Hanna Sobota wraz z synem w Rajdzie Breslau – relacja

Hanna Sobota wystartowała ze swoim synem u boku w Rajdzie Breslau - czy takie rodzinne starty mają sens?

Hanna Sobota wraz z synem Adamem.
fot. Monika Dzieciątkowska

200 załóg, 8 odcinków, ponad 1000 km, 20. raz w Europie i po raz pierwszy całkowicie w Polsce. Co to takiego? To Rajd Breslau, w którym wystartował niespotykany i jedyny w swoim rodzaju team- Sobota Rally. Zastanawiacie się, co to wszystko ma wspólnego z rodziną? Otóż właśnie to czyni ten team wyjątkowym.

Hanna Sobota – kobieta, matka oraz kobieta pracująca na kilka tygodni w roku odrywa się od codziennej rutyny, by zasiąść za kierownicą rajdówki, a obok niej jej nastoletni syn Adam, który prowadzi ją przez wszystkie odcinki rajdu. To ich pierwszy wspólny występ i pierwszy raz Adama w roli pilota. Nikt nie wierzył, że ta współpraca może się udać, jednakże oni nie słuchali innych i postanowili wystartować w Rajdzie Breslau w kategorii cross country z pomocą firmy Secret Lashes.

Pierwszy dzień rajdu i pierwszy odcinek to była dla nich rozgrzewka i wybadanie terenu, ale już tego samego dnia na odcinku nocnym pokazali wszystkim na co ich stać. Na 30 minut przed startem zaczął padać lekki deszcz, który powoli stawał się coraz silniejszy więc na 5 minut przed startem zdecydowali się na szybką wymianę opon z takich do jazdy po piasku na takie do jazdy po błocie. To była świetna decyzja, dzięki której nadrobili straty z pierwszego odcinka! Kolejny dzień rajdu również na długo zostanie im w pamięci. Odcinek miał około 150 km, wiele samochodów pogubiło się. Team Sobota Rally jechał zgodnie z przepisami i poradził sobie z wszystkimi trudnościami na trasie, dzięki czemu wyszli na prowadzenie. To był pierwszy raz dla Hani, kiedy zajęła pierwsze miejsce co dodało im odwagi i pewności siebie, a nawet sprawiło, że mężczyźni z czołówki bali się spojrzeć w oczy kobiecie, która ich pokonała.

Rajdówka Hanny Soboty
fot. Monika Dzieciątkowska

 

Trzeciego dnia rajdu pojawiły się pewne problemy. Tuż przed startem naniesiono zmiany w roadbookach (książkach, w których zapisana jest trasa) co spowodowało, że Hania i Adam pogubili się podczas tego odcinka, a dodatkowo ugrzęźli na godzinę w błocie. Mimo wszystko kolejnego dnia walczyli dalej, nadal nie tracili nadziei, bo w końcu na rajdach wszystko się może zdarzyć. Szósty, 280. kilometrowy odcinek miał być asem w rękawie Sobota Rally, ponieważ są specami od długodystansowych tras, ale niestety ten odcinek został odwołany. Po całej złej passie nadal się nie załamywali. Kolejnego dnia znów wszyscy się bali, że zostanie odwołany odcinek, lecz na szczęście został jedynie przełożony z rana na wieczór. Tym razem Hania i Adam dali czadu, świetnie im się jechało, wyprzedzali czołówkę i już byli blisko wygrania kolejnego odcinka, aż tu nagle nawalił im dyferencjał (część odpowiedzialna za przekazanie jednakowego momentu obrotowego na koła). Tym razem zawiódł ich sprzęt który był za słaby i nie wytrzymał na 15 km przed metą. W tym momencie rajd się dla nich zakończył.

Czy czują się przegrani? Ależ skąd że! Są z siebie dumni i zadowoleni. Pokazali wszystkim, że nawet w rajdówce ważne są rodzinne relacje i zaufanie, a do tego udowodnili tym,  co wątpili, że nie mieli racji. „To dopiero początek!” – tak komentują cały rajd i zapewniają, że za rok znowu tu wrócą, a już w październiku spróbują swoich sił na wydmach w Maroku.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze