A może by tak… spełnić swoje marzenie?

Czy często zdarza wam się poświęcać więcej czasu na realizację swoich marzeń niż na ich wymyślanie? Mnie też nie.

A jednak od czasu do czasu przychodzi taki moment, zazwyczaj zupełnie niespodziewanie, kiedy czujemy, że to jest właśnie ta szansa, która może doprowadzić do spełnienia ukrytych niegdyś pragnień.

Prolog

Za oknem luty, wciąż jeszcze zimno, a wieczory przychodzą stanowczo za szybko. Aby przetrwać jakoś to oczekiwanie przed sezonem, czytam w sieci motoryzacyjne newsy. Przypadkiem natknęłam się na ogłoszony konkurs organizowany przez wrocławskie radio LUZ z okazji ich kolejnych urodzin. „Do wygrania przejazd rajdowym autem z Martinem Kaczmarskim z KRD Team. Wystarczy wysłać sms o treści… ” – no tyle to chyba mogę zrobić. W mgnieniu oka zobaczyłam siebie w solidnym kasku, otoczoną lśniącą białą klatką, mocno przypięta do prawego fotela rajdówki, pokonującą za sprawą kierowcy kolejne zakręty w szaleńczym tempie i rajdowym stylu. Taki co-drive to jedno z moich ogromnych pragnień, ale… konkursy przecież zawsze wygrywa ktoś inny.

Piątkowe popołudnie. Zadzwonił telefon, w słuchawce głos dziennikarza znanego z audycji „Odcinek Specjalny”: „Czy dodzwoniłem się do osoby, która wzięła udział…” Łaaał! Niepohamowane emocje i podekscytowanie skutecznie utrudniały nam komunikację, na szczęście Karol obiecał zadzwonić jeszcze po zakończeniu audycji. Radość, niedowierzanie i uśmiech do późnych godzin nocnych.

fot. KRD Team

Ten pierwszy raz

Następnego dnia wraz z organizatorami i dwójką innych zwycięzców udaliśmy się na tor przy ul. Rakietowej, dobrze znany wrocławskim entuzjastom sportów samochodowych. Stan wzmożonej ekscytacji trwał od samego rana, jednak poziom adrenaliny wzrósł błyskawicznie, gdy w blasku marcowego słońca naszym oczom ukazał się KRD Team testujący swoje rajdówki. Ekipa przywitała nas z równie dużym entuzjazmem.  Grupa mechaników szybko zajęła się przygotowywaniem aut do kolejnych przejazdów. Mieliśmy zatem okazję, aby przyjrzeć się organizacji przed wyruszeniem w trasę, a także samym samochodom, które nawet odpoczywając w serwisie robią ogromne wrażenie. Pod wielkim namiotem niczym na wystawie prezentowało się kultowe Mitsubishi Lancer Evo IX, obok równie dumny Bowler, wzbudzając w nas jeszcze większy zachwyt. Poznaliśmy Martina Kaczmarskiego, który za chwilę miał nam dostarczyć niezapomnianych wrażeń, jego pilota, dobrze znanego w rajdowym świecie Bartka Bobę, a także cały sztab specjalistów tworzący team.

Etap I

Gdy już wszystko i wszyscy byli gotowi, zostaliśmy zaproszeni, by kolejno zająć miejsce na prawym fotelu Lancera.  Aby jak najbardziej przedłużyć tę chwilę, ale i poczekać, aż opony nabiorą odpowiedniej temperatury, stanęłam na końcu kolejki. Start Martina z pierwszym szczęśliwcem wprawia mnie w osłupienie. Ryk silnika prawie nie słabnie za szybko oddalającym się autem. Z szeroko otwartymi oczyma oglądamy zachowanie auta w kolejnych odcinkach toru. Spektakularne widowisko! Po kilku minutach zdaję sobie sprawę, że mam ściśnięte wszystkie mięśnie, a twarz jakby zastygła w dzikim, szerokim uśmiechu. Zawstydzona staram się rozluźnić i zapanować nad emocjami.

fot. KRD Team

Gdy nadeszła moja kolej, serce mocno przyspieszyło swój rytm…  Zakładam kask, przedzieram się przez klatkę i siadam na fotelu. Wokół dużo ludzi, ktoś robi zdjęcia, ktoś głośno rozmawia, ktoś inny zapina mi pasy, przez słuchawkę w kasku słyszę głos kierowcy. Każda sekunda to jak rytuał, celebracja wielkiego wydarzenia. Mam wrażenie, że emocje osiągnęły już niemożliwą do wytrzymania granicę. Nagle czuję zdecydowane szarpnięcie i zaczyna na mnie działać jakaś nieznana mi wcześniej siła fizyki, która niemal scala moje ciało z fotelem. Ogarnia mnie szaleńcze uczucie radości, a z otoczenia docierają już do mnie wszystkie bodźce. Zmiana biegów, jedna, druga, kolejna.  Wszystko robione szybko, dokładne, bez najmniejszych zbędnych ruchów. Kierowca z niesamowitą precyzją i opanowaniem operuje samochodem. Jedziemy agresywnie – nieznacznie zwalniamy, nienagannie pokonujemy zakręt, aby za chwilę znów gwałtownie zwiększyć prędkość. Po kilku okrążeniach wracamy do „bazy”. Potrzebuję następnych kilku minut, aby odzyskać wszystkie zmysły…

Etap II

Gdy auto zajęło swe miejsce w serwisie, a emocje ustabilizowały się umożliwiając komunikację, zostaliśmy zaproszeni na obiad. Przy kawie i niezwykłych specjałach szefa kuchni mieliśmy okazję, aby porozmawiać i poznać bliżej ekipę. Wysłuchaliśmy ciekawych przygód Martina i Bartka na odcinkach rajdów krajowych i międzynarodowych. Podróże do Kataru czy choćby obecność na rajdzie Dakar brzmiały wręcz egzotycznie.

fot. KRD Team

Po niedługim odpoczynku czekała na nas niespodzianka. Ku naszemu zdumieniu, zaproponowano nam drugi przejazd, tym razem Bowlerem – radość znów sięgnęła zenitu. Niesamowite, jaką ilość adrenaliny jest w stanie wytworzyć człowiek w ciągu jednego popołudnia. Ta profesjonalna terenówka znacznie różni się pod względem stylu prowadzenia od N-grupowego Lancera. Prędkość już nie tak zawrotna, ale wrażeń dostarczają jego gabaryty, a także przejazd offroadowym odcinkiem, który tym razem prowadził przez głębokie kałuże, hopy i koleiny. I znów składam hołd kierowcy za niezwykłą kontrolę nad pojazdem i opanowanie w trudnych warunkach.

Nasza przygoda zakończyła się sobotnim wieczorem, ale emocje trwały jeszcze długo. Prawdę mówiąc, towarzyszą mi do dziś. Rajdy z pewnością zyskały trzech wiernych fanów, a zespół Martina Kaczmarskiego kibiców. To niesamowite przeżycie na zawsze zostanie w moich wspomnieniach jako pierwszy profesjonalny przejazd rajdowy, bo jestem pewna, że w przyszłości będą kolejne. Wystarczy tylko się obudzić i ruszyć w stronę marzeń.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze