Test Mini John Cooper Works – fabryka endorfin

Klasyczne Mini to legenda rajdowych tras na całym świecie. Nowe oczywiście nawiązuje do tego dziedzictwa, choć w dzisiejszej rzeczywistości jest bardziej wyrafinowanym gadżetem niż autem użytkowym. Stworzone przy wykorzystaniu najnowszych technologii BMW, łączy wyjątkowy design ze sportowym rodowodem. Najmocniejsza wersja John Cooper Works potrafi jednak nieźle zamieszać na drodze.

Już na pierwszy rzut oka widać, do czego zostało stworzone. Muskularne przetłoczenia karoserii, pasy inwazyjne oraz oryginalnie narysowane zderzaki z ogromnymi wlotami powietrza zdradzają, że pod maską kryje się bestia. John Cooper Works to szczytowe osiągnięcie inżynierów, którzy zaprojektowali samochód, mogący bez przeróbek wystartować choćby w warszawskim rajdzie Barbórka. Na pewno nie jest to auto dla każdego. Jeśli potrzebujecie samochodu do komfortowego dojazdu do pracy od razu darujcie sobie dalsze czytanie tego tekstu. Jeśli jednak pracujecie w korporacji i po całym dniu pracy chcecie oderwać się od szarej codzienności, to usiądźcie wygodnie, bo to auto to nagroda za wytrwałość, maszyna do wywoływania uśmiechu na twarzy i fabryka endorfin w jednym.

Mini zostało stworzone do tego, by dawać radość z jazdy, „gokartową radość z jazdy”, a dbałość konstruktorów o łatwość wywoływania szybkiego bicia serca jest godna podziwu. Prostym przykładem jest wyważenie pojazdu. Kierowca i pasażer siedzą dokładnie w połowie długości maszyny, dzięki czemu rozkład masy jest bliski ideału. W środku zmieszczą się wygodnie dwie osoby na przednich fotelach, tylna kanapa będzie natomiast dobra dla dwójki dzieci i to co warto zaznaczyć, na tyle dużych, żeby nie potrzebowały już fotelików. Aby było im wygodnie, stopy muszą dotykać podłogi. Te w fotelikach będą narzekać na brak miejsca na stopy wiszące w połowie oparć foteli.

Bagażnik będzie wystarczający na zrobienie zakupów, jednak Mini JCW nie zostało stworzone do wożenia pieczywa i nabiału… Odpalając silnik transportowani jesteśmy w sam środek tropikalnego huraganu. Podwójnie doładowany, dwulitrowy silnik generuje 231 koni mechanicznych. Wszystkie od samego początku sapią i prychają domagając się wciśnięcia gazu przez kierowcę. Tu nie mam miękkiej gry. Moment obrotowy 320 niutonometrów dostępny jest już przy 1500 obrotach na minutę i utrzymuje swoją wartość aż do 4800 obrotów. Prędkość maksymalna 246 kilometrów na godzinę w tak małym nadwoziu robi piorunujące wrażenie. Sztywne zawieszenie nie pozwala na jakiekolwiek ruchy nadwozia, choć słowo „sztywne” jest tu trochę nie na miejscu. To zawieszenie jest niemal betonowe, a trzymanie się drogi wręcz niewiarygodne.

Pierwszą setkę zobaczymy na liczniku już po sześciu sekundach. Auto ryczy jak oszalałe i gna przed siebie nieustanie, jakby w ogóle nie potrzebowało oddechu. Za to każde odpuszczenie pedału gazu uwalnia serię grzmotów z wydechu, przywodzące na myśl samochody rajdowe, ścigające się po oesach wokół Monte Carlo. Mini John Cooper Works jest hołdem złożonym dla pierwszych dzielnych „miniaków”, które wygrywały ten rajd w przeszłości. Prowadzenie jest tak precyzyjne, jak to tylko możliwe. Koła reagują natychmiast na najmniejszy ruch kierownicą, przez co kierowca ma poczucie pełnej kontroli nad samochodem. W ciasnych łukach tylna oś delikatnie uślizguje się ustawiając przód auta do zakrętu, ale zachowanie samochodu jest bardzo przewidywalne. Szybka jazda wąskimi drogami to czysta przyjemność, a opanowanie szarpiącego się Mini nie przysparza żadnego problemu. Kubełkowe fotele doskonale trzymają ciało, a mała kierownica pomaga w dynamicznym manewrowaniu.

Jeśli uda się wam powstrzymać emocje okaże się, że można nim jechać także spokojnie… do kolejnych świateł. W ostatnim momencie, gdy skrzynia zbija bieg do pierwszego, pojawia się moment obrotowy, który delikatnie zaczyna pchać samochód do przodu. Trzeba na to uważać, bo jeśli podjedziemy do poprzedzającego nas auta zbyt blisko, będziemy musieli poznać bliżej dane jego właściciela. Taka sytuacja zdarzyć się może jednak bardzo sporadycznie, bo przecież do świateł podjeżdżać będziecie pierwsi.

Czy ktoś zapyta ile pali ten mały ścigacz? To raczej mało istotny szczegół, ale 15 litrów w mieście nie będzie żadnym problemem. Da się jednak ograniczyć zużycie do nawet 8 litrów na każde 100 kilometrów, ale musielibyście wcześniej wypić dzbanek melisy. Mini JCW po prostu prowokuje kierowcę, aby traktował go brutalnie i odwdzięcza się niezapomnianymi wrażeniami.

Ten samochód niczego nie udaje. Wygląda na szybki i jest bardzo szybki. Przy okazji jest bardzo łatwy w prowadzeniu, więc jazda nim nie męczy. Niewiele jest na rynku tak ekstremalnych samochodów, które sprawdzają się w codziennym użytkowaniu. Należy jednak pamiętać, że nie jest to samochód dla każdego, bo wnętrze, szyte na miarę, hałasujący układ wydechowy oraz bardzo sztywne zawieszenie wymaga przyzwyczajenia. Jedno jest pewne – inni kierowcy widząc Mini John Cooper Works we wstecznym lusterku, zobaczą także szczęśliwego kierowcę, który doskonale wie, do czego wymyślono samochody.

Możecie go mieć już za 133 700 złotych i jak na samochód, który daje tyle frajdy, to prawdziwa okazja.

NA TAK:
– niezwykle dynamiczny silnik;
– sportowe zawieszenie;
– świetna trakcja;
– wrażenia z jazdy.

NA NIE:
– jako auto do sprawiania przyjemności nie ma słabych punktów.

Dane techniczne Mini John Cooper Works

Silnik:

Benzynowy R4 – Turbo

Pojemność skokowa:

1998 cm3

Moc:

231 KM przy 5200 – 6200 obr./min

Maksymalny moment obrotowy:

320 Nm przy 1450 – 4800 obr./min

Skrzynia biegów:

Automatyczna, 6 biegów

Prędkość maksymalna:

246 km/h

Przyspieszenie 0-100 km/h

6,1 s

Długość/szerokość/wysokość:

3974/1727/1414 mm

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze