Kobieta kierowca MPK – wywiad z Małgorzatą Gacka

Mówi się, że życie zaczyna się po "pięćdziesiątce" i coś w tym jest! Bo pani Małgorzata właśnie wtedy, ku zaskoczeniu rodziny, postanowiła zostać kierowcą autobusu MPK. Jest to praca, która spośród wykonywanych przez nią zawodów, dała jej największą satysfakcję.

Jakie koleje losu zaprowadziły Panią za kierownicę autobusu MPK?

Z zawodu jestem inżynierem budowlanym, a kierowcą autobusu zostałam… przez przypadek. W swoim zawodzie pracowałam bardzo krótko. Później własna rodzina, dom, dzieci i nie wiadomo kiedy – minęło wiele lat. Moja ostatnia praca to prowadzenie przez 7 lat rodzinnego pogotowia opiekuńczego dla dzieci z rodzin patologicznych, we własnym domu. Każde z przebywających u mnie dzieci, a było ich w sumie prawie czterdzieścioro, wymagało ode mnie wielkiego zaangażowania zarówno fizycznego, jak i emocjonalnego. W pewnym momencie poczułam się wypalona zawodowo. Chciałam zająć się czymkolwiek innym, aby móc wyjść z domu. I wtedy wpadło mi w ręce ogłoszenie, że MPK poszukuje kobiet na kurs prawa jazdy.

Małgorzata Gacka – kierowca MPK.
fot. Edyta Wrucha

I tak po prostu się Pani zdecydowała?

Bardzo lubię jeździć samochodem – ta czynność mnie wręcz uspokaja. Myślenie tylko o jeździe bardzo mnie wycisza, więc po tym burzliwym okresie życia – praca za kierownicą wydawała mi się dobrym pomysłem. Ale wątpliwości też były, czy jestem w stanie po 50-tce robić coś zupełnie nowego?

Czy rodzina wspierała Panią w tej decyzji?

Cały kurs zrobiłam w tajemnicy przed rodziną. Nie miałam pewności, czy mi coś z tego pomysłu wyjdzie, więc powiedziałam o całej sprawie tylko jednemu z synów – który także w tamtym czasie, takie prawo jazdy robił. Wspieraliśmy się razem… w tajemnicy.

Więc dla reszty rodziny była to niezła niespodzianka?

Dla samej miny mojego męża – warto było! (śmiech) Żałuję, że nie miałam przy sobie aparatu w momencie gdy pokazywałam mu nowe prawo jazdy. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że taki zawód mogłabym wykonywać. Mąż stwierdził, że nie myślał, iż po tylu latach małżeństwa będę w stanie go czymś takim zaskoczyć Teraz jest jedynym w naszym domu kierowcą bez kategorii zawodowych. Trzech synów i ja – już je mamy.

– Dla samej miny mojego męża – warto było! – tak Pani Małgosia komentuje zdobycie prawa jazdy na autobus!
fot. MPK

Egzamin zdany za pierwszym razem?

Za drugim, ale i tak uważam to za sukces. A poza tym jest to trochę loteria. Niektórych pokonują nerwy, mimo, że mają opanowane umiejętności.

I co było po egzaminie? Tak na głęboka wodę – autobusem MPK na miasto?

Przez dwa dni tzw. „patron” jeździł ze mną i udzielał wskazówek. Początek był bardzo stresujący, bo nie dość, że wszystko było dla mnie nowe, to jeszcze często miałam zmieniane linie i autobusy, a każdy z nich czymś się różnił. Dodatkowym utrudnieniem było to, że za każdym razem musiałam objechać i poznać nowe linie, zanim wyjechałam na nie z pasażerami. Ale z drugiej strony – pozwoliło mi to zebrać wiele doświadczeń.

Nieocenieni byli w takich sytuacjach dla mnie koledzy, którzy nigdy nie odmówili pomocy, służyli dobrymi radami, wspierali w trudnych momentach – co pozwalało później pewniej poczuć się na trasie. Przecież, nawet ci najbardziej doświadczeni kierowcy, też kiedyś mieli trudne początki i każdy przechodził przez ten sam etap.

Miejsce pracy.
fot. Edyta Wrucha

Kobieta w tym zawodzie 4 lata temu, wzbudzała chyba duże zdziwienie?

Dzięki ogłoszeniu do pracy w MPK przyjęto prawie jednocześnie kilka kobiet. Wśród pasażerów budziłyśmy początkowo zdziwienie. Dziś kobieta za kierownicą autobusu nie jest już niczym nadzwyczajnym.

Dlaczego nie wybrała Pani autobusów dalekobieżnych?

Nie zdecydowałabym się na długie trasy, ponieważ dopiero w tej pracy poznałam, co to znaczy czuć zmęczenie i senność – nad którą ciężko zapanować. Wstając o 2.30 rano, w ciągu dnia miewa się czasem momenty kryzysowe, kiedy oczy same się zamykają. Na szczęście, mam wtedy możliwość przewietrzenia się podczas przerwy na pętli, wypicia kawy, porozmawiania. Na długiej trasie nie ma takich możliwości.

Odpowiada mi jazda po mieście, znam trasę i znam godziny – dobrze mieć wszystko zaplanowane. Lubię przewidywalność, dlatego nie przepadam też, za dyżurami na autobusie awaryjnym (zastępującym niesprawne autobusy na trasie).

I w takich warunkach trzeba jeździć.
fot. Edyta Wrucha

Czy np. jazda w deszczu jest trudniejsza? Zmniejsza koncentrację?

Pogoda raczej nie ma wpływu na moją pracę, jedyne te wczesne wstawanie, czasem kończy się sennością. Mam na to swój sposób – słucham radia z muzyką klasyczną. Mnie to bardzo pomaga, a na pasażerów działa raczej uspokajająco. Po 4 dniach rannej zmiany, jestem bardzo zmęczona. Dzieci mam dorosłe, więc mogę wrócić do domu i po prostu odespać!

Trudniej jest z niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi, bo obojętnie czy gołoledź, czy śnieżyca autobus musi wyjechać.

Wypełnianie kart na pętli autobusowej.
fot. Edyta Wrucha

Wstaje Pani o 2.30 do pracy?!

Oczywiście nie we wszystkie dni. Jest to wariant ekstremalny, ale często ma miejsce. W zajezdni teoretycznie mamy się stawiać na 15 minut przed odjazdem autobusu. Ale zdarzają się sytuacje, że trzeba coś przy autobusie zrobić (np. uzupełnić płyny), wtedy tego czasu brakuje. Dlatego większość kierowców przychodzi dużo wcześniej do pracy. Przed wyruszeniem w trasę trzeba sprawdzić ogólny stan techniczny autobusu, a usterki powinno zgłaszać się wcześniej, by mechanicy mogli je usunąć przez noc.

Dlatego bardzo dużym ułatwieniem w pracy jest stały autobus, a prawdziwym skarbem – stały zmiennik. Wtedy wspólnie dbamy o to, by nasz autobus był zawsze czysty i sprawny. Mój zmiennik – Marek jest nieoceniony i jeszcze zna się na sprawach mechanicznych, co dla mnie często jest zagadką. Słyszę czasem, że coś nie tak stuka, a Marek zawsze wie, czym to jest spowodowane.

Czas jest w tej pracy ważny, czy rozkład jest tak ułożony, by swobodnie zdążyć na dany przystanek?

Teoretycznie tak. Chociaż bywa, że raz tego czasu na przejazd – jest za mało, innym zaś razem – za dużo. Mamy obowiązek stosować się do rozkładu i nie możemy odjechać z przystanku zbyt wcześnie. Na opóźnienia spowodowane korkami nie mamy już wpływu. Położenie autobusu jest monitorowane w centrali ruchu, na każdej pętli wypełniam także kartę drogową.

Pani Małgosia zawsze stara się być uśmiechnięta!
fot. MPK

Są trasy, za którymi Pani nie przepada?

Kiedyś dzieliłam trasy na te, które lubię i te, których nie znoszę. Aż kiedyś, doświadczony kierowca poradził mi, bym nie uprzedzała się do żadnej z nich. Bo jak lubię jeździć, to wybór trasy nie ma znaczenia, a po co iść do pracy z negatywnym nastawieniem?

Czy może Pani powiedzieć, że jest już doświadczonym kierowcą?

Tego nie można nigdy powiedzieć. Ktoś mądry stwierdził kiedyś, że doświadczenie – jest to suma nieszczęść, jakie nas spotkały. Niestety bez kilku drobnych (na szczęście) kolizji na początku się nie obyło. Wprawdzie były to drobiazgi, ale nasz Kierownik przekonywał mnie, że statystycznie rzecz biorąc wszystko jest kolizją, bez względu na rozmiary. Wyciągnęłam z tych sytuacji wnioski i naukę na przyszłość. Nie można popadać w rutynę, bo każdy wyjazd z zajezdni – to wielka niewiadoma. Zwłaszcza przy obecnym natężeniu ruchu i ambicjach niektórych użytkowników dróg, którzy muszą za wszelką cenę wyprzedzić autobus, zajechać mu drogę i ustawić się przed nim na światłach! Jedno jest pewne – pośpiech i nerwy są absolutnie niewskazane.

Szklane drzwi skutecznie odcinają Panią od świata pasażerów?

Zupełnie nie, to żadne zabezpieczenie, ani też żadna blokada. Docierają do mnie dźwięki z autobusu i czasami, gdy rozdzwoni się za plecami kilka telefonów komórkowych – to ciężko się skupić. Kontakt z pasażerem jest możliwy, ale znikomy. A w sytuacjach spornych wolę mieć spokój niż rację, dlatego zawsze staram się załagodzić sytuację.

Czeka Pani na spóźnionych pasażerów?

Jeżeli widzę, że biegną do autobusu – to oczywiście, że czekam. Fakt – krąży opinia, że kierowcy zamykają pasażerom drzwi przed nosem. Ale ja myślę, że to wcale nie wynika ze złośliwości kierowców, tylko z tego, że pasażera nie zauważyli. Po zamknięciu drzwi przestajemy patrzeć w prawe lusterko, a skupiamy się lewym, by bezpiecznie włączyć się do ruchu. Nie wolno nam też otwierać drzwi poza przystankami, a spóźnieni pasażerowie często podbiegają, gdy stoimy na skrzyżowaniu i mają pretensje, że nie otwieramy.

A zdarzyły się sytuacje niebezpieczne?

– Raczej nie. Raz wiozłam sporą grupę kibiców piłkarskich, śpiewali,  tupali, aż trząsł się cały autobus, ale nie byli niebezpieczni.

fot. MPK

Z perspektywy czasu, co podoba się Pani w tym zawodzie najbardziej?

Cieszę się, że w ogóle odważyłam się na to, by po 50-tce zmienić profesję. Zdecydowałam się na zawód trudny – ale taki, który najbardziej z wykonywanych już zawodów, mi się podoba! Nie jest to może praca ambitna, czy twórcza, ale najlepsza, jaką miałam w życiu.

Czasem inni kierowcy dziwią się, jak można lubić tą pracę? A mi to sprawia frajdę! Cieszę się, że mogłam wyjść z domu po kilku latach pracy w nim i być wolnym człowiekiem. Potrafię też docenić spokój we własnym domu po powrocie z pracy.

Taka praca potrafi wprawić w dobry humor?

W zajezdni zawsze można porozmawiać i pożartować. Jak się mijamy z innym kierowcą autobusu, to zawsze pozdrawiamy się wzajemnie, machnięciem ręką i uśmiechem. I to właśnie podtrzymuje dobry nastrój. Nie żałuję czasu spędzonego za kierownicą autobusu, bo z tej perspektywy też można wiele zobaczyć.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze