Mitsubishi L 200 do Maroka

Samotna wyprawa przez pół Europy to z pewnością wyzwanie. Istnieje kobieta, która dojechała za kierownicą Mitsubishi L200 aż do niewielkiej miejscowości Merzouga w Maroku. Zamieszczamy jej ciekawą opowieść o tej wyprawie.

Mitsubishi L200
fot. autorka

Mitsubishi L200 to niezawodny, choć nie bardzo komfortowy towarzysz podróży. Na dystansie ponad 8 tysięcy kilometrów mojej samotnej wyprawy sprawdził się znakomicie. Podjęliśmy wyzwanie – ja i L200 – bo przelot samolotami, choć trwa krócej, nie pozwala na zabranie tysiąca potrzebnych w miejscu docelowym przedmiotów. Do tego podróż samochodem z Polski aż na Gibraltar i do Afryki to możliwość odkrywania miejsc, o istnieniu których nawet nie mamy dzisiaj pojęcia. Skusiła nas więc (mnie i L200) droga z Gdańska do Merzougi – małej, pustynnej wioski na południowym-wschodzie Maroka.
Pięcioosobowa kabina i duża, pojemna skrzynia pickupa, pozwalają na wyposażenie podróżnika we wszelkie niezbędne do podróży i pobytu na pustyni rzeczy. Niezbędne, przede wszystkim, wydawało się dodatkowe koło zapasowe, komplet kluczy, paski
w razie potrzeby wymiany oraz zapasowe płyny.
Przed drogą, ciężaróweczka została poddana gruntownemu przeglądowi. Efekty były prawie znakomite. Klimatyzacja (nieoryginalna dorabiana w W-wie za 5500 pln) po naprawach wytrwała aż 2000 km (zwykle zresztą działa tylko zimą). Po raz pierwszy odmówiła współpracy na południu Francji, kiedy wreszcie zrobiło się naprawdę gorąco. Sierpień i południe Francji to idealny poligon do testowania klimatyzacji. Maroko okazało się jeszcze lepsze, temperatura dochodziła do 56 stopni. Luz w kierownicy, naprawiany prawie przez 5 tygodni, powrócił po 1500 km i towarzyszył mi już do końca podróży i tak pozostało do dzisiaj. W Castelnaudary (południe Francji) podjęłam trud naprawienia klimatyzacji (mając na uwadze spodziewane upały w Afryce), co okazało się trudne, ze względu na kłopoty językowe i związane z tym trudności wytłumaczenia konieczności spawania aluminium w osłonie argonu. Klimatyzacja po napełnieniu w Castelnaudary działała jeszcze 2 dni i ostatecznie odmówiła współpracy 200 km  za Tangerem przy temperaturze 45 stopni. To były stosunkowo drobne uciążliwości, które nie odebrały absolutnie blasku przygodzie.

Zamieniam samochód na wielbłądy
fot. autorka

Marokańskie drogi są nadspodziewanie dobre, co skłania do przekraczania dopuszczalnej prędkości. 
Ze zdumieniem odkrywałam kolejne, misternie ukryte wśród afrykańskiej roślinności patrole żandarmerii. Przypominało to najlepsze momenty polskich funkcjonariuszy ery wczesnego komunizmu.

Pustynia zniewoliła mnie swoim pięknem. Wysokie na ponad 150 m pomarańczowe diuny (uzyskują nasyconą barwę powyżej 28 stopni Celsjusza), rozlewają się falującym oceanem na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów. Przesiadam się z samochodu na wielbłąda i po godzinie nie wiem już pustynia to, czy ocean piasku w drżącym od gorąca powietrzu. Wokół piaskowych wysp – kamienna hamada, usiana zwapniałymi ciałami skorupiaków sprzed milionów lat. Tubylcy czerpią z tego bogactwa. Rozłupane kamienie odsłaniają nieistniejące już byty, skwapliwie wydobywane na światło dzienne przez cierpliwe ręce Berberów. Turyści zabierają potem do domów amonity i muszle jako pamiątki dawno już zapomnianych epok. Na jednym nieboskłonie: słońce i księżyc. Cud i szaleństwo.

Ogrody
fot. autorka

Merzouga, to nazwa pochodząca od słowa – „mer” czyli morze. Chociaż jest pustynią, wody tu dostatek, można znaleźć ją już metr lub półtora pod powierzchnią ziemi. Problemem jest jej dystrybucja. Za dostarczaną wodę, latem zawsze przyjemnie ciepłą, trzeba płacić.

Tutejsza ludność to Berberowie, sławni w Afryce Blue People – Touaregowie. Byli na tej ziemi nomadami, zanim przybyli tu Arabowie, Francuzi i znowu Arabowie. Są muzułmanami, chociaż ich rodowód jest starszy niż islam. Osobiście myślę, że wierzyli w wodę, wiatr i piasek. To dzielny, cierpliwy i przyjazny lud. Są cierpliwi jak czas i pogodni jak słoneczny dzień. Dzielą się wszystkim choć sami niewiele posiadają. Zawsze znajdziesz miejsce w ich gościnnym i pogodnym gronie. Kobiety są ciche i skromne, mężczyźni dzielni i nieśmiali. Ok. 20 lat temu zamienili wędrowny tryb życia na osiadły. Rolnictwo jest ciągle wyzwaniem dla tej niegdyś wędrującej społeczności. Ogrody- cudowna esencja rolnictwa tych ziem – są przedsionkiem raju. Ożywczy, boski cień, śpiew ptaków, zapach dziesiątek upraw, smak i zapach szemrzącego strumienia, w największym skwarze pozwalają Ci wierzyć, że jesteś w cudownych ogrodach Edenu.

Kontrasty pomarańczowej pustynii
fot. autorka

W warunkach pustynnych L200 radziło sobie niezawodnie. Zarówno piaszczyste łachy, jak i kamienna hamada, z kamieniami do 30 cm średnicy nie stanowiły dla L200 żadnej przeszkody. Wysokie, ciężarowe zawieszenie, opony Grabber (miękkie z grubym terenowym bieżnikiem), sprawna skrzynia biegów, uczyniły z tej wyprawy beztroską przygodę w trudnym lecz, dzięki L200, oswojonym terenie.

Żeby oddać sprawiedliwość, muszę przyznać,
że nie znając do końca możliwości mojej ciężaróweczki, nie odważyłam się wjechać pomiędzy diuny czyli wydmy mające nawet do 150 m wysokości. Zamierzam spróbować tej przygody ponownie w lipcu bieżącego roku. Tym razem piaski będą moje! A co tam! Za trzecim razem kupię wyciągarkę.

Amatorki takiej przygody zapraszam do wspólnej podróży. Najbliższa rozpoczyna się 17 lipca i będzie trwała 3 tygodnie. Potem będą z pewnością następne w listopadzie, marcu…..

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze