Edyta Klim

Motocyklowa wyprawa do Hiszpanii odmieniła życie Kasi Pastuszak

Kasia Pastuszak prowadzi profil na Facebooku. „Nie dosięgam do ziemi”. Jednak niski wzrost nie jest dla niej żadną przeszkodą, jeżeli chodzi o podróżowanie na motocyklu po świecie.

Kiedy motocykle pojawiły się w twoim życiu?

W zasadzie, to od zawsze interesowało mnie wszystko, co związane było z motorami. Motorami właśnie, a nie motocyklami, bo z wszelkiego rodzaju silnikami. To było dla mnie coś fascynującego. Przez to, że wychowałam się w górach, to sezon motocyklowy trwał tam bardzo krótko, więc jednak zostałam przy tych czterech kółkach i wciągnęła mnie jazda off-road. W czasach szkolnych rozwinęłam kolejne pasje, takie jak jazda na snowboardzie, konno, a także taniec.

O motocyklach dowiedziałam się więcej, dzięki mojemu (byłemu już) partnerowi, który jeździł motocyklem, choć akurat wtedy go nie posiadał. Pewnego razu obejrzałam film „Why we ride” i pomyślałam, że czemu nie? Mam 30 lat, mam czas i trochę wolnych środków. Pierwszy motocykl Suzuki GS500 kupiłam pod Wrocławiem, jeszcze przed zdaniem egzaminu. Po zakupie jechaliśmy nim na kołach, więc to był właściwie mój pierwszy raz na motocyklu w roli pasażera. Nie mogłam się doczekać możliwości jazdy, więc zakupiłam też motocykl o pojemności 125 i na tym etapie zachwyciły mnie modele sportowe. Moją CBR-kę nazwałam pieszczotliwie „Baby Zebra”. Kolejne było Kawasaki 250 Ninja, które traktowałam bardziej, jak motocykl turystyczny. Zrobiłam nim ok. 5000 km po Polsce i jednak brakowało mi tej wygody, choć uwielbiałam go i pięknie brzmiał (miał przelotowy wydech, zakończony tłumikiem Leo Vince).

Wtedy przyszła kolej na model turystyczny?

Tak. Jak pojechałam na kobiecy zlot ”Baby na motóry” do Ciężkowic, to okazało się, że jedna z dziewczyn sprzedaje BMW 650 GS. Zobaczyłam go i przepadłam, a kolejnego dnia już go kupiłam! Byłam jednak przekonana, że będzie to dużo cięższy i z racji niskiego wzrostu – trudniejszy do opanowania motocykl. I tu wielkie zaskoczenie! Wcale tak nie było, bo prowadził się świetnie i wcale nie czułam jego gabarytów. Dodatkowo był bardzo wygodny i nawet w długich trasach nie męczyła mnie na nim pozycja. A kolejny zlot dla dziewczyn zorganizowałam już sama w Karpaczu.

A o co chodzi z tym niedosięganiem do ziemi na motocyklu?

Chodzi o to, że mam 154 cm wzrostu i nawet na tej CBR 125 nie miałam możliwości postawienia obu stóp na ziemi. Przy kolejnych wcale nie było lepiej…

I żadne modyfikacje motocykla, celem jego obniżenia, nie przyniosły rezultatu?

W mojej Hondzie XR 125L faktycznie, własnoręcznie „wydziubałam” pół kanapy i dało to pewne obniżenie. Wcześniej próbowałam to zrobić na lagach, ale wtedy traciłam w nim prześwit, który przydaje się w terenie. Generalnie przestałam się tym przejmować, bo moim zdaniem lepszy efekt daje opanowanie techniki jazdy i na tym się skupiłam. Brałam udział w wielu szkoleniach, żeby bezpieczniej i pewniej czuć się na motocyklu. Obecnie jeżdżę na BMW F650 GS „Benio” i to jest motocykl relatywnie niski. Jednak na nim dosięgam do ziemi jedynie paluszkami obu stóp.

I tak się właśnie zatrzymujesz?

Tak, staram się obiema, kontrolując też równość nawierzchni. Choć zdarza mi się na chwilę podpierać na jednej, całkiem położonej stopie – lekko się przesuwam i wspieram motocykl na udzie. Jak model będzie jeszcze wyższy, to wtedy będę się zastanawiać. Aczkolwiek tak szybko zmiany motocykla nie planuję.

Nie zdarzyło ci się przez to właśnie wywrócić motocykla?

Nie, nie zdarzyło mi się. Jedyna wywrotka wydarzyła mi się na parkingu, ale wtedy na nim nawet nie siedziałam. Ponoć mam dobre wyczucie równowagi, być może wyniesione z tańca i jazdy konnej. Oczywiście brak wywrotek nie dotyczy jazdy w terenie – brnąc w błocie zwykle, co chwilę ląduję na ziemi! (śmiech)

Może jakieś buty na platformie testowałaś?

Nie, jedynym moim wymaganiem jest elastyczność butów. Gdy są zbyt sztywne, to nie mam możliwości, żeby w nich stanąć na palcach (śmiech).

Polska, Polska, a tu nagle samotny wyjazd do… Hiszpanii? Ale jak to?

Poszłam za radą jednej koleżanki, która powiedziała, żebym zrobiła najpierw trochę kilometrów po Polsce, zanim pojadę gdzieś dalej. Bo oczywiście już miałam plany na Chorwację i Włochy. Zdecydowanie to wyszło mi na dobre, bo zdobyłam doświadczenie w jeździe motocyklem. Polskie drogi są dość wymagające i jak się potem wyjedzie z kraju, to zwykle nie jest tam trudniej. A Hiszpania to jest kraj, w którym chcieliśmy z chłopakiem za rok zamieszkać i w sumie się do tego już przygotowywałam. Upatrzyłam sobie Walencję i tam często bywałam poza sezonem turystycznym. Poznałam już wielu fajnych ludzi i znałam też drogi, bo jakiś czas temu pracowałam jako pilot wycieczek zagranicznych. To miejsce zdecydowanie mnie przyciąga, więc miało się stać bazą wypadową, ale planowałam też objazd dookoła Hiszpanii.

Wszystko szło zgodnie z planem?

Nie do końca, bo już na miejscu dowiedziałam się przez telefon, że mój związek właśnie się rozpadł… Plany na przeprowadzkę jednak pozostały, bo już mnie nic w Polsce nie trzymało. Uświadomiłam sobie, że właściwie niepotrzebnie byłoby wracać na motocyklu do kraju, skoro mam zamiar mieszkać w Hiszpanii. Tym samym, zakup biletu na powrót samolotem, zagwarantował mi tydzień więcej do objeżdżania Hiszpanii. Pojechałam zatem na wschód, potem północ i przy Portugalii już wracałam na południe. Kilka dni przed wyjazdem poznałam bardzo fajnego, hiszpańskiego motocyklistę. On polecał mi trasy, punkty do zwiedzenia, „asekurował” telefonicznie podczas tej podróży i zawsze mogłam na niego liczyć. Jeszcze przed wylotem do Polski poznaliśmy się nieco lepiej, zaiskrzyło i teraz on przyjeżdża w odwiedziny do Krakowa. Historia trochę jak z filmu, ale pożyjemy, zobaczymy…

Pierwszy raz w takiej trasie, to jakoś specjalnie się przygotowywałaś?

Nie bardzo, bo tak się złożyło, że sporo rzeczy przed wyjazdem mi się nawarstwiło. Nawet postanowiłam iść na studia. I w zasadzie, to wiedziałam, że mam: dętki, smary, oleje i zestaw narzędzi. Pierwsze pakowanie zrobiłam dzień przed wyjazdem, a ledwo się wszystko zmieściło (śmiech). To było prawdziwe tornado życiowe, a jak wyjechałam to nastał spokój, jak w oku cyklonu. Zostawiłam wszystko za sobą… To chyba odwrotnie, niż ma większość podróżników.

Plan wyprawy był szczegółowy?

Założyłam sobie odwiedzenie kilku miejsc, ale plan nie był szczegółowy. Spałam raczej na kampingach, choć potem się okazało, że taniej jest w hostelach (tylko przy braku parkingu nieco więcej noszenia bagaży). Zwiedzałam głównie rano, potem szłam na kawę i planowałam dalszą trasę, uwzględniając czas i finanse. Najczęściej jeździłam poza autostradami, które są dość nudne. Jeśli już musiałam nadrobić czas do kolejnego przystanku, to korzystałam z niepłatnych, starych autostrad o równoległej trasie do nowych. Tylko w połowie wyjazdu moja nawigacja kompletnie odmówiła posłuszeństwa i musiałam robić sobie taki roadbook na kartce, czyli listę miast, które powinnam odwiedzić, kierunki i przybliżoną ilość kilometrów, które powinnam danego dnia przejechać, by trafić do celu.

I jakaś awaria się „Beniowi” też przytrafiła?

Tak, ale była to ostatnia wycieczka, która nie była w sumie planowana. Taka przejażdżka z moim nowym kompanem w jego rodzinne strony. Było super, piękne górskie pejzaże, rzeki, wąwozy i na jednym z przystanków motocykl mi już wcale nie odpalił! Na szczęście to był ostatni dzień, kiedy miałam jeszcze ochronę assistance. Okazało się, że to alternator, albo regulator napięcia, więc „Benio” wrócił już na lawecie i postanowił poczekać na mój powrót w Hiszpanii.

Widywałaś w Hiszpanii motocyklistki?

To było dla mnie spore zaskoczenie, że tam dziewczyny praktycznie nie jeżdżą na motocyklach. Z jednej strony to kraj, gdzie jest dużo jednośladów, jednak kobiety widywałam jedynie na skuterach. Dlatego też, wzbudzałam swoją osobą dość duże zainteresowanie. Ale było to pozytywne przyjęcie, z całkowitą akceptacją. Każdy mówił, że fajną mam pasję, pytał gdzie jadę i skąd jestem. Podróżując przez Francję i Niemcy też wzbudzałam zdziwienie w innych motocyklistach, jak np. omijałam gigantyczny korek pomiędzy samochodami, bo oni grzecznie w nim stali. Raz się odważył za mną pojechać pewien Francuz i potem był bardzo tą sytuacją podekscytowany (śmiech).

Jak jeżdżą Hiszpanie?

W Hiszpanii jeździ się różnie, mniej lub bardziej przepisowo, w zależności od rejonu. Motocykliści pozdrawiają się jedynie na odległych trasach, bo w miastach to chyba tej ręki by nie odkładali, więc ma to swoje uzasadnienie. Uwielbiają okupować środkowy pas, ale najbardziej jestem pod wrażeniem ich opanowania na drodze – nie ma żadnych awantur, trąbienia, nerwowości. Hiszpanie jeżdżą na luzie, motocykliści też. To, co jest w Hiszpanii trudniejsze, to jazda bez nawigacji, bo nie ma tam widocznych numerów dróg, a jedynie drogowskazy na jakieś najbliższe miejscowości, zwykle na malutkie miasteczka tzw. „puebla”. Na szczęście wjazdy na płatne autostrady były bardzo dobrze oznaczone i był czas, żeby zawrócić. Trzeba też pamiętać o tankowaniu, bo stacje są czynne np. do 18, a te automatyczne dystrybutory nie zawsze chciały przyjąć moją kartę płatniczą. Na szczęście w Hiszpanii ceny samego paliwa są zbliżone do polskich.

Co będziesz porabiać w tej Hiszpanii po przeprowadzce?

Plan jest taki, by organizować podróże motocyklowe (i nie tylko) po Hiszpanii. Mam spore doświadczenie w turystyce, znam także język (studiowałam przez rok filologię hiszpańską), kulturę i już sporo tras. Wszystkie rejony autonomiczne udało mi się odwiedzić. W Polsce też prowadziłam kilka razy działalność gospodarczą, a koszty utrzymania firmy w Hiszpanii są nawet niższe. Raczej nie boję się o przyszłość, bo nie mam jeszcze tej firmy, a już jest sporo zapytań, a 14 listopada będę oprowadzać pewną motocyklistkę po Andaluzji.

Masz już jakiś plan tych wycieczek?

Najbardziej chciałabym organizować podróże po północy Hiszpanii, która jest przepiękna. Są tam niesamowite góry i świetne wybrzeże z klifami i jaskiniami, zdecydowanie mniej oblegane przez turystów, ale zachwycające. Dla motocyklistów są genialne serpentyny, węższe i szersze, pomiędzy ścianami skał. Jadąc tamtędy, co chwilę chciałam się zatrzymywać i robić zdjęcia! A w dodatku nie ma tam barierek, więc adrenalina jest gwarantowana! Pogoda podczas sezonu nie jest tak tropikalna, jak na południu – gdzie można się roztopić w 40-stopniowych upałach. Ważne, że drogi są bardzo dobrze oznakowane pod względem zagrożeń (zakrętów czy ostrych wzniesień).

Na początek będą to wycieczki dla ludzi z własnym sprzętem, transportowanym z Polski, ale w dalszych planach jest własna, mała “flota” motocykli do wypożyczenia. Nie nastawiam się na duże grupy i również nie będą to wyjazdy typu all inclusive, podane na tacy. Chciałabym robić wycieczki elastyczne, dla osób, które chcą przeżyć jakąś przygodę. Nie chcę też pomnażać kosztów, tylko robić plany bardziej „budżetowe”, żeby więcej osób mogło z takiej oferty skorzystać. Myślę także o typowo kobiecej wersji takich wypraw.

Normalnie wszystko się tak poukładało, jakby ci to było pisane. Oby tak dalej!

Jak patrzę teraz na swoje życie, to widzę, że prowadziło mnie z małej miejscowości do coraz większych i większych, bardziej odległych miast, a ta Hiszpania ciągle się gdzieś przewijała. Nie za bardzo wierzę w przypadki, wszystko co mi się wydarzyło, to jakby potwierdzenie, że w tej Hiszpanii mam zostać. Odpowiada mi też jej klimat, bo jestem ciepłolubna. Czuję też dużą więź z napotkanymi tam ludźmi, jakbyśmy się znali od lat, a w Walencji mamy bardzo pozytywną Polonię! Myślę, że wszystko się uda. Czarnowidzem bywam tylko, kiedy nie ma słońca, więc w Hiszpanii mi to nie grozi! (śmiech).

Przygody Kasi możecie śledzić na jej profilu: https://www.facebook.com/niedosiegamdoziemi/

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze