Test Volkswagen Beetle – pierwsza jazda w… Meksyku

Osiem nowiutkich Beetle’ów z 200-konnymi silnikami pojechało zmierzyć się z urokliwymi zakątkami półwyspu Yukatan.

Nigdy nie podobał mi się New Beetle. Z wyglądu. Uznaję w pełni kultowość starego Garbusa, całą tę otoczkę „peace and love”, jednak druga, czyli obecnie już poprzednia odmiana tego auta, jest po prostu zbyt infantylna. Poza tym, kupując to auto automatycznie dołącza się do pewnego grona użytkowniczek. Prowadzę na własny użytek statystyki, jakiego rodzaju osoby zasiadają za kółkiem niektórych modeli. Przekrój pań prowadzących New Beetle, jest raczej wąski: powtarzają się kobiety ubrane wyzywająco, pracowicie ufryzowane, często utlenione rażącym blondem; na co mógł wpłynąć nadmiar chemii na głowie, nie mi osądzać… Panie-omnibusy, jeżdżące New Beetle’ami, z góry przepraszam.

Jakież więc było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam pierwsze zdjęcia Beetle i wydusiałam z siebie zaskakujące: fajny. Jak to? Dlaczego?! Przecież zamysł sylwetki nadal jest ten sam. Jednak coś się zmieniło…

Volkswagen Beetle w Meksyku.
fot. Katarzyna Frendl, Motocaina.pl

Wyzwanie numer jeden – zmiana nastawienia do trzeciej generacji małego Volkswagena.
„Oj co się czepiasz, to takie ładniutkie, wesolutkie autko”. Lodu! Auto nie jest zabawką i należy je traktować z należytą powagą. Garbus reprezentuje kawał motoryzacyjnej historii.

Wyzwanie numer dwa – koniec z babskością Beetla!

Volkswagen Beetle – bagaże 3 dorosłych osób mieszczą się do auta bez problemu.
fot. Katarzyna Frendl, Motocaina.pl

A może by się tak zmierzyć z „kobiecością” tego samochodu? Wtłaczaną od zarania garbusowych dziejów  w reklamach skierowanych do pań, czy w ofercie „damskich” akcesoriów w postaci wazonika na kwiaty w kokpicie? Nie dzielę samochodów na kobiece i męskie, a jak ktoś mi z góry narzuca, że skoro jestem płci żeńskiej, to powinnam się rozglądać za małym, „babskim” autem, to gotowa jestem z miejsca wstąpić do sił zbrojnych i porozwalać niczym snajper niektóre męskie przypadki!

Wyzwanie numer trzy – czy Beetle sprawi, że chciałabym go mieć?

Cel – pal!
Lokalizacja akcji: Meksyk. Garbus występuje tu masowo. Poza tym to raj dla turystów i… indywidualistów. Miejsce na ziemi, gdzie przebiega cienka granica między gwarem nadmorskich kurortów, a wręcz pustelniczym odludziem.
Cel: Volkswagen Beetle. Samochód dla wszystkich i… dla każdego z osobna. Trzecia generacja  jednego z trzech najpopularniejszych w całej historii motoryzacji aut świata. Legenda, często kojarzona z flower power – hipisowskim stylem życia.
Adres docelowy: półwysep Jukatan. Na każdej ulicy tutejszych miast: Cancun, Tulum, Meridy, czy Valladolid, można dostrzec „pojazdy z duszą” – czasem wyeksploatowane, innym razem pachnące świeżym lakierem. Stałe lokum: Playa del Carmen, w pobliżu tej miejscowości jest druga co do długości na świecie rafa koralowa.
Rozpoznanie sytuacyjne: dobrej jakości drogi, miejscami szutrowe, lecz dobrze utwardzone. Samochody – w przeważającej części rupiecie, ale z charakterem i grzmiącymi pod maską silnikowymi potworami.
Aura: początkowo upalna i słoneczna, finalnie – huragan przeradzający się w burzę tropikalną.

Hajda na koń – czyli wskakuję do środka!
Czy przed Volkswagenem rzeczywiście było wyzwanie? I to jakie! Sprostać oczekiwaniom milionów fanów Garbusa na całym świecie, rzeszom miłośników – jednak nieco specyficznego nadwozia, ludzi, dla których wykrzywiony w pałąk dach, symboliczne okienko z tyłu i sympatyczne spojrzenie okrągłych reflektorów było sentymentalnym wspomnieniem z lat młodości – cóż, projektanci Beetla (Walter da Silva i Klaus Bischoff) mieli twardy orzech do zgryzienia. Należy pamiętać, że pierwsza prezentacja nowego garbusa, wspomnianego wyżej New Beetle, nie wzbudziła w branży ani szału, ani oniemienia. Dlaczego tym razem spodziewano się zdecydowanej odmiany? Wystarczyło „spłaszczyć” nieco dach, wydłużyć maskę, dodać uśmiechnięte oblicze z przodu i nieco kanciastości do tej pory obłemu nadwoziu i sprawić, żeby lekko spuchły nadkola. Efekt? Są opinie, że Beetle z pewnej perspektywy przypomina nieco sylwetkę… Porsche.

Volkswagen Beetle – wnętrze.
fot. Katarzyna Frendl, Motocaina.pl

Zasiadam za kierownicą i czuję pewnego rodzaju namaszczenie. To trochę tak, jakby jeździć repliką zabytkowego, białego kruka. Z tym, że wszystkich Chrabąszczy wyprodukowano: bagatela – 21 milionów! W dodatku usunięto z niego trochę „smaczków”, w rodzaju wazonika na kwiatek jak w pierwotnej wersji, co jednak go nieco personalizowało… W zamian jest we wnętrzu Beetla coś ulotnego, trudnego do wychwycenia – jakość. Nic tu nie trzeszczy, nie denerwuje, nic tylko wsiadać i jechać!

Volkswagen Beetle
fot. Katarzyna Frendl, Motocaina.pl

Na desce rozdzielczej dominuje duży prędkościomierz. Za dopłatą, pośrodku deski rozdzielczej dodatkowo może zostać zamontowany zestaw trzech wskaźników, informujący o ciśnieniu doładowania i temperaturze oleju. Trzeci z zegarów jest stoperem. Co do reszty, można powiedzieć, że dobrze ją znamy. Współczesny Garbus bazuje na Volkswagenie Golfie.

Volkswagen Beetle – tylna kanapa. Podróżuje się na niej nawet na dłuższych dystansach całkiem wygodnie – jeśli ma się do 180 cm wzroztu.
fot. Katarzyna Frendl, Motocaina.pl

Deska rozdzielcza, nawiązuje do tradycyjnego Garbusa i nie jest nudna. Garbus ma dostarczać pozytywnych wrażeń i być ikoną stylu. Udało się jedno i drugie. Wnętrze najnowszego VW Beetle zaprojektował Polak, Tomasz Bachorski.

Do mankamentów środka Beetle można jedynie zaliczyć umiarkowany komfort podróżowania na tylnej kanapie, gdzie ilość miejsca ograniczona jest opadającą linią nadwozia.

Bagażnik ma pojemność porównywalną z VW Golfem (310 – 905 litrów), co oznacza, że dwie osoby nie będą mieć żadnych problemów ze spakowaniem się w daleką wyprawę. Nic dziwnego, bo VW Beetle bazuje na płycie podłogowej VW Jetty.

Na podbój Meksyku
Wpadając na nudną, pokonywaną już po raz kolejny, asfaltową drogę federalną, poprzecinaną „leżącymi policjantami” oraz ich prawdziwymi posterunkami, zapadam w refleksję nad domniemaną „kobiecością” Beetla. Czy rzeczywiście poprzednik był tak zniewieściały? Czy to, że miał wazonik na kwiatki czyniło go przeznaczonym dla pań? Ani miłośnikowi Chrabąszcza, ani indywidualiście, który chciał się wyróżnić z tłumu srebrnych hatchbacków, taka teza by się raczej nie spodobała. Zresztą wątpię, żeby rzeczywiście wazonik stanowił podstawowe kryterium oceny samochodu przed jego kupnem. Beetle albo się podoba i śni się po nocach jego nowemu nabywcy, albo nie. Tak zwykle bywa z nietypowymi nadwoziami. Zresztą, nie ma o czym już rozważać, skoro – na wszelki wypadek – producent z wazonika zrezygnował. Może to i lepiej? W końcu zawsze panie mogą sobie taki same zorganizować.

Tymczasem droga przeradza się w szutrową, utwardzoną trasę, wiodącą przez park narodowy. Przerywam moje dywagacje, gdy na drodze zaczynają pojawiać się ogromne pająki i jaszczurki. Nadwozie Beetle’a smagają ogromne liście palm, żwir chrzęści pod kołami. Pędzimy szybko, może zbyt szybko; mam poczucie, jakbym brała udział w rajdzie. Nowy Garbi prowadzi się podobnie jak usportowiona wersja VW Golfa. Można to porównywać do wrażeń zza kierownicy Golfa GTi czy Golfa R, a praca układu kierowniczego i zawieszenia daje możliwość pełnego zjednoczenia się z autem. Z drugiej strony komfort resorowania jest zadowalający nawet na kamienistych, pełnych dziur drogach gruntowych.

Volkswagen Beetle – zegary
fot. Katarzyna Frendl, Motocaina.pl

Model doposażony w elektroniczną szperę prowadzi się niczym gokart – czuć to na każdym zakręcie. Beetle potrafi być ostry niczym tabasco – 200 KM daje o sobie znać, gdy do oporu wciskam pedał gazu i zmieniam biegi przy wysokich prędkościach obrotowych silnika.

W trakcie długiej jazdy rozmyślam o nabywcach takiego samochodu w kraju. Podstawowa wersja nowego Garbusa z 1,2-litrowym benzyniakiem TSI o mocy 105 koni i ręczną skrzynią kosztuje 68 990 złotych. Za mocniejszy wariant Beetla z 2-litrowym TSI o mocy 200 KM połączonym z sześciobiegową skrzynią DSG trzeba zapłacić przynajmniej 101 990 złotych. Co znajduje się na liście wyposażenia standardowego? Między innymi dzielona tylna kanapa, 4 poduszki powietrzne, ABS i ESP, wspomaganie kierownicy, klimatyzacja manualna, komputer pokładowy, elektrycznie sterowane szyby i lusterka, tempomat, centralny zamek, radio CD/mp3 oraz stalowe obręcze o średnicy 16 cali.

Do wyboru są trzy jednostki benzynowe i dwa diesle. Najsłabsza „benzyna” ma pojemność 1.2 i moc 105 KM. Średnia jednostka w gamie to silnik 1.4 l. o mocy 160 KM. Najmocniejsza propozycja to 2-litrowy silnik o mocy 200 KM, który zapewnia Garbusowi sprint do setki w 7,5 sekundy oraz prędkość maksymalną 223 km/h. Gamę zamykają jednostki TDI: 1.6 o mocy 105 KM i 2.0 o mocy 140 KM.

– 1.2 TSI z ręczną skrzynią 6-biegową, wersja Beetle – 68 990 zł
– 1.4 TSI z ręczną skrzynią 6-biegową, wersja Design – 73 190 zł
– 2.0 TSI z 6-biegową przekładnią DSG, wersja Sport – 101 990 zł

Meksykański duch Beetle
Zewsząd dopada mnie tajemnicza historia brutalnych majów. Ich monstrualne, budzące respekt piramidy, cenoty (studnie z naturalną, słodka wodą) połyskujące w słońcu jaskrawym błękitem. Mam wrażenie, jakby nigdzie indziej czas nie płynął wolniej, nigdzie indziej nie nastąpiło bardziej gwałtowne zderzenie tradycji z nowoczesności; przynajmniej w ciągu ostatnich 20 lat.

Mijam niesamowite El Camino i zaczynam się zastanawiać, czy kiedyś, za powiedzmy 20 lat, Volkswagen Beetle będzie równie niesamowitym, unikalnym autem, za którym praktycznie każdy się obejrzy. Moim zdaniem tak – jest przecież wyjątkowy, zachował unikalnego ducha Garbusa. Podobnie jak cywilizacja Majów przetrwała 3 tysiące lat, kto wie, ile przetrwa jeszcze legenda tego auta. Cywilizację tę uważano za najbardziej rozwiniętą, a jak powszechnie wiadomo, najdłużej trwają rzeczy proste – taki jest właśnie Garbus: nieskomplikowany.

Widzi mi się
Lubię ludzi, ale czasem coś gna człowieka na odludzia. Takie właśnie, jak te zastane w Meksyku. To miejsca, gdzie jesteśmy z samym sobą; nie musimy tam nakładać masek (zawodowych, czy „prywatnych”) – możemy być dokładnie tacy, jakimi jesteśmy. Co to ma wspólnego z Beetle? Bardzo wiele. Bo ten samochód nie sili się na bycie… niesamowitym, choć fakt – bazuje na sentymentach. Jednocześnie dostarcza wszystkiego tego, co jest potrzebne przeciętnemu kierowcy, a może nawet więcej – jest tu wyczuwalna jakość i wystarczająca większości z nas moc silnika. Poza tym Beetlem chce się jeździć. Jest zwarty, wygodny, odpowiednio do klasy pojemny. Paradoksalnie „auto dla ludu” pozwala – jak mało które – na oryginalność wśród innych, bliżej nieokreślonych mas hatchbacków, sedanów, czy nadętych limuzyn.

Cieszy też fakt, że do Beetla wystarczy kilka dodatków, aby dopasować wygląd auta do własnych upodobań. Chcesz mieć sportowego Beetla? Dorzuć rasowe felgi, czerwone zasiski. Chcesz mieć eleganckiego? Zafunduj sobie fortepanowe wykończenie wnętrza.

Volkswagen Beetle – wgłębienia, przetłoczenia, wybrzuszenia, czyli smaczki nadwozia Beetle.
fot. Katarzyna Frendl, Motocaina.pl

Daleka jestem od rozpływania się nad – zwłaszcza – małymi samochodami. Te zwykle do mnie nie przemawiają. Jednak po pierwszej jeździe Beetlem cisną mi się na usta przymiotniki, których normalnie nie używam określając auta: uroczy, sympatyczny, przytulny. W dodatku, z zasady nie znoszę czerwonego lakieru auta, a Beetle wygląda w nim dla mnie bardzo rasowo. Czy to ja sfiksowałam, czy Beetle jest aż tak dobry? Trudno powiedzieć.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze