W 888 dni dookoła świata – rozmowa z Martą Owczarek

Dwa lata i pięć miesięcy - to czas, w którym Marta Owczarek i Bartłomiej Skowroński przeżyli wyprawę swojego życia. W 2008 roku oboje porzucili swoje codzienne zajęcia i wyruszyli w podróż dookoła świata. Z Martą porozmawiałyśmy o motocyklach, napotkanych ludziach i przeżytych przygodach.

Jak wpadliście na pomysł podróży dookoła świata? Wydaje się, że wiedliście dosyć ustabilizowany tryb życia – co zatem wpłynęło na taką decyzję?

To chyba zawsze siedziało gdzieś w naszych głowach, już wcześniej wiele podróżowaliśmy. Tyle tylko, że były to normalne, wakacyjne wyjazdy. Na pomysł dłuższej podróży nie trzeba było wpadać, trzeba było go wreszcie wyartykułować.

A inspiracją do tego okazała się pewna para Holendrów jadąca przez Afrykę rozklekotaną terenówką, których spotkaliśmy kiedyś w Ghanie. Byli wyluzowani, zadowoleni, tacy jacyś ogólnie fajniejsi. „Ile podróżujecie?” – zapytaliśmy. Odpowiedzieli, że pół roku. „A kiedy wrócicie?” – zadaliśmy kolejne pytanie. „Trudno powiedzieć, może za rok” – odpowiedzieli.  Wtedy stwierdziliśmy, że też tak byśmy mogli. Po dwóch latach od tego spotkania wyruszyliśmy. Trzeba było zrezygnować z ciepłych posadek w korporacjach, pożegnać się z wygodnym życiem, ale jakoś nie przyszło nam to z trudem.

fot. byledalej.waw.pl

Jaki był pierwotny plan trasy? 

Planowaliśmy mniej więcej rok, ale się faktycznie wydłużyło. Ruszając mieliśmy zarys trasy: Azja (od Mongolii po Indonezję), Australia i Nowa Zelandia, wreszcie Ameryka Południowa. Całkiem nieźle przygotowaliśmy się do pierwszego etapu, czyli Mongolii. Potem większość planów z różnych powodów zmienialiśmy, te najciekawsze powstawały spontanicznie i na bieżąco. W rezultacie doszliśmy do wniosku, że nie ma co układać trasy na dłużej niż miesiąc – dwa naprzód.

Skąd te motocykle?

Do tego, że najlepiej podróżuje się na motocyklach, dochodziliśmy aż półtora roku. Najpierw były nieśmiałe próby podróżowania na rowerach elektrycznych po Chinach, później na skuterach po Azji południowo-wschodniej. Po skuterach zrobiliśmy niechcący za duży przeskok i w Australii jeździliśmy nawet samochodem. Po samochodzie – ze skrajności w skrajność – cofnęliśmy się do rowerów. Dopiero po tych doświadczeniach przyszło oświecenie. W Argentynie kupiliśmy nieduże motocykle i tak już zostało do końca.

fot. byledalej.waw.pl

A jak było z Twoimi uprawnieniami do jazdy motocyklem?

Bartek zrobił prawo jazdy na motocykl tuż przed wyjazdem z Polski, ja go nie miałam. Początkowo myśleliśmy, że nikt nie będzie robił z tego zagadnienia, ale zaczęli nas straszyć problemami z południowoamerykańską policją i się wystraszyłam. Dziś, z perspektywy czasu, uważam, że to była głupota, ale wtedy uparłam się, żeby jeździć legalnie i wyrobić argentyńskie prawo jazdy. To niestety wiązało się ze zdaniem egzaminu teoretycznego po hiszpańsku i potem praktycznego. Wkułam w nocy na pamięć po omacku hiszpański test (zapamiętując pary słów z pytania i prawidłowej odpowiedzi), jakimś cudem udało się następnego dnia wystrzelać dobre odpowiedzi. A na praktycznym podstawili skuter. Prawko wydali od ręki. Jedyne, co zapłaciliśmy, to pomijalna, oficjalna opłata egzaminacyjna.

Jakimi motocyklami wyruszyliście w trasę po zdobyciu uprawnień w Argentynie?

Wyruszyliśmy Hondą XR 250 Tornado (Bartek) i Hondą XL 200 (Marta). Jak widać, nie były to potwory, ale na bezdrożach i wysokościach 5000 n.p.m. radziły sobie doskonale.

fot. byledalej.waw.pl

Napotkaliście na swojej drodze jakieś niespodzianki, śmieszne sytuacje, a może coś szokującego?

Tyle tego było, że trudno wybrać. W podróżowaniu chodzi przecież właśnie o to, żeby znaleźć się w miejscach zupełnie innych niż te, które znamy. Na pewno jednym z najciekawszych przeżyć, czymś, co było jak podróż w czasie i przeniesienie się do świata znanego tylko z książek podróżniczych, okazał się czas spędzony w amazońskiej wiosce Indian Huaorani w Ekwadorze. To, jak wyglądali, jak mieszkali, jak polowali, jak doskonale znali dżunglę… Tam jednak nie da się dotrzeć na motocyklach. Jedyny sposób to dłuuuga podróż łódką.

Czy coś szczególnie zaskoczyło Was w obyczajach, tradycjach spotkanych ludzi?

Były niespodzianki kulinarne: embriony kurczaków prosto z surowego jajka w Laosie czy ośle przyrodzenie w Chinach (tam zresztą je się niemal wszystko…). Krajem pełnym rytuałów są Indie: składanie w ofierze zwierząt w świątyniach, oczyszczające kąpiele w Gangesie. Zresztą samo przejście brudną, rozwrzeszczaną indyjską ulicą, wśród odzianych w sari kobiet, świętych krów, starców sadu popalających haszysz, jest niezapomnianym doznaniem. Z kolei Ameryka Południowa, zwłaszcza Boliwia, Peru i Ekwador, to fascynująca mieszanka indiańskich wierzeń i tradycji z narzuconym chrześcijaństwem. Nawet w trakcie katolickich świąt wciąż dużą rolę odgrywają szamani, katoliccy księża muszą iść na kompromis i respektować lokalne zwyczaje.

fot. byledalej.waw.pl

Planujecie zmianę motocykli na większe? I może jakąś kolejną podróż?

Południowoamerykańskie motocykle sprzedaliśmy w Kolumbii przed powrotem do domu. Niedawno pojechaliśmy na miesięczne wakacje do Stanów, gdzie kupiliśmy Suzuki DR 200 (dla Marty) i Suzuki DR 650 (dla Bartka), przejechaliśmy na nich Arizonę, Utah, Newadę i Kalifornię a na zakończenie włożyliśmy na statek i sprowadziliśmy do Polski. Jak widać upgrade nie jest powalający, ale do takiego podróżowania, jakie lubimy, niczego więcej nie trzeba. Na wiosnę pewnie na nich wyruszymy, ale to już zupełnie inna historia.

fot. byledalej.waw.pl

Spotkałaś się z jakimiś, powiedzmy, „dziwnymi” zachowaniami wobec kobiet w tamtych krajach?

W naszej podróży miejsc, w których kobiety traktowano jako obywatelki drugiej kategorii, było w zasadzie niewiele. Poza tym nawet w tych krajach białe turystki mają taryfę ulgową. Nie doznałam też nigdy jakoś dotkliwie zaczepek czy prowokacyjnych zachowań. Może dlatego, że podróżowałam z facetem. Prawdopodobnie samotnej kobiecie byłoby pod tym kątem trudniej.
Sytuacja kobiet w Indiach – trudno powiedzieć coś sensownego w trzech słowach. Wprawdzie minęły czasy, gdy wdowie wypadało spłonąć wraz z mężem na stosie, jednak w wielu miejscach, zwłaszcza na prowincji, samotna kobieta to ciężar dla rodziny. Dlatego matki tak bardzo hołubią tam synów: to synowie się nimi zajmą, gdy zabraknie mężów. Dziewczynki zdecydowanie nie są oczkami w głowie rodziców.

Przebieg całej podróży był bezpośrednio relacjonowany na blogu autorów: www.byledalej.waw.pl. Zachęcamy również do zapoznania się z książką autorów „Byle dalej: w 888 dni dookoła świata”. 

 

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze