Motocyklowy kierowca wyścigowy z Niemiec – Samanta Bieniusa – Sammy 696. Rozmowa

Nie czuje się ani Polką, ani Niemką. Po sukcesach w motocrossie zaczęła rywalizować w niemieckim pucharze Suzuki GSX-R 750 i rozważa starty w polskiej serii wyścigów motocyklowych. Oto nasza rozmowa z Samantą Bieniusą - zawodniczką motocyklową.

Samanta Bieniusa – zaczynała od 50-tki i jazdy po szkole z bratem.
fot. z archiwum Samanty Bieniusy

Mówi pani po polsku, ale mieszka w Niemczech. Czuje się pani Polką, czy Niemką? Czy to, w jakiej części Niemiec pani mieszka determinuje pani hobby – może bliskość toru, tradycje landu?
Nie czuję się w pełni ani Polką ani Niemką. Wyjechałam z rodziną do Niemiec, jak miałam trzy latka. Polski znam tylko dlatego, bo zawsze w domu rozmawialiśmy w tym języku. Nigdy nie chodziłam do polskiego przedszkola, czy szkoły.
Mieszkam w północnej Bawarii i niestety do najbliższego toru wyścigowego mam około 200 kilometrów. Za to w pobliżu jest tor motocrossowy.

Skąd wzięła się u pani pasja do motocykli? Czy miała na to jakiś wpływ rodzina?
Pasja do motocykli zaczęła się od pasji do samochodów. Mój tata sprzedaje samochody. Od najmłodszych lat interesowała mnie więc motoryzacja i szybka jazda samochodem. Kiedy to tylko było możliwe jeździłam z tatą po samochody. Nigdy nie bawiłam się lalkami – jak mama mi jakieś kupiła, to stały nie otworzone w oryginalnym opakowaniu w szafce. Bawiłam się tylko samochodzikami i Lego, albo Playmobilem. Zbieram do dziś modele samochodów i motocykli. Jak miałam 12, może 13 lat, tato odkupił od kogoś różowego Simsona i jeździliśmy nim z bratem po szkole dzień w dzień po naszym placu, aż się zepsuł i został sprzedany. Od tej pory nie mogłam zapomnieć o motocyklach. Już jako 15-latka – ku przerażeniu mojej mamy – zaczęłam kurs prawa jazdy na jednoślady o pojemności 125 cm3. Na 16. urodziny mogłam jeździć motocyklem. Kurs opłaciłam z własnych oszczędności, a tata kupił mojego pierwszego choppera – to był Hyosung Cruise II – byłam przeszczęśliwa! Wtedy było mi obojętnie, jakim motocyklem będę jeździć; najważniejsze, że w ogóle mogłam jeździć! I do dzisiaj ta pasja została.

Samanta Bieniusa podczas debiutu w pucharze Suzuki GSX-R 750 w Niemczech.
fot. K-H Kalkhake

W 2007 roku, w wieku 19 lat, zaczęła pani startować w zawodach i jadąc motocyklem o pojemności 50 cm3 zajęła pani pierwsze miejsce w klasie. Skąd pomysł, aby wziąć udział w tego typu wyścigu?
Już w 2006 roku zaczęłam się przesiadać na crossy. Rok później kolega z Rosji, którego znałam z jazdy na motocyklu crossowym, zaproponował mi miejsce w swoim zespole „Russian Girls”. Chodziło o starty na jego motocyklu o pojemności 50 cm3, który sam zmontował z różnych innych jednośladów. Miałam startować w 24-godzinnych zawodach razem z dwoma jego koleżankami. Niestety, pierwsza wypadła z toru po pół godzinie od startu, bo zraniła sobie rękę, a druga siedziała po raz pierwszy na motocyklu. Wyszło na to, że przejechałam większość z tych 24 godzin zawodów. Byłam naprawdę wyczerpana i na końcu miałam na obu rękach ogromne odciski. Mimo to dojechałam do końca zawodów – nie mogłam się poddać.

Samanta Bieniusa – starty w motocrossie.
fot. z archiwum Samanty Bieniusy

Rok później uczestniczyła pani w zawodach motocrossowych w 10-godzinych zmaganiach w Euerdorf. To musiało być równie wyczerpujące.
Ten wyścig też jeździliśmy na motocyklach o pojemności 50 cm3, podobnie jak rok wcześniej, ale tym razem nasza załoga składała się z dwóch osób. Mieliśmy pecha: zepsuła się skrzynia biegów i straciliśmy przez to dużo czasu. Tym razem parcours był trudniejszy i bardziej męczący. Mim że nie przejechaliśmy pełnych 10 godzin, to ten wyścig wspominam jako wybitnie wyczerpujący. Na takie starty potrzeba dużo wytrzymałości i świetnej kondycji.

Jakimi motocyklami startowała pani w motocrossie i który wspomina pani najlepiej? Przewinął się także w sezonie 2009 motocykl trialowy. To wtedy miała pani kontuzję. 
Przez siedem lat moich startów w motocrossie miałam naprawdę sporo motocykli. Było parę sztuk Yamahy YZ 125, które się psuły jedna za drugą. Potem kupiłam nową Suzuki RM 250 K6, następnie Yamahę YZF 250, Kawasaki KXF 250, Suzuki RMZ 250, Hondę CRF 250 i jeden KTM SXF 250. Najlepiej jeździło mi się na Hondzie CRF 250 z 2010 roku. Ten motocykl był zupełnie jak dla mnie zaprojektowany, wszystko pasowało idealnie do mojego stylu jazdy, do mojej wagi i preferencji. Bardzo łatwo mi nim jeździło i na nim przeżyłam moje najlepsze lata w motocrossie: sezon 2010 i 2011. W 2009 roku na treningu MX zerwałam sobie ścięgno krzyżowe w kolanie i ze względu na to musiałam zająć się spokojniejszym i bezpieczniejszym sportem – trialem. Lecz brakowało możliwości do trenowania i sprzedałam motocykl do trialu w 2010 roku.

Samanta Bieniusa – starty w motocrossie.
fot. z archiwum Samanty Bieniusy

Jak dużo w Niemczech startuje kobiet w motocrossie czy trialu? Czy na każdych zawodach jest klasa kobiet? Jak się walczy z mężczyznami, a jak z kobietami-zawodniczkami?
W trialu nie zdążyłam uczestniczyć w zawodach. A na regionalnych biegach motocrossowych było nas od 4 do 6 dziewczyn. W German Cross Country (podobne do enduro, zawody 2-godzinne) walczy prawie zawsze ponad 10 kobiet. Ale nie w każdych zawodach jest klasa kobiet. Często kobiety startują z mężczyznami, bo jest ich za mało, aby zrobić z nich odrębną klasę. Jeśli w danej serii jest klasa kobiet to oczywiście wyniki są liczone oddzielnie.
Mężczyźni ogólnie jeżdżą bardziej agresywnie i ryzykownie. Zwłaszcza wtedy, gdy widzą przed sobą płeć piękną. Mimo tego jeździ się z nimi dobrze, dużo się od nich uczę i właściwie większość z nich naprawdę się cieszy, że kobiety startują w zawodach. Ale wyjątki potwierdzają regułę…

Mierzy pani 163 centymetry wzrostu, a motocykle motocrossowe są zwykle dość wysoko zawieszone. Czy wzrost nie był dla pani przeszkodą w startach w MX? Czy przerabia pani te maszyny pod tym kątem?
Nigdy nie miałam takich problemów. Wystarczało mi, jak jednym palcem z bucie dotykałam ziemi. W sporcie motocrossowym nie jest to aż tak ważne. Nieraz ma sie może trochę przewagi, jak się ma dłuższe nogi, ale ważniejsze jest to w enduro, gdzie czasem trzeba się stopą podeprzeć. Próbowałam jedynie w moim Kawasaki KX 250 F i w Yamasze YZF 250 jeździć z mocniej wyciętym siedzeniem, ale szybko wróciłam do normalnego siedzenia. Wysokość moich ścigaczy mnie w ogóle nie interesuje – w tym wypadku kompletnie nie potrzebuję się podpierać po starcie. Jak jest postój, podparcie jedną noga mi wystarczy. Niższe kobiety potrzebują tylko trochę treningu i odwagi, wtedy można jeździć każdym motocyklem niezależnie od jego wysokości! Do tego nadaje się motocykl crossowy idealnie – nawet jak maszyn upadnie nic się nie dzieje. Podnosisz go i jedziesz dalej. Z czasem nabywa się odpowiedniego balansu i wyczucia na każdym jednośladzie.

Samanta Bieniusa podczas debiutu w pucharze Suzuki GSX-R 750 w Niemczech.
fot. z archiwum Samanty Bieniusy

Jakie jest pani największe osiągnięcie jako zawodniczki, jakie stawia sobie pani cele? Czy są plany na starty w seriach poza Niemcami?
Moje może nie największe, ale najfajniejsze osiągniecie na torze wyścigowym to zwycięstwo na torze w Moście w Czechach w 2013 roku. Wywalczyłam wówczas swoje pierwsze pole position i w wyścigu od startu powiększałam jedynie dystans do swoich rywali. Były wtedy dwie klasy, jedna klasa kobiet i jedna mężczyzn amatorów – w sumie około 40 zawodników. Wystartowałam jako pierwsza i dojechałam do mety jako pierwsza. To było naprawdę fantastyczne uczucie!
W przyszłości chciałabym wziąć udział  w tylu treningach i wyścigach ile się da, nauczyć się wiele i oczywiście dobrze bawić. Jak mi się wszystko dobrze ułoży, może będę kiedyś miała szansę wystartować w jakiejś lepszej serii, może nawet międzynarodowej. Fajnie by było.

Samanta Bieniusa – starty w motocrossie.
fot. z archiwum Samanty Bieniusy

Jeździ pani konno – skąd się wzięła ta pasja i czy są jeszcze jakieś inne hobby poza sportem motorowym?
Konie mnie wcześniej interesowały niż motocykle. Podobnie jak wiele małych dziewczynek, ja też od dzieciństwa kochałam konie. Rodzice mi nigdy nie kupili żadnego, ale niejednokrotnie jeździłam konno w Polsce na wakacjach i później w Niemczech też brałam lekcje. Przez rok czasu opiekowałam się swoim przydzielonym mi koniem w stadninie, ale musiałam w końcu przyznać, że nie mam ani tyle czasu, ani pieniędzy aby oba hobby – konie i motocykle – mogły współistnieć razem. Inne moje hobby, ale również motorowe, to – głównie w zimie – jazda gokartami. Poza tym lubię bardzo czytać książki, podróżować po świecie i robić zdjęcia.

Kiedy przesiadła się pani na motocykle wyścigowe – z offroadu na tor asfaltowy – i właściwie dlaczego?
Decyzja zapadła kiedy pierwszy raz wystartowałam w roku 2011 na torze w Oschersleben. To były moje pierwsze kroki w wyścigach i mimo, że wypadałam z toru, to od razu się „zainfekowałam” tym sportem.  Przez to motocross zrobił się dla mnie z czasem nudny. Może też dla tego, bo stałam w motocrossie w miejscu od lat, nawet miałam uczucie, ze przez te wszystkie kontuzje zrobiłam krok do tyłu. Motocross jest trudniejszy i bardziej wymagający niż wyścigi na asfalcie i różnica pomiędzy kobietami i mężczyznami jest bardzo duża. Na asfalcie jest mniejsza i dlatego fascynuje mnie ten sport – zdarza się przecież, że mam lepsze czasy w porównaniu do męskich rywali.

Samanta Bieniusa w pucharze Suzuki GSX-R 750 w Niemczech.
fot. Hennesl Lenz

Widziałam, że odbyła pani szkolenie na specyficznym motocyklu, który uczy składania się w zakrętach? Co dają tego typu ćwiczenia?
To jest wspaniałe ćwiczenie dla motocyklistów, którzy boją się wejść nisko w zakręt albo dla takich, którzy chcą się dowiedzieć, jaki przechył motocykla jest możliwy. Brałam udział w tym treningu w roku 2011, żeby się przygotować do jazdy na torze. Ma to także sens, gdy ćwiczy się gdzie kierować wzrok na torze – to bardzo ważne w tym sporcie.

W Polsce niewiele kobiet decyduje się na wzięcie udziału w wyścigach motocyklowych. Tymczasem pani w tym roku będzie już po raz drugi uczestniczyć w niemieckiej serii Suzuki GSX-R 750 Cup. Dlaczego wybór padł akurat na tę serię?
Bardzo żałuję, że tak mało dziewczyn jeździ na torze i jeszcze mniej jest ich w wyścigach! Nie tylko tak jest w Polsce. W Niemczech byłam w 2013 roku jedyną kobietą, która wystartowała we wszystkich rundach pucharu. Były trzy kobiety jako goście, między innymi bardzo szybkich, na przykład Nina Prinz i Sarah Heide. W tym roku będę miała w pucharze towarzystwo drugiej dziewczyny i się bardzo z tego cieszę! 
W roku 2013 powstał nowy puchar Suzuki GSX-R 750 Cup dla amatorów. Miałam wtedy Suzuki GSX-R 600 K3, a w tej serii były dozwolone tylko GSX-R 750 od K4. W 2011 uczestniczyłam w dwóch treningach na torach, a w 2012 w pięciu. Za dużo doświadczenia więc nie miałam, chociaż bardzo mnie ciągnęło do tej serii. Dlatego na Intermot w 2012 najpierw się dowiedziałam, czy początkujący mogą brać udział w pucharze. Długo nie czekałam: sprzedał moją naprawdę dobrą 600-tkę K3 i kupiłam powypadkową 750-tkę K8. Razem z moim chłopakiem przebudowaliśmy ją do wyścigów. W tym roku będę chciała wystartować w jednym albo dwóch wyścigach w Speedladies Cup, który jest organizowany przez Jura-Racing. W tym wyścigu tylko jeżdżą same kobiety i Jura-Racing daje im 40 procent zniżki na wszystko.

W Polsce kobietom, startujących w sportach motorowych jest bardzo trudno pozyskać sponsorów. Jak to wygląda w Niemczech? Jakie firmy panią wspierają?
W Niemczech z sponsorami także jest ciężko. Nasz sport nie jest tak popularny jak piłka nożna albo narty. Nawet bardzo szybcy kierowcy z IDM (mistrzostwa niemieckie) nie mogą znaleźć sponsorów i muszą dużą część kosztów ponosić sami. Z tego powodu zarówno IDM, jak i wyścigi innych serii powoli umierają. Ja musze płacić prawie za wszystko sama. Konto mam zawsze puste – żyje dla tego sportu. Mimo tego mam szczęście, bo pomaga mi kilka firm. Biernie – to firma mojego taty – Janus Automobile. Poza tym pomaga mi Fast Bike Service. Oni wspierają trzech zawodników startujących w IDM i kilku w innych seriach. W maju jadę z nimi do Rijeki w Chorwacji na trening i mam nadzieję, że dużo się od nich nauczę. Wspiera mnie też kilkuprocentowym rabatem na rożne części firma Motorrad-Racing Grün i salon Suzuki i BMW Busch & Wagner. Pomoc mam też od Rockstar Energy, z czego bardzo się cieszę, bo oni sponsorują najlepszych sportowców i naprawdę robią znakomite napoje energetyczne.

Samanta Bieniusa w pucharze Suzuki GSX-R 750 w Niemczech.
fot. z archiwum Samanty Bieniusy

Czy rozważała pani starty w Polsce?
Słyszałam, że w tym roku w Polsce będzie Triumph Daytona Speed-Day Cup. Start w takiej serii też bym mogła sobie wyobrazić. Obiecałam sobie, że na pewno choć na jeden trening w następnych miesiącach pojadę do Poznania na tor. Tam musi być naprawdę super – tak słyszałam.

Która z pań obecnie w Niemczech jest uznawana na najszybszą zawodniczkę zarówno w MX oraz w wyścigach?
Niestety mało kobiet startuje w Niemczech w sporcie motocyklowym, obojętnie czy w MX czy na asfalcie. Nie wiem, czy będzie ich 100 w tych dwóch dyscyplinach razem. Ja bym powiedziała, że na razie w MX najszybsza Niemka to Steffi Laier, a na asfalcie Nina Prinz. Obie mają niesamowity talent i cieszy mnie to, że mogę je obserwować.

Miała pani okazję poznać Katję Poensgen albo właśnie Ninę Prinz?
Tak, nawet obie! Katie Poensgen poznałam w listopadzie 2007 na kwalifikacjach do serii GSX-R European Cup na torze Pannonia w Węgrzech. Ja wtedy dojechałam do pierwszego zakrętu i wypadłam, bo strasznie lalo. Własna głupota, ale co robić (potem musiałam czekać prawie cztery lata, żeby znów wrócić na tor). Wtedy Katja brała udział w filmach jadąc na motocyklu i ścigając się z Porsche 911 na torze. Po moim upadku porozmawiałyśmy trochę o motocyklach, moim upadku i jej wypadkach. Nine Prinz spotkałam w Oschersleben w 2013 roku po raz pierwszy. Wtedy brała udział w naszych pucharze Suzuki jako gość i mogłyśmy sobie pogadać. Ona jest niesamowicie szybka i bardzo miła.

Na co dzień jeździ pani Seatem Ibizą. Czy ma pani jakieś samochodowe marzenia? Czy kiedyś zobaczymy panią w zawodach aut?
Szybkie i ładne samochody bardzo mnie kręcą – wrastałam z nimi. Ale właśnie sprzedałam moją Ibizę, zamieniłam na starą Lagunę, żeby mieć więcej funduszy na wyścigi. W firmie taty mamy nieraz super samochody, którymi mogę się czasem przejechać. I to musi mi wystarczy na razie. Pewnie, żebym chciała nimi śmignąć po torze, ale to jest jeszcze droższy sport. Może kiedyś! Muszę tatę namówić na trening. Gokartami też wolno nie jeżdżę i sprawia mi to wiele frajdy.

Samanta Bieniusa w pucharze Suzuki GSX-R 750 w Niemczech.
fot. K-H Kalkhake

Jakie są pani plany wyścigowe na ten sezon?
Najważniejsze teraz są moje starty w pucharze Suzuki GSX-R. Najpierw mam na przełomie marca i kwietnia trening w Hiszpanii w Calafat i siedem wyścigów: Lausitzring, Zolder, Assen, dwa razy Oschersleben, Nürburgring i Hockenheim, cztery razy rundy odbędą się razem z IDM! Ale chciałam również wystartować w dwóch albo trzech biegach DLC. To są wyścigi 4 – 6-godzinne i jeździ się w zespole liczącym trzech zawodników. Jak wspomniałam, chcę wziąć udział w Speedladies Cup, najprawdopodobniej na torze Pannonia w kwietniu i na torze Brno w sierpniu. A reszta – zobaczymy.

Skoro ma pani benzynę zamiast krwi, czy były w pani życiorysie przejażdżki jakimiś nietypowymi pojazdami? Może jest coś, czego chciałaby pani spróbować w przyszłości?
Miałam przyjemność przejechać się fajnymi samochodami, jak Mercedesem E 55 AMG, Porsche 911, Hummerami, Mercedesem CL 600, Audi S6. Mamy też akurat na sprzedaż Audi S3, Audi TT RS i Porsche Cayman, które trzeba czasem odpalić i poruszać. Wtedy ja się ofiaruje, aby to zrobić. Mnie wszystko interesuje, co jest szybkie albo co jest powiązane z akcją. Chciałabym spróbować motocykli supermoto, skuterów wodnych, polatać helikopterem, ścigać się samochodem po torze albo na rajdzie, pożaglować statkiem na morzu dookoła świata, pojechać motocyklem do Chin albo do Afryki. Jest tyle fajnych i fascynujących zajęć. Szkoda, że nigdy nie będę miała czasu ani pieniędzy na te wszystkie rzeczy. To są marzenia wielu ludzi. Ale dobrze mieć marzenia, dążyć do czegoś i mieć cel przed sobą, bo życie jest krótkie.

Co by pani poradziła kobietom, które rozważają start w jakimkolwiek sporcie motocyklowym, ale mają wątpliwości?
Wszystkim kobietom, które o tym myślą mogę poradzić, żeby jak najszybciej zacząć, bo naprawdę przegapią najlepszy czas życia! Nie ma na co czekać! Nie ma się nic do stracenia, zbiera się doświadczenie. Po prostu trzeba iść do najbliższego klubu motorowego lub wybrać się na tor, pogadać, popytać i się nie bać, że jest się kobietą. Większość mężczyzn się cieszy, jak dziewczyny uprawiają motorsport. Nie można myśleć o tym, że może się coś stać – sto razy bardziej niebezpiecznie jest na drodze. I nie stresujcie się – jak za pierwszym razem nie będziecie najszybsze: praktyka czyni mistrza! Życzę wszystkim wspaniałych startów w nowy sezonie, bez upadków!

Więcej o Samancie można dowiedzieć się z jej profilu na Facebooku https://www.facebook.com/samantabieniusa 

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze