Zakochani w rajdowaniu – rozmowa z Kasią Kwaśnik

Pilotka rajdowa, której przygoda ze sportem zaczęła się, gdy poznała Marka - niebawem okazał się jej przyszłym mężem. Pieszczotliwie nazywa swoje samochody, choć bywa czasem o nie zazdrosna. Liczy, że gdy zostanie mamą, zaakceptuje sportową pasję swojego dziecka.

fot. Jacek Mazur

Twoje zainteresowanie rajdami zaczęło się od poznania Marka (kierowcy rajdowego), czy już wcześniej?
Zdecydowanie cała ta karuzela rajdowa zaczęła się od Marka. Wcześniej rajdy znałam tylko przez sylwetki znanych rajdowców.

Przekonałaś się od razu do tej dyscypliny sportu, czy zaangażowanie przyszło z czasem?
Ciężko mnie było przekonać do pierwszego startu, ale wystarczyło, że raz wybrałam się pokibicować Markowi na KJS… i już byłam zaangażowana w 100%.

W Suzuki S1600
fot. z archiwum K. Kwaśnik

Jak się z Markiem poznaliście i ile już jesteście parą?
Marek to kolega moich braci, więc nie było jakiegoś oficjalnego przedstawiania. On po prostu był związany z moim domem od zawsze i tak już zostało.  A jeśli chodzi o to, ile jesteśmy razem – to nasz rajdowy kolega Kaczor (Marek Kaczmarek) powiedziałby, że to już kazirodztwo… oj długo!

Zostałaś pilotką za namową Marka? Zgodziłaś się od razu, czy miałaś opory?
Oczywiście, że za jego namową, a raczej licznymi namowami! Byłam strasznie opornym materiałem do momentu, kiedy – jak już wcześniej wspomniałam – pojechałam pokibicować Markowi na jeden z KJS-ów. Cóż zaraziłam się jego pasją i następny rajd pojechaliśmy już razem.

Na mecie rajdu.
fot. Jacek Mazur

Od kiedy startujesz jako pilotka i jak wyglądały Twoje pierwsze starty? Był stres i wpadki?
Pierwszy start to KJS organizowany w Skierniewicach przez Maćka Wisławskiego, jakieś sześć lat temu. Na początku mocno zastanawiałam się – co ja tam robię? Opisy prób były dla mnie czystą abstrakcją (szczególnie stopnie zakrętów), że niektóre musiałam sobie „przetuptać”, żeby je zwizualizować. Ale było fantastycznie, dziura w drzwiach, dużo kurzu, jakieś rysunki, obliczenia i pierwszy puchar! Niesamowite emocje i bardzo mi się to spodobało.

Jeśli chodzi o wpadki, to nie ma ich tylko ten, kto nic nie robi – nie ma ludzi nieomylnych. W Kulce mamy zasadę, że błędy są wspólne, staramy się wyciągać z nich wnioski i nie powtarzać ich w kolejnych startach.

Rajd Ślubny
fot. z archiwum K. Kwaśnik

Stres natomiast towarzyszy mi przed każdym startem, to niesamowite, ale przed żadnym egzaminem na studiach się tak nie denerwowałam! Ale to pozytywny stres, pomaga mi się skoncentrować na moich zadaniach.

Jak radzisz sobie za kierownicą? Jak poszło Ci zdawanie na licencję rajdową na KJS?
Kierowcą jestem wtedy, kiedy muszę. Dziwne, ale dla mnie najbardziej odpowiednie miejsce w samochodzie to obok kierowcy. Nie myślę o startach jako kierowca.

Nie mogę się natomiast wypowiadać odnośnie „wyjeżdżania” licencji w KJS-ach, ponieważ ja mam licencję wyścigową, którą robiłam na torze w Poznaniu. Biorąc pod uwagę, że robiłam ją w lutym przy około 20 – stopniowym mrozie, padającym śniegu oraz oblodzonym torze, to chyba nie było aż tak źle!

Rajdówką pod kościół.
fot. z archiwum K. Kwaśnik

W tym roku braliście z Markiem ślub, czy to już pora na rajdowe potomstwo? Chciałabyś, by Twoje dziecko związało się z tym sportem?
Ciężko jest odpowiedzieć na to pytanie w momencie, gdy się jeszcze nie jest mamą. Zarówno moja mama, jak i Marka, strasznie się denerwują podczas każdego naszego startu ale wiem, że starają się uszanować nasz wybór. Pomimo, że często słyszymy: „zobaczymy jak wasze dzieci będą rajdować, czy będziecie tacy spokojni”.  Mam nadzieję, że będziemy w stanie zaakceptować każdą pasję naszych dzieci, czy to będzie ten sport, czy inny. Zobaczymy…

Czy Wasza rajdówka należy do rodziny, ma jakieś imię? Dopieszczacie ją?
Każda z rajdówek, którymi ścigaliśmy się do tej pory miała, bądź ma swoje imię. Lanos (w KJS-ach) to Oskar, Kadett to Kubuś, a Astra to Kulka, chociaż chłopcy z teamu pieszczotliwie nazywają ja Babcią (chyba nie muszę mówić z jakiego powodu). A „Babcia”, jak na członka rodziny przystało, musiała pojawić się na naszym weselu. Jeśli chodzi o dopieszczanie – to nie będę się wypowiadać, bo wyjdę na zazdrosną babę!

Zakochani w sobie i w rajdach.
fot. z archiwum K. Kwaśnik

Jesteś pasywną, czy aktywną stroną w rajdówce? Poganiasz go, czy uspokajasz? Czy tak samo jest w życiu?
W myśl przysłowia „kobieta zmienną jest”, to tak samo jest w rajdówce – jestem trochę pasywna i trochę aktywna. Czasami go poganiam, czasami uspokajam. Jak trzeba to wrzasnę, a jak trzeba trzymam buzię na kłódkę. W życiu jest zdecydowanie trudniej z tą kłódką,  chyba jestem bardziej „rozdarta”. Cóż równowaga w przyrodzie musi być!

Co porabiacie na co dzień? Jak wygląda życie rajdowej pary? Ile w nim rajdów? I co jest w Waszym życiu priorytetem?
Jeśli to jest normalny tydzień roboczy, to życie też wygląda bardzo normalnie. Śpimy, jemy, chodzimy do pracy, znajomych, kina itp. Jeśli zbliża się rajd to przełączamy się na tryb przed-rajdowy, czyli przygotowania:  ja w kwestii papierów, a Marek sprzętu, codzienne czynności pozostają w tle. Tydzień rajdowy to – tryb adrenalina i zaczynamy zabawę! 

Rajd Barbórki 2009
fot. Frendl

Oczywiście cały rozkład urlopowy w pracy mam podporządkowany pod kalendarz startów w danym sezonie, a w podróż poślubną wybraliśmy się na eliminacje WRC. Staramy się jednak nie zapominać, że rajdy to hobby i fantastyczna odskocznia od rzeczywistości, a wokół nas na co dzień są osoby, rzeczy  i sytuacje,  które determinują nas do tego, kim jesteśmy.

Czy swój domowy budżet wydajecie także na rajdy, czy macie sponsorów na całość startów?
Nasze pierwsze starty w Pucharze były sponsorowane przez firmę „Ognisko domowe” i mimo tego, że nie startowaliśmy we wszystkich eliminacjach, jej budżet został przekroczony. Szczęśliwie dla nas, już trzeci sezon naszym sponsorem jest Hulakula Rodzinne Centrum Rozrywki  i tylko dzięki niemu mieliśmy możliwość uczestniczyć we wszystkich eliminacjach. Z tego miejsca jeszcze raz wielkie podziękowania dla RCR Hulakula.

Barbórka 2009 – OS Karowa
fot. rallyart.pl

Jak Ci się podobał start w S1600? Czy wiążecie swoją przyszłość z takim autem?
Mogłabym bez końca opowiadać o tym, jakim fantastycznym przeżyciem był start takim autem. Coś niesamowitego, to spełnienie mojego rajdowego marzenia (Marek ma trochę inne). Wiązanie przyszłości z tym autem? Wszystko się wyjaśni po losowaniu „totka” w przypadku jakiejś zabójczej kumulacji! Na szczęście poza „totkiem” mamy naszego sponsora – na którego zawsze możemy liczyć i kto wie… może, może…

Jak wypada takie S1600 technologicznie w porównaniu do Astry? Ile potrzebowalibyście czasu, by się czuć w takiej rajdówce pewnie i walczyć na maksa?
S1600 to technologiczna „masakra”! Za szybko, za głośno, za zimno, za dobrze hamował, zawieszenie za dobrze wybierało. Naprawdę jedna wielka tragedia (śmiech). Dobrze,  że kierownica była na swoim miejscu – chociaż Marek narzekał, że nie widział prędkości z jaką jechaliśmy! Tak naprawdę to tylko żarty, no może poza tym, że rzeczywiście zmarzłam. W „Babci” mamy ogrzewanie, a tu nic! Technologicznie takie S1600 w stosunku do Astry, to jak spacer w Bieszczadach i trekking w Peru – kosmiczna różnica!

Życzą sobie niezpomnianych wrażeń z rajdowych tras.
fot. Frendl

Jesteś zadowolona z osiągniętych wyników?
Ja jestem zawsze optymistycznie nastawiona i jeśli tylko dojeżdżamy bezpiecznie do mety to jest super! Stroną pesymistyczną w rajdówce jest Marek, który zawsze uważa, że mogłoby być lepiej… i znowu ta równowaga w przyrodzie! 

Czego życzyłabyś sobie na przyszły sezon? Czy są już jakieś konkretne plany?
Zdrowia, mnóstwa pozytywnych uczuć, zamkniętego budżetu, zadowolonych sponsorów i niezapomnianych wrażeń z rajdowych tras w sezonie 2010. Oczywiście też pozytywnych wrażeń, bez przykrych niespodzianek. O planach zbytnio nie plotkujemy, żeby nie zapeszać!

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze