Z zaskoczenia na podium – relacja Magdy Wilk z Rajdu Krakowskiego

W najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że mój plan wyjazdu na „oglądarę" Rajdu Krakowskiego przerodzi się w tak wspaniałą przygodę, zakończoną triumfalnym wjazdem na rampę, wizytą na podium i odebraniem aż dwóch pucharów - relacjonuje nasza reprezentantka, Magda Wilk.

Magda Wilk pilotowała w Rajdzie Krakowskim Tomasza Sawickiego.
fot. Janusz Orządała

Wszystko wydawało się zaplanowane i dopięte na ostatni guzik – w ramach krótkiej wakacyjnej przerwy chciałam wyrwać się do Krakowa, aby dopingować znajomych na trasie 45. Rajdu Krakowskiego, czyli piątej rundzie Rajdowego Pucharu Polski. Plany legły w gruzach, kiedy parę dni przed rajdem okazało się, że pilot mojego „sąsiada”, Tomka Sawickiego, z powodów rodzinnych musi zostać w domu. Na propozycję towarzyszenia na prawym fotelu jednemu z najszybszych kierowców rajdowej drugiej ligi odpowiedź mogła być tylko jedna, choć nie ukrywam, że w głębi duszy pomyślałam sobie, że może nie jest to najlepszy pomysł. Biorąc pod uwagę moje znikome doświadczenie w pilotażu wiedziałam, że może być ciężko…

Schody zaczęły się już w czwartek przed rajdem, kiedy w ekspresowym tempie musiałam załatwić całą papierkową robotę: uaktualnić licencję, badania lekarskie, a nawet zrobić zdjęcia do karty identyfikacyjnej i na czas zdążyć z wyjazdem na południe Polski. Jakimś cudem udało się wszystko załatwić i w piątek od rana mogliśmy zacząć zapoznanie z trasą.

Peugeot 206 RC był szybki na krętych oesach.
fot. Rafał Urbaniec

Czekały na nas dwa odcinki specjalne, Zawoja i Harbutowice, przejeżdżane podczas rajdu po trzy razy. Koncentrowałam się na prawidłowym opisaniu trasy – jechaliśmy razem po raz pierwszy i nie da się ukryć, że przy moim braku doświadczenia i zgrania z Tomkiem po prostu musiałam się skupić na odpowiednim zapisaniu jego wizji trasy. Ściganie rozpoczęło się już w piątek od prologu na ulicach Myślenic. Tutaj przydało się doświadczenie Tomka z KJS-ów. Pojechaliśmy na luzie, ale mimo tego wygraliśmy tę krótką, „kręciołkową” próbę z przewagą półtorej sekundy nad najbliższym rywalem – Przemkiem Janikiem, który okazał się późniejszym zwycięzcą rajdu.

Początek „prawdziwego” rajdu nie był najłatwiejszy, bo wcześniej nigdy nie jeździłam z Tomkiem i musieliśmy się odpowiednio dograć. Na początku dyktowałam nieco zbyt szybko i kierowca poprosił mnie o czytanie nieco wolniej, zakręt po zakręcie, a nie całymi partiami. Po spokojnym początku zaczęliśmy się rozkręcać i odrabiać straty. Z odcinka na odcinek było coraz lepiej, choć przydarzyło się parę ciekawych przygód… Ostatnia pętla była szczególnie interesująca, bo na przedostatnim odcinku, czyli ostatnim przejeździe Zawoi, zaskoczył nas deszcz. Jechaliśmy na slickach, więc miejscami było naprawdę „grubo”.

fot. Jarosław Wełna

Ostatecznie okazało się, że wylądowaliśmy na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej całego rajdu i na drugim w klasie A7 – czyli pojemność do 2000 cm³. Przed nami finiszowali tylko Przemek Janik z Wiktorem Stanisem w Citroënie C2 oraz lokalny matador Mateusz Banaś ze Zbigniewem Gruszką w Renault Clio Sport. Pokonaliśmy o 8,5 sekundy zdecydowanych liderów klasyfikacji rocznej Rajdowego Pucharu Polski, czyli Wojciecha Chuchałę i Ryszarda Ciupkę w Hondzie Civic Type-R. Dla mnie to ogromny sukces, ale podejrzewam, że kierowca oczekiwał czegoś więcej…

Nie spodziewałam się, że tak dobrze będę się czuła w potwornie trudnych warunkach. Temperatura sięgała 40 stopni Celsjusza, a opony po prostu płynęły w piekielnym upale. Gdyby to były wyścigi i jechałabym moim pucharowym Picanto, z pewnością czułabym się o wiele gorzej. Tam spędzaliśmy prawie godzinę w szczelnie zamkniętej puszce i zapiętym pod szyję kombinezonie. Tutaj po każdym, trwającym około ośmiu minut odcinku specjalnym była szansa na przewietrzenie się i złapanie oddechu. Nawet się nie spociłam.

W przyszłości na pewno sama chciałabym wreszcie spróbować swoich sił za kierownicą rajdówki. To był gościnny występ, z braku innych możliwości, ale jeśli nadarzy się okazja, to z chęcią ponownie wsiądę na prawy fotel – zwłaszcza z tak szybkim, utalentowanym i opanowanym kierowcą jak Tomek Sawicki. To był dopiero jego drugi start w tym sezonie, a mimo tego zajmuje czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej Rajdowego Pucharu Polski i jest wiceliderem w klasie A7. Jest mi bardzo miło, że mogłam mu choć w drobny sposób pomóc w osiągnięciu tak dobrego rezultatu w Rajdzie Krakowskim. Wiem, że moje doświadczenie w pilotowaniu wciąż nie jest duże, ale podobno Tomek spodziewał się czegoś gorszego… Myślał, że na pierwszych kilometrach przerazi mnie prędkość jego Peugeota 206 RC o mocy ponad 200 koni mechanicznych. Nie da się ukryć, że jego auto jest o wiele szybsze od mojego wyścigowego Picanto, ale mimo tego tempo jazdy na odcinkach nie przeraziło mnie.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze