganizowanie wspólnie z Jurkiem wypraw m.in. po Patagonii, do Nepalu, do Mongolii i po całej Europie.

 

Na wieszaku w pracy garnitur. Buty – może nie na kilkunastocentymetrowym obcasie – ale „pracowe”. Formalny strój. A jeszcze przed chwilą gnała przez korytarz do łazienki w ciuchach motocyklowych. Krótka okupacja, poprawienie „oka”, spojrzenie w lustro. Z motocyklistki w adwokatkę. „Grunt to przyzwyczaić pracodawcę do wkraczania do firmy w motocyklowym ubraniu. Mi się udało.” – śmieje się Ola Trzaskowska, prawniczka o sercu socjolożki i duszy włóczykija. Można powiedzieć, że ma szczęście. Większość jej współpracowników to tzw. „Afrykanerzy” – miłośnicy Hondy XRV znanej bardziej jako Africa Twin. Motocykla, wzorowanego na tryumfującym w rajdzie Paryż-Dakar modelu  NXR. Ola też jest „Afrykanerką”, właściwie od niedawna. Do pracy przyjeżdża na motocyklu dość często, szczególnie gdy w ciągu dnia musi coś pozałatwiać. Ale teraz porzuca garnitur, obcasy i wyjeżdża na pół roku, a może dłużej, na pierwszy etap motocyklowej wyprawy dookoła świata.

 

fot. Jerzy Piątkiewicz

Rozmowę o najnowszej wyprawie World on Bikes Ola zaczyna bardzo skromnie. Bo jakże inaczej określić w jej przypadku mówienie, że dotychczas „troszkę pływała i chodziła po górach”? Włóczykijstwo, włóczykijstwem, ale jak sama przyznaje od zawsze jednak chciała jeździć na motocyklach. Niestety, jak to w przypadku młodzieńczych marzeń bywa, rodzice stanowczo zaprotestowali i nastoletnia Ola zrozumiała, że o zakupie motora musi na jakiś czas zapomnieć. Miłość do jednośladów odżyła z pojawieniem się innej miłości – życiowej – Jurka. Okazało się, że oboje noszą gdzieś w sobie nieprzepartą chęć do realizacji pasji jaką jest turystyka motocyklowa. Poniekąd będącą konsekwencją generalnej słabości obojga do szwendania się. Jurek dość szybko odkrył enduro a Ola uznała jeżdżenie za dalszy etap rozwoju, marząc gdzieś w przyszłościowych planach o treningach na torze. Podkreśla: – „Sam kurs prawa jazdy na motocykl zdecydowanie nie wystarcza. Niezależnie od planów warto się szkolić technicznie, chociaż kosztuje to sporo pracy i energii”.

 

Oboje jeżdżą stosunkowo niedługo. Ze cztery-pięć lat. Jednak starają się z Jurkiem każdą wolną chwilę spędzać na motocyklach. Nie jest to proste, zważywszy na fakt że Ola pracuje w korporacji centrum stolicy. Przyznaje, że nierzadko kończy pracę po godzinie 19tej. Rok temu walkę o urlop przegrała. Nie puścili jej. Miał to być kolejny wyjazd motocyklowy. Ale Ola uważa, że na wszystko przychodzi odpowiedni czas. Co się odwlecze… Dotychczas realizowali z Jurkiem motocyklowe podróże głównie po Europie i Polsce. Ola wyznaje zasadę, że warto pomyśleć ile ma się czasu i co się chce zobaczyć. Ale bez ciśnienia, nakręcania kilometrów. Chociaż oczywiście, przyznaje, są też tacy, których za cel stawiają sobie pojechać w tydzień do Maroka i z powrotem. Ola się od takiej „turystyki” zdecydowanie odcina.

 

fot. Aleksandra Trzaskowska

 

W planach na najbliższe pół roku – Azja Centralna. Aleksandra nie ukrywa obaw przed niespodziankami natury formalnej. To trudny region pod tym względem. Mieszkańcy Unii Europejskiej są przyzwyczajeni do przemieszczania się wręcz bez paszportów. W Azji, to czy wjedziesz do danego kraju, często zależy od humoru pana, który sprawdza papiery i podnosi prowizoryczny szlaban. Ola i Jurek mają wszystkie wizy i zebrali wymagane dokumenty. Mieli przejściowe problemy z wizą irańską. Jerzy ją dostał, Ola nie. Powód? Bo jest niezamężną kobietą. To wystarczyło. Jednak posiadanie wszystkich „papierków”, pozwoleń nie gwarantuje jeszcze sukcesu. Nie można być pewnym, że uda się przekroczyć granicę.

Uzbierali przed pierwszym etapem swej podróży, cały zeszyt pozwoleń. Chiny, Tybet – szczególnie mogą okazać się pełne niespodzianek. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy swej podróży, Ola z Jurkiem chcą przejechać przez Indie do Chin. Następnie wrócą – podreperować budżet i – ewentualnie – zastrzega ze śmiechem Ola – motocykle. Może oczywiście się zdarzyć, że czas ich wyprawy się przedłuży. Tak obstawiają przyjaciele, mówiąc, że ich „Afrykanerów” przygna z powrotem do kraju wyłącznie pusta kieszeń. Ale czas pierwszego etapu podróży pozostaje kwestią otwartą. Tak jak i kolejne plany. – Dalej mamy Birmę – zamyśla się Ola: – Przez nią nie da się przejechać. Który region obierzemy za kolejny cel? Jestem hiszpańskojęzyczna, więc może Ameryka Południowa? –  zastanawia się.  Ola ogromnie żałuje, że nie są z Jurkiem rosyjskojęzyczni. Uczyli się wprawdzie rosyjskiego rok, półtora przed wyprawą, więc powinni się porozumieć. Trochę mówią, lepiej czytają, ale nie jest to swobodna komunikacja.  – Niestety należymy już do tego pokolenia, dla którego rosyjski nie był obowiązkowy i mało kto go wybierał w szkole by się uczyć.  – wzdycha Ola.

 

fot. Łucja Kryńska

Do podróży przygotowywali się niezwykle sumiennie. Szczegolnie, że regiony w które się teraz udają, są dla Oli zupełną nowością. Poza Mongolią nie zapuścili się dalej w Azję Centralną. Nowum geograficzne, kulturowe. To trudne kraje – zwłaszcza z punktu widzenia kobiety. Przecież w Iranie, nie mogą one nawet ubiegać się o prawo jazdy na motocykl. Ola przykłada ogromną wagę do poszanowania kultury kraju w którym się znajduje. Nawet jeśli nie jest do czegoś na codzień przyzwyczajona. Będzie musiała uważać, wyczuwać sytuację: czy jako kobieta będzie mogła iść dwa kroki przed mężczyzną, odezwać się pierwsza, wyjść z inicjatywą. – Jestem gotowa nosić chustę na głowie. Chętnie przyjrzę się, z czystej socjologicznej ciekawości, jak kobiety żyją w tamtych krajach. – mówi Ola. Jurek w ich dwuosobowym team’ie odpowiada za kwestie techniczne, ona za logistyczne i formalności. Będzie musiała jeśli trzeba, ustąpić pola Jerzemu i oddać mu „swoją działkę”.

 

Na szlifowaniu umiejętności lingwistycznych i obejścia kulturowego przygotowania się oczywiście nie kończą. Mnóstwo czasu przed wyprawą zajęło im poprawienie „tężyzny fizycznej”, zgromadzenie niezbędnych informacji, ekwipunku. Ponieważ motocykl jest wymagający kondycyjnie, poza sezonem jeździli na nartach. Uprawiali narciarstwo tourowe, zdjazdowe, biegowe.  – Przed wyprawą dodatkowo chodziłam też na basen i siłownię – mówi Ola: – Nieszczególnie lubię to drugie. Wolę uprawiać sport na powietrzu, ale wyprawa wymagała pracy nad mięśniami – dodaje.

 

fot. Aleksandra Trzaskowska

Ola ukończyła także kursy warsztatowe, żeby mieć względne pojęcie co jest czym w motocyklu.  – Ale to żłobek. Ledwie liznęlam temat – śmieje się.  Od wszelkich rzeczy technicznych jest Jurek. Skręcił i rozkręcił właściwie dwa motocykle. Wiele zmienili w swych Africa Twin by je dostosować do wyprawy. Muszą wytrzymać dużo większy ciężar więc poprawili zawieszenia, zamienili linki sprzęgieł na metalowe, zamontowali dodatkowe gniazda zapalniczek, CB radia żeby mogli  się komunikować. Zamówili specjalnie przygotowane kufry. Od jesieni do wiosny spędzali po pracy prawie każdy dzień w garażu. Właściwie głównie Jurek, bo Ola siedziała w Internecie wyszukując informacje, mapy, trasy lub załatwiała wizy i biegała po ambasadach.

 

 

fot. Aleksandra Trzaskowska

Skąd wiedzieli co ze sobą zabrać na wyprawę? Informacje czerpali głównie z forów internetowych i od osób które miały za sobą podobne doświadczenia. Sami też już wcześniej jeździli, więc podstawowy ekwipunek mieli przetestowany.  – Czym więcej się jeździ, tym mniej rzeczy się zabiera – śmieje się Ola i dorzuca: – Podejrzewam, że nie wieziemy więcej „tobołków” niż inni. –  Z pewnością i tak jest im łatwiej niż parom jadącym na jednym sprzęcie, bo tu każde z nich podróżuje osobnym motocyklem. Przeważa sprzęt techniczno-kampingowy. Dodatkowo Ola zabiera aparat fotograficzny, laptopa, telefon satelitarny, apteczkę. Rzeczy osobiste stanowią mały procent. W rzeczywistości mało się ich używa. Materiały z których robione są np. koszulki szybko schną, więc nie trzeba ich ze sobą wozić zbyt wielu. Łatwo też je prać w drodze. Poza cywilizacją będą spać w namiotach. – Ale będziemy się rozbijać w pobliżu domostw i ludzkich obejść – zastrzega Ola. W miastach planują nocować w motelikach. Mają zamiar z Jerzym jednak bardziej skupić się na części przyrodniczej wyprawy niż podziwiać architekturę miast. – Podobno często po takich wyprawach niektóre osoby mają problem z przeniesieniem się z powrotem do łóżek, ciekawe czy my też będziemy woleli spać na karimatach – zastanawia się.

 

 

fot. Łucja Kryńska

Ola przyznaje, że bardzo ważne w planowaniu tras jest nie to ile kilometrów dziennie jest człowiek w stanie przejechać, a stan miejscowych dróg. Dla przykładu w Tadżykistanie większość z nich ma górski charakter i w ciągu jednego dnia nie da się pokonać wielu kilometrów. Nie założyli więc z Jerzym konkretnej średniej odległości, którą mieliby osiągnąć jednego dnia. Z pewnością chcą jak najszybciej dojechać do Stambułu, co nie będzie takie trudne, zważywszy na liczbę autostrad po drodze. Ponieważ sama podróż uwarunkowana jest wieloma czynnikami, może się okazać, że potrwa ona dłużej niż planowane wstępnie pół roku.

 

Telefon satelitarny (w miejscach typu Pamir żadne telefony komórkowe nie działają), wsparcie bardzo dużej grupy przyjaciół, ubezpieczenia medyczne. Ola wbrew pozorom nie boi się tego, że mogą nie dać sobie rady czy, że będą siebie mieli wzajemnie dość. Sprawdzili się już wcześniej. Jej obawy dotyczą przede wszystkim barier formalnych. Takich nie do przeskoczenia. – Jest to w jakimś stopniu nieuniknione – smutnieje ale zaraz ożywia się: – Jednak jestem bardziej podekscytowana przed wyjazdem niż zdenerwowana.

Mentorzy wyprawy? Było ich kilku. Chociażby Marek Godlewski który sam objechał w końcu świat dwukrotnie. Jeśli chodzi o technikę jazdy jest w oczach Oli nie do pobicia. – Nauczył nas na co uważać, jak jeździć z dużym obciążeniem, jak pokonywać wzniesienia, trudne tereny – wylicza Ola. Łucja Kryńska pomagała w zaopatrzeniu apteczki wyprawowej. Dwie torby specyfików wyniesione z apteki okazują się minimum. Kilka osób z forum Africa Twin, które dzieliły się radami, bo jeździły w rejony Azji Centralnej i mają bogate doświadczenia. Z pewnością wyprawa Oli i Jerzego ma wielu ojców i matek.

 

fot. Aleksandra Trzaskowska

Ale sam pomysł i przygotowania wcale nie muszą być największym problemem. W końcu najważniejszy jest sprzęt na którym chce się przemierzać bezdroża. A w tym przypadku kobiecość troszkę zaczęła uwierać. Ola na początku jeździła Suzuki SV 650 a Jerzy Yamahą Buldog. Jeden wyjazd na Słowację i zapadła decyzja o zmianie charakteru sprzętu. Wiedzieli już, że będą szukać motocykli na dłuższe i dalsze wyprawy. Poza szosowe, po drogach terenowych. Jurek szybko opowiedział się za Afirca Twin, ale Ola nie uważała, żeby był to dobry motocykl dla dziewczyny. Z drugiej strony przyznaje, że nie miała jednak specjalnego wyboru. Africa Twin ma bowiem jeden duży, niekwestionowany plus. Jest to niewątpliwie motocykl sprawdzony w przeróżnych warunkach. Chociaż nie jest to nowy model, wciąż jest popularny. Nie ma w nim elektroniki, jest prosty w obsłudze. Wiadomo co może być w nim awaryjne i łatwo się na taką ewentualność przygotować. Ale z Olą był problem. Powiedziała, że na Africa Twin nie pojedzie i już. – Wzięłam nawet od taty Jurka na jeden z naszych wyjazdów „Transalpa” – opowiada – Ale w drodze powrotnej wsiadłam na motocykl Jerzego i przekonałam się do Africa Twin. Ciężka, ale w prowadzeniu idealna i gdy już jedzie, jest nie do przebicia. Super motocykl – zachwala Ola. Chociaż przyznaje, że ciężar motoru przeszkadza jej szczególnie w mieście, gdy musi gdzieś wycofać np. pod górkę czy zjechać z krawężnika. – Gdy motocykl jest obciążony, dotykam całą stopą ziemi. – tłumaczy: – Ale bez balastu dotykam jej tylko palcami. Mam 168cm wzrostu.

 

Ola nie ukrywa, że na podróż Africa Twin zdecydowała się też ze względu na Jurka. Dobrym pomysłem jest wybrać się na dwóch takich samych sprzętach. Serwis i części dotyczą bowiem wówczas właściwie jednego motocykla, a nie dwóch.

 – Szkoda jednak – dodaje Ola – że nie ma turystycznego motocykla stricte dla dziewczyn. Może ktoś to wreszcie zauważy? – pyta retorycznie. I ma rację. Większość oferowanych maszyn jest albo zbyt wysokich, albo zbyt ciężkich, albo po prostu nie nadają się tak naprawdę w teren. Dziewczyny często są zmuszone zdecydować się np. na BMW GS. Bo są małe, ale nie każdy lubi takie motocykle – zauważa Ola – i jednak są naszpikowane elektroniką.

 

Na bieżąco losy Oli i Jerzego można śledzić na wyprawowym blogu: www.worldonbikes.pl oraz na stronach National Geografic.

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

Ola nie klam przeciez masz i kochasz ktmy 😉

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze