O motoryzacji z Krzysztofem Stelmaszykiem

- Moja dziewczyna wie o samochodach znacznie więcej - powiedział Motocainie Krzysztof Stelmaszyk, aktor Teatru Narodowego, serialowy Tomaszek z "39 i pół". Opowiedział nam też o wstawaniu o świcie, swoich motoryzacyjnych przeżyciach, podróżach i portugalskim winie.

fot. Rafał Kaliński

Imię: Krzysztof
Nazwisko: Stelmaszyk
Data urodzenia: 02.03.1959
Znak zodiaku: Ryby
Zawód: aktor

Krzysztof Stelmaszyk w 1984 roku ukończył warszawską PWST i w tym samym roku debiutował w teatrze. Jest aktorem scen warszawskich: Współczesnego (w latach 1984-1987), Dramatycznego (1987-1989), Współczesnego (1993-2004), a obecnie Teatru Narodowego. Należy do tych, którzy z powodzeniem godzą pracę w teatrze, filmie i dubbingu. W 1989 roku wyjechał razem z rodziną do Kanady. Imał się tam różnych zajęć, z wyjątkiem aktorstwa. W 1993 roku rolą majora Moczydłowskiego w serialu „Kuchnia polska” powrócił na ekran. Popularność przyniosły mu m.in. role w serialach „Magda M”, „Czas honoru”, „39 i pół” oraz filmach „Testosteron” i „Mała wielka miłość”. Uwielbia śródziemnomorską kuchnię i portugalskie wina. Jeździ Suzuki Grand Vitarą.

Wcześnie się dziś spotkaliśmy. Czy zawsze Pan rozpoczyna pracę tak rano?

Męczę się tragicznie, ale daję radę. O świcie odwożę sześcioletnie dziecko do przedszkola, potem zwykle mam jakieś próby, nagrania lub zdjęcia. Przy tych ostatnich często muszę wstawać jeszcze przed przedszkolem. Gdy mam spektakl wieczorny, mój dzień kończy się bardzo późno… Cóż, to integralna część zawodu. Taki jest los aktora.

Czym dla Pana jest samochód? Narzędziem, źródłem przyjemności, a może męską zabawką…?

– Zdecydowanie narzędziem pozwalającym, nierzadko dla przyjemności, sprawnie się przemieszczać. Kiedyś podniecał mnie sam dźwięk silnika… Współczesne samochody ogołocono z charakteru. Swego czasu dużo radości sprawiła mi jazda starą ciężarówką, gdzie trzeba było walczyć z kierownicą bez wspomagania i wdychać smród oleju. To było coś!!! Niedawno miałem zdjęcia, w których brali udział chłopcy na Harleyach i to mi się podobało; ten dźwięk i bliskość z maszyną. Na motocyklu jeździłem co prawda jako pasażer, ale jeszcze niedawno rozważałem kupno skutera do jazdy po mieście. Jednak dokładnie się przyjrzałem, jak traktuje się jednoślady w Polsce i zrezygnowałem. W „Testosteronie” jeździłem starym Rolls-Royce’em i zrobiło to na mnie wrażenie. Dużo zależało ode mnie: na zakrętach bujało, walczyłem z biegami i układem kierowniczym, ale czułem się jednością z tym autem. Szkoda, że nie wrócą już czasy takich pojazdów… lecz dobrze, że są takie auta jak Grand Vitara. Ma wszystkie niezbędne, elektroniczne urządzenia, które na szczęcie nie obezwładniają kierowcy.

Jaki szczególny warunek musiało spełnić auto, by brał je Pan pod uwagę?

– Jestem wysoki i chciałem mieć auto wygodne, w którym mógłbym łatwo zająć miejsce za kierownicą.  W Vitarze szybko się przyzwyczaiłem do tego, że siedzę wysoko, że z góry patrzę na innych kierowców. Gdy czasami wsiadam do niskiego samochodu któregoś z kolegów, czuję się mało komfortowo. I jeszcze taki drobiazg – inni kierowcy z respektem traktują wysokie, muskularne auto.

Sam Pan wybrał ten samochód?

– Prawdę mówiąc – nie. Kompletnie nie znam się na samochodach. Wstyd się przyznać, ale moja dziewczyna wie o nich znacznie więcej. Ja rozpoznaję podstawowe marki i kolory. Mój przyjaciel Tomasz Karolak ma chyba z siedem samochodów i naprawdę się na nich zna. To jego poprosiłem o radę. Chciałem, by auto było ładne, bezpieczne i niezawodne. Tomek od razu powiedział: kup Grand Vitarę. Podoba mi się jej linia, a wnętrze jest skromne i estetyczne. Moją uwagę zwróciły także ciekawie zaprojektowane okrągłe zegary i wszechogarniająca czerń – to właśnie trafiło w mój gust i upodobania. Nie chciałem skórzanych, zimnych obić, tylko ciepłą tapicerkę i koniecznie podgrzewane siedzenia. Wybrałem nadwozie w kolorze bordo, właściwie taka ciemna wiśnia i widziałem w Warszawie tylko jedno takie auto, co mnie bardzo cieszy. Przyspieszenie nie jest dla mnie najważniejsze, ale nie mogę narzekać; mój 2-litrowy silnik benzynowy jest wystarczająco dynamiczny. Wybrałem też skrzynię manualną, bo lubię mieć wpływ na to, co się dzieje z autem; zresztą mam do niej większe zaufanie, zwłaszcza przy wyprzedzaniu. Mam domek na wsi, do którego trzeba dojechać przez las. Podczas roztopów niemal żaden samochód nie może tam dotrzeć. Vitarą przejeżdżam bezstresowo. Miałem okazę wybawić z opresji kilku sąsiadów, których auta na grząskim odcinku odmawiały współpracy. Jestem dumny, że moja Suzuki to potrafi.

Jak się sprawuje w miejskim gąszczu to auto?

– Nie jestem wymagającym kierowcą. Głównie jeżdżę po Warszawie. Samochód daje mi poczucie bezpieczeństwa, siedzi się wysoko, więc mam doskonałą widoczność. Zarówno w terenie, jak i w mieście łatwo się prowadzi. Jest dla mnie wystarczająco komfortowe i – co chyba najważniejsze – jest niezawodne. Nie muszę się martwić, czy dojadę na spektakl, wiem, że auto mnie nie zawiedzie, że będę na czas. Co więcej? Z parkowaniem, mimo że to duży samochód, nie mam większych problemów, nie tak jak moi koledzy w osobówkach.

Lubi Pan sam myć swój samochód, czyścić go, polerować, dopieszczać…?

– Nie wiem czy lubię, bo wciąż brakuje mi na to czasu. Samochód traktuję jak narzędzie pracy. Nie mam szczotki do wycierania butów przed wejściem do auta. Staram się jednak dbać, by pojazd był zawsze sprawny, gotowy do jazdy. Jedyną „awarię” miałem po miesiącu eksploatacji. Trzeba było dolać płynu do spryskiwacza. Zaglądam pod maskę, a tu wykładzina wygłuszająca cała porwana. Okazało się, że podczas mojego pobytu na wsi jakieś gryzonie postanowiły zrobić sobie z niej gniazdo. W serwisie uzupełniono mi ten materiał. Poza tym – odpukać – auto jest bezawaryjne. Raz na pół roku oddaję samochód do gruntownego czyszczenia i wtedy podziwiam, jaki jest piękny.

 

for. Rafał Kaliński

 

Czy montuje Pan w aucie jakieś dodatkowe urządzenia?

– Absolutnie nie. Zamiast gadżetów, wolę kupić dobre wino. Mam w samochodzie komputer pokładowy, który mierzy mi spalanie i podaje inne dane. To mnie całkowicie satysfakcjonuje. Zresztą rzadko korzystam z tych informacji. Tankuję raz na tydzień, po co mi wiedza, ile pali? Sprawdziłem jedynie na autostradzie, że przy większych prędkościach wskazówka trochę szybciej opada. Nie mam nawet nawigacji, choć wiem, że może być przydatna. Wolę jednak porządną mapę, zdaję się na swój zmysł orientacji. Kiedyś wynająłem domek na wsi w Portugalii i chociaż właściciel nie chciał wierzyć, że trafię, nie miałem z tym żadnych problemów. Obserwuję swojego brata mieszkającego w Kanadzie, który dużo podróżuje korzystając z nawigacji. Nie jest w stanie wymienić nawet głównych ulic w odwiedzanych miastach. To zwyczajnie nie ma sensu.

Żyje Pan w ciągłym pośpiechu. Czy mimo to na drodze porusza się Pan zgodnie z przepisami?

– Lubię jeździć szybko i dynamicznie, ale tylko tam, gdzie jest to możliwe. Nigdy nie jeżdżę agresywnie, przestrzegam przepisów i kieruję się rozsądkiem. Staram się przewidywać sytuację na drodze. Nie lubię jeździć w godzinach szczytu, bo to są wyścigi, przepychanki, nieustanne zajeżdżanie drogi, dużo chamstwa i agresji. Jeżdżąc, staram się nikomu nie zawadzać i oczekuję tego samego od innych. Wracając do Portugalii, tam nie ma ani tylu radarów, ani patroli, a wszyscy jeżdżą spokojnie i są dla siebie uprzejmi. Marzę, aby ten zwyczaj dotarł do Polski…

Czy tak zajęty aktor jak Pan ma czas na podróże samochodem?

– Aby sobie na to pozwolić, muszę wyłączyć telefon i wyjechać za granicę. Kiedyś objeżdżałem kontynenty, m.in. Amerykę Północną i Europę „from coast to coast”. Ten czas już minął, wyrosłem, dojrzałem. Nie chcę tracić czasu na długie przemieszczanie się samochodem, wolę poznawać ciekawe zakątki. Zwykle lecę samolotem, wypożyczam auto na miejscu i cieszę się z każdego odwiedzonego skrawka ziemi. Zachwyciła mnie wspomniana Portugalia; byłem tam już dwukrotnie, zwiedziłem najpierw południowe rejony Algarve, a następnie zjeździłem część centralną. Teraz marzy mi się odwiedzenie Porto i północnej części tego uroczego kraju. Jestem smakoszem win, lubię tamtejszą prostą, śródziemnomorską kuchnię, od której – zdaje się – jestem uzależniony.

A jest jakieś miejsce w Polsce, które Pana urzekło?

– Po Polsce podróżuję samochodem i bardzo lubię dalsze wyjazdy. Niedawno miałem zdjęcia w Pieninach. Tak się złożyło, że byłem tam pierwszy raz. Urzekły mnie okolice Czorsztyna i Niedzicy. Wiem, że jest w Polsce wiele takich cudnych miejsc, które na mnie czekają… Żałuję, że rzadko mogę pozwolić sobie na takie podróże.

Życzymy bezpiecznych wojaży.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze