Motocyklowe wyzwanie Marty Zgórzyńskiej – Maroko na BMW R1200GS

Niektóre motocyklistki unikają dużych maszyn i długiego podróżowania, zwłaszcza do krajów arabskich. Marta Zgórzyńska swoją wyprawą udowadnia, że dużym motocyklem można swobodnie przemierzyć całe Maroko!

Wyzwanie
Nazywam się Marta Zgórzyńska, jestem motocyklistką. Bieżący rok był dla mnie przepełniony motocyklami: targi, wystawy, konkursy, projekty, wyjazdy. Ktoś, kto mnie zna powie: nic nowego. A jednak! Niepokorna, z głową pełną pomysłów, w nieograniczonej wyobraźni, zapragnęłam przeżyć przygodę. Ale nie sama. Postanowiłam rzucić hasło: wyzwanie – bo dla wielu przygoda, jaką miałam w planach na dużym motocyklu turystycznym to wyzwanie.

[…] Przygoda życia, zamiast leżenia plackiem na plaży. Dosiadamy rumaki i przemierzamy babskim teamem jakiś cudowny kawałek tej Ziemi! Za mną!”

Duży motocykl, szczerze mówiąc, miał być swego rodzaju pułapką, ale i miał zweryfikować umiejętności jeźdźców. Po powrocie z czerwcowych dni BMW Motorrad Polska, gdzie byłam jednym z wystawców (prowadzę firmę Custom Bike Poland) – utwierdziłam się w swoich planach. Tam wybrałam ekipę organizatorów wojaży, którzy oficjalnie funkcjonują jako profesjonalne biuro podróży. Wybrałam doświadczony zespół, który był w stanie zapewnić mi i moim towarzyszkom organizacyjne, formalnie i logistycznie wsparcie, a wszystko to za rozsądną cenę. Najważniejsze był fakt, zapewnienia motocykla, który wyłącznie brałam pod uwagę – BMW R1200GS. Klamka zapadła. Adv Poland miał nas zabrać do Maroko.

Pierwsze koty za płoty
Nigdy wcześniej nie podróżowałam w taki sposób i poza Europę. Nie miałam doświadczenia w takich wojażach, choć w jeździe motocyklami wszelkiej maści owszem. Cudowne było to, że jedyną rzeczą, którą miałam się zająć przed wyjazdem, to spakować walizkę tak, by nie przekraczała odprawionych 20 kg bagażu plus 10 kg bagażu podręcznego. Uwierzcie, było ciężko.

4 listopada, lotnisko w Modlinie. Ja, zwarta i gotowa, w blokach startowych, podekscytowana jak nigdy, zaraz wyruszę na wakacje z motocyklami w tle. Szczyt marzeń! Wylądowałam w hiszpańskiej Maladze, gdzie rozbawiona, z nowymi towarzyszami podróży (Kara i Krzyś) zgubiliśmy się na lotnisku. Szukali nas dobrą godzinę. Grunt to mocne wejście!
Przywitał nas wieczór i cudowne 25 stopni. Szczęśliwie odnalezieni, przetransferowani bezpiecznie do hotelu, nie omieszkaliśmy od razu po zameldowaniu udać się na plażę i przywitać się z morzem – w piękną noc, pod rozgwieżdżonym niebem. Następnego dnia rano oficjalnie przywitani odbieramy motocykle, na których za chwil kilka rozpoczniemy wyprawę po czarnym lądzie. I tu niejednemu Panu, my kobietki – kierowniczki, zniszczyłyśmy światopogląd. Jak jest możliwe, że będziemy dosiadać GSy 1200?! Niespodzianka!

Startujemy!
Z Malagi podążyliśmy przepiękną trasą, wzdłuż linii brzegowej w stronę Gibraltaru. Andaluzja jest boska. Wiem, że w głąb lądu wiją się cudowne miejsca do jazdy z winklami, jakich w Polsce nie uświadczysz. Na przykład Ronda. Z Gibraltaru przeprawa promem do Afryki z ekipą organizatorów przebiegła sprawnie i przyjemnie. Formalne sprawy załatwione. Wszyscy zatem zacieśnialiśmy znajomości, rozmowom na promie nie było końca! Wiedzieliśmy, że nie ma co być bohaterem podczas tej wyprawy: Maroko to inny kraj, na innym kontynencie, inna religia, kultura, obyczaje, inne tereny, zupełnie inny klimat niż ten, który znamy z Polski. Przed wyjazdem wszyscy mężczyźni z mojego najbliższego otoczenia opowiadali niestworzone historie, jak w tym Maroko jest niebezpiecznie. Tubylcy to dzikusy, nie ma bieżącej wody, jest niebezpiecznie dla kobiety, że nie powinnam tam jechać, bo jeszcze nie wrócę. Maroko zachwyca swoją różnorodnością, dziś to wiem na pewno. Na całym wyjeździe czułam się bezpieczniej niż można sobie wyobrazić.

Przesuwając palec po mapie miejsc do odwiedzenia było sporo, teren ukształtowany był różnie. Odcinki asfaltowe momentami zachwycały swoją jakością. Nawierzchnia była gładka, jak brzuch ryby. Czasem trzeba było uważać – np. w górach Atlas na kamyki, piach, czy zrywki skalne spadające z góry na drogi – by nie uśliznęło się koło. W Atlasie Wysokim winkle zdawały się nie mieć końca, oponki w GSie można było zamknąć. To świetne doświadczenie dla każdego motocyklisty, tego początkującego, jak i wprawionego jeźdźcy.

Na Saharze natomiast są proste przeloty, cudowne słońce, niesamowici uczestnicy w ruchu drogowym. Trzeba było czasem uważać na nawiany piach, który mógł zasłaniać jakąś wyrwę w jezdni. Czasem wędrujące wielbłądy, mimo swoich niemrawych ruchów, potrafiły zaskoczyć szybkością i zwinnością, wskakując na drogę z nienacka. Tak jak stada owiec, kóz, osłów, wypasane przez Beduinów, czy małpy w małpich gajach, które przecinały czasem nasze szlaki. Wszystko to było tak nierzeczywiste, czułam się tam, jak w bajce! Widoki zapierały dech w piersiach – atmosferę potęgował fakt, że mając na głowie kask motocyklowy jesteś sama ze sobą i delektujesz się tym podwójnie!

Wśród mieszkańców Maroko są dwie podstawowe grupy etniczne: Berberowie, którzy są rdzennymi mieszkańcami północnej Afryki i Arabowie. Trudno podobno dziś odróżnić zarabizowanego Berbera od zberberyzowanego albo „czystego” Araba. Wśród tych dwóch grup można jeszcze wyróżnić Rifenów, mieszkających w górach Rif – mają oni zazwyczaj ciemne włosy i ciemne oczy; Tamazightów w górach Atlasu Średniego – mają niebieskie lub zielone oczy i jasne włosy (piękne kobiety o ciemnej karnacji z szafirowymi oczami ); Szaujów w górach Atlasu Wysokiego – mają czarne, proste włosy (w odróżnieniu od Arabów, którzy mają zazwyczaj włosy kręcone) i ciemne oczy; Kabylów na wybrzeżu morza Śródziemnego; Tuaregów na środkowej Saharze, którzy w Merzouga pokazali nam przy ognisku, jak wygląda ich kultura, muzyka i zabawa. Bogactwo etniczne powala!

Odwiedziliśmy podczas wyprawy dwie stolice królewskie – Fez z siedzibą ich króla (bagatela 84ha) i Marakesz. Wewnątrz miasta Fez jest kilka innych m.in. żydowskie. Tam życie toczy się zarówno w ciągu dnia, jak i w nocy. Odwiedziliśmy przepiękną medinę (stare miasto), gdzie wąskie uliczki serwowały nam moc wrażeń wizualnych, zapachowych i smakowych. Niezapomnianych wrażeń dostarczyła wizyta w najstarszej garbarnii skór – niektórzy nie dali rady wytrzymać…

Marakesz z kolei – tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć na własne oczy. Cały ten kraj zaskakuje. Biedne wsie i miasteczka kontrastują z bogactwem na ulicach dużych aglomeracji Maroko. Skuterki, riksze, muły, osły na ulicach, w medinach, wszędzie w miastach i zawsze mnóstwo ludzi wokół o każdej porze dnia i nocy. Lokalni kupcy fenomenalni, z którymi należy się z szacunku do nich potargować. W każdym sklepie, bazarku, budce wisi obraz króla – poddani kochają go, swój kraj i flagę absolutnie. Na wjeździe i wyjeździe z miast zawsze rozstawione są policyjne patrole na rogatkach, na rondach i placach czy skwerach powiewają flagi Maroko.

Jedzenie jest przepyszne, np. harira, zupa ze świeżej kolendry, soczewicy, fasoli i jagnięciny. Tażin to ichniejsze mięso (baranina, wołowina, drób – nigdy wieprz) z cebulą i innymi warzywami oraz różnymi dodatkami jak zioła i przyprawy. Na deser podawane są ghoriba, czyli ciastka z migdałami lub sezamem z dodatkiem kufasy. Do popicia Marokańczycy przyrządzają mieszankę herbaty zielonej – (zazwyczaj jest to gunpowder) z miętą i cukrem – pół na pół – ulepek, ale pyszny.Zawsze trzeba się liczyć z atrakcjami żołądkowo-jelitowymi w mniejszym lub większym stopniu (warto się odkażać), ale pamiętajcie – w Maroko nie kupicie alkoholu (oprócz jednego sklepu w Marakeszu).

Maroko w takim wydaniu, jakie zaserwował mi Adv Poland jest tym, czego oczekiwałam po takiej podróży. Motocykle BMW R1200GS spisały się doskonale, jechałam bez obciążenia bagażami (wszystko transportował bus), wyłącznie ja, motocykl i Maroko – wśród takich motofreaków, jak ja. Niezmordowanie mogłam cieszyć się jazdą – w sumie przemierzyliśmy około 3 tysięcy kilometrów. Mogłam cieszyć się tym do granic możliwości, bez ciśnienia od organizatorów. Nie raz zaliczałyśmy świetne postoje z dziewczynami. Magia podróżowania po świecie sprawia, że zaczynamy weryfikować swoje priorytety. Ja po Maroko już nigdy nie będę taka sama. Ta podróż pokazała mi, że trzeba podążać za marzeniami. Nie chcę się zatrzymać. Wciąż marzę, by pokazać wam Maroko moimi oczami, kobiety, motocyklistki – ja wracam.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze