Baba z brodą za kierownicą

Spragniony mocnych wrażeń na drodze Polak w Norwegii przeżywa prawdziwe katusze, bowiem autochtony jeżdżą tak, jakby jaja zostawili w lodówce. No, chyba, że Polak natknie się na norweską kobietę.

 

Najczęściej spotykany znak na drogach norweskich to ograniczenie prędkości
fot. Sylwia Skorstad

W Norwegii za kierownicą siedzą same baby. Niektóre mają brody, inne wąsy. Żadna nie ma hełmu z rogami, bo okazało się, że te rogi to tylko hollywoodzka bujda i nawet jeśli któryś z Wikingów je widział, to jedynie na filmie. Norweskie baby (innymi słowy pipki) jeżdżą 50 km/h, wpuszczają na pasy ruchu jakby to było wejście główne do Teatru Wielkiego, a trąbią chyba tylko wtedy, gdy im się przypadkowo podczas jazdy wymsknie żywy śledź z reklamówki i klapnie o klakson. Nie wiedzą, co to werwa, zwana również jazdą dynamiczną, nie potrafią wyprzedzać, nawet jeśli chodzi o wóz drabiniasty, który będzie im zawalał górską drogę przez kolejne 20 kilometrów.

 

Polak przybywający do Norwegii jest tak babowatością Norwegów zdumiony, że z tego całego szoku zdejmuje nogę z gazu. Kiedy szok mija, znów jedzie normalnie, czyli jak facet. Tym sposobem odkrywa, że w norweskich szpitalach mają bezprzewodowy Internet. Na polonijnym forum pisze wiadomość:
– Słuchajcie, miałem po pijaku wypadek. Nie pamiętam dokładnie, jak to się stało, ale obudziłem się tutaj. Powiedzieli mi, że skasowałem latarnię. Ej, słuchajcie, ktoś mi napomknął, że teraz dadzą mi gigantyczny mandat, zabiorą prawko i wsadzą do pudła. Jaja se robił, no nie?
Na informację, że to nie jaja, ale powszechnie znana rzeczywistość, Polak obraża się uznając, że przekazywanie niepomyślnych  informacji godzi w narodową solidarność i nie przystoi rodakom. Więcej już nie pisze na forum, może dlatego, że w norweskich więzieniach dostęp do Internetu nie jest jeszcze tak powszechny jak w szpitalach.

 

Norweskie auto najczęściej… parkuje
fot. Sylwia Skorstad

Według statystyk w Norwegii rocznie ginie mniej osób niż rok liczy dni. W Polsce rocznie ginie na drogach populacja średniej wielkości miasteczka. Można powiedzieć, że statystyka to najkłamliwsza z nauk, bo jeśli Kowalski jeździ Maluchem, a Malinowski Porsche, to średnia pokaże, iż obaj mają samochód klasy Fiata Stilo. Można powiedzieć, że w sposób naturalny, w niespełna pięciomilionowej Norwegii wypadków będzie około dziewięć razy mniej niż w czterdziestomilionowej Polsce.

 

Ilość samochodów na drogach w niczym nie tłumaczy jednak totalnego zdumienia przeciętnego Norwega, który wybrał się w samochodową podróż po Polsce. Najpierw Norweg myśli, że zepsuł mu się prędkościomierz. Choć stuka uparcie we wskaźnik prędkości, ten wciąż pokazuje swoje. Norweg nie może zrozumieć, jak to możliwe, że jedzie zgodnie z przepisami, a i tak jest przez resztę użytkowników drogi wyprzedzany ze świstem. Czemu, na brodę Thora, wszyscy na niego trąbią i mrugają światłami chcąc zachęcić do bardziej dynamicznej jazdy? Potem zaczyna się zastanawiać nad systemem metrycznym w Polsce. Może znaki pokazują mu, jak szybko może jechać, ale w przeliczeniu na mile? Ostatecznie, kompletnie zdezorientowany dzwoni do norweskiej ambasady lub jedzie na najbliższy posterunek policji zapytać, co zrobił źle.

 

Takie sprzęty marnieją zaparkowane, bo nie mają gdzie pojeździć
fot. Sylwia Skorstad

Norweskie baby z brodą jeżdżą zgodnie z przepisami z dwóch powodów. Co oczywiste, dokąd nie opuszczali granic Skandynawii, nie byli na drogowej wojnie. Nie stali trzy godziny w korku, nie musieli się nigdy przepychać przez milion aut, które z niewiadomego powodu uparły się, by w tym samym czasie zmierzać w okolice tego samego punktu B. Norweg, nawet jeśli czasem musi postać w korku, nie zna prawdziwego, drogowego stresu i nie wykształcił instynktu drogowego zwierza, które żeby dotrzeć do celu musi czasem ugryźć konkurentów w zderzak. Norwegowi się nie spieszy tak, jak Polakowi. Po drugie, nawet gdyby Norweg chciał posłuchać głosu popiskującego  nieśmiało w duszy zwierza, może to zrobić jedynie pod warunkiem, że nie ma akurat lepszego pomysłu na stracenie kilku lub kilkunastu tysięcy koron. Kary za wykroczenia drogowe w Skandynawii są drakońskie. Żeby stracić prawo jazdy wystarczy jechać 76 km/h na godzinę w strefie ograniczenia do 50 km/h. Dwukrotne przekroczenie prędkości w tej strefie oznacza już nie tylko utratę prawa jazdy, kilkunastotysięczny mandat, ale i przymusowy pobyt na wikcie państwowym w placówce zamkniętej. Sądy wyjątkowo dbają o zdrowie drogowych recydywistów. Najczęściej sędziowie uznają, że kto nie potrafi wyciągnąć lekcji z dwóch ostrzeżeń, ten nie jest zdolny do nauki w ogóle, zatem należy mu odebrać prawo jazdy dożywotnio. Rowerowe przejażdżki, szczególnie na łonie natury norweskiej, koją nerwy i poprawiają wydolność układu oddechowego oraz krwionośnego.

 

 

Zabytkowe, przepiękne maszyny rozwijają jedynie takie prędkości, które są normą w Norwegii. Reszta musi się „męczyć”.
fot. Sylwia Skorstad

Babowatość norweskich kierowców przybysze z Polski tłumaczą ich tchórzliwym podejściem do stróżów prawa. Trudniej jednak wyjaśnić, czemu Norwegowie zachowują się uprzejmie dla innych użytkowników drogi nawet wtedy, gdy przepis ich do tego nie zmusza. Jeśli na wąskiej drodze kierowca ciężarówki bądź samochodu z przyczepą campingową, widzi, że za nim ustawił się sznureczek osobówek, szuka zatoczki, do której mógłby zjechać, by je przepuścić. Czemu? Widocznie kompletnie zbabiał – myśli polski przybysz. Ogólne zbabienie nie tylko kierowców, ale Norwegów w ogóle, doczekało się szczegółowych analiz socjologicznych. Większość Polaków ma własne i chętnie się nimi dzieli z innymi, najczęściej po dwóch piwach. Jedna z popularniejszych głosi, iż kobiety norweskie schłopiły się w czasach Wikingów. Podczas gdy mężowie żeglowali w poszukiwaniu nowych dogodnych terenów do uprawiania sportu narodowego, czyli gwałcenia dziewic, ich kobiety uczyły się zabijać łosie gołymi rękami, zakładać robaki na haczyk wędki bez odwracania głowy, wbijać gwoździe, a wieczorami pić bimber i rechotać ze sprośnych kawałów. Podobno niektóre wikińskie białogłowy nauczyły się nawet czerpać przyjemność z sikania do wody wprost z łódki, na podobieństwo swoich mężów. Im bardziej one chłopiały, tym bardziej norwescy faceci babieli. I tak oto, po setkach lat, norweskiej baby z brodą nie ma co na drodze prowokować światłami, bo i tak się nie ścignie, ale za to prawdziwy respekt należy odczuwać przed norweską babą bez brody. Ta jak przyciśnie pedał! A ten cały Peter Solberg to pewnie przebrana za faceta kobieta, ot co.

 

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze