Ciało i dusza. Joy Denalane i jej Volkswagen Karmann Ghia TC 145

Jej serce bije w rytmie berlińskich ulic. Tutaj się urodziła, tutaj dorastała i tutaj mieszka. Berlin jest jej domem, choć jej korzenie sięgają Republiki Południowej Afryki. Kim jest i czym się zajmuje Joy Denalane?

To aktualnie jeden z najbardziej rozpoznawalnych głosów niemieckiej muzyki soul i hip-hop. Córka Niemki i pochodzącego z Afryki ojca, mama dwójki dzieci, a przede wszystkim obywatelka miasta Berlin, a co za tym idzie – niezły oryginał.

Kiedy mówi, nie robi tego z typowym berlińskim dialektem, choć, jak sama przyznaje, nie sprawia jej to kłopotu. – Lubię to – mówi, śmiejąc się. Ma ciemną skórę i oczy pełne pozytywnej energii. – To jest po prostu bardzo naturalne, bezpośrednie, od razu trafiające do rozmówcy. Joy w ogóle lubi w życiu bezpośredni styl, kiedy to, co się mówi jest łatwe do zrozumienia, jasne, przejrzyste. Podobnie jest w muzyce, którą komponuje: – Zawsze trzeba być sobą – podkreśla. Autentyzm jest kluczem do wszystkiego. Joy mówi o tym bardzo przekonująco i urzeka nas swoim niezwykłym, płynącym z jej egzotycznej natury ciepłem.

Podczas tych kilkunastu minut spędzonych na powitaniach, rozmowie i wzajemnym poznawaniu się, zupełnie wyleciało nam z głów, że samochód, którym dziś będziemy zwiedzać Berlin, czyli Volkswagen Karmann Ghia TC 145, nie ma ogrzewania! A dzisiejsza aura nie jest wybitnie sprzyjająca! Auto jest przystosowane do jeżdżenia w zupełnie innym klimacie. Samochód skonstruowano i wyprodukowano w Brazylii, gdzie był sprzedawany w latach 1970 – 1976. Ale nawet brak ogrzewania nie odstrasza Joy od pomysłu przejażdżki po mieście. Auto podoba się wokalistce, która podziwia jego lekko zaokrąglone kształty. Mówi o nim bardzo czule, w jej głosie słychać fascynację. Musimy już jechać. Joy przerywa swoje dywagacje na temat różnych detali konstrukcyjnych Karmanna, zakłada ciepłe rękawiczki i pewnym ruchem chwyta kierownicę. – W drogę! – krzyczy z fotela kierowcy.

Ale, ale, jeszcze jedna sprawa. Zanim ruszymy, w bagażniku ląduje zestaw obowiązkowy, czyli błyszczyk do ust, iPod, słuchawki i książka. Drzwi zamykają się wydając charakterystyczny dźwięk, kluczyk jest już w stacyjce i Joy pewnie uruchamia 1.6 litrowy silnik. Wszystko gotowe, czas ruszać. Szybko zapominamy o tym, że jest chłodno. Silnik VW jest bardzo uprzejmy, co chwilę do kokpitu wpada ogrzane przez niego powietrze, które dolatuje tylko do przednich siedzeń, z tyłu wciąż bez zmian. Trzeba dodać, że przestrzeń z tyłu nie jest bardzo duża, choć w Brazylii samochód został zaprojektowany z myślą o czterech pasażerach. Wyprodukowano zaledwie osiemnaście tysięcy takich modeli, a tylko kilka z nich sprowadzono do Niemiec.

Kiedy po rondzie objeżdżamy berlińską Kolumnę Zwycięstwa, nasze auto potwierdza, że słowo charyzmatyczny bardzo dobrze oddaje jego charakter, zwłaszcza kiedy silnik przy wrzucaniu kolejnego biegu zmienia swój dźwięk. – To jest jednak ciężka praca – mówi Joy. – Żeby codziennie móc normalnie prowadzić taki samochód, musiałabym mieć wspomaganie kierownicy i porządne boczne lusterka. Trzeba dodać, że TC 145 to samochód pochodzący z zupełnie innej motoryzacyjnej ery i nie ma tego typu udogodnień. Dobrze, że Joy mimo wszystko potrafi prowadzić to auto z sercem i pewnie poruszać się po tłocznych berlińskich ulicach. Razem robią piorunujące wrażenie: chromowanie i błyszczący lakier głęboko niebieskiej karoserii lśnią tak jak uśmiech Joy, która śpiewa nawet wtedy, kiedy prowadzi!

Joy bardzo ostrożnie parkuje samochód między innymi autami. Robimy sobie chwilę przerwy w Café Einstein, przy gorącym i rozgrzewającym cappuccino. Teraz mamy trochę czasu, żeby na spokojnie porozmawiać o inspiracjach Joy. Artystka opowiada nam o rodzinnym domu pełnym płyt długogrających. Kolekcja, którą zebrał jej ojciec, liczy sobie ponad cztery tysiące winyli. Tata Joy przyjechał do Niemiec na studia medyczne. Bez pamięci zakochał się w mieście Heidelberg i już został. Ojciec Joy ani nie zachęcał jej do słuchania muzyki, ani nie zabraniał korzystać z domowej kolekcji. -Nigdy nie traktował swojego zbioru jak muzealnego zabytku, którego nie wolno dotykać, mimo że miał w swojej kolekcji prawdziwe perły.

A co jeśli na którejś z płyt pojawiały się zadrapania? – To nie był wielki problem. Przy takiej liczbie płyt trudno to w ogóle zauważyć.

Joy nawet kiedy mówi zachowuje się, jakby śpiewała. Mam wrażenie, że zawsze jest w trakcie jakiegoś muzycznego wydarzenia; jej głos to wznosi się, to opada, a Joy wzrokiem ogarnia całe wnętrze kawiarni.

Joy mówi o TC  z czułością, nieustannie się nim zachwyca. Ale nie tylko ona żywi ciepła uczucia do tego pojazdu. Nawet uczniowie z pobliskiej francuskiej szkoły spoglądają na niego z zainteresowaniem. – Na dłuższą metę takie zainteresowanie ze strony przygodnych osób może być dla mnie kłopotliwe. Kłopotliwe? Owszem, samochód rzuca się w oczy. -Ja nie należę do osób, które lubią się popisywać. TC jest dość nisko zawieszony, a Joy jest zdania, że samochód powinien być dla kierowcy spokojnym miejscem i nie powinien się za bardzo wyróżniać. Dobrze jest na co dzień jeździć czymś nieco bardziej zwykłym.

Joy wyjeżdża z parkingu. Mistrzowsko posługuje się niezbyt wygodnym wstecznym biegiem i miarowo dodaje gazu. TC niestety nie ma systemu wspomagającego hamowanie. Czy precyzja, z jaką manewruje niemłodym już autem, ma coś wspólnego z muzyką? Joy zastanawia się przez chwilę, skręca, wrzuca kolejny bieg. -Tak, dyscyplina jest potrzebna, kiedy masz przed sobą mikrofon. Wielu ludzi mówi, że mogliby robić hip-hop i nic im z tego nie wychodzi, mimo deklaracji. Trzeba też umieć słuchać bardziej doświadczonych i mówię to zupełnie szczerze.

Docieramy do Bramy Brandenburskiej. Surowość architektonicznej formy nie robi już wrażenia na sprzedawcach pamiątek, ulicznych grajkach. Turyści są jednak zachwyceni. TC również staje się obiektem zachwytów, całkowicie niezamierzenie. – Oh, VW… myślałem, że to Porsche! – słyszymy rozentuzjazmowane głosy przechodniów. Turystka z Azji zatrzymuje się i przez chwilę przygląda się naszemu pojazdowi z dużym zainteresowaniem i za chwilę krzyczy do swojej grupy, żeby zawrócili i też rzucili okiem. A potem zaczyna się sesja zdjęciowa! Joy opiera się o dach samochodu i z uśmiechem pozuje do zdjęć. Na chwilę pojawia się słońce, lekko rozjaśniając ten zimny zimowy dzień.

Ostatni przystanek: sklep z duszą

– Nie widziałaś jeszcze Mimi. Koniecznie musimy to zmienić – mówi Joy i dodaje gazu. Na szczęście nie za dużo, bo kawałek dalej stoi patrol policji i uprzejmie zaprasza na pogawędkę tych, którzy pozwalają sobie na zbyt wiele na drodze. Ale co to jest Mimi? – To mój ulubiony sklep. Polubisz go!

Sklep kolekcjonuje i sprzedaje akcesoria, biżuterię i ubrania z lat 1920 – 1960.

Każdy, kto wejdzie do wnętrza tego mieszczącego się w starej berlińskiej kamienicy sklepiku, będzie nim zafascynowany. – W sumie to tutaj mógłby być właśnie rok 1930 – mówi nam spotkany we wnętrzu fotograf. Widać, że jest pod wrażeniem. I ma rację. Gdyby teraz pojawili się tu Lilian Harvey lub Hans Albers*, z pewnością poprosiłybyśmy o autograf.

Joy wypatrzyła dla siebie drobiazg, pierścionek w stylu art deco zagościł na jej lewej dłoni. Przy okazji spojrzała też na zegarek. – To już jest tak późno!? Muszę lecieć do domu, dzieci czekają! Pa, Mimi! Do następnego razu.

Kilka minut później jedziemy znowu niebieskim Karmannem. -To tylko dziesięć minut. Muszę odebrać dzieci z lekcji gry na pianinie.

Czyżby muzyka była rodzinną tradycją? – Tak, choć ja myślę w taki sam sposób jak mój tata: wszystko jest możliwe, ale do niczego nie można się zmuszać. Nasz dom wypełnia jazz, soul, funky. Ja bardzo lubię czarną muzykę, ale jestem otwarta na wszystkie muzyczne prądy. I taka też chcę być dla moich dzieci.

.

Joy zamaszyście parkuje przed swoim domem i wysiada z auta. Błyszczyk do ust, słuchawki i Dostojewski wracają z bagażnika z powrotem do torby.

Żegnamy się serdecznie. Do usłyszenia w radiu! Albo do zobaczenie w gościnnych progach sklepu Mimi.

Joy Denalane nazywana jest królową niemieckiej muzyki soul.

Urodziła się w 1966 roku w berlińskiej dzielnicy Schöneberg, jako trzecie dziecko z szóstki rodzeństwa. Dorastała w środowisku pełnym muzyki. Dzięki niemiecko-afrykańskim korzeniom udało się jej stworzyć wyjątkowy własny styl, w którym łączy różne wpływy muzyczne i języki. Wraz ze swoim partnerem życiowym, frontmanem grupy Freundeskreis, wychowuje dwoje dzieci. Wspólnie wydali singiel 'Mit Dir’, który stał się wielkim przebojem roku 1999 na niemieckich listach przebojów. Ostatni album Joy Denalane 'Maureen’ łączy w sobie rap, hip-hop, atmospheric rock i R&B. Joy wspiera również działania charytatywne Volkswagen Sound Foundation.

Volkswagen Karmann Ghia TC 145

rok produkcji: 1975

1,600 cm3, 64 KM

Przedłużony dach, masywne drzwi – to samochód, którego nigdy nie produkowano w Europie ani na europejskie warunki. Z fabryki w latach 1970 – 1975 wyjechało 18,119 sztuk stworzonych według ściśle określonych standardów. Auta miały więcej przestrzeni dla kierowcy, pasażera i bagażu,  maksymalna prędkość 142 km/h (88 mph) oraz silnik o pojemności 1.6 litra – to wszystko czyni ten samochód niezwykle interesującym. Do Niemiec sprowadzono zaledwie kilka egzemplarzy. Auta koncernu Volkswagen mają swoich wiernych fanów i zainteresowanie klasycznym TC 145 jest coraz większe. Samochód na dzisiejszą przejażdżkę należy do grupy samochodów Volkswagen Classic.

*Lilian Harvey – brytyjska aktorka, która przez długi czas mieszkała w Niemczech. Jej najsłynniejsza rola to niemiecka operetka filmowa pt. Kongers tańczy. Aktorka w ramach sprzeciwu wobec faszystowskiego terroru wyemigrowała najpierw do Francji a potem do USA.

Hans Albers – niemiecki aktor i śpiewak, jedna z największych gwiazd kina niemieckiego lat trzydziestych i czterdziestych dwudziestego wieku.

Źródło tekstu i zdjęć: http://www.volkswagen-classic.de

Tłumaczyła Anna Maria Dąbrowska

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze