Motoryzacyjna Dorota Gardias – wywiad

Pogodynka, ale i fanka motoryzacji. Jeździła czołgiem, quadem, skuterem śnieżnym. Dorota Gardias opowiada nam o swojej pasji do motoryzacji.

Dorota Gardias wygrywa Porsche Boxster S w finale Tańca z gwiazdami.
fot. z archiwum Doroty Gardias

 

Na Motoorkiestrze zbierałaś same pozytywne opinie od szefostwa Automobilklubu. Właściwie to dzięki Tobie zebrano aż tak wielkie pieniądze.
Było bardzo zimno, była straszna pogoda, w poprzednim roku podobno była lepsza. Ale udało nam się zebrać dużo więcej pieniążków. Wzięłam na scenie sprawy w swoje ręce, jakoś tak podkręciłam atmosferę, że udało się nam naprawdę porządne pieniążki zebrać. Nie bałam się nawet zmienić koła przy wszystkich i generalnie było fajnie. Bardzo miło to wspominam. Ja w ogóle bardzo lubię brać udział w takich akcjach charytatywnych. Akurat Motoorkiestra była pierwszą akcją motoryzacyjną, w jakiej wzięłam udział. Mogłam się też wykazać, bo też jeździłam samochodem. Co prawda nie mam jeszcze takich super umiejętności… Pan, który wylicytował przejazd ze mną był bardzo odważny (śmiech).

Dlaczego?
No bo to tak z niedoświadczonym kierowcą rajdowym (bo ja nigdy nie jechałam po takim zawodowym torze, to był mój pierwszy przejazd tak naprawdę). Koledzy z TVN Turbo pożyczyli samochód, też się nie bali, ale mrugnęli do mnie okiem: „Wiesz co, nawet dobrze by było, jak byś go gdzieś tam załatwiła, żeby nam kupili nowy” – żartowali, żeby mi dodać otuchy.

A co to był za samochód?
Nie pamiętam marki…

Ale jechałaś kiedyś także 400-konnym Lancerem Evo Marka Nygi i to za kierownicą, na torze w Kielcach.
To prawda. Na torze w Kielcach i tutaj pod Warszawą w Centrum Szkolenia Policji w Legionowie. Na tym torze ćwiczyliśmy sobie przed Karową. Jechałam co prawda na Karowej, ale nie za kierownicą.

I jak wrażenia?
Ja się w tym samochodzie czułam tak jak na parkiecie w tańcu z gwiazdami. Czuję ten samochód po prostu. Bardzo mi się to podobało. Nie przeraża mnie to, że gdzieś tam ucieka mi tył, tylko wiem co zrobić, żeby ten samochód jakoś wyprowadzić.

Uczyłaś się wcześniej takiej sportowej jazdy?
Nie. Właśnie nie – Marek Nyga mówi, że mam talent. Nie reaguję nerwowo, nie puszczam kierownicy, bawię się tym samochodem. Po prostu go czuję. Oczywiście ćwiczę z Markiem, on mi pokazuje pewne sztuczki.

Czyli złapałaś bakcyla…
Tak, złapałam bakcyla. Dla mnie najważniejsze jest to, że mi to sprawia fantastyczną frajdę, zabawę. Ja się bardzo dobrze czuję za kierownicą. Pojechaliśmy nawet z taka większą ekipą z Markiem Nygą do Nowego Miasta nad Pilicą, na lotnisko. Było bardzo dużo śniegu, a do dyspozycji było Porsche Cayenne, Mitsubishi i Subaru Impreza Marka. I było super. Jednak niestety to, że mam bardzo dużo obowiązków w pracy trochę przeszkadza w takich hobby, nie mogę tej swojej pasji (bo myślę, że tak mogę to już nazwać) rozwijać. Ale jak tylko mam jakąś okazję, możliwość w czymś uczestniczyć, albo poćwiczyć sobie, to biorę udział. Teraz nawiązałam współpracę z TVN Turbo. Niebawem na antenę wejdzie program o tym, że każdy amator może przyjść i popisać się swoimi umiejętnościami jazdy. Mogą się zgłaszać i kobiety i mężczyźni. Myślę, że to jest świetna inicjatywa, bo nie każdy może sobie na to pozwolić.

Ale własnym samochodem?
Nie, samochodem ze Szkoły Jazdy Subaru z Kielc. Świetna sprawa, ja mam tam być w jury. Ale przy okazji będę mogła trochę ćwiczyć. Jak mnie zapytali, czy będę mogła wziąć udział, to jedynym warunkiem, jaki im postawiłam było to, czy będę sobie mogła trochę pojeździć (śmiech).

Czy w tym roku wybierasz się na Barbórkę?
Na pewno przyjdę, ale już nie będę uczestniczyć. W zeszłym roku byłam tam pierwszy raz, a wcześniej się w ogóle tym nie interesowałam. Świetnie było pilotować Marka.

Jakie wrażenia miałaś po przejeździe Karową?
Ja nigdy nie przechodziłam tej procedury startowej. Jeździliśmy, wchodziliśmy w poślizgi, w fajne zakręty itd., ale nigdy tak szybko nie ruszaliśmy jak na tym rajdzie. Więc ja zanim zorientowałam się co się dzieje, to po pierwsze, nie mogłam złapać oddechu, zatkało mnie trochę, ajuż byliśmy przy beczce. Wtedy mój żołądek był jeszcze na starcie (śmiech). I dopiero wtedy wzięłam oddech i zaczęłam cokolwiek widzieć.

Dorota uwielbia jazdę samochodem.
fot. z archiwum Doroty Gardias

Bałaś się?
Nie, w ogóle. Pełne zaufanie do kierowcy. To były bardziej takie emocje bardzo dużej adrenaliny w organizmie i to właśnie dawało takie niesamowite uczucie, ale to na pewno nie był strach. Chociaż serce waliło. Ale nie ze strachu.

A co z pilotowaniem?
Uczyłam się tego, jak się pilotuje, wszystkie komendy znałam, wiedziałam o co chodzi, ale nie dyktowałam Markowi. Marek znał trasę, poza tym, ja bym mu mogła tylko zaszkodzić jako niedoświadczony pilot. Trzeba było by zrobić licencję itd.

To może warto zrobić licencję?
Gdyby się nadarzyła okazja i gdybym miała więcej czasu, to myślę, że tak. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, żeby zachęcić inne kobiety. Bo przede wszystkim faceci jeżdżą w rajdach. Ośmielić panie, które są często krytykowane za swoją jazdę, a ja uważam, że panie mają bardzo dużo umiejętności. To mężczyźni im wpajają, że kobiety są złymi kierowcami. Mam kilka koleżanek, które świetnie sobie radzą za kierownicą i myślę, że nawet na takich rajdach by sobie dały świetnie radę.

Co sądzisz zatem o stereotypie, że baba za kierownicą to jest samo zło?
Ja myślę, że i wśród mężczyzn i wśród kobiet są tacy niedzielni kierowcy.

To jest po równo?
Trudno powiedzieć. Trzeba było by zrobić jakieś badania. Nie ośmieliłabym się tutaj dać takiego stwierdzenia. Na pewno mężczyźni są bardziej sprytni za kierownicą. Ulicę ja bym porównała do takiego pola walki. Oni często nie pozwalają się wyprzedzić. Tam jest taka męska rywalizacja, nawet na ulicach w Warszawie, w Łodzi, w Kielcach itd. To wynika z ich natury. Kobiety są bardziej rozważne za kierownicą, bardziej przewidywalne, bardziej ostrożne. Nie pokazują pełni swych możliwości i umiejętności. Jestem przekonana, że gdyby miały możliwość, okazję, spróbować czegoś więcej, to niejednego faceta położyły by na łopatki.

Ja też tak sądzę, kobiety trzeba troszkę ośmielić, przekonać, że dadzą radę.
Ale one nigdy nawet nie poczuły tego jak to jest wpaść w poślizg, jak to jest z niego wyjść. A to jest przecież bardzo ważne, żeby poczuć samochód, poznać, go. O co w nim chodzi. Kobiety są tylko tak uczone przez instruktorów, że ręce na kierownicy, gaz, absolutnie wolniutko, żeby przypadkiem w ten poślizg nie wpaść. Ale właśnie trzeba wpaść w ten poślizg. Żeby wiedzieć jak z niego wyjść. Poza tym ojcowie szybciej dadzą auto młodemu kierowcy chłopakowi, niż dziewczynie. A oni jadą sobie na jakiś parking i sobie tam z kolegami próbują, ćwiczą, kręcą bączki itd., popisują się, więc automatycznie nabierają umiejętności i czują ten samochód. Córkom ojcowie raczej auta nie dają, bo się boją. I to są właśnie takie różne czynniki, które sprawiają, ze funkcjonuje taki stereotyp baba za kierownicą.

Od kiedy masz prawo jazdy?
Od czasów studiów. Miałam wtedy chyba 22 lata.

Jakieś wspomnienia z egzaminu?
Bardzo pozytywne. Przyznam się – nie zdałam za pierwszym razem teoretycznego. Ale potem już tak się przyłożyłam, że wszystko poszło dobrze. Chociaż miałam takie jedno hamowanie przed pasami, ale pan instruktor powiedział, „zaliczę to pani jako hamowanie w trudnej sytuacji”.

I od tamtej pory jeździłaś samochodem?
Mój pierwszy samochodzik sobie kupiłam, jak miałam 26 lat. Wcześniej to tylko okazyjnie jeździłam, przy okazji imprez, gdzie kogoś trzeba było odwieźć. Czasem tata mi pożyczał malucha.

Wspominasz to z sentymentem?
Bardzo. Mały fiacik był najlepszy na świecie. Miał ponad 20 lat, aluminiowe zderzaki i miał rączkę od zmiany biegów oryginalną z napisem fiat na bordowym tle. I co mój tata zrobił? Sprzedał go na złom. Jak się o tym dowiedziałam, to myślałam, że go zastrzelę. Mógł go zostawić, niech stoi w garażu. Albo dać go jakiemuś pasjonatowi, niech by sobie ten zderzak przełożył albo chociaż tę gałkę do swojego maluszka. Przecież są tacy ludzie. No, ale tata akurat się nie orientował, wiec traktował go jako starego grata.

A samodzielnie kupione auto?
A pierwszy za własne pieniądze kupiony to był Mercedes A klasa silnik 1.4. Fajnie mi się nim jeździło, bo on był stosunkowo wysoki.  Najpierw się bałam, że on się będzie wywracał, bo na początku wyszła jakaś tam kiepska seria. No ale potem się okazało, ze wszystko jest w porządku, więc go kupiłam, bardzo dobrze mi się nim jeździło i mówiąc szczerze, żałuję, że go sprzedałam. Dlatego, że tej zimy, która była, mój „prosiaczek” niestety nie mógł wyjeżdżać na drogi, bo jest za niski, a Mercedesik by się świetnie spisał.

Czyli następnym samochodem było już Porsche?
Tak, następne było Porsche, które wygrałam. Boxster S.

Jakie to uczucie wygrać Porsche?
To było tak, że ja chciałam na początku ten samochód w ogóle sprzedać. Ponieważ nie widziałam się w takim szybkim samochodzie. Ja tym Mercedesikiem sobie jeździłam, pogodynka, anonimowo, nikt tam na mnie nie zwracał uwagi. A tu jednak Porsche… sama się zawsze oglądam za fajnymi samochodami. Bo lubię. I podziwiam zawsze zadbane samochody z fajnymi felgami, więc tak mi to trochę nie leżało, że wszyscy będą na mnie zwracać uwagę.  I co się stało? I wyjechałam z parkingu, jechałam do domu, po prostu jakoś jak na szpilkach. Strasznie wszystko ciężko chodziło, krótka skrzynia biegów, sztywne sprzęgło, gaz… Typowo sportowy samochód. Więc podjechałam pod dom, zgasiłam, obejrzałam dookoła z każdej strony, pod nosem się uśmiechałam, myśląc „niezłe jaja – cyrk za darmo”. Poszłam do mieszkania, wzięłam spakowaną już walizkę, wsadziłam ją do bagażnika, który jest z przodu, i pojechałam w trasę. Do moich rodziców, do Tomaszowa Lubelskiego. I jadąc tą trasą, powolutku, powolutku (pan mówił mi, żebym za dużo gazu nie dodawała, bo opony się będą bardzo ślizgać, którego guzika mam nie naciskać, bo wszystkie te zabezpieczenia się wyłączą) no i pojechałam. Strasznie padało od połowy drogi. No i tak zaczęłam wszystkie te guziczki sprawdzać, nawigację…

Trudno się było przestawić z małego Mercedesa na Boxstera?
Trzeba się przyzwyczaić. Trzeba też troszeczkę poczytać, no bo sporo jest tych bajerów. No ale najważniejsze to to, że wiedziałam, jak się składa dach. Jak wjechałam do Tomaszowa, jak podjeżdżałam pod dom (a mam dwóch młodszych braci, którzy oczywiście kochają samochody, więc tutaj sobie pozwoliłam na lans i ściągnęłam dach), to oczywiście potem pół nocy musiałam z nimi jeździć tym samochodem po mieście, no bo nie dało rady.

Urzekło Cię coś w tym aucie?
Ten samochód po prostu szybko wyprzedza. Ja się w nim czuję bezpiecznie.

Wiesz, że zdążysz…
Wiem, na co sobie mogę pozwolić. Chociaż nigdy nie ryzykuję. I myślę, że większość kobiet właśnie to ma. Ja wolę poczekać, jak jest odpowiednia sytuacja, to sobie dopiero wtedy wyprzedzę. Wiele osób mi mówiło, że jak wsiądziesz do Porsche, zaczniesz  jeździć Porsche, to się od razu w nim zakochasz.  Dlaczego? No bo ten dźwięk silnika jest tak niesamowity, zupełnie inny niż w innych autach i faktycznie w tym mruczeniu można się zakochać. Nie jest wygodny, niestety. Jak się jedzie w długie trasy, to boli kręgosłup. To jest wspaniały samochód na dobre, a nie polskie drogi, bo świetnie reaguje na każdy ruch kierownicą, pięknie wyprzedza, natomiast mnie się przydarzyło na przykład wracając od rodziców, przebić oponę. Zjechałam na przęsło na moście z prędkością jakieś 90 km/h i na nim poszła mi opona, pękła felga. Od razu holowanie, bo nie zapasówki. Gdyby nie pękła felga, to jest oczywiście ten płyn uszczelniający, dzięki któremu można przejechać parę kilometrów do wulkanizatora. No ale w tym przypadku już nic się nie dało zrobić. I holowanie z Krasnegostawu do Warszawy. Wtedy odczułam na własnej skórze, że to nie jest samochód na polskie drogi.

Jeździsz nim na codzień?
Tak, wszędzie nim jeżdżę. Miałam bardzo nieprzyjemną sytuację w tym roku, ponieważ ja ten samochód traktuję z ogromnym sentymentem, bo tam w każdym przycisku, w każdym kawałku skóry są sms’y ludzi, którzy na mnie głosowali. Przecież ten samochód dostałam od ludzi. Może nawet nieładnie było by go sprzedawać. Przecież tylu ludzi głosowało, cały Tomaszów, zrobili wielką fetę, wszyscy wyciągali komórki, jak tylko miałam mniej punktów, i wysyłali po sto smsów. To jest sentyment. Dbam o niego strasznie, jak tylko jakąś ryskę mam to od razu się denerwuję. I co? Wyjechałam sobie w tym roku na wakacje do Łeby…

Zapakowałaś się na wakacje w ten samochód?
(Śmiech). Wbrew pozorom okazało się, że naprawdę można. Z przodu weszła cała, bardzo duża walizka, mniejsza walizka do tyłu. No wiadomo, że na jakiś dłuższy pobyt, czy np. sprzętu narciarskiego się nie zabierze, ale na tygodniowy wyjazd nad morze jak najbardziej. No i wyjechałam do Łeby, jadę prawym pasem, 30 km/h, prosta droga, i nagle słyszę ciach. Ktoś we mnie wjeżdża – przy prędkości 30 km/h. Patrzę, siedzi pani w Tico. I ona sobie zmieniała pas. Oczywiście przerysowała mi drzwi, nadkole, zderzak, felgę… Najfajniejsze było to, że jak wyszła, popatrzyła i mówi „e, tylko troszkę się porysował”. Jak ja to usłyszałam, to nawet nie byłam w stanie się na nią złościć. Tylko zapytałam „co pani zrobiła”? „Ja pani nie widziałam, ja chciałam zmienić pas”. Widocznie mnie nie zauważyła, przecież specjalnie, by we mnie nie wjechała. No i niestety, „prosiaczek” musiał jechać do lekarza.

Miałaś jeszcze jakieś motoryzacyjne przygody?
Jadę sobie kiedyś, staje na światłach nagle słyszę pisk trójki dzieciaków, ale tak ma maxa. Więc odwracam się, co się dzieje, dzieci w samochodzie siedzą i machają. No to pomachałam. To było przesympatyczne. Bardzo często panowie chcą się ze mną ścigać. Ale ja już to u Kuby Wojewódzkiego mówiłam, że ja wtedy ich podkręcam, wciskam gaz, prowokuję ich spojrzeniem, jak się pojawi miętowe to oni startują na całego, a ja jadę 15 km/h. Ale kiedyś uciekałam przed paparazzi, raz mi się to zdarzyło, zgubiłam, ich ale potem jak przyjechałam do domu to pomyślałam „nie tędy droga”. Bo jak się właśnie ucieka, to się popełnia błędy. Wtedy człowiek jest zdenerwowany.

Sława pomaga w kontaktach z policją?
Nie będę ukrywać, że tak. Bo parę razy mogłabym dostać mandat, a dostałam tylko pouczenie. Myślę, że to przez to, że taniec z gwiazdami, że pracuję w telewizji.. Ale też mi się zdarzyło dostać mandat, a nawet chyba dwa przez ostatni rok, na szczęście kara nie była duża. Więc przyjęłam to na klatę, jak to się mówi.

Jeździłaś kiedyś motocyklem?
Jeździłam w tym roku w zimę na skuterze śnieżnym.

A może miałaś okazję prowadzić jakieś pojazdy militarne?
Tak, nawet czołgiem jeździłam. Ja muszę spróbować wszystkiego, ja jestem krejzolem pod tym względem.

Jak to się odbyło?
Na projekcie plaża, przy okazji programu. Jechałam też traktorem, na quadzie oczywiście. Natomiast jeżeli chodzi o motory, moim marzeniem było mieć motor i nadal to marzenie skrywam gdzieś w serduchu, ale nie kupię sobie motoru nigdy; po prostu się boję. Jeździłam chopperem kolegi, dał mi się parę razy kajtnąć, bardzo dawno temu, jeszcze jak byłam w liceum. Strasznie mi się to podobało, zawsze gdzieś tam sobie w okolicach Tomaszowa jeździliśmy. No i podobają mi się szybkie motocykle.

Ścigacze?
Tak, typowe sportowe ścigacze, ale kilku moich znajomych niestety straciło życie na takich motorach, kilku jest kalekami… Poza tym, jak widzę jak ci panowie na motocyklach zachowują się w centrum miasta, to jest bez sensu. Ulice nie są miejscem na szybką jazdę i popisy. Do tego jest tor.

Z tych wszystkich pojazdów, coś zrobiło na Tobie niesamowite wrażenie?
Lamborghini.

O, kontynuuj…
Tak, w Szkole Jazdy Subaru zrobiono mi taką niespodziankę, tam miałam okazję się przejechać.

Pamiętasz, jaki to był model?
Nie pamiętam, ale to jest kosmiczny samochód.

Prowadziłaś go samodzielnie?
Tak.

Co jest w nim tak kosmicznego?
W ogóle wszystko. Sama świadomość, że się w nim siedzi. To jest niesamowite uczucie. Ale też Aston Martin. No właśnie, kiedyś ktoś mnie porównał do tego auta, i ja oczywiście nie wiedziałam zupełnie jak ten samochód wygląda. Okazało się, że mój znajomy ma właśnie taki samochód, więc miałam okazję nim jechać. Ten to dopiero przyspiesza!

Wykorzystujesz wygrany samochód w jakiś nietypowy sposób?
Tak, do tego, żeby pomagać innym ludziom. Bardzo często na aukcjach charytatywnych pojawia się właśnie przejażdżka z Dorotą Gardias Porsche. Ostatnio miałam takich dwóch chłopaków z liceum. I to oni kierowali, to było najfajniejsze. No musiałam im zaufać bardzo, ale siedziałam, nie gadałam. Po 600 czy 700 złotych ci uczniowie dawali. Zresztą, koledzy z pracy bardzo często gdzieś tam w korytarzu pytają po cichu: „dałabyś się kiedyś karnąć”. Niby żartem, niby pół serio. No to chodź, idziemy. No i podchodzimy i oni siadają na prawym fotelu. Ja mówię proszę, prowadź. Chciałeś, to jedź. Oni są bardzo zdenerwowani wtedy, ja też. Bo do tego samochodu trzeba się przyzwyczaić. Ale ile frajdy ludziom to przynosi. Kiedyś wiozłam takiego małego chłopczyka . „Prose pani, ja bym się chciał psejechać takim samochodem, bo chciałem pani powiedzieć ze to jest moje mazenie.”. „No dobra, no to chodź”. I otwieram, on wsiada, jedziemy po osiedlu , a on „fajnie, tylko nic nie widać”. „No to poczekaj”, podnoszę mu fotel, „Lepiej?” „No lepiej”. No dobra, jedziemy jedziemy, „gdzie mieszkasz”? No tu i tu. No to jedziemy pod dom, ja na klakson, mama macha, ojca woła, a ten macha zadowolony. Podjeżdżamy, „spełniła pani moje mazenie” – to są najlepsze momenty.

Rozmawiała Katarzyna Frendl

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

Ależ ta Pani ładnie się prezentuje w tym aucie!

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze