Motocykl sposobem na życie – opowieść Fryty

"Dwie gleby mnie nie zniechęciły, wręcz przeciwnie - uświadomiłam sobie, że byle „kawał metalu" nie będzie mną rządzić. I to był przełomowy moment, podjęłam walkę. Zaczęłam treningi, nabrałam odwagi, wyjechałam dumnie na miasto i oto wszystko nabrało innych kolorów" - pisze Fryta do naszej "Strefy motocyklistki".

Na wstępie chciałabym się przedstawić, żebyście mieli obraz postaci.. Imienia raczej nie używam. Mówcie mi Fryta (albo Frytura). Mam 23 lata, jeszcze. Nie czuję się ani młoda, ani stara. Niektórzy w moim wieku zakładają rodziny. Część koleżanek ma już dzieci, kolegów zresztą też. Ja poszłam w innym kierunku. Zafascynowałam się motocyklami. Nie urodziłam się Motórzystką, po wielu poszukiwaniach znalazłam swoją pasję. Lubię dzielić się swoim doświadczeniami, dlatego postanowiłam opisać Wam „jak to wszystko się zaczęło”. Mam nadzieję, że moja historia stanie się dla Was dowodem, że jeśli czegoś na prawdę bardzo pragniemy, to przy odrobinie zaangażowania i szczęścia, jesteśmy w stanie osiągnąć cel.

Patrzę  na świat zupełnie inaczej… 

fot. z archiwum Fryty

Prawdę  mówiąc moja motocyklowa przygoda dopiero się rozpoczyna, choć  uważam, że zrobiłam więcej kilometrów niż niejeden, jak się zwykło określać, „prawdziwy motocyklista”. Nie mam bogatej przeszłości motocyklowej. Na zlotach byłam ze dwa razy, jeszcze jako nieletnia. Rodzice, ani nikt z rodziny, nie był zafascynowany motocyklami. Do wszystkiego doszłam sama i świadomie. A zaczęło się od… 

2007 rok, jakoś początek wiosny, telefon od kumpla – „hej Fryta, robisz ze mną prawko na motocykl? 1000 zł kosztuje. Masz kasę? Zaczynamy za tydzień!” Od zawsze byłam i nadal jestem otwartą  osobą, a nowe wyzwania nie stanowią większego problemu, zgodziłam się od razu. Tak zaczęła się przygoda, można by rzec, że w odwrotnej kolejności, bo od kursu. Potem minęły długie miesiące zanim pojawiła się moja maszyna. 

Moja maszyna, czyli Yamaha Virago 535… 

Sezon rozpoczęłam w grudniu 2008 r. Wtedy zasiadłam pierwszy raz za „sterem” swojego Motóra. Początki nie były łatwe. Zima, niska temperatura, nadchodził wieczór, a ja po ponad rocznej przerwie usiadam na – jeszcze wtedy obcym – motocyklu. Nikt mnie nie pytał, czy poradzę sobie, czy nie przewrócę się. Wsiadłam i pojechałam. Nie było wyjścia. Musiałam odtransportować Virażkę 10 km dalej do garażu, gdzie miała przeczekać do wiosny. Rankiem było już lepiej. Słoneczko świeciło, jakieś sześć stopni powyżej zera. Dopiero teraz, gdy Motór w pełni należał do mnie, mogłam przyjrzeć się mu bliżej. Technicznie był sprawny, przynajmniej wtedy. Zrobiliśmy honorową rundę dookoła okolicy. Na początku mieszkańcy dziwnie się na nas patrzyli. Ale już po chwili powskakiwali na quady i skuterki. Jeździło się bardzo przyjemnie. Zauważyłam jednak, że moja Virażka jest zaniedbana. Pewnie stąd ta cena. Wzięłam ją pod swoją opiekę.

fot. z archiwum Fryty

Tego dnia przekonałam się, że MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ, ale trzeba im w tym pomóc. Chciałabym podziękować: Rodzicom –  za wsparcie finansowe, Cioci i Wujkowi za wsparcie garażowe, Szymkowi za wsparcie psychiczne i fizyczne oraz Frytce (nie sobie, a koledze motocykliście) za wsparcie techniczne. Jest Motór!!! Niestety zaraz po zakupie musieliśmy rozstać się i osobno przeczekać do wiosny.  Motocykl został niedaleko Kalisza, a ja po zimowym urlopie wróciłam do Koszalina. 

Minęły długie trzy miesiące… do wiosny. Odliczałam dni, kiedy pojedziemy po sprzęt i na serio rozpoczniemy sezon.  Były trzy plany, jak go przetransportować do Koszalina. Pierwszy zakładał wspólny wyjazd z Frytką jednym motocyklem, a powrót dwoma. Drugi, że pojedziemy we dwie osoby samochodem, a wrócimy razem „konwojem”. Trzeci, że po prostu zamówię firmę transportową. Oczywiście, jak łatwo się domyślić, pierwszy plan spodobał mi się najbardziej, bo był… najbardziej szalony. Jednak, jeszcze wtedy, musiałam pomyśleć racjonalnie. Przede wszystkim nie wiedziałam jak motocykl przeżył zimę. Czy odpali w ogóle? W końcu stał trzy miesiące w garażu bez ruchu… Postanowiłam (również za namową najbliższych) skorzystać z lekko zmodyfikowanego trzeciego planu. Pojechałam pociągiem do Kalisza. Tam umówiony był kierowca. Zapakowaliśmy Virkę do busa i obraliśmy ster na Koszalin. Teraz musiałam przypomnieć sobie, czego uczyłam się na kursie… 

Łatwo mówić, trudniej zrobić…

fot. z archiwum Fryty

Wszystko było piękne, wreszcie razem, nic tylko wsiąść i zdobywać  świat! Tymczasem bałam się sama wsiąść na maszynę i jeździć, chociażby wokół domu. Przerażał mnie żwir i piasek, nie wspominając o wyjeździe z garażu, pod górkę. Właściwie wszystko mnie przerażało. Momentami myślałam, że to nie był dobry pomysł – taki zakup. Ale małymi krokami i powoli przełamywałam się. Zaczęłam od zera, choć z uprawnieniami w ręku. Ruszanie, stawanie, zawracanie, ruszanie ze skręconą kierownicą, ruszanie pod górkę. Ależ ta Virażka wydawała mi się ciężka. W zasadzie to sądziłam, że wszystko robię źle. To było takie męczące i wyczerpujące, każde światła, każdy zakręt. Czułam się jak… „baba za kierownicą”. Uwielbiam jeździć samochodem i sprawia mi to niesamowitą przyjemność. Tym bardziej przerażał mnie fakt, że nie radzę sobie z motocyklem. Musiałam podjąć decyzję. Czy rzeczywiście chcę jeździć? Czy lepiej zostawić to profesjonalistom. Cieszę, że podjęłam wtedy słuszną decyzję! Dwie gleby mnie nie zniechęciły, wręcz przeciwnie – uświadomiłam sobie, że byle „kawał metalu” nie będzie mną rządzić. I to był przełomowy moment, podjęłam walkę. Zaczęłam treningi, nabrałam odwagi, wyjechałam dumnie na miasto i oto wszystko nabrało innych kolorów. Pomogło mi także wspólne jeżdżenie z Frytką, choć pewnie on o tym nie wie. Pojechaliśmy dwoma motocyklami do miasta. On przecierał szlaki, a ja za nim. Dobrze mi się jeździło. Powoli wszystko zaczęło wyglądać tak, jak to sobie wcześniej wymarzyłam. Teraz mogło być już tylko lepiej. Przekonałam się do swojej maszyny. Zauważyłam, że wreszcie to ja zaczynam nią rządzić, a nie ona mną.

fot. z archiwum Fryty

W tym momencie, nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie jeździć motocyklem. Cieszę się, że nie poddałam się w chwili kryzysu, która trwała w sumie około dwóch pierwszych tygodni. Tak naprawdę uczę się cały czas, choć najgorsze mam już za sobą. Teraz nauka kolejnych technik to przyjemność. Przebrnęłam przez ten pierwszy, najgorszy etap, gdzie część ludzi odpada z powodu braku wytrwałości w działaniu. Nie jestem „motocyklistą doskonałym”, ale książkę o takim właśnie tytule przeczytałam. Dużo mi wyjaśniła i pomogła. 

Po pierwszym roku motocyklowego życia wiem jedno – motocykle w Polsce to nie maszyny sezonowe na wiosnę i lato! Choć muszę przyznać, że krajowy klimat nie sprzyja jednośladom. Jesienią i zimą jeżdżę mniej. Czasem, mimo szczerych chęci, jestem zmuszona odstawić maszynę na kilka tygodni. Po śniegu do pracy również nie jeżdżę. Ale po białej łące za domem na enduro? Owszem. Wystarczy odrobina słońca w grudniowe popołudnie, parę stopni powyżej zera, a kilka kilometrów spędzonych razem z Virago pozwalają oderwać się od szarej rzeczywistości. Poza tym uważam, że posiadanie motocykla to nie tylko podróżowanie, to także renowacje i naprawy. A kiedy zająć się dopieszczaniem sprzętu jak nie w długie, deszczowe, jesienne wieczory? 

Szerokości!

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

Fryto jesteś piękna i odważna, i, bym chciał, ja, uciąć, na, motorku swoim, i, ładny masz ten motor.

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Piękne napisane.

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

gratki Fryta i szerokości ….dzielna dziewczyna takie lubię ja i lubi cały świat 😉

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Ekstra! Widać że kobiety tez potrafią!!! Do zobaczenia na trasie!

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Jejku,dobrze wiedzieć,że nie tylko ja miałam trudne początki…Ale za mną pierwsze trzy miesiące i już się nie „męczę”…Dzięki Frytka 🙂

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

twoja opowieść jest na prawdę super a zarazem daje do myślenia ,też nie dawno kupiłem motocykl i przyznaje racje jazda na nim daje wielką satysfakcje i poczucie prawdziwej wolności.życzę tobie wszystkiego najlepszego i spełnienia kolejnych marzeń związanych z twoją pasją

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Ekstra! Widać że kobiety tez potrafią!!! Do zobaczenia na trasie!

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Jejku,dobrze wiedzieć,że nie tylko ja miałam trudne początki…Ale za mną pierwsze trzy miesiące i już się nie „męczę”…Dzięki Frytka 🙂

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

twoja opowieść jest na prawdę super a zarazem daje do myślenia ,też nie dawno kupiłem motocykl i przyznaje racje jazda na nim daje wielką satysfakcje i poczucie prawdziwej wolności.życzę tobie wszystkiego najlepszego i spełnienia kolejnych marzeń związanych z twoją pasją

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Super historia 🙂
Szerokości Fryta do zobaczenia gdzieś w trasie 😉

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Bardzo miło czytać opowieści z „początków”.. Z łezką w oku wspominam swoje.. Pozdrawiam ciepło i do zobaczenia! Szerokości!

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Super historia 🙂
Szerokości Fryta do zobaczenia gdzieś w trasie 😉

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Bardzo miło czytać opowieści z „początków”.. Z łezką w oku wspominam swoje.. Pozdrawiam ciepło i do zobaczenia! Szerokości!

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze