Funkcja żeglowania w samochodach – na czym polega i do czego służy?

Mówienie, że samochód żegluje, albo wszedł w tryb żeglowania, może być dezorientujące dla osób, które nie śledzą najnowszych pomysłów (a może raczej wymysłów) producentów aut. Wyjaśniamy więc o co chodzi.

Polacy prekursorami drogowej żeglugi

Niektórzy z was mogą pamiętać popularną lata temu praktykę (i nadal przez niektórych kierowców stosowaną, szczególnie tych starszej daty), jaką jest jeżdżenie na luzie. Logika stojąca za tym była prosta – jeśli rozpędzimy się, a później wrzucimy luz, to auto nie będzie hamowało silnikiem, tylko swobodnie toczyło się, a my przejedziemy pewien dystans prawie za darmo. Jeśli droga jest do tego pochyła, to już w ogóle można się było poczuć jak bóg ecodrivingu.

„To będzie największa w historii afera spalinowa!” – ostrzegają polskie media. Wyjaśniamy, o co chodzi

Problem w tym, że podobne zabiegi mogły mieć śladowy sens w czasach, gdy Polonezy napędzał jeszcze silnik z Dużego Fiata. W trochę bardziej nowoczesnych samochodach nie jest to zalecane z dwóch powodów. Po pierwsze po odjęciu nogi z gazu silniki nie zużywają paliwa, a po drugie jazda na luzie nie jest korzystna dla podzespołów samochodu. Styl jazdy rodem z PRL-u nie jest więc dobrym pomysłem.

Początki nowoczesnej żeglugi, czyli żeglowanie z automatyczną skrzynią biegów

Zaskoczeniem mogła być więc wiadomość, że najwięksi producenci samochodów, postanowili zainspirować się tym rozwiązaniem i zaimplementować je do swoich modeli. Przodował w tym Volkswagen i w samochodach tego niemieckiego koncernu już 10 lat temu zaczęły pojawiać się skrzynie automatyczne „z funkcją żeglowania”.

Test Fiat 500 Hybrid Launch Edition – idealny do miasta?

Zasada działania tego rozwiązania jest prosta – kiedy zdejmiemy nogę z gazu w czasie jazdy, skrzynia sama wrzuci luz, żebyśmy mogli swobodnie się toczyć. Robi to oczywiście w sposób nieszkodliwy dla podzespołów auta i bezpieczny. Jeśli kierowca naciśnie na hamulec, przekładnia natychmiast wróci do normalnej pracy, żebyśmy mogli hamować także silnikiem.

Wypływamy na szerokie wody, czyli żeglowanie z układem mild hybrid

Obecnie żeglowanie na zasadzie samoczynnego wrzucania luzu przez skrzynię automatyczną, jest szeroko rozpowszechnione, a niektórzy producenci poszli już krok dalej i zainspirowali się napędem hybrydowym. W klasycznie rozumianej hybrydzie (takiej jak Toyota Prius) silnik elektryczny stara się często wspomagać lub zastępować spalinowy. Robi to między innymi kiedy zdejmiemy nogę z gazu – wtedy jednostka gaśnie, ale ponieważ samochód może jechać tylko z napędem elektrycznym, jego zachowanie na drodze, praca układu kierowniczego i hamulcowego nie ulegają zmianie.

Mikrohybryda i miękka hybryda – wszystko, co trzeba o nich wiedzieć. Czy warto je kupić?

Taką możliwość postanowiono przenieść także do aut, które nie są hybrydami i tak powstał układ mild hybrid. Wykorzystuje się w nim niewielki silnik elektryczny (o mocy kilku, kilkunastu koni mechanicznych), który zastępuje rozrusznik oraz alternator, malutką baterię litowo-jonową i zwykle instalację elektryczną pod napięciem 48V (ale zdarzają się pojedyncze przypadki 24- lub 12-voltowych). Wykorzystuje się to rozwiązanie do bardziej płynnego działania systemu start/stop, czyli gaszącego silnik na postoju, często także pozwalając na odcięcie paliwa, jeszcze przed całkowitym zatrzymaniem.

Niektórzy producenci idą jeszcze o krok dalej i pozwalają na żeglowanie z wyłączonym silnikiem spalinowym, zupełnie jak w „pełnych” hybrydach. Jednym z pierwszych producentów szeroko stosujących to rozwiązanie, a także wykorzystującym w największym stopniu, jest Audi. W przypadku modeli tej marki silnik może zgasnąć przy prędkościach od 55 do 160 km/h, a samochód potrafi swobodnie żeglować do 40 s. Jeśli kierowca dotknie gazu lub hamulca, jednostka jest natychmiast wybudzana.

Ze zrozumiałych względów taka funkcja jest stosowana w autach ze skrzynią automatyczną, ale są też od tej reguły wyjątki. W nowych modelach Kii i Hyundaia można spotkać skrzynię manualną oznaczoną jako iMT. Takie auta mają automatycznie rozłączane sprzęgło, które pozwala na żeglowanie z wyłączonym silnikiem. Podobnie jak w autach ze skrzyniami automatycznymi, muśnięcie gazu lub hamulca, powoduje uruchomienie silnika i ponowne spięcie napędu. Z kolei Fiat w modelach 500 i Panda pozwala na żeglowanie przy prędkościach poniżej 30 km/h, ale tylko informuje kierowcę o gotowości układu mild hybrid. Musimy w nim sami wrzucić luz i później włączyć bieg, żeby kontynuować jazdę.

Co nam daje żeglowanie z wyłączonym silnikiem?

Ideą stojącą za opisywanym rozwiązaniem i różnymi sposobami jego realizacji, jest oczywiście pogoń za jak najniższym zużyciem paliwa. Niestety nawet w najbardziej optymistycznym scenariuszu, oszczędności mogą być najwyżej śladowe. Z informacji prasowej Kii dowiadujemy się, że możliwość jazdy z wyłączonym silnikiem przy prędkościach do 125 km/h, pozwala na obniżenie spalania o… 3 procent. Z kolei Audi podaje, że przy mniejszych modelach z 2-litrowymi silnikami (A4, A5) możemy oszczędzić 0,4 l/100 km, a przy jednostkach V6 w większych modelach (A6, A7, A8) będzie to najwyżej 0,7 l/100 km.

Miękka hybryda, czyli ile musisz dopłacić, żeby… NIC nie oszczędzić

Przyznacie, że nie są to wartości zawrotne, a przypomnijmy, że aby funkcja zadziałała, muszą być spełnione konkretne warunki. Poza prędkością oraz odpowiednim naładowaniem baterii, może to być także nachylenie terenu. Przykładowo modele Audi zwykle reagują na pochyłości i uruchamiają silnik, żeby móc nim hamować. Jest to pewnie podyktowane względami bezpieczeństwa, ale brak możliwości wykorzystania nachylenia terenu, trochę kłóci się z ideą pokonywania jak najdłuższych odcinków bez spalania paliwa, a jedynie samą siłą inercji pojazdu.

Funkcja żeglowania, podobnie jak cały układ mild hybrid, podyktowany jest tymi samymi względami, co lata temu było upowszechnienie się systemów start/stop. W homologacyjnym cyklu pomiarowym zużycia paliwa, przewidziane są fazy postoju (symulujące np. stanie na czerwonym świetle), oraz jazdy pozamiejskiej z koniecznością osiągnięcia wyznaczonej prędkości maksymalnej (obecnie jest to 131 km/h). Cały test trwa 30 minut. Jeśli auto gasi silnik na postoju (a teraz także jeszcze przed zatrzymaniem) to w tak krótkim teście, zauważalnie wpłynie to na wynik. Podobnie jeśli samochód po osiągnięciu wyznaczonej prędkości, będzie mógł toczyć się z wyłączoną jednostką napędową. W laboratorium takie zabiegi robią różnicę i tylko po to się je stosuje.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze