Arrinera Hussarya przechodzi do historii. To koniec marzeń o polskim supersamochodzie

„Niby człowiek wiedział, a jednak się łudził” - takimi słowami można skomentować oficjalne rozwiązanie firmy Arrinera S.A. Ambitnego projektu, który w teorii mógł się udać, a w praktyce otrzymaliśmy tylko 10 lat obietnic.

Jeśli macie wrażenie, że sprawa Arrinery ciągnie się od dawna, to macie rację – nazwę tę oraz zapowiedź stworzenia pod nią nowej marki supersamochodu, usłyszeliśmy w maju 2011 roku. Zapowiedź, którą można było traktować poważnie, ponieważ prace nad takim pojazdem zaczęto trzy lata wcześniej! Projekt nazywał się Veno i był bardzo mocno „inspirowany” Lamborghini Reventonem. Można go było jednak potraktować jako wprawkę dla inżynierów oraz stylistów, a nowa nazwa zwiastowała początek tworzenia prawdziwie własnego modelu.

Prototyp samochodu zobaczyliśmy w 2014 roku, a nosił on nazwę Hussarya, która miała zostać zachowana w aucie produkcyjnym. Niczym polska ciężka jazda, jego twórcy zamierzali zmiażdżyć konkurencję. Polski model miał zresztą ku temu niezłe predyspozycje – silnik V8 6,2 l dostarczyło General Motors (miał rozwijać nawet 650 KM), natomiast w pracach nad konstrukcją pojazdu pomagał Lee Noble, którego fani niszowych supersamochodów kojarzą z autami marki, noszącej jego nazwisko.

Arrinera Hussarya GT debiutuje w Brooklands

Osobom odpowiedzialnym za projekt Arrinera, trudno odmówić dobrego rozeznania w świecie supersamochodów. Poza zadbaniem o kwestie najważniejsze, a więc techniczne, myśleli także o odpowiednim marketingu. Już w 2012 roku zapowiedziano specjalną wersję Hussarya 33 – liczba wskazywała planowaną produkcję. Świetny pomysł na zwrócenie uwagi kolekcjonerów unikalnych samochodów. Słuszną drogą było także zaprezentowanie Hussarii GT – wyścigowej wersji, będącej sporą szansą tak finansową, jak i wizerunkową oraz marketingową. Mistrzowskim posunięciem natomiast było pojawienie się jej na Goodwood Festival of Speed w 2017 roku. Polski supersamochód uzyskał wtedy czwarty czas przejazdu, co bez wątpienia pomogło zwrócić na niego uwagę potencjalnych klientów. Nie zapominajmy również, że przy Hussarii GT fotografował się ówczesny minister finansów Mateusz Morawiecki. Przychylność władzy też mogła być nie bez znaczenia, przy rozpoczynaniu produkcji samochodu.

Wszystko to wyglądało bardzo ciekawie i obiecująco, ale mijające lata obietnic i wizji, niepopartych rozpoczęciu produkcji modelu w jakiejkolwiek formie, wzbudzały coraz większe obawy co do szans na powodzenie projektu. Ogłoszenie w 2018 roku planów stworzenia wersji elektrycznej było kolejnym ciekawym krokiem, ale coraz bardziej było widać, że Arrinera lubuje się w „pracy koncepcyjnej”, ale nie we wdrażaniu tych koncepcji w życie.

Arrinera Electric – polski supersamochód na prąd

Co dokładnie się stało, że projekt Arrinery Hussarii upadł? Trudno dokładnie powiedzieć. Możemy jedynie domyślać się konkretów, na podstawie listu wysłanego przez prezesa zarządu Arrinera S.A. Piotra Gniadka, do akcjonariuszy spółki. Pisze on w nim:

Przekazuję na Państwa ręce zaległy raport kwartał za II kwartał roku 2019. Był to okres w którym Spółka zmagała się ze skutkami braku środków na finansowanie rozwoju swojego sztandarowego projektu, to jest supersamochodu Arrinera, oraz ze skutkami wywołanego tym kryzysu organizacyjnego. Pomimo podejmowanych w tym zakresie prób, nie udało się znaleźć niezbędnego finansowania. W efekcie doprowadziło to do podjęcia decyzji o rezygnacji z rozwijania projektu supersamochodu Arrinera i zbycia aktywów związanych z tym projektem, to jest wszystkich posiadanych akcji Arrinera Technology S.A.

To zatem koniec polskich marzeń o własnym supersamochodzie. Marzeń wcale nie tak odrealnionych. Historia Pagani, Koenigsegga czy Rimaca pokazuje, że możliwe jest stworzenie od podstaw nowej marki i szybkie zdobycie zainteresowania klientów oraz uznania w branży.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze