Karolina Chojnacka

GP Emilii Romanii: walka koło w koło, na którą wszyscy czekaliśmy

Gdybym w sezonie 2020 powiedziała, że za parę miesięcy Willimas będzie się ścigał koło w koło z Mercedesem, co więcej, będzie próbował wyprzedzać mistrzowski bolid, pewnie większość kibiców F1 uznałaby, że zwariowałam. Sama bym tak stwierdziła, gdyby ktoś wygłosił przy mnie taką opinię. A tu proszę...

Po inauguracyjnym wyścigu sezonu 2021, zastanawiałam się, a razem ze mną niemal cały wyścigowy świat, czy czeka nas najbardziej ekscytujący sezon Formuły 1 od lat. Wyścig na Imoli, druga runda w tegorocznym kalendarzu, zdaje się potwierdzać te podejrzenia.

Przeczytaj też: GP Bahrajnu: czy czeka nas najbardziej ekscytujący sezon od lat?

Będę szczera… wszyscy na to czekali. Wszyscy czekali, aż Max Verstappen dostanie w swoje ręce bolid, którym będzie mógł walczyć jak równy z równym z Lewisem Hamiltonem. I wiele wskazuje na to, że to się wreszcie stało. I być może, mocno w to wierzę, czeka nas zacięta rywalizacja o mistrzowski tytuł do niemal osatniego wyścigu sezonu. 

Mimo że kwalifikacje nie poszły po myśli Holendra, bo ukończył je dopiero na trzecim miejscu za Hamiltonem i swoim kolegą z zespołu, Sergio Perezem, to tuż po tym jak zgasły czerwone światła objął on prowadzenie w pierwszym zakręcie po starcie, wyprzedzając startującego z pole position Brytyjczyka. Kierowca Red Bulla utrzymał się na czele podczas pit stopów, zjeżdżając po opony przed rywalem. Następnie przewodził stawce po restarcie i utrzymał się na czele do końca zawodów.

Deszcz przed startem wyścigu wprowadził uwielbiany przez kibiców chaos na torze, który skończył się czerwoną flagą w połowie wyścigu. Przed czerwoną flagą dwukrotnie dochodziło do neutralizacji, a żółte flagi, co chwila powiewały w którymś sektorze. W trudnych warunkach słabsze ekipy jak równy z równym walczyły z zespołami z przodu stawki, a debiutanci koło w koło rywalizowali ze „starymi wyjadaczami” Formuły 1, nierzadko wychodząc z tej walki zwycięsko. I to się wspaniale ogląda. To jest piękno sportów motorowych. 

GP Emilii Romanii: walka koło w koło, na którą wszyscy czekaliśmy

Najbardziej kontrowersyjnym momentem wyścigu była kolizja między Valtterim Bottasem i George’m Russellem. Zawodnik Williamsa bardzo szybko doganiał Fina na głównej prostej i zjechał na prawą stronę toru, próbując wyprzedzić kierowcę Mercedesa. Russell podczas tego manewru najechał na mokre pobocze, przez co stracił kontrolę nad bolidem i ściągnęło go na lewą stronę, prosto w W12.

Obaj kierowcy byli bardzo zdenerwowani tym incydentem. Russell natychmiast po wypadku podszedł do rozbitego bolidu Bottasa i jasno wyraził swoje odczucia, stukając Fina w kask. Bottas w odpowiedzi pokazał Brytyjczykowi środkowy palec.

Zdaniem Bottasa winę za kolizję ponosi Russell:

Widziałem go już wcześniej na prostej, a potem zauważyłem, że zjechał do prawej. Na powtórkach widziałem, że zostawiłem tam miejsce aż na dwa samochody, ale on stracił panowanie nad bolidem, uderzył we mnie i to był koniec.

Zdaniem Russella winę za kolizję ponosi Bottas:

Mamy dżentelmeńską umowę, że nie szarpie się za kierownicę w ostatnim momencie, kiedy zbliża się szybsze auto z aktywowanym DRS. Jechałem w jego strudze aerodynamicznej, a gdy odbiłem na bok, aby zaatakować, Valtteri nieco przesunął się w moją stronę. Przez to zjechałem na mokry fragment nawierzchni.

W idealnie suchych warunkach na normalnym torze jest to niebezpieczne, a co dopiero na tak wąskim obiekcie, na mokrej nawierzchni. To był bardzo niefortunny incydent – kontynuował. – To może być nawet tylko mały ruch kierownicą, ale kiedy pędzimy ponad 300 km/h, a dzięki DRS o kolejne 50 km/h szybciej, różnica robi się ogromna.

Sędziowie uznali ten wypadek z incydent wyścigowy i postanowili nie podejmować żadnych dalszych działań w celu ukarania kierowców.

Przeczytaj też: Technologia z Formuły 1 w twoim samochodzie. Dzięki niej w Golfie poczujesz się jak w wyścigowym Ferrari

W tym samym momencie co Russell i Bottas, mały dramat przeżywał Lewis Hamilton, który na 31 okrążeniu popełnił błąd w zakręcie Tosa, wypadł w żwir oraz uszkodził przednie skrzydło. Po wizycie u mechaników znalazł się na dziewiątym miejscu. Hamilton jednak się nie załamał, wręcz przeciwnie pokazał prawdziwego ducha walki i po niesamowitej jeździe przebił się na drugą pozycję, wyprzedzając między innymi kierowców Ferrari.

Na kilka okrążeń przed końcem wyścigu Hamiltonowi, po pięknej walce, udało się wyprzedzić Lando Norrisa, który podczas weekendu na Imoli jechał jak natchniony:

Próbowałem utrzymać się na drugim miejscu, ale Lewis był dziś dla mnie trochę za szybki. Fajnie jest jednak walczyć z tymi facetami i być na takim miejscu za zasługi i zaprezentowane tempo. Miejmy nadzieję, że będzie tego więcej w przyszłości.

I ja mam nadzieję, że w przyszłości Norris oraz inne ekipy będą walczyć z „tymi facetami”. W końcu tyle czekano na to, żeby do walki o podium oprócz Red Bulla i Mercedesa dołączyły też inne ekipy. Jak widać… marzenia się spełniają.

{{ gallery(3238) }}

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze