Zuzanna Ścibior na Rajdzie Oilibya Maroc z Rafałem Sonikiem – relacja

Na zaproszenie Rafała Sonika, zawodniczka startująca do tej pory w quadcrossie oraz cross country w Polsce - Zuzanna Ścibior - miała nie tylko okazję do nauki przygotowania roadbooka, przyglądania się pracy zespołu polskiego Mistrza, ale także trenowania na trasie Rajdu Oilibya Maroc! Oto jej relacja.

5 października rozpoczął się Morocco OiLibya Rally, przedostatnia runda Pucharu Świata FIA w rajdach terenowych. To był ostatni ważny sprawdzian przed rajdem Dakar 2018. Po rywalizacji na mokrych odcinkach podczas Orlen Baja Poland zawodnicy przenieśli się do suchej Afryki. Rajd Maroka to urozmaicone tereny: piach, wydmy, kamienie i skały. Zmagania zainaugurował prolog o długości niespełna 12 kilometrów. Przez kolejne pięć dni zawodnicy pokonali prawie 2600 kilometrów, z czego 1950 kilometrów odcinków specjalnych. Najdłuższa próba liczyła 435 kilometrów. Na listach startowych znalazło się prawie 60 załóg w samochodach osobowych i ciężarowych oraz ponad 90 zawodników na motocyklach i quadach.

Zespołowi Rafała Sonika towarzyszyła polska zawodniczka, Zuzanna Ścibior, która wyniosła z tego wyjazdu mnóstwo ciekawych doświadczeń.

Jak rozpoczął się Twój wyjazd do Maroka z Rafałem Sonikiem?
Zaczęło się od podróży przez marokańskie bezdroża, z widokiem na ciągnące się bez końca góry Atlas. Widok był tak niesamowity! To wymarzony wstęp do dwutygodniowego wyjazdu w zupełnie inny świat, niż ten mój – motocrossowy. Po co tam pojechałam? Cóż, jako zawodniczka chce poszerzać swoje umiejętności i zdobywać doświadczenie na wielu płaszczyznach sportu quadowego, nie ograniczając się jedynie do dyscyplin krótkodystansowych. Rajdy długodystansowe  do tej pory nie były moją docelową dyscypliną. Z drugiej strony również nie miałam nigdy możliwości, aby mieć z nimi cokolwiek doczynienia. Dlatego, gdy pojawiła się możliwość wyjazdu na rajd do Afryki, aby nauczyć się przygotowywać profesjonalnie roadbook i umieć z niego korzystać podczas jazdy w zawodach wiedziałam, że będzie to niesamowita przygoda i ogromna szansa, podczas której będę uczyła się od najlepszych!

Jaki sobie postawiłaś cel?
Celem tego wyjazdu była nauka przygotowania roadbooka: nauka oznakowania, odczytu drogi, kilometrów, oraz tzw. capów, czyli stopni, w którym kierunku należy jechać. Chodziło też o umiejętność odzwierciedlenia trasy z roadbooka w rzeczywistości, naukę czytania go podczas jazdy, gdzie maksymalna prędkość dochodzi nawet do 120 km/h.

Udało się?
W ciągu tych dwóch tygodni nauczyłam się bardzo dużo. Nie tylko mogłam wysłuchać najważniejszych rad oraz podstaw nawigowania, ale także przetestować wszystko podczas treningu, śmigając po trudnych, afrykańskich terenach.

Czym różni się jazda z roadbookiem i bez?
Przede wszystkim największą różnicą jest nasza uwaga podczas jazdy, którą w zależności od dyscypliny, skupiamy na czym innym. W rajdach długodystansowych, podczas jazdy z roadbookiem, musimy cały czas zwracać uwagę na trasę, na mapę oraz na capy, czy jedziemy tak jak powinniśmy. Mniej wtedy liczy się technika jazdy i precyzja np. wejścia w zakręt czy skoku. Natomiast w zawodach, w których nie korzystamy z roadbooka, uwagę skupiamy na szczegółach. Metry hamowania, prędkość w zakręcie, technika jazdy, ale przede wszystkim – znamy trasę – i to nam pozwala skupiać się na detalach.

Złapałaś bakcyla rajdów długodystansowych?
Zdecydowanie tak! Było to niesamowite przeżycie, które chciałabym kontynuować. Możliwość rozwoju, poznania nowych tras, ludzi, nauka radzenia sobie z problemami, przygotowania sprzętu oraz całego zaplecza, zmotywowało mnie do dalszej pracy i dążenia do celu.

Ciężko Ci było odnaleźć się w tak trudnych warunkach podczas rajdu?
Miałam przyjemność zadać to samo pytanie Lai Sanz. Jest bardzo trudno, bo podczas rajdu wszystko ma wpływ na ostateczny wynik na mecie: temperatura, warunki pogodowe, dystans do przejechania, przygotowanie roadbooka, serwis sprzętu i w końcu sen, na który jest najmniej czasu, a bez niego wszystkie wysiłki mogą być nadaremne. Taki rajd to egzamin życia. Sprawdza nasze granice, możliwości oraz słabości. Wszystko z czasem można wyćwiczyć, ale potrzeba do tego bardzo dużo cierpliwości i poznania w  stu procentach własnego organizmu.

Jakim nauczycielem jest Rafał Sonik?
Jeszcze przed rozpoczęciem zawodów, będąc już na miejscu, zdobywałam wiedzę teoretyczną, którą potem – podczas rajdu, czy na treningach – mogłam zweryfikować. Na najwyższym poziomie rywalizacji, jaki reprezentuje Rafał Sonik, najmniejszy szczegół decyduje o wygranej. W ten sam sposób – z precyzją i pełnym profesjonalizmem – Rafał przekazywał mi swoją wiedzę i doświadczenie, jednocześnie dbając o moje bezpieczeństwo. Jego wiedza jest tak ogromna, że dwa tygodnie nauki to zdecydowanie za mało czasu, aby posiąść choć część jego umiejętności. Do tego potrzeba sporo czasu i wielu godzin spędzonych na quadzie.

Odnalazłaś się w grupie samych facetów? Jak podobała Ci się współpraca z zespołem Rafała Sonika?
Świetnie dogaduję się chłopakami z zespołu, bo wszyscy jesteśmy miłośnikami rajdów. Doskonała organizacja, zaradność, dostosowanie się do warunków, umiejętność pracy w grupie, także w stresujących sytuacjach, oraz niesamowite poczucie humoru – to są cechy opisujące zespół Rafała Sonika. Wiadomo, każdy w zespole ma swoje obowiązki, lecz chłopcy w każdej chwili byli w stanie znaleźć czas, aby mi pomóc, doradzić lub czegoś nauczyć. Poza tym, ja świetnie odnajduję się we współpracy z mężczyznami w świecie sportów motorowych.

Ciekawa historia z rajdu, która utkwiła Ci w głowie?
Z pewnością, była to pierwsza nieprzespana noc, podczas której – pod okiem Bartka – po raz pierwszy przygotowywałam roadbook. Praca nad 370-kilometrową trasą drugiego etapu Rajdu Maroko zajęła nam ponad pięć godzin. Odpowiedzialność była ogromna, bo każdy, nawet najdrobniejszy błąd, mógł mieć wpływ na wyniki Rafała, nie tylko w tym etapie, ale także w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata gdzie różnica w punktacji w pierwszej trójce była minimalna. Czułam stres, ale jednocześnie adrenalinę, która powodowała, że nie chciało mi się spać. Warunki były „hotelowe” chociaż wiem, że w przyszłości muszę być gotowa na zdecydowanie trudniejsze okoliczności.

Kolejnym przeżyciem była pierwsza jazda po wydmach. Po zakończonym rajdzie, w końcu rozpoczęłam treningi. Pierwszego dnia treningu Maciej Berdysz zabrał mnie na fragment trasy ostatniego etapu rajdu, który mierzył ponad 100 kilometrów. Jadąc dojazdówką kompletnie nie wiedziałam, co mnie tam czeka. W momencie, gdy dojechaliśmy na miejsce, zobaczyłam gigantyczne wydmy. Byłam przerażona. Zwłaszcza, gdy okazało się, że mam się znaleźć na szczycie jednej z wydm. W końcu taki był cel tego treningu – nauka techniki jazdy po wydmach, dostosowanie prędkości do dystansu odcinka i wysokości, na której znajdowała się trasa, kontrola pozycji oraz jednoczesna kontrola kierunku, w którym zmierzam. Jak się łatwo domyślić, jazda po wydmach to nie to samo, co trening na poligonie. Nie pokonujemy ich jadąc na wprost. Starając się utrzymać jeden kierunek, cały czas szukamy idealnej drogi, która – w uproszczeniu – wygląda jak „slalom”. Zresztą jazda na quadzie to nie tylko odkręcona maneta, to przede wszystkim wytrzymałość i precyzja, które decydują o jakości osiągnięć sportowych.

Czy ktoś, poza Rafałem Sonikiem, pomógł Ci szczególnie podczas tego wyjazdu?
Jednym z moich głównych „nauczycieli” był Maciej Berdysz, który jest niesamowitym zawodnikiem, uczestnikiem aż trzech rajdów Dakar! Podczas rajdu działa samodzielnie, sam naprawia motocykl, sam robi sobie roadbook. Poświęcił mi dużo swojej uwagi, w bardzo czytelny i dokładny sposób przekazał mi swoją wiedzę. Mówi się o nim „cichy bohater Rajdu Dakar”. Jest niesamowicie zdolny! Także z tego miejsca chcę mu z całego serca podziękować!

Jakie masz plany?
Jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie, aby myśleć o startach długodystansowych. Natomiast spodobało mi się to bardzo i wiem, że w przyszłości będę chciała w takich, lub podobnych rajdach startować. Jeżeli oczywiście pozwoli na to budżet, bo wiadomo – koszty takiego wyjazdu i startu są olbrzymie.

Można powiedzieć, że spełniłaś swoje marzenie?
Poznanie elity zawodników na skalę światową, jak Nasser Al-Attiyah, Sébastien Loeb, Laia Sanz, Sebastien Souday, Kees Koolen, Carlos Sainz – mogłabym ich jeszcze sporo wymienić – jest marzeniem jednym z wielu, które mogłam zrealizować podczas tego wyjazdu. Jak powiedział Rafał: „Pamiętaj, marzenia są dla tych, którzy zostają w domu. Wyzwania są dla tych, którzy ruszają w drogę. Ale to od marzeń wszystko się zaczyna!”. Zdecydowanie warto marzyć!

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze