Test Volvo V60 T5 – tunel strachów

Brytyjski dziennikarz Jeremy Clarkson, w jednym ze swoich felietonów napisał, że „samochody Volvo nigdy nie wzbudzały emocji, dopóki nie powstał silnik T5”. Jednak ekolodzy położyli inżynierom nóż na gardle, przez co z legendarnej, pięciocylindrowej jednostki usunięto jeden cylinder. Czy po tej modyfikacji silnik Volvo nadal jest w stanie porwać serce kierowcy?

Tunel strachów to obowiązkowy punkt programu w każdym wesołym miasteczku. Z zewnątrz niby  niepozorna budka, ale po przekroczeniu progu zaczyna się istne tornado emocji. Adrenalina miesza się z hormonem szczęścia, w efekcie czego tuż po wyjściu człowiek ma ochotę ponownie przekroczyć próg tego miejsca. Volvo swoich użytkowników absolutnie nie chce straszyć. Dąży jednak do tego, aby tuż po opuszczeniu kabiny pasażerskiej każdy z nich natychmiast  chciał powrócić do jej wnętrza.

Nowe Volvo V60 już samym wyglądem składa ofertę z gatunku tych „nie do odrzucenia”. Jest po prostu piękne. Czasy, kiedy kształt nadwozia był jednym wielkim kątem prostym, minęły bezpowrotnie. Moim oczom ukazuje się prawdziwy szampan wśród samochodów. V60 to spore i tak ponętne kombi, że wcale nie trzeba mieć dwójki dzieci, aby poważnie rozważać jego zakup. Niebieski kolor lakieru spotykany jedynie na pocztówkach z Karaibów sprawia, że wzrok wręcz się klei do tego samochodu. Na szczęście klosze tylnych lamp zachowały długi, pionowy kształt, tak bardzo charakterystyczny dla wszystkich modeli kombi spod znaku Volvo. I tylko podwójna końcówka układu wydechowego może szeptać, że ten samochód ma do zaoferowania coś więcej, niż jedynie komfort i bezpieczeństwo. Zgrzeszę jeżeli natychmiast nie wsiądę.

Volvo V60 T5 – bliski ideału
fot. Anna Nazarowicz, Motocaina.pl

Czysta harmonia
Wnętrze, niczym odlane z kremu, w całości zostało utrzymane w jasnym kolorze. Króluje tu skóra, najwyższa jakość oraz zimne w dotyku, najprawdziwsze aluminium. To ostatnie, w przeciwieństwie do drewna, odmładza kabinę pasażerską niczym solidny zastrzyk z kolagenu. Nic zatem dziwnego, że na drewniane akcenty wykończenia decyduje się coraz mniejsza liczba nabywców. Na aluminium Volvo nie oszczędzało. Został nim pokryty m.in. cały środkowy panel, na którym skoncentrowano sterowanie najważniejszymi funkcjami samochodu. Ten pozostaje w niezmienionym kształcie od kiedy ujrzał światło dzienne. Układ pokręteł oraz przyciski do sterowania nawiewem w kształcie ludzika są równie rozpoznawalne co wizerunek Dalajlamy. Kierownica jest tak duża, jak hula hop… czyli trochę za duża. To jednak jedyny mankament, jaki udało mi się wychwycić. Wskazówkowy obrotomierz i prędkościomierz zostały odprawione na emeryturę. Na ich miejscu pojawiły się elektroniczne zegary. Mało tego, zmieniają swoje umaszczenie w zależności od trybu jazdy, na jaki padnie wybór kierowcy.

Fotele są tak duże i miękkie, że zarówno kierowca jak i pasażer nie siedzą na nich, lecz wręcz się w nie zapadają. Na tylnej kanapie można spać przez cały tydzień i okaże się wygodniejsza, niż niejedno łóżko. Ale mnie o wiele bardziej zaskoczyła zupełnie czymś innym: za pomocą jednego przycisku wybrana połówka zamienia się w fotelik dla dziecka. Pomysłowe, praktyczne, po prostu genialne. Podobnie jak zagłówki tylnej kanapy, które same się odchylą przy rozkładaniu oparć, w celu powiększenia przestrzeni bagażnika. Dzięki temu zyskujemy idealnie płaską podłogę.

Z boku Volvo V60 przypomina kształt łzy – jest cudownie opływowy.
fot. Anna Nazarowicz, Motocaina.pl

245 koni w rzędzie
Budzę do życia niebieskiego towarzysza nasłuchując pomruku 245 KM. Jednak silnik jest tak cichy, że do moich uszu nie dochodzą praktycznie żadne dźwięki zdradzające jego pracę. Ruszam z miejsca nie dając za wygraną. Już po kilku przebytych kilometrach wiem, że trudno mi będzie oddać to auto. Turbodoładowana, benzynowa jednostka o pojemności dwóch litrów prowadzi się jak zaczarowana. Nawet przy wyższych prędkościach w kabinie jest cicho i przyjemnie, zupełnie jakby pod maską nie było niczego oprócz powietrza. Ale każdorazowe naciśnięcie pedału gazu przypomina mi, że tak nie jest. Rzędowy silnik o mocy 245 KM i zaskakującym momencie obrotowym (350 Nm) już od najniższych obrotów, dzielnie wprawia w ruch wcale nie tak lekkie V60 (1639 kilogramów). W połączeniu z automatyczną, ośmiostopniową skrzynia biegów, ten z pozoru wielki nosorożec, porusza się zwinnie jak gepard. Automat wykonuje kawał solidnej roboty zmieniając biegi szybko i bez najmniejszego szarpnięcia. Jest ono wyczuwalne jedynie w momencie gwałtownego hamowania i natychmiastowego przyspieszenia, ale jestem skłonna jej wybaczyć te drobne potknięcia. Każda Zosia Samosia ma również do dyspozycji dwie aluminiowe łopatki przyczajone w okolicach kierownicy  (dostępne za dopłatą 740 złotych). Dzięki nim przejmie częściową kontrolę nad skrzynią zmiany biegów. Właśnie – częściową kontrolę, bo w okolicach czerwonego pola skrzynia wyrwie nam lejce z rąk i sama wrzuci wyższy bieg. Ale to nic. I tak radość z jady jest ogromna.

Przytulne, jasne wnętrze Volvo V60.
fot. Anna Nazarowicz, Motocaina.pl

Testowany egzemplarz został wyposażony w sportowe zawieszenie (koszt 2200 złotych). Niech Was jednak nie zmyli przymiotnik „sportowe” – mimo jego zastosowania to nadal bardzo komfortowy samochód, który dzięki temu zawieszeniu doskonale trzyma się toru jazdy w zakrętach, choć przecież napędzana jest tu przednia oś. Jedyne, co przeraża w tym samochodzie to odczuwalna prędkość. Podczas kiedy wewnątrz panuje idealna cisza, a zachowanie samochodu zdradza nie więcej, niż 60 km/h, prędkościomierz wskazuje 160 km/h. Powiem to głośno – w tym samochodzie szatan zamieszkał na dobre. Na szczęście prędkościomierz jest na tyle duży, że jego komunikaty nigdy nie pozostaną niezauważone. Niestety za sporą mocą jednostki zwykle idzie duże zużycie paliwa. 12,5 litra w cyklu miejskim to niezbyt zachęcający wynik, ale jeżeli będziemy poganiać konie pod maską w umiarkowany sposób, odwdzięczą się zużyciem paliwa na poziomie 9,5 litra.

Volvo V60 T5 – jakie jest?
Rozstanie z tym samochodem było trudne i bolesne. Auto jest piękne, wygodne, w dobrym guście – tak, Volvo V60 niezaprzeczalnie ma klasę. Wersja z silnikiem T5 oraz sportowym zawieszeniem będzie doskonałym kompromisem pomiędzy ogromną frajdą z jazdy, a sporym, rodzinnym samochodem. Jeżeli decydować się na zakup, to tylko w testowanym, niebieskim odcieniu lakieru (dostępny za dopłatą 3650 złotych). Ceny V60 z silnikiem T5 oraz automatyczną skrzynią Geartronic zaczynają się od 148 100 złotych. Za najwyższą opcję wyposażenia Summum trzeba zapłacić 179 300 złotych. Taki wydatek na auto jest niczym grzech, ale ten samochód zdecydowanie jest grzechu wart.

Zegary przed oczami kierowcy w Volvo V60 są wybitnie czytelne i wyjątkowo ładne.
fot. Anna Nazarowicz, Motocaina.pl

Na TAK:

– bardzo ładny wygląd nadwozia

– doskonały silnik

– szybka i precyzyjna skrzynia biegów

– ogromne i wygodne fotele

– bardzo dobrze wyciszona kabina pasażerska

Na NIE:

– za duża kierownica

– wysokie zużycie paliwa

– niewielki bagażnik

Dane techniczne Volvo V60 T5:

Silnik – benzynowy, 4-cylindrowy, rzędowy, turbodoładowany

Pojemność – 1969 cm3

Moc – 245 KM przy 5600 obr/min

Moment obrotowy – 350 Nm przy 1500-4800 obr/min

Skrzynia biegów- Geartronic, 8-stopniowa, automatyczna

Masa własna – 1639 kg

Napęd  – na przednią oś

Pojemność bagażnika – 430 l

Maksymalna prędkość – 230 km/h

Długość/szerokość/wysokość- 4640/1870/1480 mm

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze