O samochodach, motocyklach i kierowaniu rozmawiamy z Katarzyną Bujakiewicz

Aktorka filmowa i teatralna - Katarzyna Bujakiewicz - opowiada nam o swoich motoryzacyjnych przygodach, artystycznym nieładzie w samochodzie i pierwszych jazdach na motocyklu.

Spotykamy Katarzynę Bujakiewicz na szkoleniu z doskonalenia techniki bezpiecznej jazdy Safe Driving w Skoda Auto Szkole w Bednarach pod Poznaniem.

Interesujesz się trochę motoryzacją?
Nie mam  jakiś specjalnych motoryzacyjnych zapędów, ale  niewątpliwie jestem obciążona genetycznie motoryzacją przez mojego ojca – on się kiedyś  ścigał Fiatem. Jako dziecko pamiętam, że jeździłam z nim na tylnym siedzeniu – oczywiście nie podczas wyścigów, ale tak po prostu. Potem pojawiła się fascynacja motorami, ale mama powiedziała, że albo motory albo rodzina i ojciec musiał z tego pomysłu zrezygnować. Wymyślił sobie wtedy sporty motorowodne, że będzie tak fajnie, rodzinnie i na wodzie. Oczywiście niewiele to się różni od tego, co jest na betonie, bo przy 300 km/h, czy nawet przy 200 km/h woda staje się niczym beton i tak samo można się roztrzaskać.

Jakie są Twoje pierwsze wspomnienia, jeśli chodzi o jazdę autem, już za kierownicą?
Jak się uczyłam jeździć przed zdaniem egzaminu na prawo jazdy, ojciec zabrał mnie na tor Poznań. Z tyłu siedział pies, który szczekał oraz moja mama, a ja musiałam przejechać na porządnym speedzie przez cały tor Poznań. To było Renault 5. Potem kilka razy próbowałam zdać prawko na studiach, ale mi się nie udawało; nie umiałam przejechać po łuku do tyłu, a całkiem dobrze sobie radziłam w mieście. Do dziś sądzę, że lepiej by było koncentrować się na doskonaleniu bezpiecznej jazdy czy wychodzeniu  z poślizgu tak jak to dziś robimy zamiast skupiać się na parkowaniu co do centymetra. Początkujący kierowca jest zwykle żółtodziobem, któremu się wydaje, że wszystko może. Moja perspektywa patrzenia na takich kierowców – zwłaszcza od momentu, gdy na świecie pojawiło się moje dziecko i doświadczyłam kilku kolizji – bardzo się zmieniła.

Czyli zauważasz zmianę w swoim zachowaniu jako kierowcy odkąd jesteś matką?
Boję się nieprzewidywalnego zachowania innych kierowców. Jak jadę z córką, jeżdżę bardzo spokojnie. Dwa lata temu miałam wypadek – samochód mnie potrącił. Pozostał jakiś rodzaj traumy, do tego stopnia, że bałam się przejść przez ulicę. Na szczęście to było nieduże uderzenie, przy małej prędkości, ale wystarczające, aby mi uświadomić, co się dzieje przy dużej prędkości z człowiekiem potrąconym na pasach. Boję się o moje dziecko, które zaraz ruszy na ulice, a samochodów, które jeżdżą – nawet po zamkniętych osiedlach – zbyt szybko, jest naprawdę dużo.

 Autostrada to jest miejsce gdzie można się nieco rozpędzić. Mam do tego celu fajny samochodzik – jeżdżę Skodą Octavią. Niektórzy mi wypominają przeszłość, że szalałam gdzieś po poznańskich drogach, ale ten głupi okres już dawno minął.

Twój pierwszy samochód?
Pierwszym autem, którym jeździłam, był Opel Kadett – nie było w nim dobrej regulacji fotela, nawet dobrze nie czułam pedałów. Potem kupiłam sobie malucha, w którym poczułam się bosko – wreszcie miałam dobrą widoczność zza kierownicy, łatwo było mi nim zaparkować. Pamiętam też jak np. z trzech działających pedałów zrobiły mi się dwa – zabrakło sprzęgła, linka się zerwała… Było kilka takich historii. Po maluchu miałam Citroena Saxo, Renault Clio, Renault Megane, Fiata Bravo i teraz Skodę Octavię. Ona ma wszystko – a najważniejsze jest to, że to wersja kombi. Mieści się cała rodzina, pies i zakupy.

Pamiętasz jakąś zabawną sytuację związaną z samochodem?
To raczej z kategorii lekko przerażających. Kiedy po spektaklu usłyszałam, że ŚP. Andrzej Lepper miał zrobić blokadę na drodze, po której miałam wracać, chcąc uniknąć przestojów wsiadłam czym prędzej w auto i pojechałam ze Szczecina do Poznania. Z tego pośpiechu walnęłam w drzewo. Nie było to zbyt zabawne, ale miałam sporą nauczkę, aby mocno koncentrować się na jeździe.

Masz w aucie porządek, czy raczej artystyczny nieład?
Ostatnio zrobiłam właśnie wykład rodzinie na temat bałaganu w domu, że dopóki będzie bałagan w domu, to będzie również w samochodzie. Ja bardzo dużo jeżdżę z Poznania do Warszawy i z powrotem – czasem trzy razy w tygodniu. Po takim tygodniu uzbiera się zwykle kupka różnych papierów…

Uważasz się za dobrego kierowcę?
Absolutnie nie – zwłaszcza w sytuacjach zagrożenia, które właśnie tu dziś na torze ćwiczymy, to pokazuje, jak niewiele wiemy. Umiem jechać prosto, skręcić i zaparkować. Obym jak najmniej miała takich sytuacji, które tutaj trenujemy. Pamiętam, jak kiedyś w zimę spadł deszcz, a wieczorem złapał mróz i była na drodze szklanka. Trasę, którą zwykle robiłam w godzinę, przejechałam w 3. Ojciec podpowiedział mi wskazówkę, którą zastosowałam: „nie rób nerwowych ruchów kierownicą”. Jakoś dojechałam szczęśliwie, ale jak wysiadłam z auta pod domem, to się popłakałam z nerwów i powiedziałam: nigdy więcej takich tras.

Jeździłaś kiedyś motocyklem?
Tak, zwykle na siedzeniu  między moimi rodzicami, ojciec prowadził. Kiedyś to mi się nawet podobało. Wiesz, Tom Cruise na motocyklu to było coś (śmiech). Ale teraz nie – boję się. Wiem, że są tacy motocykliści, którzy jeżdżą bezpiecznie, ale na tym etapie mojego życia jakoś to do mnie nie przemawia.

Podróżujesz samochodem na długich dystansach? Jakie kierunki lubisz najbardziej?
Jeździmy z rodziną po całej Europie właśnie autem – tacy z nas podróżnicy. Najbardziej lubię Austrię – zwłaszcza zimą, ale i latem. Niedawno byliśmy w Szwajcarii. Jednak zwykle na takich długich dystansach samochód prowadzi mój mąż.

Jak wspominasz projekt „Kobiece jazdy” ze Skodą?
Było bosko! Co prawda, jako dla kierowcy, było to dla mnie nie lada wyzwaniem: trzy kamery dookoła i konieczność trzymania się na półtora metra za poprzedzającym autem. No i miałam trudnego pasażera (śmiech), który był dość upierdliwy i męczący (przyp. red. mowa o Dorocie Wellman). Zmieniałam samochody jak rękawiczki. Ze skrzyni automatycznej musiałam przesiadać się np. do RS’a  w manualu – to było bardzo ciekawe doświadczenie.

Jesteśmy na szkoleniu z bezpiecznej jazdy, ale to chyba nie jest Twój pierwszy raz na takim kursie?
Tak, byłam już na takim szkoleniu sześć lat temu i przyznam, że niewiele pamiętam. Są pewne zasady, które wdrożyłam, które mi zostały. Jednak dobrze by było, gdyby każdy kierowca mógł sobie pozwolić raz na jakiś czas przypomnieć sobie pewne odruchy za kierownicą, czy poćwiczyć wychodzenie z opresji. Dzięki temu na drodze byłoby bezpieczniej.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze