Beata Bublewicz: musiałam szybko dorosnąć

W dzień ojca zamieszczamy szczególne wspomnienia Beaty Bublewicz, która opowiada Motocainie o uczuciach po stracie taty, słynnego rajdowca. Zapraszamy do lektury kolejnej części wywiadu, w którym odeszłyśmy tym razem od tematów polityki, rozmawiając o emocjach towarzyszących córce zawodnika, o książce i relacjach rodzinnych.

Jako mała dziewczynka towarzyszyłaś swojemu Tacie w wyjazdach na rajdy?
– Uwielbiałam jeździć na rajdy. Zwalniałam się ze szkoły (oczywiście za przyzwoleniem rodziców) i jechałam bezpośrednio na rajd ze znajomymi. Wracałam po zawodach z tatą. Wspominam te chwile jako jedne z piękniejszych w moim życiu. Takie momenty wnosiły w nie koloryt przygody i wielkich emocji. Byłam najwierniejszym kibicem ojca.

 

Beata często towarzyszyła swojemu tacie w podróżach i podczas rajdów
fot. z archiwum Beaty Bublewicz

Jakie uczucia towarzyszą córce zawodnika?
– Ogromne emocje, dlatego po śmierci taty przestałam kibicować rajdowcom na kilka lat. To było dla mnie zbyt bolesne. Dopiero z chwilą, gdy Janusz Kulig zaczął startować w barwach Marlboro, ponownie zaczęłam interesować się tym sportem. Janusz był człowiekiem niezwykle przyjacielskim, serdecznym dla ludzi. Można powiedzieć, że miał wiele cech wspólnych z moim tatą, zarówno jako sportowiec, jak i człowiek. Myślę, że stąd właśnie wynika dobra pamięć kibiców o obu. Pomijając sam fakt, że obaj zginęli tragicznie i bez sensu. Jeden i drugi mogli mieć to szczęście i wyjść z tego, ale… żaden go nie miał.

Obserwujesz obecnie rajdową scenę? Masz swoich faworytów?
– Muszę być przekonana do sportowca, żeby mu kibicować z wielką pasją. Muszę go też lubić jako człowieka. Oczywiście cieszę się z sukcesu każdego Polaka, ale jeśli jest to osoba, którą znam i startuje w dyscyplinie sportu, przy której się wychowałam, to rzeczywiście emocje są ogromne. Teraz wśród młodych ludzi jest wielu zdolnych zawodników, ale rajdy są naprawdę trudną dziedziną. Przede wszystkim ze względów ekonomicznych, dlatego wiele talentów nigdy nie ujrzy światła dziennego. Kiedyś doskonale zapowiadającym się zawodnikiem był Łukasz Sztuka – jeździł pięknie. Myślałam, że będzie jednym z najlepszych. Cieszę się, że jest na liście zgłoszonych załóg startujących w Rajdzie Polski i będzie można go zobaczyć już w tym tygodniu, na pewno będzie dobrze przygotowany. Zawsze byłam i jestem entuzjastką talentu Leszka Kuzaja. Uważam, że on ma nadal wiele niewykorzystanego potencjału, czasami spalają go emocje, ale we wszystkim co robi jest wierny sobie i nikogo nie udaje. Wzruszył mnie w tym roku, kiedy w trudnym dla niego momencie w życiu, zdecydował się wziąć udział w Memoriale mojego taty i Janusza Kuliga startując w Wieliczce wraz z innymi świetnymi kierowcami. Obecnie wielkie nadzieje pokładam też w młodym i bardzo utalentowanym zawodniku – Radku Typie. Myślę, że jeszcze nie raz nas zaskoczy.  Teraz nie jeżdżę i nie oglądam rajdów zbyt często. Potrzebowałam dużo czasu, zanim zamknęłam pewne rozdziały swojego życia i mogłam pojechać na rajd, patrzeć na kolejnych zdolnych ludzi. Jednak już nie budzi to we mnie aż takich emocji jak kiedyś. Tego się nie da porównać.

Jak wyobrażasz sobie rozegranie Rajdu Polski – rundy mistrzostw świata na Mazurach?
– Zdobyliśmy możliwość zorganizowania rundy WRC dlatego, że impreza będzie rozegrana na wyjątkowo pięknych szutrach oraz z powodu niskich kosztów dojazdu do Polski. Na pewno łatwiej do nas dojechać niż np. do RPA. Myślę, że organizatorzy poradzą sobie z tym zadaniem, ale jak to wypadnie w rzeczywistości – dopiero się przekonamy. Niewątpliwie będzie to dużą korzyścią i niezwykłą promocją Polski i mojego regionu. Warmia i Mazury są naprawdę piękne. Teraz ubiegają się o miano cudu świata – zachęcam wszystkich do głosowania na stronie www.new7wonders.com

 

Okładka książki o Marianie Bublewiczu
fot. Motocaina

Kilka lat po tragicznej śmierci Twojego Taty postanowiłaś wydać swoje wspomnienia. Skąd taki pomysł?
– Na pomysł napisania książki wpadłam sama. Wspomnienia, które w niej znajdziecie, pochodzą od różnych bliskich mojemu tacie osób. Prawdę mówiąc, to ja je wybrałam, niektóre z nich musiałam spisać z ustnych relacji, ponieważ było kilka osób, które nie były w stanie przelać na papier tego czują. Są tam także moje kartki z pamiętnika. Dostałam za nie „Przepustkę Literacką Miesięcznika Zwierciadło”. Z tych swoich wspomnień zrobiłam sobie terapię po śmierci taty. Zaprzyjaźniony psycholog kazał mi przeczytać wyjątkową książkę Nancy O’Connor „Pożegnanie miłości – jak przetrwać stratę ukochanej osoby” i spisywać swoje uczucia, kiedy nie umiałam poradzić sobie z tą sytuacją. Pisząc to, nie myślałam o konkursie. Dopiero, kiedy go ogłosili pomyślałam, że wyślę. Teraz jak to czytam, mam wrażenie, że jest to zbyt szczere, zakrawa o ekshibicjonizm. U mnie w domu żałoba była tematem tabu. Jednak udało mi się zrozumieć zaistniałą sytuację. Moja mama nie potrafi przeżyć pewnych etapów żałoby do dziś. Szczególnie tych zmierzających do akceptacji nowej sytuacji i życia pełną piersią w nowych okolicznościach. Nie potrafi spojrzeć na życie inaczej. Mamy zdaniem, jedym dobry wydarzeniem, które wydarzyło się od tego czasu, było pojawienie się na świecie jej wnuczka.

Książka ma być ponownie wydana.
– Tak, będziemy wznawiać nakład, bo obecny został wyczerpany. Chcemy, aby kibice, którzy już mają tę książkę, mogli ją kupić jeszcze raz, ponieważ będzie inna, zmieniona. Stworzymy ją wspólnie z pilotem taty, z którym razem zdobyli wicemistrzostwo Europy – Grzegorzem Gacem. Grzegorz napisał kiedyś bardzo ciekawą książkę „Z Bublewiczem przez Europę”, która cieszyła się ogromną popularnością, a jej nakład został wyczerpany. Teraz chcemy je połączyć z moimi wspomnieniami, dodamy także dwa filmy. Mam nadzieję, że będzie dostępna za niespełna rok, w 60 rocznicę urodzin taty. Dochód przeznaczymy w całości na rzecz Fundacji im. M. Bublewicza wspierającej utalentowaną sportowo młodzież i dzieci.

Po śmierci taty musiałaś szybko stanąć na nogi…
– Wtedy zdałam sobie sprawę, że moje marzenia niemal o wszystkim, w tym o studiach w Anglii, zniknęły bezpowrotnie i albo wezmę się natychmiast do roboty, albo będę sprzedawać wszystko po kolei, co zostawił mi tata tylko dlatego, że ktoś może uważać, że jestem za młoda by pracować. Na szczęście miałam w sobie dużo odwagi. Teraz, kiedy patrzę z perspektywy lat na siebie jestem dumna, że tak zrobiłam, choć brakowało mi wiedzy, a przede wszystkim ostrożności i asertywności wynikającej z doświadczenia życiowego, ale skąd miałem je mieć? Byłam licealistką, dzień po pogrzebie taty skończyłam 18 lat. Moja wychowawczyni nie pozwoliła mi zmienić szkoły na wieczorową. Nie chodziłam do szkoły, jednak mogłam umawiać się na zaliczenia z nauczycielami. Tak dociągnęłam do matury, którą zdałam na piątki i jedną czwórkę. Później poszłam na studia, skończyłam trzyletnią anglistykę, potem socjologię ze specjalizacją z public relations na Uniwersytecie Warszawskim.

Po studiach pracowałaś w Oplu. Czym się tam zajmowałaś?
– Od 1993 roku przez osiem lat prowadziłam punkt dilerski Opla w Olsztynie. Był to serwis, salon sprzedaży nowych i używanych samochodów, blacharnia i lakiernia. Wszystko to, co było w firmie, kiedy tato zginął. Firma dała mi podstawy myślenia o tym, jak pieniądze się zarabia i wydaje, że trzeba wiedzieć dlaczego, po co i jak się zarządza majątkiem. Byłam odpowiedzialna za 50-osobowy zespół. Uważam, że każdy polityk powinien mieć w życiu obowiązkowy staż prowadzenia firmy lub pracy w samorządzie. To daje racjonalne spojrzenie na życie. Kiedy decyduje się o budżecie państwa, to każdy wydatek dla takiego człowieka, który kiedyś sam prowadził firmę lub był np. burmistrzem, zapala światełko w głowie. Uważam, że doświadczenie w skali mikro jest bezcenne.

 

Beata bardzo miło wspomina swoje spotkania z Dalajlamą
fot. z archiwum Beaty Bublewicz

Czego Ci można życzyć na dalszą i bliższą przyszłość?
– Chciałabym napisać doktorat do 2012 roku. Właśnie precyzuję tematykę. Cieszę się, że miałam wielki zaszczyt współorganizować oficjalną wizytę Dalajlamy w Polsce, rozmawiać z nim w cztery oczy. Jest człowiekiem absolutnie wyjątkowym. Rozmowy z nim zmieniły moje podejście do wielu spraw, do życia, do problemów. Mam nadzieję, że moja działalność w komisji spraw zagranicznych będzie nadal przyczyniała się do zwracania uwagi (nie tylko Polaków) na ogromną potrzebę przestrzegania praw człowieka na świecie, by przyczyniać się tym samym do spokojnego rozwoju ludzi, a nie pogłębiania ich cierpień. Cieszę się także, że już 27 tysięcy dzieci i młodzieży z 9 województw, korzysta z mojego programu bezpłatnych zajęć sportowych i jeśli wszystko dobrze pójdzie, to do końca 2010 r. dołączą pozostałe regiony kraju. Wielką satysfakcję daje mi także praca na rzecz bezpieczeństwa ruchu drogowego. W tym tygodniu przedstawię na konferencji w Genewie polski punkt widzenia na tą kwestię.
Prywatnie chciałabym mieć więcej czasu dla rodziny, dla synka. Chciałabym częściej grać w golfa, ćwiczyć jogę i czytać więcej książek. Mieć więcej wolnego czasu na takie zwykłe rzeczy, jak np. gotowanie – interesuję się dietoterapią i wszystkim, co związane jest ze zdrowym stylem życia. Od roku jestem wegetarianką.

 

Co chciałabyś przekazać naszym czytelniczkom?
– Wszystkim kobietom-kierowcom, życzę by nadal dawały dobry przykład na drodze będąc życzliwe innym użytkownikom drogi. Uważam, że kobiety zachowują się uprzejmiej za kierownicą niż mężczyźni. Tato zawsze twierdził, że kobiety są lepszymi kierowcami, powodują mniej wypadków. Są ostrożniejsze, bardziej przewidujące, zazwyczaj nie szarżują. Powinnyśmy trzymać klasę nawet kiedy ktoś zrobi jakąś głupotę na drodze. Zdenerwowanie w niczym przecież nie pomoże. Agresja stwarza łańcuch agresji w dalszej podróży i w rezultacie może doprowadzić do wypadku. Wierzę, że kobiety będą dawały dobry przykład napędzając koło życzliwości na naszych drogach.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze