Edyta Klim

O pasji do motocykli i wyborze motocyklowej odzieży rozmawiamy z Justyną Stańdo

Justyna kocha motocykle, szlifuje swoją technikę jazdy na torze oraz rozwija swój własny sklep z odzieżą motocyklową i akcesoriami.

Motocykle podbiły Twoje serce, bo…

Wyssałam tą pasję z tak zwanym „mlekiem ojca”, który jest mechanikiem motocyklowym. Już od najmłodszych lat poskramiałam wszelkie, dostępne dwukołowce. Zaczęłam jeździć w wieku około 7 lat na motorynce i nawet nie sięgałam wtedy nogami do ziemi. Potem było już tradycyjnie: Komar, Romet, Ogar, WSK, Jawa, MZ, Simson.

Jak wspominasz swój pierwszy motocykl? To była szkoła jazdy?

Pierwszy motocykl na własność to była Honda CB500, na której przejeździłam 2 lata. To na niej dowiedziałam się, że jest coś takiego jak technika jazdy, przeciwskręt i cała reszta. Miałam najwolniejszy sprzęt w ekipie i trzeba było nadrabiać w inny sposób (śmiech). Pierwszą „glebę” na niej zaliczyłam na torach kolejowych. Przyhamowałam na szynach, opony złapały uślizg i leżałam… W sumie nic mi się nie stało – mała prędkość. Na kombinezonie nie było praktycznie śladu, za to strzeliłam głową o asfalt, więc pierwszy kask AGV poszedł na wymianę. Niestety po tej glebie w głowie została mi blokada i zaczęłam zwalniać nawet na prostej, jeździłam strasznie sztywno, bez finezji. I w taki oto sposób zaliczyłam drugą glebę. Też na torach kolejowych! Przeznaczenie jakieś albo co? (śmiech) Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo po tej glebie (o dziwo!) bardzo wyluzowałam i zaczęłam czerpać frajdę z jazdy. Aczkolwiek do tej pory na torach, praktycznie „przeprowadzam” motocykl po przejazdach.

Zamiłowanie do prędkości szło z pasją motocyklową równolegle?

Myślę, że to cecha wrodzona, bo nigdy nie patrzyłam na licznik, za to zawsze chciałam wyprzedzić. Pogoń za „króliczkiem” daje największą frajdę! (śmiech) Pamiętam mój pierwszy wyścig na Ogarach z synem sąsiadów, który zakończył się lotem przez kierownicę i pokrzywionymi lagami (śmiech). Całe szczęście od początku rodzice dbali o to, żebym była odpowiednio ubrana – zawsze miałam porządny kask i przynajmniej kurtkę. A po kilku szlifach sama mam już lekką obsesję na temat ciuchów motocyklowych.

Dlatego na co dzień pracujesz w handlu akcesoriami i odzieżą motocyklową?

Od prawie 4 lat prowadzę swój sklep motocyklowy w Kutnie. Początki były bardzo ciężkie. Tak naprawdę zaczynałam w małym pomieszczeniu gospodarczym u mojego ojca w garażu. Jeździłam też po wszystkich motobazarach w Polsce, więc w roku miałam około 22 wyjazdów targowych, a w pozostałe weekendy wstawałam o 3 lub 4 rano i z przyjaciółką Dagmarą jeździłyśmy na pchli targ do Kutna i Włocławka, żeby trafić do jak największej grupy odbiorców. Zawsze wychodziłam z założenia, że w tygodniu klienci odwiedzają mnie, a w weekend ja jadę do nich. Bardzo w tym wszystkim pomagał mi brat Michał  i przyjaciele, bo samej ciężko by mi było to wszystko ogarnąć. Po roku przeniosłam się na własne śmieci i powstał profesjonalny sklep motocyklowy… w garażu (śmiech), bo wszystkie zarobione środki inwestowałam w towar, a lokal był kwestią drugorzędną. Taka polityka sprawdziła się w moim przypadku. Ludzie trafiali do mnie ze względu na duży wybór i profesjonalne doradztwo.

Rok temu zmieniałam siedzibę na większy lokal, tym razem już ładny, profesjonalny i przy „wlotówce”. Cieszyłam się z tej przestrzeni, że jest tak fajnie i luźno. A po 3 miesiącach musiałam wiercić kolejne dziury w ścianach i kombinować, gdzie można zmieścić nową markę (śmiech). Teraz jestem na etapie wybierania kolekcji na 2018 rok, a po MotorShow, organizowanym przez InterMotors w Łodzi,  już wiem że będzie się działo!

Musiałaś zdobywać zaufanie, szczególnie męskiej części klientów?

Początkowo, oczywiście była duża dawka nieufności, bo jak kobieta może doradzać mężczyźnie jak się ubrać na motocykl, albo jaką oponę ma wybrać do swojego motocykla? Każdy ze zdziwieniem reagował na kobietę za ladą, która nie tylko podaje towar, ale też posiada całkiem sporą wiedzę! Długo budowałam swój autorytet i pokazywałam, że kobieta w męskim świecie ma też coś do powiedzenia. W tej chwili przyjeżdżają do mnie ludzie z Łodzi, Płocka, Włocławka, nawet z Torunia. Ufają mi i wiedzą, że za każdym razem dostaną coś, co spełni ich oczekiwania – świadczy o tym chociażby wiele pozytywnych komentarzy na sklepowym facebooku. Cały czas się doszkalam, jeżdżę na targi, podpatruję zagraniczne strony, szukając nowych produktów i rozwiązań, które bym mogła wprowadzić do sklepu.

Jak Twoim zdaniem powinien wyglądać idealny strój na motocykl? Jakie cechy powinien posiadać?

Idealny strój motocyklowy to strój bezpieczny. W chwili obecnej mamy dostęp do ogromnej ilości marek, oferujących wysokiej klasy odzież. Przede wszystkim strój powinien być dopasowany do potrzeb motocyklisty, dlatego dobierać go trzeba indywidualnie. Ktoś, kto jeździ nakedem po mieście – nie ma potrzeby inwestowania w najlepszy komplet turystyczny. W tym wypadku wystarczy kurtka, jeansy i trampki, oczywiście motocyklowe. Poszukując dla siebie stroju, przede wszystkim należy skupić się na materiałach i protektorach. Najlepiej, żeby cały kombinezon był certyfikowany i posiadał protektory lvl 2.

Czego kupujący najczęściej nie są świadomi?

Najczęstszy błąd jaki dostrzegam, to kupowanie kurtki motocyklowej bez protektora kręgosłupa. Kurtki standardowo posiadają certyfikowane protektory barków i łokci, natomiast modele z niższej i średniej półki cenowej na kręgosłup mają włożony tylko usztywniacz, który pod względem właściwości bardziej przypomina karimatę niż protektor. Certyfikowany ochraniacz posiada wysoki wskaźnik rozpraszania energii uderzenia i dzięki temu ma rzeczywisty wpływ na nasze bezpieczeństwo. Obecnie protektory są miękkie i elastyczne, dzięki czemu zupełnie nie czujemy ich na sobie. Jednak podczas uderzenia zewnętrzna strona robi się twarda, nie dopuszczając do przebicia, a wewnętrzna pozostaje miękka, w ten sposób amortyzując. Moją największą zmorą jest dobór rozmiaru, szczególnie osoby rozpoczynające swoją przygodę z motocyklem, mają tendencje do kupowania odzieży, nawet kilka rozmiarów za dużej. Kończy się to np. telepotaniem kurtki podczas jazdy, a w najgorszym przypadku przesunięciem protektorów podczas wypadku.

Czy cena dobrego ubrania na polskim rynku zawsze przekłada się na jakość?

Powiem tak – nie jest źle, ale idealnie też nie jest! (śmiech) Jest parę marek przereklamowanych, gdzie niskie modele są po prostu kiepskie, ale ludzie je kupują ze względu na logo, które wcale tanie nie jest. Poza tym w „motocyklówce” ewidentnie za jakością idzie cena. Zdecydowanie warto dołożyć i mieć konkretny strój i kask, który ma być przecież na parę ładnych lat, niż wybierać tylko na podstawie niskiej ceny.

Cena bywa problemem, wtedy niektórzy motocykliści mają dylemat, w którą część odzieży zainwestować, a na czym można przyoszczędzić? Jak Ty byś poradziła?

Nie powiem pewnie nic odkrywczego – najważniejsze to dobry kask, bo głowa nam nie odrośnie. Co do reszty można powiedzieć, że trzeba kupić kurtkę i rękawice, ale tak naprawdę wszystko jest ważne. Nie ma litości, jak już zaliczymy szlifa, nawet przy małej prędkości, to skóra na tyłku bardzo łatwo się przeciera. Trzeba wziąć pod uwagę, że koszt ewentualnego leczenia i rehabilitacji jest zdecydowanie wyższy, niż takiego kombinezonu. Popularne wytłumaczenie: „ja nie planuję się wywracać” lub „ja jeżdżę ostrożnie” zupełnie się nie sprawdza, bo co z tego, że my uważamy, skoro zawsze może nam wyjechać nieprzewidywalny, „niedzielny kierowca”. Na zdrowiu nie należy oszczędzać.

Jeżeli nie stać nas na zakup wszystkiego od razu, to warto skorzystać z rat. Taki pełny strój rozłożony na 10 rat, już nie jest obciążeniem dla portfela, a my jesteśmy bezpieczni. Można polować też na wyprzedaże, albo po prostu robić zakupy w sezonie zimowym. Wiele sklepów oferuje wtedy ciekawe promocje, dzięki którym można naprawdę dużo zaoszczędzić.

A jak wygląda oferta dla kobiet na polskim rynku odzieży motocyklowej?

Kobiety w tym świecie są bardzo dyskryminowane i nie mają takiego wyboru jak faceci. Widać to szczególnie, gdy próbujemy znaleźć dla siebie coś z wyższej półki. Buty zaczynają się od rozmiaru 41, a kombinezony przystosowane do kamizelek powietrznych są tylko męskie. Producenci nie widzą bardzo istotnej kwestii: skoro kobieta jest w stanie wydać dwa tysiące na szpilki od Prady, tylko dlatego, że są śliczne – to tym bardziej nie będzie miała problemu z zakupem nowego modelu butów Supertech R w malowaniu Marqueza (taka osobista prośba!).

A tak całkiem na poważnie, to nadal jest nas dużo mniej, niż mężczyzn na motocyklach. W dodatku najczęściej kobiety jeżdżą jako plecaki i nie mają, aż takiej świadomości i potrzeby ubierania się bezpiecznie. Dopóki to się nie zmieni – nie będzie dostępnej lepszej klasy odzieży dla kobiet.

Na tle innych krajów wypadamy blado?

Rynek europejski niewiele się różni od naszego. Przeglądając ofertę producentów znanych, światowych marek widać, o ile uboższa jest oferta przeznaczona dla kobiet. Często z wysokich modeli kombinezonów skórzanych dostępna jest tylko jedna kolorystyka, kiedy dla mężczyzn jest tych malowań 3, albo i więcej. Tak samo w przypadku kombinezonów tekstylnych – na 10 różnych męskich modeli, są 3 damskie. Dodatkowo na polski rynek trafia ograniczona oferta, więc tak naprawdę kobieta musi mocno się postarać, żeby znaleźć coś dopasowanego do swoich potrzeb.

Miałaś poważniejsze wypadki?

W zeszłym roku miałam „glebę na poważnie” – połamane 2 kości śródstopia, uszkodzony bark, złamany wyrostek poprzeczny w kręgu szyjnym. Sprzedałam wtedy swój motocykl, żeby mnie nie kusiło… Zdjęli mi gips i w sumie przez przypadek kupiłam Triumpha Daytone 675R z 2013 roku, czyli najlepiej przystosowany motocykl drogowy do jazdy po torze (śmiech). I tak to się mniej więcej zaczęło z torami…

Czy Twoi bliscy nie martwili się o Ciebie bardziej, po takim wypadku i nowym zakupie motocykla?

Mamuśka tylko stwierdziła, że ona nie wie, po kim ja taka szalona jestem. Chyba zapomniała, jak na motorowerze braci, sama jeździła kiedyś po wiosce (śmiech). Oczywiście wszyscy się martwią o mnie, ale już się przyzwyczaili, że zawsze robię po swojemu i próby ograniczenia mnie, nie mają najmniejszego sensu. Pamiętam, że wsiadając na Daytonę po wypadku, sama miałam w głowie taki niepokój – czy jeszcze chcę i czy potrafię? Jednak zaraz potem poczułam euforię i pewność siebie, bo tak, to jest to! I już nie było szans, żebym zrezygnowała z jazdy na motocyklu. Jeździłam po drogach jednak wolniej, wypatrywałam każdego zagrożenia: plamy oleju, żwiru, bo jednak po takim uderzeniu, coś tam w głowie zostaje. I tak pojawił się pomysł przejścia na tor. Na początek, żeby się podszkolić, umieć szybciej reagować, a potem… no cóż… jazda na torze uzależnia! (śmiech)

W trakcie sezonu wypieszczoną Daytonę wymieniłam na starszy i mniejszy model – Kawasaki ZXR400 z 1995 roku. Jednak doszedł do głowy rozsądek, bo szkoda mi było tak pięknego motocykla do nauki i katowania na torze. Pewna legenda głosi, że jeżeli chcesz jeździć szybciej – to prędzej czy później musisz się wywalić. Póki co, jest to jeszcze przede mną.

Jak przy upadku sprawdził się Twój strój?

Na szczęście miałam na sobie jednoczęściowy kombinezon skórzany marki Ixon. Szukając kombinezonu dla siebie, nie satysfakcjonował mnie poziom bezpieczeństwa w kombinezonach dwuczęściowych. Miałam konkretne wymagania takie jak: garb aerodynamiczny, zewnętrzny protektor (ślizgacz) na barkach, slidery na kolanach. Tylko jedna firma spełniała te wymagania, ale okazało się, że rękawy w tym modelu są dużo za krótkie, dlatego padła decyzja o zakupie kombinezonu jednoczęściowego. Kombinezon sprawdził się bardzo dobrze i w przeciwieństwie do motocykla, który został doszczętnie skasowany – służy mi w dalszym ciągu. Protektor barku zrobił robotę, bo dzięki niemu nie wykręciło/wyrwało mi barku, skończyło się tylko lekkim obiciem. Cała reszta bez najmniejszego siniaka. Połamana stopa, to moja wina, dosłownie szewc w dziurawych butach chodzi. Buty już miały parę lat i jak z góry wizualnie było OK, to na spodzie, w podeszwie były już dziury. Nigdy nie miałam czasu, żeby je zmienić na nowe, ze sztywną, wzmocnioną podeszwą. Kask HJC R-PHA ST stoi teraz jako eksponat w sklepie, pozdzierany z każdej strony i z pękniętą skorupą, więc zdecydowanie spełnił swoje zadanie i zamortyzował uderzenie. Lekarze byli w szoku, że nie doznałam żadnego wstrząsu mózgu. Zdecydowanie strój uratował mi skórę i dosłownie, i w przenośni!

Teraz planujesz na poważnie zająć się startami motocyklem na torze?

Tak na poważnie przygodę z torem zaczęłam dopiero w tym roku, zaliczyłam kilka szkoleń na małych torach, sporo jazd wolnych na torze Łódź oraz udało mi się zaliczyć kilka wyjazdów na Silesie i Tor Poznań. Torowanie to nie tylko jazda i wyścigi – to też niesamowici ludzie dookoła. Wielkie podziękowania dla Bogdana Ptaka z firmy Silkolene za ogromne wsparcie merytoryczne i zapewnienie serwisu olejowego do moich motocykli. Dla chłopaków z mojego teamu Rocket Fuel za składanie po nocy Kawasaki, bo przecież trzeba rano jechać na Silesie. I również dla głównego mechanika, czyli mojego ojca za cierpliwość i wszelkie ekspresowe naprawy.

Ten rok poświęciłam nauce i zdecydowanie jeszcze nie czułam się na siłach, żeby startować i rywalizować. Jednak na przyszły rok mam ambitne plany – szykuję się do zakupu Yamahy R3, żeby potem startować nią w „trzysetkach”!

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze