Edyta Klim

Martyna odkryła brakujący element dotychczasowego życia

Motocykle zawsze intrygowały Martynę (@moto.martyna), a gdy poczuła potrzebę zmiany czegoś w życiu, to postanowiła poznać je bliżej. Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę! Pasja dla niej idealna.

Co sprawiło, że motocykle zaczęły Cię interesować?

Jak byłam dzieckiem, to chętnie chodziłam z tatą na żużel. W późniejszym wieku, zawsze z ogromnym zaciekawieniem, obserwowałam tajemniczych motocyklistów w czarnych kombinezonach z zakrytymi twarzami i wsłuchiwałam się w dźwięk maszyn – w sumie to chętnie robię to do tej pory (śmiech). Budziło to we mnie pewnego rodzaju fascynację. Jednak nie znałam nikogo, z bliskiego mi otoczenia, kto jeździłby na motocyklu, więc była to dla mnie pewnego rodzaju rzecz tajemnicza i nieosiągalna. Być może dlatego też tak intrygująca. 

Chyba jednak nie tak nieosiągalna, skoro dołączyłaś do tego grona?

Zostanie motocyklistką to była totalnie spontaniczna decyzja. Znalazłam się w takim momencie życia, że bardzo potrzebowałam coś zmienić, zrobić tak coś, tylko dla siebie. Padło na motocykle (śmiech). Postanowiłam, że zanim zapiszę się na prawo jazdy kategorii A, to sprawdzę, czy to w ogóle dla mnie. Dlatego swoją przygodę rozpoczęłam od zakupu motocykla o pojemności 125 ccm – był to Junak 127, który kosztował tyle samo, co dobry kurs na prawo jazdy. Kupiłam też używaną kurtkę, rękawiczki i kask LS2 za jakieś 200 zł.  I się zaczęło…

Tak kompletnie sama uczyłaś się jazdy?

Tak i z perspektywy czasu uważam, że nie była to dobra decyzja, ponieważ jeżdżąc całkowicie sama i bez jakichkolwiek podstaw – nabrałam wiele złych nawyków, które towarzyszą mi do dziś. Nie wspominając o masie niebezpiecznych sytuacji na drodze, kiedy nie do końca umiałam płynnie ruszać, zmieniać biegi. Guzik do włączenia kierunkowskazu się gdzieś oczywiście „ukrył”, akurat na dużym rondzie w centrum miasta i jeszcze do tego trzeba przecież skręcać, co też nie jest łatwe… To była walka o przetrwanie! (śmiech)

Co się zmieniło w Twoim życiu, gdy zostałaś motocyklistką? 

Wbrew pozorom, zmieniło się bardzo wiele. Poznałam sporo nowych ludzi, którzy są obecnie bliską częścią mojego życia. Zaczęłam zupełnie inaczej spędzać wolny czas. Stałam się bardziej pewna siebie i odkryłam tak naprawdę, poniekąd brakujący element mojego dotychczasowego życia. 

Jakimi motocyklami miałaś okazję jeździć i za co je lubisz?

Jak wspomniałam, pierwszy był Junak 127. Motocykl wielkości roweru, choć wtedy był dla mnie „wielkim potworem” (teraz porównałabym go bardziej do skutera niż motocykla). Fajna zabawka, żeby pojeździć tydzień, nauczyć się totalnych podstaw, typu zmienia biegów, ruszanie. Nic więcej…

Po uzyskaniu uprawnień kupiłam mój pierwszy, duży motocykl – był to Suzuki Gladius 650. Ależ byłam z siebie dumna! Jeździło mi się na nim bardzo dobrze. Model ten wykorzystywany był kiedyś (może nadal) w szkołach nauki jazdy. Dwucylindrowa V-ka całkiem przyjemnie wkręcała się na obroty, dając przy tym masę radości i dość interesujące wrażenia akustyczne. Motocykl był prosty w prowadzeniu i przyjazny. Niestety dość szybko mi się znudził. Przeszkadzał mi też brak jakiejkolwiek szybki z przodu.

Następny był Kawasaki ER6f, którym jeżdżę do dziś. Spełnia on przede wszystkim moje preferencje wizualne – bardzo podoba mi się jego wygląd i ten lekko sportowy charakter. Jest wygodny na dłuższe trasy, dzięki wysokiej szybie i dość wyprostowanej pozycji jazdy, nienarowisty i przyjemny. Wada to waga, bo zatankowany waży 213 kg, więc sama nie jestem go w stanie podnieść.

Motocykle lubię za to, że potrafią być tak piękne, też za ich dźwięk, ale przede wszystkim za uczucie wolności, którego potrafią dostarczyć. Miałam okazję jeździć na Suzuki GSX- R 600, Yamahą MT-09 i Yamahą R3. Niestety mam dość ograniczone możliwości wyboru motocykla, ze względu na moje 160 cm wzrostu. Zwyczajnie nie dosięgam do podłoża przy wielu modelach, które mi się podobają.

Trenujesz też na pitbike? Co Ci to daje?

Mój PitBike MRF 140 okazał się fajną alternatywą, ponieważ mogę nim jeździć po hali gokartowej w sezonie zimowym. Tam też miałam swój pierwszy raz, na tego typu maszynie. Bardzo szybko okazało się, że jest to dla mnie świetna forma zabawy i nauki. Dzięki temu, że PitBike jest mały i lekki, to można pozwolić sobie na więcej. Strach przed upadkiem jest zupełnie inny niż na zwykłym motocyklu, a i ewentualne szkody, zarówno dla motocykla, jak i jeźdźca – są nieporównywalnie mniejsze. Także można szaleć do woli, ćwiczyć, pokonywać swoje lęki i nabywać nowych umiejętności.  

Gratuluję wyjścia za mąż! Wiele par motocyklowych pragnie w tym wyjątkowym dniu mieć jakiś wątek motocyklowy – u Was też tak było?

Dziękuję bardzo. Nasz ślub odbył się w zimowej, świątecznej scenerii, dlatego poza topperem na tort, nie było na nim innych motocyklowych akcentów, obstawy itp.. Czułam się trochę poszkodowana, ponieważ topper miał być z motocyklistą i motocyklistką na oddzielnych motocyklach, ale niestety nie dotarł do nas na czas, więc musiałam pozostać pod postacią księżniczki (śmiech). Ale na osłodę – wiosną planujemy ślubną sesję zdjęciową, razem z naszymi motocyklami.

Pasja motocyklowa jest ważna także dla Twojego związku? Na zdjęciach widziałam bliźniacze motocykle?

Nie, nie mamy bliźniaczych motocykli (śmiech). Mój mąż ma dwa motocykle, ale zupełnie inne od mojego. Ten bliźniaczy motocykl ma natomiast moja dobra znajoma. 

Współdzielenie motocyklowej pasji jest dla mnie bardzo ważne. Sądzę, że to poniekąd próżne, ale tak bardzo lubię motocykle i wszystko co się z nimi łączy, że nie wyobrażam sobie, żeby osoba, z którą dzielę życie, nie wspiera mnie w tej pasji. To świetna alternatywa na wspólne spędzanie czasu. 

To jak lubisz najbardziej spędzasz czas na motocyklu?

Bardzo lubię weekendowe wycieczki motocyklowe, a najbardziej, gdy jest słonecznie i ciepło. Przez drogi pełne lasów i ładnych widoków. To moja ulubiona forma ciekawego spędzenia czasu, szansa na poznanie nowych miejsc, ludzi, oderwania myśli od codziennych spraw i kłopotów. Uwielbiam też wypady na tor lub plac do ćwiczeń, żeby podszkolić swoje umiejętności pokonywania zakrętów, spotkać się z ludźmi, obejrzeć maszyny, poobserwować jazdy innych.  

A nie ciągnie Cię gdzieś dalej? Na dwóch kołach w świat?

Latem zeszłego roku planowaliśmy zwiedzić Andaluzję na dwóch kołach, jednak po omówieniu naszych potrzeb i miejsc, które chcemy zwiedzić – szybko się okazało, że to nie do końca dobry pomysł (oboje jeździmy w skórzanych kombinezonach, nie mamy motocykli z kuframi itd.). A do tego wszystkiego dowiedzieliśmy się, że spełniło się nasze marzenie i zostaniemy rodzicami. Stąd też wygoda i komfort podróżowania musiały wziąć górę.

Kilka lat temu udało mi się odbyć ponad tygodniową wycieczkę motocyklową po Mazurach. Bardzo miło ją wspominam, aczkolwiek czasem bywało niewygodnie, no i oczywiście nie mogłam zabrać ze sobą nawet połowy tego, co chciałam (śmiech).  

Póki co, pozostaniemy przy jednodniowych wypadach gdzieś bliżej, bez bagaży. Ale kto wie… może za parę lat zmienimy zdanie. Zamienimy kombinezony na tekstylne, motocykle na typowo turystyczne i będziemy zwiedzać na dwóch kołach świat.

Instagram: www.instagram.com/moto.martyna oraz www.instagram.com/faber.studio_architekt/

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze