Jak skutecznie irytować ludzi w autobusie

Czyli o tym, jak zszargane nerwy przychodzą znienacka, pod postacią kompletnie niepozornej istotki.

fot. sxc

Każdy ma swój ulubiony typ autobusowego prowokatora. Dla niektórych są to nieśmiertelne i bojownicze babcie z antenką, dla innych podchmielony jegomość czy też dzieciaki za biedne na słuchawki. Dla innych znowu będzie to damulka z piesiulkiem, który na śniadanko dostał wczorajszuni kapuśniaczek. Niewiele osób jednak wie, że prawdziwym masakratorem naszego dobrego humoru jest ktoś inny, niespodziewany, a mianowicie trajkotka.

Spójrzmy w końcu prawdzie w oczy – wszystkie powyższe osóbki można spotkać zazwyczaj w komunikacji miejskiej i co by nie było, te kilkadziesiąt minut w i tak nieciekawych warunkach da się jakoś wytrzymać. Jesteśmy do tego już przyzwyczajeni. Ostatni typ autobusowego prowokatora jest jednak częstym gościem dłuższych podróży, o czym się niestety przekonałam jadąc jak każdy inny o tej porze roku do rodzinnego miasta.

Trajkotka nie daje po sobie poznać swoich złowieszczych zamiarów. Jest dobrze ubraną, młodą dziewczyną, która akurat spotkała znajomego ze stolicy. Uradowana kompanem w podróży zasiada tuż przed nami. Dopiero po pierwszej godzinie jazdy zaczynamy rozumieć, że staliśmy się ofiarą najbardziej wysublimowanego sposobu irytowania, jaki można sobie wymyślić – gadania. Ciągłego kłapania dziobem o tylnych elementach koleżanki Maryni. Możemy się dowiedzieć na przykład co trajkotka aktualnie czyta, gdzie pracuje, kim jest jej facet, dlaczego nie uprawia sportu i co będzie dzisiaj jadła na kolację. Nie zdziwiłabym się, gdyby bez większych oporów przekazała wszystkim pasażerom autobusu numer PIN do swojej karty. Wszystko to przy prędkości słów na minutę, że Veyron może się schować i przy ilościach decybeli przewyższających ryk silników bolidów formuły 1.

Najbardziej nieszkodliwym społecznie sposobem na trajkotkę jest założenie słuchawek na uszy i oddanie się w objęcia przyjemniejszych dźwięków. Nie myślcie jednak, że rockowe ballady podziałają – nawet przy maksymalnie rozkręconej głośności trajkot nadal słychać. Trzeba czegoś naprawdę mocnego, ciągle łomocącego nam w uszy by wreszcie oderwać się od fascynujących konwersacji na temat aktualnego stanu życiowego rozgadanej osóbki. Natomiast osoby, które zapomniały o słuchawkach czeka prawdziwy, autobusowy survival.

Pod koniec trzygodzinnej podróży i kolejnym puszczeniu The Prodigy prosto do uszu, światełka za autobusem zaczęły mi tańczyć w rytm muzyki. Kobieta siedząca obok patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem, a partner trajkotki z coraz większym wysiłkiem w głosie odpowiadał na jej ciągnący się monolog. Po dotarciu na miejsce dawno nie widziałam ludzi tak ekspresowo wysiadających z autobusu. Pierwsze co zrobiłam po powrocie do domu to rzucenie się do lodówki w poszukiwaniu piwa, po czym obmyślenie planu ratunkowego na przyszłość.

Bo w końcu trajkotki nie można wyrzucić z autobusu czy ot tak ochrzanić, bo nic złego nie robi – tylko gada. Zresztą zapewne po zwróceniu uwagi oburzona podniosłaby ton do dźwięku podobnego do tego, słyszalnego gdy przyłożymy uszy do silnika startującego odrzutowca. Ale znalazłam już swój sposób… i jest straszny. I całkiem legalny.

A póki nie czeka mnie jeszcze kolejna podróż z potencjalną trajkotką, zastanawiam się intensywnie nad wyższością aut nad autobusami. W końcu jest drożej, nie można się rozwalić na 3 siedzeniach naraz czy pójść do małej jak pudełko zapałek toalety, ale za to o ile mniej stresów. Nawet idioci wyprzedzający na trzeciego zdają się być nagle aniołami w niebiańskich orszakach.

Także ostrzegam. Nie znacie dnia ani godziny. Zawsze na dłuższą podróż uzbrójcie się w dobre słuchawki, albo maczetę. Co komu odpowiada.

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

3h? przebijam! 7h jazdy w autokarze tuż przed panią, która NAGLE musiała obdzwonić x osób do obsługi konferencji, z identyczną informacją o przesuniętym zebraniu. głosem ćwierkliwym, acz donośnym. o briefingach wiem już wszystko, ale zanim dowiedziałam się tego po raz 50 z rzędu, uciekłam w objęcia słuchawek. pod koniec podróży jednak i one wymiękły…

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze