Edyta Klim

CallunaTrip – o życiu w trasie opowiada Aga „Jess” Wrzosek

Agnieszkę i Bartka z CallunaTrip połączyło zamiłowanie do klasycznych samochodów marki Volskwagen. Od wielu lat podróżują, ale w 2019 roku przeżyli największą przygodę - swoim Volkswagenem "Ogórkiem" z 1972 roku pokonali trasę ponad 48 tysięcy kilometrów.

VW „Ogórek” to Wasz dom na kołach – dostosowaliście go w pełni do swoich potrzeb?

Agnieszka: Naszą „Venerę” kupiliśmy w 2010 roku, gdzieś pod Częstochową. Wcześniej w Finlandii była pojazdem służącym do przewozu gości na lotnisko. Od razu się zakochaliśmy i wiedzieliśmy już, że to właśnie nią będziemy podróżować. Przez wiele lat wystarczało nam w niej jedynie łóżko. Z czasem doszły szafki, lodówka, a przed ostatnim wyjazdem jeszcze więcej szafek, panele słoneczne i bagażnik dachowy z wyposażeniem wyprawowym (woda, koła zapasowe, paliwo, części).

Macie tam też łazienkę i kuchnię?

Uwielbiam gotować, ale podczas ostatniej podróży nauczyłam się gotować z małą ilością potrzebnych rzeczy: garnków, piekarników i innych zbytecznych akcesoriów. W naszym „Ogórku” nie mamy kuchni. Zdecydowaliśmy o tym z premedytacją, po pierwsze – chcieliśmy wykorzystać przestrzeń bagażową maksymalnie i nie zwiększać wagi samochodu; po drugie – chcieliśmy uniknąć problemów z parowaniem i kuchennymi zapachami w tak małym aucie. Korzystamy z dwupalnikowej kuchenki turystycznej, którą wystawiamy na zewnątrz.  Roleta, zamontowana do naszego auta, powiększa przestrzeń i podczas postoju mamy w niej salon i kuchnię (śmiech). 

Łazienki czy toalety nie mamy do dziś i nie planujemy mieć. Kochamy minimalizm i raczej nie budujemy długotrwałych obozowisk. Jesteśmy ciągle w ruchu. Wystarczy nam zbiornik na wodę, zamontowany na dachu, do którego mamy podłączony wąż prysznicowy. Toaleta, a nawet prysznic, zawsze znajdzie się na stacji, czy gdzieś przy drodze. Gorzej, kiedy nocujemy na parkingu w mieście lub pod marketem.

Skoro gotowanie to także Twoja pasja, to czy robienie tego przy busie w jakiś sposób Cię ogranicza?

Podczas pracy w korporacji nauczyłam się, że nie ma problemów czy ograniczeń, są tylko wyzwania! I takim wyzwaniem były dla mnie 4m2 naszego busa (śmiech). Długo zastanawiałam się co zabrać, żeby móc normalnie gotować, bo w naszym stacjonarnym domu sprzęt kuchenny stanowi większość wyposażenia. Nie mogłam zapomnieć o moździerzu – to coś, bez czego nie wyobrażam sobie gotowania, dobrych noży oczywiście i sporego pojemnika przypraw. Z czasem zgromadziłam też lokalne przyprawy. Zależało mi też na naczyniach, bo nie chciałam jeść z plastikowych misek i talerzy. W naszym wyposażeniu znalazły się więc ceramiczne naczynia, szklanki i kieliszki. Z czasem okazało się, że wystarczą nam 2 garnki i jedna patelnia. A po powrocie do domu, przez jakiś czas jeszcze, używałam tylko tych naczyń z busa (śmiech). 

Jak długo żyjecie w trasie? To Wasza odskocznia czy już styl życia na stałe?

Obecnie jesteśmy w Polsce, przeprowadzamy remont busa i plan jest taki, żeby zawsze wracać do czekającego na nas domu. Może to się kiedyś zmieni, zobaczymy… Nasz ulubiony styl wyjazdów to raczej „overlanding”, czyli długoterminowe, długodystansowe podróżowanie. Nie uważam, że mieszkamy na stałe w busie, raczej nim tylko podróżujemy. Nasza ostatnia podróż trwała prawie rok – przejechaliśmy 48 tysięcy kilometrów po Ameryce Północnej i Centralnej. Rzadko nocowaliśmy na kempingach, przemieszczaliśmy się, spaliśmy, jedliśmy i żyliśmy w busie. Można powiedzieć, że była to taka namiastka vanlife’u i nie ukrywam, że bardzo nam się to spodobało.

Jak odbierają Was mieszkańcy krajów, które przemierzacie? Czujecie się zawsze bezpiecznie i trafiacie tylko na pozytywny odbiór Waszego stylu podróżowania?

Jest coś niesamowitego w podróżowaniu „Ogórkiem” – to auto, które chyba zawsze odbierane jest pozytywnie i budzi uśmiech na twarzy. Podczas naszej ostatniej podróży przez Amerykę Północną i Centralną, zaciekawienie dodatkowo wzbudzały polskie tablice rejestracyjne. Wiele razy zdarzało nam się, że napotkane obce osoby proponowały nam nocleg w swoich domach, nierzadko też pomoc mechanika, czy wsparcie w odtworzeniu skradzionego nam na promie wyposażenia i sprzętu turystycznego. Czuliśmy się bezpiecznie. Prawie zawsze, czy to podczas noclegów w dziczy czy w dużych miastach. Kanada jest niesamowicie przyjaznym i bezpiecznym krajem, a Stany Zjednoczone są cudowne na prowincjach.

Straszono nas bardzo Meksykiem… Spędziliśmy tam trzy miesiące, przemierzając kraj wzdłuż i wszerz, i wbrew temu, co się mówi – czuliśmy się tam bezpiecznie. Oczywiście słyszeliśmy historie innych podróżników o wymuszeniach policji, kradzieżach i włamaniach. My musieliśmy mieć wiele szczęścia, bo nie doświadczyliśmy żadnej tego typu, negatywnej sytuacji. Wprost przeciwnie – Meksykanie byli pomocni, życzliwi i bardzo przyjaźni. Ważny jest też rozsądek w podróżowaniu. My nie jeździliśmy w nocy, wybieraliśmy sprawdzone miejsca, nawet te na dziko. Często zawierzaliśmy intuicji – kiedy czuliśmy, że któraś z miejscówek jest podejrzana, to po prostu szukaliśmy innej.

Jak lubicie podróżować? Z planem czy bez, na odludziu czy w centrum, w towarzystwie spędzać czas czy tylko we dwoje?

Mamy bardzo ogólny plan, dokąd chcemy dojechać, ale to, co się wydarza po drodze – dzieje się już na bieżąco. Często zmieniamy plany pod wpływem sugestii poznanych ludzi, zatrzymujemy się w nieplanowanych miejscach na dłużej, a do innego decydujemy się nie jechać w ogóle. Nauczyliśmy się cieszyć „życiem w podróży” i nie planować dalej, niż na dwa dni do przodu. Nie mamy ciśnienia na zobaczenie wszystkiego. Czasem dobrze się czujemy gdzieś na odludziu, tylko w swoim towarzystwie, a czasem szukamy towarzystwa innych. Raz wolimy kawę na rozciągającej się po horyzont pustyni, a czasem koncert, gdzieś w centrum miasta.

Duże miasta z zasady przyciągają nas najmniej. Podczas ostatniej podróży bardzo nie chcieliśmy jechać do Miasta Meksyk, jednak tam trafiliśmy i wcale nie żałujemy. Zakochaliśmy się w jego architekturze, niesamowitych muralach Diego Rivery i Jose Clemente Orozco, a także w ludziach. Jednak większą część naszego czasu spędzamy na pustyniach lub dzikim lesie, w otoczeniu łosi, ptaków i szumu drzew – w takich miejscach czujemy się najlepiej.

Nie macie ochoty czasem na jakieś „wycieczkowe luksusy”? Odskocznię od minimalistycznego stylu życia w podróży?

Ja raczej nie jestem fanką luksusów. Oczywiście wygodne łóżko jest super, ale taki styl podróżowania, jaki ostatnio prowadzimy – mi bardzo odpowiada. Mam wrażenie, ze w taki sposób bardziej doświadcza się tych miejsc, poznaje się ludzi lub choćby lokalną kuchnię. Raz z mamą pojechałam zorganizowaną wycieczkę na Jukatan. Były hotele, baseny, wyżywienie na miejscu, a prawdę mówiąc, niewiele z tego pamiętam… Nie zachwycało mnie hotelowe jedzenie dla Europejczyków i drinki na plaży. Za to, z naszej ostatniej podróży, doskonale pamiętam wszystkie smaki, choćby quesadillas z fasolą i kwiatami cukinii, zjedzone pod przydrożną palapą w stanie Chiapas. W takim minimalistycznym podróżowaniu jest możliwość poznawania świata bardziej, bo im mniej masz, tym więcej widzisz, doświadczasz i czujesz…

Pasja do klasyków zwykle idzie w parze z pasją do majsterkowania. Na ile niezawodny jest W T2 z 1972 roku?

To świetny pojazd o genialnej, prostej konstrukcji. Niestety wiele jego elementów jest wyeksploatowanych przez lata, wymaga wymiany/naprawy, a współczesne zamienniki pozostawiają wiele do życzenia. Podczas ostatniej wyprawy mieliśmy jedną poważną awarię i niezliczoną ilość drobnych. Sama mam pasję do majsterkowania, lubię pracę w drewnie, tapicerstwo, czy nawet domowe remonty, ale mechanika pojazdów nas nigdy nie pociągała. Jednak w podróży takim autem, czasem nie mamy wyboru i musimy coś naprawić czy ustawić sami. W najtrudniejszych momentach pomocni są koledzy na online support i wiedza z internetu, ale gdy do najbliższego punktu z zasięgiem masz dwa dni drogi, to już trzeba się przeprosić z instrukcją obsługi i skupić mocniej na zadaniu. Dlatego ostatniego roku nauczyliśmy się więcej, niż przez 20 lat posiadania garbusa czy busa. Dziś, prawie z zamkniętymi oczami, potrafię zdemontować i oczyścić pompę paliwową. 

VW Garbusy też mają specjalne miejsce w Waszych sercach i garażu?

Tak. Garbus to nasza pierwsza miłość i pierwsze auto w życiu. Uczyłam się też nim jeździć. Kupiliśmy go, jeszcze będąc na studiach i mamy do dzisiaj. Często nim jeździmy, mniej tylko zimą, ze względu na sól. Od wielu lat organizujemy również zloty, imprezy dla Garbusów i ich właścicieli. Jesteśmy mocno zżyci z tą społecznością i naszymi autami. 

Gdzie do tej pory udało Wam się wyjechać, a jakie kierunki są w najbliższym planie?

Przez wiele lat podróżowaliśmy po Europie, ale nie tylko „Ogórkiem”. Byliśmy w: Irlandii, Islandii, Francji, Hiszpanii, Portugalii i na Wyspach Kanaryjskich. Pierwszy raz w USA byliśmy w 2013 roku. To wtedy podjęliśmy postanowienie, że musimy tam wrócić „Ogórkiem”. Planów i marzeń jest wiele – chcielibyśmy pojechać na wschód, bardziej ten bliski i nawet dalszy, ale czas pokaże, czy to się uda…

Czy w którymś z odwiedzonych miejsc mielibyście ochotę zamieszkać na stałe?

Zakochaliśmy się w Kanadzie, a szczególnie w Jukonie. Jego dzikości i samotności, bo to przeogromna prowincja Kanady z bardzo niskim zaludnieniem. To miejsce, w którym tak naprawdę można poczuć potęgę przyrody i to, jaki mały jest człowiek w konfrontacji z nią. To jest miejsce, w którym siebie widzimy, jak już nam się znudzi to jeżdżenie. Od zawsze kochamy pustynie, więc zamieszkać gdzieś w Kalifornii, w okolicy Joshua Tree czy na Baja Kalifornia, też byłoby fajnie.

*****

Aga i Bartek Wrzosek są autorami bloga callunatrip.pl. Żyli w drodze i mieszkali w busie przez niemal rok, doświadczając świata wszystkimi zmysłami. Ich przygody można śledzić na kanale CallunaTrip na:

YouTube: https://www.youtube.com/callunatrip

Instagramie: https://www.instagram.com/calluna_trip/ 

Facebooku: https://www.facebook.com/CallunaTrip

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze