JednoOkoNaMaroko – Ada i Darek w podróży VW Golfem I

Dwie pozytywnie zakręcone osoby, jeden leciwy, ale wyjątkowo dziarski Volkswagen Golf pierwszej generacji i dużo entuzjazmu do zwiedzania świata - oto recepta na udany projekt: JednoOkoNaMaroko.

JednoOkoNaMaroko to projekt dwóch osób. Tak siebie opisują.

Darek – inicjator całego zamieszania. Od dzieciństwa pasjonuje się samochodami, szczególnie zabytkową motoryzacją. Jest złotą rączką – chyba nie istnieje usterka, z którą by sobie nie poradził. W dodatku bardzo kreatywny, wymyśla 100 pomysłów na minutę, szczególnie jeśli ma coś kombinować w aucie. Interesuje się fotografią, nurkowaniem, wspinaczką oraz sportami ekstremalnymi – oboje chcemy sobie wyskakać licencję instruktora spadochronowego. U Darka podczas wyjazdu budzi się syndrom Bear’aa Grylls’aa, najchętniej na obiad przygotowywałby to, co biegało mu wokół nogi. W końcu pewnego dnia, znudzony przewidywalnością w swoim życiu postanowił coś zmienić. To wtedy właśnie odkrył swoją drugą miłość – podróże. Połączył swoje pasje i wyruszył KaZIkiem do Maroka.

Ada i Darek – czyli skład załogi JednoOkoNaMaroko.
fot. JednoOkoNaMaroko

Po powrocie Darek postanowił znaleźć kogoś, z kim mógłby dalej zwiedzać świat. Na jego ogłoszenie odpowiedziała Ada. Studiując turystykę uznała, że nie chce ograniczać się jedynie do wiedzy teoretycznej, tak więc z przyjemnością pożegnała uniwersytet na jakiś czas. U niej zaś było na odwrót: od zawsze pasjonowała się podróżami, a jej zainteresowanie motoryzacją potrzebowało kogoś, kto by ją w ten świat wkręcił – Darka. Teraz Ada nie może się doczekać, gdy jej marzenia o offroadowych tripach w końcu się spełnienią. Uwielbia pustynne, surowe klimaty. Gdy zwiedzała dzikie tereny Omanu, było ciężko zmusić ją do powrotu. Pasjonuje się też trekkingiem górskim, a w przeszłości trenowała street dance. Jest osobą, która chciałaby wszystkiego spróbować.

I oto my. Okazało się, że nie dość, że świetnie dogadujemy się w życiu codziennym, to w podróży jesteśmy bardzo dobrymi kompanami. Nie straszne nam spartańskie warunki, lubimy spędzać aktywnie czas i uwielbiamy przygody – to właśnie nieoczekiwane przeżycia i poczucie wolności kręcą nas podczas wyprawy najbardziej.  Codziennie uczymy się od siebie czegoś nowego, dzięki czemu z wyjazdów wracamy bogatsi w doświadczenia.”

JednoOkoNaMaroko brzmi bardzo ładnie i przyciąga uwagę. Czy „drugie na Kaukaz” można by do tego dopisać? Jakie kierunki i miejsca Was interesują?
Nazwa JednoOkoNaMaroko powstała z przypadku – to było rok temu przed pierwszym wyjazdem do Maroka, nasz kolega palnął przy piwie i tak już zostało. Co do drugiego oka na Kaukaz to jak najbardziej, w tym roku przez niego przejeżdżaliśmy. W obu miejscach było pięknie ale nie skupiamy naszych oczu jedynie na nich. Co do kierunków naszych wypraw to w skrócie: wszystkie. Totalnie się nimi nie ograniczamy, co chwila wpadamy na nowe pomysły wyjazdów.

Skąd pomysł na podróżowanie samochodem?
To przyszło samo, z racji tego, że Darek interesuje się zabytkowymi autami. Podróżowanie samochodem daje nam wolność wyboru kierunku. Możemy zmieniać plany w każdej chwili wyjazdu – nie trzyma nas termin wylotu, bilety, mamy dach nad głową, prąd, ciepłą wodę i nawet piekarnik się znajdzie. Dotarcie do wybranego miejsca zajmuje nam mniej czasu, niż gdybyśmy jeździli autostopem, autobusami itp.

Volkswagen Golf MkI dowiózł Adę i Darka w dalekie rejony świata.
fot. JednoOkoNaMaroko

Powiedziecie kilka słów o waszym aucie. Co to za pojazd? Jak spisuje się w drodze?
Tak naprawdę to posiadamy już dwa samochody wyprawowe. Poprzednie dwie trasy przejechaliśmy KaZIkiem, 36-letnim zielonym golfem mk1 z silnikiem diesla o szaleńczych 54 koniach. Co do pseudonimu to tutaj też wpływ mieli znajomi. Nasza koleżanka stwierdziła, że skoro nasz golf miał kiedyś rejestrację zaczynającą się na litery KZI to może by go nazwać KaZIk. Nasz golf jest strasznie niski, bo ma obniżone, gwintowane zawieszenie. Nie sprzyja to podróżowaniu w miejsca z nierównym asfaltem, a co dopiero gdy tego asfaltu nie ma, tak jak zdarzało się to w Albanii czy też Gruzji. Czy ktoś powiedział, że ma być łatwo? Generalnie jak na tak stare auto, golf sprawował się bardzo dobrze. Co prawda przez te dwa lata zdarzyły nam się 4 usterki, ale na szczęście nie były one na tyle poważne by nas zatrzymać. Podczas pierwszej wyprawy do Maroka zaczęły nam się zużywać tylne łożyska. Na szczęście jeden z naszych znajomych dostarczył nam je do Barcelony. Na tych zużytych łożyskach przejechaliśmy jeszcze pod fabrykę Ferrari we Włoszech i w jej okolicach ku zdziwieniu gapiów w samych gaciach (z powodu gorąca, żeby nie było) rozbieraliśmy samochód aby wymienić je na nowe. To była jedyna usterka podczas 1 wyprawy. Kolejną wpadkę zaliczyliśmy dopiero rok później w Tunezji. Darek chciał się popisać przed wojskiem lotem golfem oraz lądowaniem z telemarkiem. A tak naprawdę to zagapił się na drodze i nie zauważył progu zwalniającego tuż przed kontrolą wojska. Przelecieliśmy dobre parę metrów trąc przy lądowaniu miską olejową i wydechem. Gdy Darek przestał już wydzierać się na wszystko dookoła wliczając w to żołnierzy, drzewa i kałuże otworzyliśmy maskę i okazało się, że rozerwaliśmy górne poduszki amortyzatorów. Pękła też stalowa rozpórka tylnych kielichów. Na szczęście Volkswagen to nie Fiat i bez problemu pojechaliśmy dalej. Toczyliśmy się też kilka kilometrów do granicy z Czarnogórą, z powodu popsutego alternatora. Akumulator się rozładował i samochód nie chciał odpalić. Rano na stacji udało się szybko naprawić usterkę scyzorykiem, jak na McGyvera przystało. Ostatnia i największa usterka przytrafiła nam się 2 tys. km od domu, a dokładnie na trasie między Moskwą a Petersburgiem. Podczas wyprzedzania tira coś pękło w skrzyni biegów i straciliśmy 5 bieg. Później okazało się, że nie tylko piąty… Popękane tryby zniszczyły wszystkie biegi oprócz 4. Do tej pory nie wiemy jak, ale nie dość, że dojechaliśmy planowo do Polski, to jeszcze Golf jeździ do tej pory jedynie z jednym działającym biegiem. Te wszystkie nic nie znaczące usterki i tak rekompensuje fakt, że golf spalił średnio 4,8 l ropy na 100 km. Kto by się przy tym martwił jakimiś pomielonymi biegami.

Ile krajów zwiedziliście tym samochodem do tej pory? Ile kilometrów za wami?
Zwiedziliśmy łącznie 29 państw Europy, Afryki i Azji, co daje nam 38 000 km przejechanej trasy.  Postanowiliśmy, że każda nasza kolejna wyprawa będzie dłuższa od poprzedniej. Będzie ciężko to zrealizować. Pierwsza wyprawa 16 tys. druga 22 tys. to teraz powinniśmy przejechać co najmniej 28 000 km – to już trzeba będzie wymieniać dwa razy olej podczas podróży.

Czy oboje jesteście kierowcami? Dwoje kierowców w jednym aucie to często mieszanka wybuchowa? Jak się wam razem jeździ?
Niestety na razie jedynym kierowcą jest Darek. Jest to chyba bardziej uciążliwe niż dwóch kierowców o odmiennym zdaniu. Prowadzenie samochodu przez tyle czasu bez zmiennika jest po prostu męczące. Najciężej jest podczas choroby albo wypadku. Wtedy z gorączką albo rozciętym brzuchem trzeba prowadzić. Ada jest w trakcie robienia prawa jazdy, więc na kolejnej wyprawie tego problemu już nie będzie (o ile uda jej się zdać…).

Jak przygotowujecie swój pojazd do długiej wyprawy? Co zabieracie ze sobą – niektórzy wożą części zamienne, z których  przy odrobinie inwencji można złożyć mniejszy samochód. Czego nie może zabraknąć w waszym aucie?
Auto przygotowaliśmy tylko raz gruntownie przed pierwszym wyjazdem. Wymieniliśmy wszystko co mogło się popsuć na nowe. Nie wozimy ze sobą zbyt wielu części, bo to Volkswagen – raczej się nie psuje, a jak już coś się stanie, to na całym świecie można dostać części zamienne. Mamy ze sobą zawsze komplet narzędzi i płynów na wymianę, zabieramy też zapasowy rozrząd, jeden komplet łożysk na tył, bezpieczniki, troszkę kabli, kilka rurek termokurczliwych i to by było na tyle z części zapasowych. Na wyposażeniu mamy też dwa lewarki, prostownik, pompkę, dodatkowe kanistry na ok. 60 l paliwa, masę różnych pierdół ogólnonaprawczych: kilka rolek taśmy klejącej, pełno trytytek, kilkadziesiąt metrów liny wspinaczkowej, 10 karabińczyków i miliony innych rzeczy. Podsumowując tego wszystkiego jest aż tyle, że jest to materiał na oddzielny artykuł.

Tuneza Matmata.
fot. JednoOkoNaMaroko

Na waszym facebookowym profilu przeczytałam, że w czasie swojej podróży spaliliście ponad 800 litrów ropy a czasami oleju roślinnego. Ten olej roślinny mnie interesuje. Czy to domowej roboty eko diesel z oleju po frytkach?
Na oleju jeździliśmy tak naprawdę tylko we Włoszech. Był to czysty olej roślinny z lidla. Litr diesla kosztował 1,70 euro, a olej 1 euro. Pani na kasie miała bardzo zdziwiona minę, jak podjeżdżaliśmy wózkiem z 60 litrami oleju i 4 redbullami. Golf jeździł troszkę wolniej i śmierdziało za nami frytkami, ale i tak bardzo się to opłacało. Tylko raz mieliśmy z nim problem. Nikt nie pomyślał, że jak wjedziemy na Etnę na wysokość 2 000 metrów to w nocy będzie już zimno. Rano nie mogliśmy odpalić samochodu, bo olej zastygł w baku. Poczekaliśmy na słońcu aż samochód trochę się nagrzeje. Było ciężko ale w końcu odpalił. To była nauczka na przyszłość.

Który z wizytowanych przez was krajów podobał się wam najbardziej? Dokąd chcielibyście wrócić?
Z chęcią wrócilibyśmy do wielu miejsc. W każdym państwie coś nas urzekło, jednak najlepiej wspominamy Turcję, Czarnogórę i Gruzję. Nie tylko ze względu na piękne krajobrazy ale też na ludzi, których poznaliśmy po drodze.

A dokąd za żadne skarby świata już nie pojedziecie?
Za żadne skarby nie będziemy drugi raz męczyć KaZIka ukraińskimi drogami, a raczej torowiskami, bo drogi to za dużo powiedziane. Jeśli mielibyśmy tam wrócić, to tylko terenowym autem. Podobny problem był w Albanii, jednak tam po prostu nie było asfaltu, przynajmniej było wiadomo po czym się jedzie.

Jakie są wasze kolejne podróżnicze plany?
Mamy dwa scenariusze kolejnej wyprawy:
1. Jeśli uda nam się uzbierać wystarczającą sumę pieniędzy na przygotowanie auta i opłacenie wszystkich formalności związanych z wizami, ubezpieczeniami, szczepieniami i karnetem to za 2 lata planujemy roczną wyprawę dookoła Afryki. Nie będzie to łatwe zadanie, ponieważ musimy od zera przygotować nasz drugi samochód. Wiąże się to z bardzo dużymi kosztami i wieloma miesiącami pracy nad nim. A to dopiero będzie początek góry wydatków. Pozostanie nam jeszcze uzbieranie pieniędzy, które muszą nam starczyć na rok życia w podróży. Jakby tego jeszcze było mało, to do większości krajów Afryki potrzebny nam carnet de passage, czyli zwrotna kaucja w wysokości ok. 30 000 zł. Jest to rodzaj zabezpieczenia, na wypadek porzucenia samochodu na terenie danego kraju.
2. Drugą opcją jest wyjazd do Azji, którą nazwaliśmy „Stany mini trip”. Chcielibyśmy zobaczyć wszystkie państwa ( no, prawie wszystkie) kończące się na -stan. Planujemy odwiedzić Kazachstan, Turkmenistan, Tadżykistan, Uzbekistan, Kirgistan i dodatkowo Iran i Mongolię. Jest to trochę tańsza i mniej problematyczna opcja, na krótszy wyjazd. Wszystko będzie zależało od tego ile pieniędzy uda nam się odłożyć oraz ile czasu zajmie nam przygotowanie samochodu. Obie wyprawy i tak zrealizujemy, pytanie tylko w jakiej kolejności?

Ekwipunek załogi JednoOkoNaMaroko.
fot. JednoOkoNaMaroko

Poczynania ekipy można śledzić na ich profilu na FB – kliknij tu.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze