100 dni w motocyklowej podroży – relacjonuje Marta Jastrząb

"100 dni w podróży! Takie o to doniosłe wydarzenie świętowaliśmy ostatnio z moim Jastrząbkiem. Czy to mało, czy dużo już sama nie wiem. Z jednej strony to zaledwie jakieś 3 miesiące, z drugiej strony, jeśli pomyślę, ile się przez ten czas wydarzyło i gdzie teraz jesteśmy to łapię się za głowę" - pisze dla motocaina.pl Marta Jastrząb.

A jesteśmy, wyobraźcie sobie w Pakistanie. Żeby się tu dostać przejechaliśmy 16 krajów, pokonaliśmy jakieś 25 tysięcy kilometrów, przekraczaliśmy rzeki, góry, lasy, kłóciliśmy się, śmialiśmy, uratowaliśmy jednego psa, poznaliśmy mnóstwo wspaniałych ludzi, wypiliśmy morze herbaty i ocean browara. No i cóż, myślę, że to dobra okazja na małe podsumowanie i podzielenie się moimi przemyśleniami z podróży.

Podróż to ciężka praca
„Zazdroszczę urlopu!”, „Tacy to pożyją!”, „Pełen relaks!”- takie mniej więcej komentarze pojawiają się na naszych mediach społecznościowych, co jakiś czas. Otóż proszę państwa, faktycznie muszę przyznać, że też mi się ten „urlop” od normalnego życia, oczywiście w szeroko rozumianej definicji „praca, dom, rodzina”, podoba. Jednak trzeba otwarcie powiedzieć, że długodystansowa podróż motocyklowa to naprawdę męczące zadanie. Daleko tu do klasycznego relaksu, czy nawet aktywnego wypoczynku. Myślę, że podróż motocyklową spokojnie można  potraktować, jako pracę ze wszystkimi jej dobrymi i złymi stronami. Zatem, co najmniej 8 godzin w siodle motocykla, wynagrodzenie raczej przeciętne, choć premie w postaci zapierającego dech w piersiach widoku, czy poznania jakiegoś super pozytywnego człowieka, zdarzają się często. Czasem ktoś nas wkurzy, czasem mamy dość, czasem jest nerwowo, trudno, beznadziejnie, wymagająco, ale uwielbiamy tę „robotę”.

Podróżowanie z partnerem
Wspólna wyprawa to próba związku większa niż wspólne składanie mebli z IKEI. Jest się ze sobą przez cały czas w zasadzie non stop- gdy jest naprawdę ciężko i kiedy w spokoju można się zrelaksować. Nic się przed swoim partnerem nie ukryje, wręcz przeciwnie, pokaże się więcej niż by się kiedykolwiek planowało, a temat stolca będzie naturalny, jak rozmowa o pogodzie. Dam Wam przykład. Raz w Tadżykistanie dopadła mnie choroba wysokościowa. O poprawną aklimatyzację, kiedy jedzie się motocyklem jest raczej ciężko, a wjechaliśmy na ponad 4 tysiące metrów n.p.m. i na takiej wysokości musieliśmy spędzić noc. Umierałam dosłownie do 2 nad ranem, głowa mi pękała, wszystko mnie bolało. To było takie uczucie jakby całe moje ciało błagało o tlen, ale nie mogło go dostać. Dodatkowo sraczka z rzygankiem, a do wychodka trzeba przejść ze 30 metrów. Kilka razy w środku nocy Jastrząbek musiał mnie więc do niego eskortować, bo sama nie byłam w stanie iść. W końcu jednak tabletki zaczęły działać, mój stan się nieco poprawił i co? Od 2 nad ranem choroba wysokościowa dopadła z kolei Jastrząbka. Role się odwróciły i teraz ja podtrzymywałam go w drodze na „tron”.  Inny przykład – czy wiecie, że wystarczy kilka dni jazdy w upale, żeby buty motocyklowe zamieniły się w bombę biologiczną? Kiedy po dniu jazdy zdejmujemy buty w pokoju, to dosłownie oczy łzawią. Także jedziemy razem, śmiejemy się razem, śmierdzimy razem. Wszystko razem. Nie ma tabu.

Podróżowanie, jako kobieta
Po stu dniach w drodze, zdecydowanie mogę stwierdzić, że kobiety samotnie podróżujące po świecie na motocyklu to dla mnie super bohaterki. Ja bym się na samotną dużą wyprawę nie zdecydowała. Samotnie podróżujący mężczyzna lub kilku to sytuacja bardzo bezpieczna, podróżująca para też jest w porządku, jednak samotnie podróżująca kobieta, ma moim zdaniem większe jaja niż niejeden facet. Zwłaszcza w krajach, w których równouprawnienie to już kompletna fikcja. Oczywiście nie wszystkie destynacje można mierzyć jedną miarą, istnieją bowiem te całkiem bezpieczne, gdzie różnice kulturowe owszem istnieją, np. Iran, ale przynajmniej kobiety nie są zepchnięte na totalny margines. Muszę jednak z przykrością przyznać, że miejsc na świecie, w których wychodzimy wieczorem na miasto coś zjeść i jestem jedyną kobietą na ulicy jest bardzo dużo. Możecie sobie więc wyobrazić, że przez większość czasu jestem w niegasnącym centrum zainteresowania. Nie wiem, czy ktoś umarł od bycia pod ciągłą obserwacją tłumów, ale czy jest to komfortowe? Dla mnie nie.

W mieście i poza miastem
Pochodzę z Warszawy, mam spore doświadczenie w jeździe po zakorkowanym dużym mieście w godzinach szczytu. Jednak, to co się dzieje na ulicach w wielu krajach i miastach na świecie jest po prostu NIE-PO-JĘ-TE. Moje top trzy miejsca z absurdalnie złym ruchem drogowym to:

– Teheran- pasów ruchu jest tyle, ile na szerokości jezdni zmieści się samochodów; z reguły motocykle mają trzymać się prawej strony, co stanowi swego rodzaju ułatwienie; lusterka można sobie odpuścić, kierowcę interesuje tylko to co dzieje się przed nim, to co dzieje się za nim  interesuje kierowców za nim; należy być gotowym na pełne sympatii zaczepki innych kierowców dookoła takie jak: „Welcome to Iran!” „Where are you from?”; średnia temperatura, 38 stopni.

– Batumi- to miasto, po wjeździe z Turcji, nie mydli żadnemu przyjezdnemu kierowcy oczu i daje od razu odczuć, co ich czeka w Gruzji. A czeka ich ze strony gruzińskich kierowców chamstwo na drodze, samowolka, brawura, brak myślenia, rozpędzanie się na byle kawałku wolnej prostej, brak przestrzegania jakichkolwiek zasad ruchu; temperatura może i stosunkowo niska, bo „zaledwie” 30 stopni, jednak wilgotność powietrza sprawia, że cały człowiek po chwili płynie.

– Pakistan- Pakistan to w zasadzie takie małe „Welcome to India”, rządzi bezmyślna jazda, a jej królową jest jazda pod prąd; wyprzedzanie na zakrętach, pod górę, notoryczne ścinanie zakrętów; zaczyna się również jeżdżenie na tzw. Trąbę, dźwięk klaksonu śni się zatem po nocach; bycie uczestnikiem ruchu jest szalenie niebezpieczne o czym już się zdążyłam przekonać; średnia temperatura 32 stopnie.

Zdarza się, że nasza trasa jest kawałem naprawdę wymagającego off road’u, np. przełęcz Anzob lub Dolina Bartang w Tadżykistanie czy też droga do parku narodowego Deosai w Pakistanie. Można oczywiście trasę zorganizować tak, by omijała, co trudniejsze odcinki, ale odkryłam przez ten czas, że po pierwsze trudnodostępne miejsca są bardzo często nieprawdopodobnie piękne, a po drugie, żeby odpoczynek sprawiał prawdziwą przyjemność, trzeba się wcześniej porządnie zmęczyć.

Podróż marzenie
Ta podróż to było nasze marzenie. Czy spodziewałam się, że będzie to tak duże wyzwanie? Szczerze mówiąc: nie. Doświadczamy wszystkiego: zimna, gorąca, zmęczenia, odpoczynku, sympatii, a także jej braku. Poznajemy wspaniałych ludzi, w tym podróżników takich jak my, a czasem kłócimy się z lokalsami, którzy chcą nas oszukać. Nie wiemy, co się danego dnia wydarzy. Często nie dzieje się nic niezwykłego i po dniu jazdy, po prostu jemy kolację i idziemy spać. Czasem jednak ktoś zaprosi nas do siebie do domu, przedstawi rodzinie, nakarmi, zaoferuje nocleg, a jeszcze innym razem znajdujemy potrąconego na drodze szczeniaka, który zmienia nasze plany o 180 stopni. Nauczyliśmy się planować wszystko tylko tyle, ile jest naprawdę konieczne, a potem akceptować, to co gotuje nam los. I co? Bawimy się świetnie 😀

Jeśli jesteście ciekawi relacji z poszczególnych odwiedzanych przez nas krajów zapraszam Was serdecznie na naszego bloga: dreamcatchers.pl. Posty pisane są z kobiecej perspektywy, bo już dawno straciłam nadzieję, że mój małżonek doda coś od siebie!

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

„Jednak trzeba otwarcie powiedzieć, że długodystansowa podróż motocyklowa to naprawdę męczące zadanie”
Autorka chyba nie lubi jazdy motocyklem. Zwłaszcza przez kilka krajów.
Zrób to wszystko na 30 letniej WSk lub Jawie 250 z konca lat 60tych. A nie na salonowej Hondzie enduro z 2018 roku. Wtedy pogadamy. Dobra obniżam półkę. Żebyś nie zmarła po drodze, weź Hondę ale jakąś XL-ke z 80tych lat. Jak kupisz dobrą, to na luzie da radę. Ciekawe czy ty dasz? Dla jasności ja jeździłem i tym z 60tych i tym z 80tych i tym z 2000 r. Wszystkie 3 nadal w garażu.

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

O matko! Ona se z facetem pojechała gdzieś i z tego ktoś skleił artykuł? Trochę kurwa pokory przy na prawdę podróżujących! Idę stąd.

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze