Test Volvo S80 D4 Drive-E – prawdziwy facet

Jest ostatnim bastionem męskości, który podobno przeżywa kryzys. Otworzy drzwi, założy płaszcz, powie jak pięknie dziś wyglądasz. Czas pędzi do przodu nieubłaganie, ale na jego twarzy jakby zmarszczek brak. Jest duży, dostojny i ma klasę, a takim mężczyznom trudno się oprzeć. Trzeba być kobietą dojrzałą i świadomą, aby docenić tak szlachetny charakter samochodu.

Wystarczy jeden rzut oka, aby pozbyć się wszelkich wątpliwości: to największy model w ofercie producenta. Limuzyna pisana przez duże „L” jest obecna na rynku już od 1998 roku. Przez te wszystkie lata producent miał „ręce” pełne roboty, bo eleganckie linie nadwozia oraz wykończenie na najwyższym poziomie szybko zyskały sobie całe rzesze wielbicieli. Wśród nich przeważali głównie dyplomaci, ludzie sukcesu i biznesu. Garnitury, cygara i drogie alkohole to świat, w którym Volvo S80 szybko znalazł dla siebie miejsce. Nadwozie o długości ponad 4,8 metra nie pozostawia złudzeń – w jego wnętrzu można urządzić posiedzenie zarządu i nikt z pewnością nie zgłosi braku wszelkich udogodnień.

Jechałam po kluczyki z drżącym sercem; teraz stoję przed Volvo S80 D4 Drive-E z przyjemnym dreszczem  na plecach. Jest naprawdę wielki. Rozmiar zaczyna nabierać znaczenia, kiedy otwieram drzwi i wsiadam do środka.

Wnętrze – na salonach
Kabina pasażerska została w całości odlana z kremowego koloru, tak dobrze znanego z innych modeli Volvo. Zabieg ten, wbrew pozorom, jest całkiem pożyteczny – jasny odcień optycznie powiększa i tak już dużą przestrzeń. Po wnętrzu S80 można biegać, bo miejsca jest tu po prostu w nadmiarze. Ale ten Goliat został powołany do życia w innym celu – ma wozić tak, jakby jutra miało nie być. Dlatego też tylna kanapa jest ogromna, a przede wszystkim niesłychanie komfortowa. Miejsce na nogi znajdzie tutaj nawet Marcin Gortat, a miękkość kanapy sprawia, że można na niej spędzić resztę swojego życia. Ale nie tylko komfort pasażerów jest dla Volvo najważniejszy. Równie dużą przyjemność z podróżowania będzie garściami czerpał także kierowca. Fotele są jednymi z najwygodniejszych, z jakimi miałam do czynienia. Nie za twarde, niezbyt miękkie – jak oni to zrobili?

Deska rozdzielcza nie różni się praktycznie niczym od mniejszego V60. A szkoda, bo zasiadając na szczycie szczytów oferty producenta chcemy być zaskoczeni, zobaczyć coś zupełnie nowego i lepszego. Tymczasem jest tutaj ładnie i bardzo elegancko, ale kto wcześniej miał okazję zasiąść w Volvo ten zaskoczenia niestety nie odczuje.

Jazda – walc wiedeński
Wsuwam kluczyk i naciskam guzik. Wiem, że za chwilę zamruczy dwulitrowy diesel. Ten ukryty pod maską testowanego egzemplarza to silnik najnowszej generacji z rodziny Drive-E oznaczony jako D4. Cechą charakterystyczną nowych jednostek napędowych Volvo ma być jeszcze lepsza charakterystyka pracy oraz mniejszy apetyt na paliwo. Czy to twarde fakty, czy jedynie pusta obietnica? Naciskam mocniej pedał gazu, aby się o tym przekonać.

Pierwsze wrażenia są jak najbardziej na plus. Czterocylindrowa jednostka pracuje niesłychanie cicho, chociaż nie bez znaczenia pozostaje staranne wyciszenie kabiny. Dociskam nieco mocniej pedał przyspieszenia, ale samochód jakoś nie wyrywa asfaltu spod kół. I to ma być popisowy samochód od Volvo? Środek transportu dla ważnych i bogatych? Nie będę kłamać, czuję nieco rozczarowania. No ale nie do sprintu spod świateł stworzono tego ciężkiego kolosa.

Tocząc się ulicami miasta silnik faktycznie wykazuje nieduże zapotrzebowanie na ropę. Trzeba mieć na uwadze fakt, że to 1704 kg masy samochodu. Automatyczna, 8-biegowa skrzynia Geartronic pracuje bez denerwujących szarpnięć – słowem: bez żadnych zastrzeżeń. Nie można mieć uwag również do zawieszenia, które robi wszystko i stara się jak może, abyśmy nie odczuli przejazdu nawet po najmniejszej wyrwie w jezdni. Jest zatem miękko, przyjemnie i bardzo komfortowo. Ale nie kupuje się tak drogich samochodów, aby przetaczać się od świateł do świateł. Jeździ się bajecznie, ale to nie może być koniec możliwości S80. Wciąż pokładam w nim duże nadzieje, mimo że na razie auto niczym specjalnym się nie wybija. Wyjeżdżam na autostradę i co? Wreszcie – nie myliłam się! To właśnie tutaj Volvo rozwija w pełni swoje umiejętności.

Pierwszą setkę S80 osiąga w 8,4 sekundy (dane producenta). Owszem, to wcale nie jest wybitny rezultat, ale też projektanci mieli nieco inne zamiary. Samochód pozornie został obdarzony skromną liczbą koni (181 KM), ale naprawdę sporym momentem obrotowym (400 Nm). Można deptać i męczyć pedał gazu, próbować obudzić myśliwiec wojskowy, ale S80 i tak ostentacyjnie zignoruje wszelkie tego typu działania. A wszystko dlatego, że może dużo, lecz wcale nie musi… Po przekroczeniu 100 km/h rozwijanie kolejnych prędkości przychodzi, o dziwo, z coraz większą łatwością. Można odnieść wrażenie, że dopiero po osiągięciu tej magicznej granicy Volvo S80 budzi się do życia. Wskazówka prędkościomierza wręcz wyrywa się do przodu i często – ku mojej uciesze – nie ma zamiaru się zatrzymywać. Jednocześnie przy rozpędzaniu się na niemieckiej autostradzie do 200 km/h, samochód zachowuje się tak, jakby mknął zaledwie 50 km/h. Zupełnie jakby chciał szepnąć mi na ucho: „to wcale nie robi na mnie wrażenia”. Tymczasem za oknem mijane samochody nikną w sinej dali. Nie to jest jednak najbardziej imponujące w tej naszej wspólnej podróży. Skrzynia, nawet przy tak dużych prędkościach, utrzymuje silnik na dość niskich obrotach (2000 obr./min), a to przekłada się na rekordowo niskie zużycie paliwa – w trasie to tylko 7 litrów na setkę! I który samochód, przy tak dużym pędzie, wykaże tak skromne wyniki?

Volvo S80 D4 Drive-E po prostu chce się podróżować bez końca i nie tylko dlatego, że jeździ o kropelce. Niezależnie od prędkości, z jaką się przemieszcza, tu zawsze można się poczuć jak w prawdziwej fortecy. Możemy pędzić tak szybko, że podmuch powietrza zerwie liście z drzew, lecz w środku jedyne co poczujemy to siła, z jaką całość trzyma się drogi oraz zaskakującą ciszę w kabinie pasażerskiej.

Werdykt – wróć do mnie 
Volvo S80 D4 Drive-E z pewnością nie jest samochodem dla każdego i wcale nie mam na myśli jedynie ceny. Jest ogromny jak tankowiec, co na co dzień życia nie ułatwia, a  jego parkowanie na ciasnych, miejskich uliczkah urasta do rangi sztuki. Ale jest piękny i wydaje się jakby ponadczasowy; do tego ekonomiczny i świetnie się prowadzi. Codzienna jazda po mieście nie jest jednak jego żywiołem. Jeździ, ale tak jakby od niechcenia. W trasie za to budzi się do życia, pędzi jakby z uśmiechem na masce.

Ceny S80 D4 Drive-E zaczynają się od 172 100 złotych (testowany silnik D4 o pojemności 2.0 i mocy 181 KM z manualną, 6-biegową skrzynią). Za egzemplarz z automatem musimy zapłacić 181 700 złotych. Niezależnie od dodatków, na które się zdecydujemy (lub na odwrót – ich zupełny brak) i tak S80 będzie wybornym autem. I właśnie dlatego chciałabym go mieć.

Na TAK:
– bardzo ładna linie nadwozia
– niskie zużycie paliwa nawet przy dużych prędkościach
– bardzo dobrze wyciszona kabina
– bardzo wygodne fotele
– ogrom miejsca wewnątrz

Na NIE:
– kokpit nie zaskakuje niczym nowym

Volvo S80 D4 Drive-E dane techniczne:
Silnik – D4, wysokoprężny, turbodoładowany, R4
Pojemność skokowa – 1969 cm3
Moc – 181 KM przy 4250 obr/min
Moment obrotowy – 400 Nm przy 1750-2500 obr/min
Napęd – na przednią oś
Skrzynia biegów – automatyczna, Geartronic, 8-biegowa
Masa – 1704 kg
0-100 km/h – 8,4 s
Prędkość maksymalna – 210 km/h
Rozstaw osi – 2835 mm
Długość/szerokość/wysokość – 4854/1861/1493 mm

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze