Test Honda Hornet – dwie kobiety, jeden szerszeń

Co dwie głowy, to nie jedna. Dwie kobiety przymierzyły się do Hondy Hornet i spróbowały nawiązać z nią nić bliższego porozumienia. Sprawdźmy, czy to tylko koleżeństwo, czy może miłość na całe życie.

Zaczynamy od ogólnych refleksji.

„Z nostalgią wspominam czasy, kiedy trzeba było mieć jaja, żeby jeździć motocyklem. Czuło się każdy zgrzyt, każde wciśnięcie sprzęgła, pracę gaźników i tym podobne… Teraz motocykle niemal same się prowadzą – zabierając duży procent wrażeń, dają jednak w zamian bezpieczeństwo” – mówi Blanka Naborowska.

Refleksja Blanki ma ciąg dalszy, bezpośrednio już związany z Hornetem.

„Motocykl prowadzi się prawie bezdźwięcznie, silnik delikatnie „bzyczy”.  Nie jest to jednak bzyczenie szerszenia, a raczej małej muchy. Firma, która stworzy akcesoryjny układ wydechowy do tego motocykla, równie ładny jak oryginalny, ale wydający ładne brzmienie, powinna mieć zapewnioną sprzedaż równą albo co najmniej zbliżoną do liczby sprzedanych Hornetów. Dźwięku w tym motocyklu brakowało mi masakrycznie!”.

Inne wrażenia ma nasza druga testująca – Weronika Kwapisz.

„Istnieje taki szerszeń, na widok którego oczy zaczynają nam się śmiać. Sam wydawany przez niego dźwięk sprawia, że rośnie nam adrenalina – i chociaż podobnie reagujemy na nadlatującego owada, to w tym przypadku nie szukamy nerwowo łapki na muchy, którą moglibyśmy przegonić tę bestię. Tak jest z najnowszym modelem Horneta ze stajni Hondy. Gdy chcemy zaznaczyć swoją obecność w ruchu ulicznym, wystarczy podkręcić obroty, aby inni zdali sobie sprawę, że nadjeżdża sir Hornet. Natomiast w trasie dźwięk tłumika Hondy to balsam dla naszych uszu. Nic nie świszczy jak sadystyczny trener używający non-stop gwizdka, nic też nie chrapie niczym geriatryk chory na bezdech” – mówi Weronika.

Honda Hornet – szerszeń gotowy do testów
fot. Weronika Kwapisz

Nie samym dźwiękiem człowiek żyje, przejdźmy zatem do wrażeń – najpierw tych pierwszych, odruchowych.

„Pierwsze wrażenie przeciętne” przyznaje Blanka, ale dodaje: „Nie wiem, czy nie dlatego, że kilka minut wcześniej siedziałam na innej, większej i mocniejszej maszynie i patrzyłam na ten motocykl przez jej pryzmat”.

„Pierwszy Hornet przyszedł na świat w 1998 roku, obecny motocykl to już piąte wcielenie nakeda, który wizualnie przeszedł niezły lifting na przestrzeni lat. W najnowszej odsłonie nie brakuje mu młodzieżowej świeżości i czarującej drapieżności. Zmiany stylistyczne można uznać za korzystne, motocykl jest teraz bardziej spójny. Wymieniona została osłona zegarów wraz z przednią lampą – czyniąc te elementy opływową jednością, która służyć nam będzie niczym mały deflektor chroniący przed pędem powietrza. Tył został lekko uniesiony oraz zwężony, co sprawiło, że motocykl rzeczywiście sprawia wrażenie drapieżnego owada, który może odgryźć się w każdej chwili – czy to w ruchu ulicznym, czy na torze. Motocykl jest wyposażony w przydymione kierunkowskazy, a także dystyngowany tłumik, który, można by rzec, jest w sam raz” – ocenia Weronika .

Stylistyka designu zresztą przypadła do gustu również Blance:

„Stylistycznie motocykl bardzo mi się podoba. Ma dużo agresywnych linii i skosów. Nie przypadł mi do gustu jedynie alfanumeryczny (tak to się chyba nazywa) wyświetlacz, który moim zdaniem jest mało czytelny z powodu naćkanych na małej powierzchni informacji. Kojarzy mi się z wyświetlaczem z zegarka z melodyjkami z lat 80. Odczytanie informacji dotyczących obrotów czy prędkości wymagało ode mnie pochylenia minimalnie głowy ku dołowi, czego nie lubię robić. I jeszcze jedno – jak na motocykl do miasta, zabrakło mi informacji o temperaturze na dworze – ah, baby i ich upodobanie do wygód”.

Weronika w zasadzie podziela tę opinię.

„Wśród funkcji, jakie znajdziemy na naszym komputerze pokładowym, dostrzec możemy wyrazisty prędkościomierz, podwójny licznik przebiegów dziennych, który okazuję się bardzo przydatny w trasie, a także zegarek. Niestety nie wszystkie wprowadzone zmiany są korzystne, kokpit Horneta został skonstruowany w niezrozumiały sposób, obrotomierz jest mało czytelny, przy ostrzejszym słońcu musimy się domyślać, co się znajduję na skali, natomiast wskaźnik poziomu paliwa… Panie Honda – dlaczego? Łatwiej czasami byłoby się zatrzymać, niż przyglądać pod różnymi kątami, ile paliwa nam zostało w baku. Przydałby się również wyświetlacz biegów, który jest już stosowany w innych tego typu motocyklach” mówi.

Niektóre wskaźniki Hondy Hornet nie są zbyt czytelne – zwłaszcza przy ostrym słońcu
fot. Weronika Kwapisz

Czas przejść do wrażeń z jazdy. Czego możemy się spodziewać przy bliższym kontakcie z Hornetem?

Blanka ma pewne niewielkie zastrzeżenia co do komfortu jazdy:

„Motocykl prowadzi się bardzo łatwo, z początku czuję się niekomfortowo (niewygodnie), lecz pewnie i bezpiecznie. Nawet cargo na kolanie zostało zaliczone! Motocykl zdecydowanie nie jest przeznaczony dla wysokich facetów z jajami… Na szczęście mam tylko długie nogi, więc za bardzo nie cierpiałam, ale jednak drętwiały mi od dziwnej pozycji (podnóżki są umieszczone dość wysoko), a siedzenie jest tak wyprofilowane, że na nierównościach „leciałam na bak” (szczególnie jadąc z plecakiem)” – mówi.

Jednak jej wrażenia są raczej pozytywne.

„Po kilkunastu przejechanych kilometrach zaczęłam łapać wspólny język z Hornetem. Odnalazłam komfortową pozycję, dogadałam się z lusterkami, w których zaczęłam cokolwiek widzieć.
Miasto i  korek – motocykl przeciska się bardzo dobrze, jest bardzo zwinny i żwawo reaguje na przechyły, przyśpieszenie jak na miejską 600-tkę – zupełnie w porządku.
Kilka zakrętów, jakie udało mi się znaleźć na mojej trasie warszawskiego lansu, Hornet pokonał bardzo ładnie, wręcz wzorowo. Szybko składa się w zakręt, prawie intuicyjnie. Długie szybkie łuki to czysta przyjemność. Wąskie zakręty też sprawiają dużo frajdy. Nawet na małych rondach można się mocno złożyć, przycierając przy tym butem o asfalt” – opowiada Blanka.

Weronika jest jeszcze bardziej entuzjastyczna:

„Serduchem Horneta jest silnik pierwotnie opracowany dla modelu CBR600RR, który wyróżnia się dynamiką i wysokim momentem obrotowym, ale także kulturą pracy na niższych obrotach. Jego elastyczność mile zaskakuje. Motocykl ten na niski obrotach nie krztusi się, nie prycha niczym rozkapryszona nastolatka, co ułatwia nam jazdę w korku, spokojnie możemy toczyć się na dwójce po zatłoczonych ulicach miasta. A gdy będziemy mieli przed sobą trochę wolnej przestrzeni… no cóż, tym motocyklem nie można odmówić sobie przyjemności przyspieszania. Jedynka i… 100km/h. Przyspieszenie, dźwięk tłumika – równa się czysta przyjemność. Silnik sprawuję się bardzo poprawnie, dobrze ciągnie od najniższych obrotów, nie słabnie też w średnim zakresie, a prawdziwa dzikość w tym motocyklu budzi się na wysokich obrotach. Ten motocykl najlepiej sprawdziłby się w Dolomitach na bajecznych trasach pełnych zakrętów. Hornet jest stworzony do pokonywania wiraży, lewo, prawo to jest to. Motocykl jest perfekcyjnie wyważony, ma obniżony środek ciężkości, co sprawia, że prowadzi się fantastycznie. Ba, drogie panie, nawet w sytuacjach parkingowych nie będziecie miały problemów z manewrowaniem, niskie i w miarę wąskie siodło sprawia, że pewnie stoimy na ziemi dwiema stopami. Kierownica również znajduję się kilka centymetrów bliżej jeźdźca niż w większości nakedów. Problemy parkingowe po prostu przy tym motocyklu znikają!” – mówi.

Honda Hornet – ogólne wrażenie raczej pozytywne
fot. Weronika Kwapisz

„Hornet rozrabia dopiero na wyższym zakresie obrotów, do 5-6 tysięcy przyspieszanie przebiega w sposób bardzo łagodny, ostra jazda zaczyna się tuż przed końcem skali, trochę nudno?!” – mruży oko Blanka.

„Jeśli poszukujecie motocykla stworzonego do jazdy w mieście, Hornet może okazać się strzałem w dziesiątkę. Przeciśniemy się nim pomiędzy samochodami bez problemu” – wskazuje Weronika.

A zatem mamy już mniej więcej pojęcie, czego spodziewać się, jeżdżąc po mieście. A co w trasie?

„Wybrałam się z nim na wspólną 500-kilometrową przejażdżkę i przyznam szczerze, ten motocykl na każdym kroku pozytywnie mnie zaskakiwał. Lekkość, z jaką pokonuje łuki, to niczym dla smakosza… frutti di mare. A co do samej wygody, nadgarstki po kilku godzinach jazdy wcale mnie nie bolały, tyłka też nie trzeba mieć ze stali, aby wytrzymać w siodle „szerszenia”. Do 120 km/h motocykl prowadzi się spokojnie, gdybyśmy chcieli trochę szybciej pojeździć gdzieś na autostradach, należałoby doposażyć go w owiewkę, aby nas nie zdmuchnęło. Natomiast w granicach 100-120 km/h to bardzo wygodny motocykl, nadający się do turystyki, którym możemy spokojnie przejechać cała Europę, szczególnie tę z gładkimi asfaltami. Zawieszenie zostało zestrojone twardo, jak przystało na sportowy motocykl. Pokonując nierówności przeskakujemy nad nimi. Ale czego innego możemy się spodziewać po maszynie, która w poprzednich wcieleniach startowała w wyścigach Hornet Cup i to bez kompleksów! Hamulce działają perfekcyjnie, są dobrze dozowane i bardzo mocne, potrafią zatrzymać szerszenia w miejscu” – mówi Weronika.

„Mimo braku przedniej owiewki, strumienie powietrza rozchodzą się bardzo ładnie. Przy próbie zamknięcia licznika (niestety tylko 197 km/h) nie urwało mi głowy i nie musiałam specjalnie walczyć z wiatrem. Co ciekawe, przy prędkości 197 km/h motocykl nadal prowadzi się pewnie i  bezpiecznie w porównaniu do Bandita czy Fazera w wersji bez owiewek.
Hamulce są bardzo dobre, szybko można wytracić prędkość lub zatrzymać motocykl. Nie wiem, czy to zasługa ABS czy Combined ABS, ale jest naprawdę nieźle” – dodaje ze swojej perspektywy Blanka.

Weronika dorzuca jeszcze garść informacji o zużyciu paliwa:

„Przy płynnej jeździe 90-120 km/h motocykl spalał mi średnio 3.9 l/100km! Tak, ten zabójczy szerszeń potrafi przekształcić się w ekonomiczny jednoślad. Oczywiście, jeśli będziemy chcieli zgarnąć z nim tytuł „króla szos”, to musimy się przygotować na 6-7 l/h w trybie sport, natomiast przy dynamicznej jeździe w mieście wynik 5 litrów spokojnie zaspokoi jego pragnienie na 95-oktanowego drinka. Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego na każdych światłach kierowcy samochodów chcieli się ze mną ścigać? Czyżby urok Horneta tak na nich działał?” – uśmiecha się łobuzersko.

A zatem jak wypada podsumowanie?

„Jazda sprawiła mi dużą przyjemność i przyjemność ta wzrastała w miarę poznawania tego motocykla. Poznać go można szybko – lecz tak samo szybko może się znudzić amatorom szybkiej jazdy. Ogólna ocena jak na przejechane około 200 km  to piątka” – podsumowuje Blanka.

„Pokonując kolejne kilometry byłam coraz bardziej zauroczona tym motocyklem. Jego prostota oraz funkcjonalność plus czarujący wygląd sprawiają, że jadąc nim masz poczucie, iż wyruszasz w podróż z najlepszym kumplem, który cię nie zawiedzie. Jego dzikość da się okiełznać, co może być dużym atutem dla „młodych” motocyklistów, którzy dopiero co rozpoczynają przygodę z tą pasją. A dla starych wyjadaczy asfaltowych zakrętów powiem krótko: ten motocykl sprawi, że uśmiech nie będzie znikać z waszej twarzy!” – zapewnia Weronika i dodaje:

„Przyznam szczerze, że Hornet podbił moje serce i już go wpisałam na swoją prywatną listę marzeń…”

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

12 kkm na hornecie i nigdy, w zadnych warunkach nie udalo mi sie osiagnac spalania ponizej 4,8 …….

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

może byłeś / jesteś cięższy od dziewczyn?

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze