Karolina Chojnacka

GP Azerbejdżanu: spodziewaj się niespodziewanego, czyli piękno motorsportu w czystej i brutalnej postaci

Chyba większości kibiców Formuły 1 zrobiło się przykro, gdy zobaczyli jak prowadzący w wyścigu Max Verstappen kończy rywalizację o Grand Prix Azerbejdżanu w barierkach. I chyba większość kibiców ucieszyła się, gdy po restarcie Lewis Hamilton nie zmieścił się w zakręcie numer jeden. Dzięki pechowi dwóch najlepszych kierowców w stawce, rywalizacja o mistrzowski tytuł nadal będzie zacięta, a kibice mogli cieszyć się dość niespodziewanym składem na podium.

GP Azerbejdżanu było przez większość dystansu wyścigu… dość nudne i przewidywalne. Zupełnie nie jak GP Azerbejdżanu, do których w ostatnich sezonach przyzwyczaili się kibice. Ale… Baku po raz kolejny pokazało, że motorsport to sport nieprzewidywalny i nawet najnudniejsza rywalizacja na ostatnim okrążeniu może zmienić się w totalny chaos.

Kto by przypuszczał, że na cztery okrążenia przed końcem wyścigu w bolidzie prowadzącego w wyścigu (i klasyfikacji mistrzostw świata) Maxa Verstappena dojdzie do uszkodzenia lewej, tylnej opony i Red Bull skończy rywalizację w barierkach? Piękno motorsportu w czystej i brutalnej postaci.

Sprawa jest o tyle kontrowersyjna, że takie uszkodzenie opony nie powinno mieć miejsca. A zdarzyła się dwa razy, bo kilkanaście okrążeń wcześniej podobna usterka wyeliminowała z GP Azerbejdżanu Lance’a Strolla. Max Verstappen twierdzi, że  uważnie monitorował stan swoich opon, ale to nie uchroniło go przed odpadnięciem z Grand Prix Azerbejdżanu. W rozmowie z Ziggo Sport TV powiedział:

Jestem bardzo zły z powodu tego, co się stało. Wyścig był dla mnie łatwy. Kontrolowałem swoje tempo, obserwowałem tych z tyłu i byłem gotów przyśpieszyć, gdyby się zbliżyli. Nie przeciążałem opon i nie czułem wcześniej najmniejszej wibracji. Wszystko było pod kontrolą. Niestety czasami nasz sport jest bardzo okrutny i takie rzeczy się zdarzają.

Najsmutniejsze i najbardziej niesprawiedliwe w całej tej sytuacji wydawało się, że to, że Verstappen mimo swojej świetnej jazdy nie zdobędzie punktów, a Lewis Hamilton, dzięki jego pechowi stanie na drugim stopniu podium i wyprzedzi Holendra w klasyfikacji generalnej. Bądźmy szczerzy… po tylu latach dominacji każde potknięcie Mercedesa i Hamiltona trochę cieszą… zwłaszcza jeśli zwiastują zaciętą rywalizację z Red Bullem. Ale na szczęście dla rywalizacji o tytuł, po raz kolejny Formuła 1 pokazała, że jest nieprzewidywalnym sportem.

Gdy sprzątnięto rozbity bolid Verstappena, rywalizację wznowiono z pól startowych. Lewis Hamilton startował z drugiego miejsca, za plecami Sergio Péreza. Brytyjczyk zaliczył atomowy start, dużo lepszy niż Meksykanin i znalazł się przed kierowcą Red Bulla… ale nie zmieścił się w zakręcie numer jeden, bo niechcący zmienił balans hamulców i z tego powodu wyjechał na asfaltowe pobocze. Jak wyjaśnił szef zespołu Mercedesa, Toto Wolff:

Zahaczając o przełącznik, Hamilton radykalnie zmienił balans hamulców, przesuwając siłę hamowania na przednie koła. Z tego powodu doszło do zblokowania kół i nie był w stanie wprowadzić samochodu w zakręt.

GP Azerbejdżanu: spodziewaj się niespodziewanego
GP Azerbejdżanu: spodziewaj się niespodziewanego, fot. materiały prasowe / Mercedes

Zapowiadało się na dużą zdobycz punktową dla Hamiltona i odzyskanie prowadzenia w mistrzostwach po pechu Verstappena, ale po tym błędzie kierowca Mercedesa wylądował na końcu stawki i ostatecznie finiszował jako piętnasty.

Czy przed startem, a nawet w połowie wyścigu, ktoś spodziewał się, że na podium staną Sergio Pérez, Sebastian Vettel i Pierre Gasly? Szczerze w to wątpię. GP Azerbejdżanu dobitnie pokazało, że w motorsporcie nie można niczego z góry zakładać. I że Formuła 1 to piękny, ale brutalny sport, który w każdej chwili może złamać ci serce.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze