Cieniasem być tu nie można! Rozmowa z Joanną Madej

Joanna Madej to doświadczona i utytułowana pilotka, która miała już porzucić rajdową karierę, ale w jej życiu pojawiła się nowa szansa - starty z Klaudią Podkalicką. Choć rajdy cross country były dla niej wielką niewiadomą, to podjęła to wyzwanie i szczerze się w nich zakochała. A jej marzenia to teraz pustynia i Dakar...

Zanim poznałaś związane z Tobą plany zespołu Klaudii Podkalickiej, to miałaś już zamiar zawiesić „kask na kołek”?

Tak, to prawda. Podjęłam taką decyzję tuż przed zeszłoroczną Barbórką. Zostałam oszukana przez rajdowego partnera i to przelało czarę goryczy. Przez kolejne pół roku odcięłam się od motosportu, nie śledziłam wyników, nie interesowałam się kto z kim, czym i dlaczego. Adrenaliny dostarczała mi jajowata piłka! (Joasia jest menedżerem drużyny rugby, przyp. red.).

Od początku byłaś przekonana do pomysłu pilotowania terenówki?

Zdecydowanie nie! Telefon Mariusza Podkalickiego (taty Klaudii) nieźle mnie zaskoczył! Ale przypomniał mi też złożoną przed laty obietnicę, że jak będzie „fajny temat” – to wsiądę do Klaudii. Jak się powiedziało A to trzeba… dojść do Z! (śmiech)

Miałaś jakieś wątpliwości? A jeśli tak, to co je rozwiało?

Przede wszystkim od zawsze przerażały mnie duże auta, nie wiedziałam też nic kompletnie o rajdach cross country. No i nigdy nie jeździłam z kobietą. To wszystko złożyło się na to, że decyzji nie podjęłam od razu. Musiałam pojechać na rajd w roli obserwatora, zobaczyć co i jak, a następnie wsiąść z Klaudią do auta. Od razu był „rajdowy klik” i już wiedziałam, że możemy mieć wspólny cel. A pierwszy start rozwiał już kompletnie wszystkie wątpliwości i teraz żyję znów – od startu do startu!

Dziewczyny w akcji.
fot. biuro prasowe Klaudii Podkalickiej

Jak wiele spraw musiałaś opanować, by odnaleźć się w nowej roli?

W większości rola pilota jest taka sama. Ale ważniejsze stało się obsługiwanie haldy, bo to na niej głównie opiera się dyktowanie trasy na odcinku oraz obsługiwanie nowego urządzenia, jakim zawiadamiamy załogę jadącą przed nami, że chcemy ją wyprzedzić.

Dodatkowo, ze względu na długość odcinków (nawet kilkaset kilometrów) dbamy bardzo dokładnie o to, co i kiedy musimy zjeść bądź wypić. Okazuje się, że suplementacja jest w tym sporcie bardzo ważna, a dobrze dobrana – bardzo pomaga.

Na rajdach cross country nie ma zapoznania z trasą? Skąd wiesz teraz, co podyktować?

To dla mnie było chyba największe zaskoczenie. Choć z drugiej strony – zapoznanie z 240 kilometrowym odcinkiem?

Tuż przed startem (ewentualnie na odbiorze administracyjnym – to zależy od rajdu) dostaję książkę drogową w której opisane są dojazdówki oraz odcinki specjalne. Wygląda to dokładnie tak samo, jak w itinenerze na rajdach płaskich. Jedyna różnica, że jest mnóstwo znaczków (taki międzynarodowy kod), które informują o tym, czy są koleiny, garby, niecki i mnóstwo innych pomocnych informacji. Oprócz znaczków stosuje się skróty, tylko że obowiązującym w nich językiem jest francuski, więc np. prosto to TD (tout droit), a zawsze – TJS (toujours) itd. I takich skrótów mamy z kilkadziesiąt. Trzeba się ich nauczyć, bo nie zawsze jest czas (przypominam, że czasami książkę dostaje się w ostatniej chwili), żeby zerkać do legendy. A tym bardziej podczas odcinka, gdy trzeba odpowiednią informację podać kierowcy.

W kobietach siła!
fot. biuro prasowe Klaudii Podkalickiej

No i jak się w tym wszystkim nie pogubić?

Moje przygotowanie do dyktowania polega na odpowiednim zaznaczeniu kolorami potrzebnych mi informacji tak, żeby lepiej się czytało. To indywidualna sprawa, jak w przypadku opisu w rajdach płaskich. Ja robię to tak, że różowym mazakiem zaznaczam, którą ścieżką należy jechać, a żółtym odległość „od – do”. To jedna z najważniejszych informacji, bo jeśli nie podamy tego precyzyjnie, wtedy szybko możemy się pogubić w gąszczu dróg (w przypadku np. poligonu). Takie małe „kółko na patyczku” w każdej informacji – oznacza miejsce, w którym należy wyzerować haldę. To jest też odpowiedź, na ile to źródło jest dokładne. A zielonym mazakiem grupuję, jeśli między jedną a drugą informacją jest odległość mniejsza niż 200 metrów.

Czy podane, gotowe informacje zawsze są precyzyjne?

Nie, na przykład wykrzykniki oznaczające stopień niebezpieczeństwa (od jednego do trzech) są bardzo subiektywne, bo ustala je ten, który tworzył trasę. I już wiem, że nie zawsze się to sprawdza (w obie strony). To samo w przypadku kolein czy dołów. Bo teren cały czas pracuje i zmienia się w zależności od pogody, a więc nie można wszystkiego traktować na 100%. Informacje dodatkowe należy raczej traktować poglądowo, a patrzeć dużo przed siebie.

Rola pilota wydaje się odmienna niż w rajdach płaskich?

Wciąż się uczę, że można pędzić po lesie praktycznie bez opisu, bo pilot jest tak naprawdę od wskazywania kierunku i czasami (bo nie zawsze!) ostrzega przed wielkimi dziurami czy koleinami. Do tej pory byłam przyzwyczajona, że po odliczeniu 5, 4, 3, 2, 1 start – buzia mi się nie zamykała aż do mety, a teraz mam czas na podziwianie widoków (śmiech).

Twoje wieloletnie starty na prawym fotelu przydały się do czegoś?

Oczywiście! Doświadczenie ma ogromne znaczenie: znajomość procedur, czytania itinerera, karty drogowej, umiejętność czytania regulaminów, ale również tysiące przejechanych w fotelu kilometrów. To wszystko bardzo procentuje, niezależnie w której odmianie motosportu się znajduję.

Na pierwszym planie Tweety – rajdowa maskotka Asi Madej
fot. biuro prasowe Klaudii Podkalickiej

Gdybyś miała podsumować – to które rajdy są trudniejsze do opanowania od strony obowiązków pilota?

Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi, bo każdy ma swoją specyfikę. Na pewno na rajdach tzw. płaskich pilot ma zdecydowanie więcej do czytania na odcinku (mamy opisany praktycznie każdy metr drogi), ale czy jest to trudniejsze? Na cross country jedziemy według itinenera, który dostajemy tuż przed startem. Nie ma więc mowy o opisywaniu trasy, ale trzeba mieć w nim dobre rozeznanie.

A prędkości są podobne – tu również leci się ponad 100 km/h po lesie. Z tym że coś, co dla załóg z płaskich rajdów jest drogą z kilkoma zakrętami – dla „cross countrowców” jest prostą! W książce drogowej zaznaczone są krzyżówki, wszelkie zjazdy z drogi. Dlatego precyzyjnie trzeba odmierzać odległości za pomocą haldy.

Co trudniejsze? Nie wiem. I tu i tu trzeba być bardzo skoncentrowanym, uważnym i nie myśleć, że to chyba nie do końca normalne (śmiech).

A które są bardziej wyczerpujące? Czy potrzebna jest dobra kondycja także pilotowi?

Według mnie cross country jest bardziej wyczerpujące. Przejechałam 240 km odcinek (zaraz po 130 km!), więc mogę już to i owo powiedzieć. Widziałam twardych facetów, którzy na mecie tracili przytomność. Bo to niełatwe – przez kilka godzin utrzymywać maksymalną koncentrację, do tego często w potwornym upale i na bardzo nierównym, wymagającym terenie. Może dlatego tak się wciągnęłam – to zdecydowanie nowe wyzwanie!

A jeśli chodzi o kondycję, to musi ją mieć zarówno kierowca, jak i pilot. I wzmocnione mięśnie, bo czasami nieźle trzepie (śmiech). Sama zmiana koła wymaga niezłej tężyzny, bo auto waży ponad 2 tony, a koło – bagatelka, jakieś 35 kg. Jeśli dorzucimy do tego awarie, wypychanie samochodu z piasku czy wyciąganie z bagna – to wiadomo, że cieniasem być tu nie można!

W swoim krótkim doświadczeniu w rajdach cross country masz już na koncie dachowanie. Czy większy samochód daje też większe poczucie bezpieczeństwa?

No tu zdecydowanie odpowiem, że tak! Czuję się w tych samochodach bardzo bezpiecznie, choć rzeczywiście przez to, że jest dużo wyższe – staje się mniej stabilne. Stąd nasza przygoda zakończona na dachu. Ale z doświadczenia wiem, że jeśli dobrze się zapniemy, mamy dopasowany kask, solidną klatkę i krótkie paseczki hansa – to wszelkie tego typu ekscesy będzie się traktowało jak przygody i kolejny element doświadczenia. Dla naszego damskiego duetu był to również sprawdzian hartu. Zdany! Obie myślałyśmy tylko o tym, aby jak najszybciej jechać dalej!

Czy rajdy cross coutry już podbiły Twoje serce? Nie możesz doczekać się kolejnych startów?

Oj tak! Choć to nie tyle magia cross country, ile po prostu rajdów. Ja jednak nie umiem żyć bez adrenaliny, a każdy wyjazd napędza mnie na kolejne, długie tygodnie zwykłego życia. Uwielbiam moment, kiedy zakładam kombinezon i biorę kask. A teraz zasypiam z myślą o pustyni – kompletnie mnie trafiło! Póki co, to znam ją tylko z filmów bądź opowieści, ale nie mogę się już doczekać, kiedy pojedziemy na pierwszy trening!

Dawno temu jedna z bliskich mi osób, bardzo doświadczona pustynnie, powiedziała, że: „jak się raz pojedzie na wydmy – to ziarenko piasku zostanie w sercu na zawsze”. Ja na wydmach jeszcze nie byłam, ale już wiem, że miał stuprocentową rację!

Wybuchowa Barbórka 2012
fot. Anna Zalewska

A Twoja maskotka nie narzeka na liczbę wertepów?

Tweety przez wszystkie lata w samochodach rajdowych okrzepł i do wielu niedogodności się przyzwyczaił. Dobrze przymocowany daje radę i na wertepach. Jedno, co sprawia, że ma dyskomfort w terenowym aucie, to wszędobylski kurz, choć dzięki temu przestał używać żelu do włosów (śmiech). Po Baji trudno było się dopatrzeć… żółtego ptaszka.

Waszym celem jest Dakar 2014 – trwają już przygotowania?

Tak! Wymarzyłyśmy sobie i zaplanowałyśmy Dakar 2014. A przygotowania tak naprawdę rozpoczęłyśmy zaraz po tym, jak zapadła decyzja o starcie! Każdy nasz rajd jest drogą do celu. Poza kilometrami na odcinkach, przeszłyśmy też specjalistyczne badania wydolnościowe, żeby każda z nas wiedziała, co musi w swoim organizmie poprawić. Jesteśmy również pod opieką pani doktor, która zajmuje się specjalistyczną suplementacją i na podstawie indywidualnych badań dobrała nam odpowiednie specyfiki. Wiemy już, co jeść na tydzień przed startem, co w przeddzień, co w dniu startu, a jak należy się żywić, co pić i w jakich ilościach w trakcie rajdu. No i czym się wspomagać, żeby jak najlepiej zregenerować organizm w ciągu kilku godzin przerwy. Zaprzyjaźniłyśmy się też z siłownią i sporo czasu spędzamy na rowerach. A ja to mam nawet swojego osobistego trenera, z którym spotykam się trzy razy w tygodniu w sali tortur (śmiech).

Masz teraz zimowe wakacje od sportowych obowiązków?

Nie, bo teraz jest czas na to, aby zapiąć budżet. Czas spędzamy więc na wielu spotkaniach i rozmowach. To jest też dobry moment, aby spotkać się z kibicami i dlatego pojawiłyśmy się na targach motoryzacyjnych. No i robimy wszystko, aby pomimo przerwy w jeżdżeniu wciąż było o nas głośno! (śmiech) Udzielamy wywiadów, pojawiamy się w stacjach telewizyjnych, bierzemy udział w różnych akcjach. A sezon zakończyłyśmy startując „wybuchowo” w Rajdzie Barbórka.

Czy Twoim zdaniem w pełni żeński zespół ma większe szanse na sukces i zainteresowanie sponsorów?

Myślę, że tak – choć do wyglądu należy dodać sportowy pazur i wyniki. Sama płeć nie wystarczy. Naszą przewagą jest na pewno element zaskoczenia i wyjątkowość, ale to jeszcze nie gwarantuje sukcesu. A tym bardziej nie przynosi pieniędzy. Mamy dobrą bazę, a cała reszta to ciężka praca. Na pewno potrzebne jest też szczęście.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze