Drifting ma we krwi – wywiad z Karoliną Pilarczyk

Jeździła w KJS'ach, ścigała się w drag racingu, obecnie driftuje... Jest nieokiełznana, niepokorna i ambitna. Karolina Pilarczyk opowiada nam o swojej pasji do rywalizacji w sportach motorowych. 

Najlepiej się czuje we wnętrzu sportowych aut z klatką.
fot. Motocaina

Jak się zaczęła Twoja przygoda z motoryzacją?
Jak to z wieloma rzeczami bywa – przez przypadek. Moja mama jest aktorką, tata informatykiem, brat samochody traktuje czysto użytkowo – nie miałam nikogo w rodzinie, kto by próbował we mnie zaszczepić bakcyla. Jako mała dziewczynka nosiłam tylko sukieneczki, bawiłam się laleczkami i szalałam na punkcie wysokich obcasów! Około 10-go roku życia przestawiła mi się jakaś klapka w głowie. Zaczęłam intensywnie uprawiać sport, spódniczki odwiesiłam do szafy, a obcasy zamieniłam na wygodne, sportowe obuwie. W tym czasie często słyszałam, że kobieta jest słabsza, się nie zna, nie da rady… I to zapaliło mi w głowie czerwoną lampeczkę: jak to? Ja nie dam rady?! Ta lampka świeci mi się do dziś. Może to właśnie spowodowało, że zainteresowałam się autami, bo chciałam pokazać, że kobiety też potrafią. Wtedy jeszcze nie sądziłam, że tak mnie to wciągnie… 

Zna się na mechanice; w sporej części sama modyfikuje swoje pojazdy.
fot. z archiwum K. Pilarczyk

Wtedy postanowiłaś, że będziesz jeździć w sportach motorowych, by dokopać facetom?(Śmiech) Nie! To było bardziej skomplikowane. Nie chodziło tylko o to, żeby pokazać, że będę lepsza. W wieku 9 lat zaczęłam uprawiać sztuki walki, w podstawówce byłam w klasie o profilu matematycznym, w liceum w mat-fizie – moje grono głównie składało się z osobników męskich. Zainteresowałam się bliżej autami, by być dla nich partnerką do rozmów. Czułam jednak, że coraz bardziej mi się to podoba. Jak zrobiłam prawo jazdy to stwierdziłam, że chcę być lepsza w panowaniu nad pojazdem. Poszłam do Akademii Jazdy Opla, by podszlifować swoje techniki jazdy. I tu dopiero zaczęła się zabawa! Kontry, zabawa na płycie poślizgowej, kontrola nad półtoratonową maszyną – to była frajda! To był chyba ten moment, kiedy wpadłam jak śliwka w kompot… 

 

 

Po zakupie swojej BMW E36 M3, wciąż podnosi pojemność silnika i moc.
fot. Motocaina

Te jazdy natchnęły Cię do rajdów?
Jeszcze nie, ale byłam już na dobrej drodze. Do sportu motorowego namówił mnie Ryszard Plucha – jeden z ciekawszych rajdowców w Polsce. Oczywiście wszystko odbyło się znów przez przypadek. Spotkaliśmy się jak sprzedawałam swoje pierwsze auto. Zaprosił mnie do przyjścia na KJS. Tam zobaczyłam, jaka to jest fajna zabawa i zapragnęłam startować. W planie było zrobienie licencji rajdowej. Niestety wadą tego dokumentu jest to, że posiadacz staje się „profesjonalnym rajdowcem”, a więc zamyka sobie drogę do amatorskich rajdów. Jak sobie obliczyłam, ile takie rajdy kosztują, to postanowiłam jednak zostać w amatorskiej lidze.

Sport motorowy, nawet amatorski, nie jest tani – jak sobie radziłaś?
Nie ukrywam, że często z dużym bólem i problemami. Moje pierwsze auto dostałam od rodziców. Była to Tavria (śmiech) – autko, które dało się naprawić przy pomocy sznurka, pończochy i spinki do włosów! Niestety tego typu samochody długo nie wytrzymują ostrego traktowania, więc szybko pojawiła się kwestia kupna nowego auta. Mój tata zaoferował mi pożyczkę na Cinquecento, ale ja chciałam Lanosa. Nastąpił etap nieprzespanych nocy i kombinowania, jak tu kupić swoje wymarzone auto. Byłam tak zdeterminowana, że nawet załatwiłam sobie drugą pracę! Na szczęście mój tata zlitował się nade mną i żyrował mi kredyt.

 

 

Kawałek asfaltu, lub tor i Karolina już driftuje.
fot. Motocaina

To był piękny okres w moim życiu. Filtr stożkowy* i strumienica* brzmiały jak chińszczyzna, ale i tak chciałam je mieć. Byłam szczęśliwą posiadaczką Lanosa 1.4, w którym wymieniłam zawieszenie na bardziej twarde i niższe, zbudowałam cały wydech poza kolektorami, zamontowałam filtr stożkowy, zrobiłam jeszcze kilka przeróbek stylistycznych i zaczęłam startować w KJS’ach.

Niestety szybko okazało się, że moje kochane autko jest za słabe do sportu. Miałam 23 lata i chęć na więcej. Na szczęście pracuję w branży informatycznej, więc kolejne lata polepszały moją sytuację finansową. W 2005 roku kupiłam BMW E36 328 coupe. Auto z silnikiem 2.8 l., o mocy około 200 KM i przepięknym M-pakietem (detale stylistyczne, które czynią wygląd samochodu bardziej sportowym, zblizonym do odmiany M-power; przyp. red.). Autko dawało mi tak dużo przyjemności, że pierwszych kilka miesięcy prawie z niego nie wysiadałam!

Od 2005 roku startuje w zawodach driftingowych, które kończą się jak na fotce poniżej. Na zdjęciu rozgrzewa slicki przed drag racingiem.
fot. z archiwum K. Pilarczyk

Beemka była przeznaczona do driftu, więc szybko zajęłam się modyfikacją przeniesienia napędu i zawieszenia. Niestety znów utknęłam z powodu braku funduszy. Dopiero 2007 rok przyniósł mi większe możliwości finansowe, a co za tym idzie poważniejsze modyfikacje sprzętowe. Potem to już wszystko jakoś dynamicznie się toczyło, aż wreszcie – pod koniec 2007 – kupiłam BMW M3 E36. Rok później wymieniłam w tym aucie silnik na LS1 5.7 l. V8. Na sezon 2010 szykuje już nowy setup (ustawienia, zestrojenie silnika; przyp. red.) – LS7 V8 o pojemności 7 l. z Corvetty Z06. Wszelkie te modyfikacje są bardzo kosztowne i zmusiły mnie do wielu wyrzeczeń. Wielokrotnie żałowałam, że moje hobby to nie szydełkowanie. Jednak za każdym razem, kiedy wsiadam do eMki stwierdzam, że warto było. 

 

Efekt jazdy Karoliny.
fot. z archiwum K. Pilarczyk

Jak to się stało, że zaczęłaś jeździć w drifcie?
Na KJS’ach miałam jeden poważny problem – uwielbiałam zaciągać ręczny i wprowadzać auto w poślizg. Zabawa przednia, ale nie jest to korzystne z punktu widzenia czasu w jakim mam pokonać próbę. W 2004 roku zobaczyłam, że to, za co dostawałam „po łapach”, jest dyscypliną sportową! Na jednej z eliminacji wyścigów na ¼ mili organizowanej przez Stowarzyszenie Sprintu Samochodowego, Maciej Polody wykonał piękny pokaz driftu i sprawił, że zakochałam się w tym sporcie. Swoją przygodę z tą dyscypliną zaczełam startując we wspomianej BMW 328 E36.

Miałaś też epizod z telewizją. Możesz coś więcej na ten temat powiedzieć?
Kilka lat temu zostałam poproszona o poprowadzenie programu motoryzacyjnego, który miał zostać sprzedany do TMT. W wyniku różnych splotów wydarzeń zaprzestaliśmy produkcji tego materiału. Pomyślałam wtedy jednak, że to super pomysł i jak już coś zrobiłam w tym kierunku, to fajnie byłoby to

Nagrywała też program motoryzacyjny dla Tele5
fot. Motocaina

kontynuować. Zebrałam kilku bardzo zdolnych i operatywnych chłopaków i stworzyliśmy Auto-Moto-Extreme emitowany w Tele5. Program skierowany był raczej do niszy, bo nacisk położyliśmy przede wszystkim na technikę. Nie chcieliśmy opowiadać jaki to ładny i wygodny jest testowany pojazd (jak to wygląda w prawie wszystkich programach motoryzacyjnych), tylko np. jakie są typy hamowni i jaka jest ich rola podczas modyfikacji pojazdów. Wybieraliśmy też bardzo ciekawe autka jak np. Toyota Celica Sainz Edition albo Toyota Celica Supra i skupialiśmy się na ciekawej technologii zastosowanej w tych samochodach. Program zbierał na forach bardzo dobre opinie. Niestety od początku byłam sponsorem tego przedsięwzięcia i w którymś momencie nie byłam w stanie już tego udźwignąć.

 

 

Karolina uwielbia swoją Beemkę.
fot. Motocaina

Co robisz poza pracą i sportem motorowym?
Staram się zbawić świat (śmiech)! A tak na serio, to właśnie się doktoryzuję z inicjatyw i technologii ułatwiających komunikację pomiędzy biznesem, a programistami. Dużo projektów IT kończy się niepowodzeniem. Głównie z powodu braku zrozumienia. Staram się znaleźć sposób na taką komunikację. Jak mi się uda – czyż to nie będzie jak zbawienie? Zaangażowana też jestem w pomoc zwierzętom. Sama mam 2 pieski, przy czym jeden jest zabrany z domu adopcyjnego. Co roku biorę udział w kilku akcjach ratowania czworonogów. Poza tym uprawiam dużo sportu – codziennie rano biegam z psami, a popołudniu jeżdżę z nimi na rowerze. Z tatą co tydzień gromimy się w tenisa, a w lecie nie wychodzę z rzek, albo innych zbiorników wody.

Lubi samochody – na zdjęciu w Ferrari F430 testowanym przez Motocainę.
fot. Motocaina

Co byś powiedziała dziewczynom, które chciałyby driftować?
Przede wszystkim – że jest to piękny sport. Ja dokonałam bardzo poważnych inwestycji, ale nie są one niezbędne na początku tej przygody. Wystarczy kupić BMW E30 z np. 2.5 l. silnikiem. Widziałam kilka takich driftowozów na allegro, za 10-15 tys. zł. Wystarczy by się wjeździć i dobrze bawić. Nie liczyłabym też na sponsorów! Miałam kilka razy pytania od dziewczyn jak pozyskałam finanse na ten sport – otóż ciężką, własną pracą – nikt mi tych pieniędzy nie dał. Zatem dziewczyny – weźcie sprawy w swoje ręce i zapraszam na tor!

Objaśnienia:
KJS – Konkursowa Jazda Samochodem – rajdy dla amatorów
Drag Racing – wyścigi równoległe na dystansie ¼ mili
Drifting – kontrolowana jazda poślizgami 
Strumienica – dynamizator spalin; ma za zadanie poprawić opróżnianie komory spalania silnika, jej specyficzna konstrukcja przyspiesza wydech spalin, co przy poprawnym montażu i przeróbce całego wydechu w konsekwencji daje lekki przyrost mocy.
Filtr stożkowy – może dawać większy przyrost mocy (nawet o 10%) w stosunku do konwencjonalnego filtra poowietrza, jednak zwiększa hałaśliwość jednostki. Przy niskich obrotach silnika moment jest niższy od tego z seryjnym filtrem, dopiero przy bardzo wysokich obrotach zauważalny jest znaczny wzrost momentu.

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

zazdroszcze i pozdrawiam!

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

zazdroszcze i pozdrawiam!

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze