Kradzież auta Marty Kaczyńskiej – podpięli laptopa i odjechali

Q7 Marty Kaczyńskiej zostało skradzione, ale złodzieje postanowili je grzecznie odstawić. Dziwi to byłego złodzieja samochodów - pseudonim "Fryzjer", który tłumaczy w Wirtualnej Polsce takie zachowanie.

Złodzieje ukradli Audi Q7 Marty Kaczyńskiej. Gdy zorientowali się czyje to auto, odstawili je pod komisariat i zniknęli. – Takie samochody kradnie się spontanicznie. W dzisiejszych czasach sprzęt jest tak dobry, że nie ma sensu robić wielkiego rozeznania, czyje auto się zwija – wyjaśnia WP były złodziej „Fryzjer”.

Patryk Osowski, Wirtualna Polska: Złodzieje zrozumieli, że podpadliby bardzo wpływowej osobie. Ale czy wycieczka pod sam komisariat nie była dla nich niebezpieczna?

„Fryzjer”, prowadzący program TVN TURBO „Złodziej”, zawodowo zajmujący się w przeszłości kradzieżami:
– Przecież nikt nie ma napisane na samochodzie, że jest kradziony. Zaparkował, wysiadł, trzasnął drzwiami i odszedł. Natomiast dziwi mnie, że się przestraszył, że to Marta Kaczyńska, bo Kaczyńskich w Polsce jest chyba dużo więcej, niż ta jedna rodzina. Ale może dużo szybciej dostał informację, że auta lepiej się pozbyć.

To znaczy?
– 15-20 lat temu, gdy skradziono auto wpływowej osoby, często dawała ona znać policjantom, a ci dzwonili do swoich informatorów w świecie przestępczym. Przekazywali, że albo auto szybko się znajdzie, albo zaraz zamkną 10-15 osób. I wiadomo, auto szybko samo się odnajdywało.

Czyli ci konkretni złodzieje przekalkulowali, że ryzyko po prostu im się nie opłaca?
Gdyby ten samochód się nie znalazł, po pierwsze byliby wyjątkowo chętnie szukani, a po drugie dostali wyrok z górnej półki. Woleli więc samochód zostawić i mieć święty spokój. Taki samochód trzeba przecież komuś sprzedać, a to wiąże się z ryzykiem.

To znaczy, że unika się kradzieży aut znanym i wpływowym osobom?
To zależy od złodzieja, ale raczej nie. Widocznie ci akurat się przestraszyli. Pewnie już mieli przed oczami, że skoro właścicielka pojazdu zna najważniejszych polityków w kraju, to dostaną pajdę z najwyższej półki. Kiedyś była taka sytuacja, że jeden z bardzo dobrych warszawskich złodziejów ukradł mercedesa sprintera, który jak się okazało, służył do przewożenia osób niepełnosprawnych. Za samą kradzież dostał wtedy aż 6 lat odsiadki. Przy zwykłym aucie pewnie nie byłoby to aż tyle.

Złodziej popełnił błąd? Powinien zrobić rozeznanie i wiedzieć, czyje auto kradnie? Nie przygotował się?
Takie auta kradnie się spontanicznie. W dzisiejszych czasach sprzęt jest tak dobry, że nie ma sensu robić wielkiego rozeznania, czyje auto się zwija.To nie jest tak, że za takim samochodem chodzi się kilka dni. Zaawansowana technika powoduje, że wejście do niego nie stanowi żadnego problemu. Jeśli jest taka możliwość, patrzy się czy mamy wszystko, co jest potrzebne, podchodzi do samochodu i kradnie.

Panuje społeczne przekonanie, że kiedyś kradzieży samochodów było więcej i znikały raczej te tańsze modele. W dzisiejszych czasach kradnie się mniej, ale głównie te luksusowe?
To technika pozwala nam na to, żeby kraść samochody bardziej luksusowe. Kiedyś, żeby ukraść droższy model, trzeba było mieć więcej sprzętu, czasu i przede wszystkim rozumu w głowie. Za te najdroższe brało się więcej pieniędzy, ale klientów było mało i robiono to głównie pod zamówienie.Teraz klientów na drogie auta jest dużo więcej. A sprzęt pozwala na to, żeby kraść je szybciej i łatwiej. Tak jak w przypadku samochodu Marty Kaczyńskiej. Złodzieje podeszli ze skrzynką i laptopem, podłączyli, odjechali i po sprawie.

Źródło: artykuł pokazał się w serwisie Witrualna Polska

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze