Karolina Chojnacka

„Naznaczony” – biografia Nikiego Laudy już dostępna w Polsce!

Trzykrotny mistrz świata, jeden z najlepszych kierowców w historii Formuły 1, prawdziwa legenda torów wyścigowych. Niki Lauda był jedyny w swoim rodzaju, namaszczony do robienia wielkich rzeczy, balansujący na granicy życia i śmierci.

Kierowcą wyścigowym został wbrew woli ojca. Upór popłacał, bo wdarł się do światowej czołówki lotem błyskawicy, zapisując się w historii jako jeden z najlepszych zawodników, jakich widziała królowa motorsportu.

Trzykrotny mistrz świata, który po tytuły sięgał w barwach legendarnych zespołów: Ferrari i McLarena. Triumfator 25 Grand Prix, którego gigantyczne doświadczenie stajnie wykorzystywały jeszcze długo po zakończeniu przez niego wyścigowej kariery.

Niki Lauda stał się wzorem dla kolejnych pokoleń kierowców, między innymi Nico Rosberga, który nazywa go swoją inspiracją. Sukcesy odnosił nie tylko na torze, ale i w biznesie, choć historię jednego z jego najsłynniejszych interesów znaczy wypadek samolotu należących do niego linii lotniczych, w którym życie straciły 223 osoby.

Historię Austriaka w wyjątkowej biografii „Niki Lauda. Naznaczony” opisał Maurice Hamilton. Książka, która w Polsce ukaże się nakładem Wydawnictwa SQN, trafiła właśnie do sprzedaży! Możecie ją kupić TUTAJ.

Niecierpliwie czekałyśmy, aż biografia mistrza F1 ukaże się w naszym kraju i możemy zdradzić, że swoje egzemplarze książki już mamy! Zabieramy się do czytania i już niedługo podzielimy się z wami naszymi wrażeniami z lektury!

„Niki Lauda. Naznaczony”

Przeczytaj też: Niki Lauda: oglądanie MotoGP jest bardziej interesujące od Formuły 1

Fragment książki:

Lauda chciał zobaczyć wideo z wypadku, w którym tak ucierpiał. Jedyne istniejące nagranie wykonał nastolatek, który stał z kamerą 8 mm na wale ziemnym wysoko nad miejscem, gdzie zatrzymał się płonący bolid Ferrari. Lauda nie czuł absolutnie nic, patrząc na rozmazany obraz samochodu, którym bez żadnego wyraźnego powodu rzuca najpierw w jedną, a potem w drugą stronę. Potem Ferrari na chwilę znika z kadru i za moment pojawia się ponownie, już w płomieniach, bez dużej części lewej strony. Następnie Lauda patrzył, jak pojawia się Lunger i zamienia rozbity samochód stojący w płomieniach w gorejące piekło. Nie umiał utożsamić się z kierowcą, którego w końcu udało się wydobyć z kokpitu.

Nadal nie wiedział, dlaczego do tego doszło. Jego samochód rzuciło nagle w prawo i nie wyglądało to tak jak zwykle przy utracie panowania nad bolidem. Nie mógł wykluczyć swojego błędu, ale ruch samochodu sugerował jakąś usterkę tylnego zawieszenia. Sądził, że raczej nic nie uda mu się w tej kwestii definitywnie ustalić, bo samochód znajdował się w takim, a nie innym stanie.

Pewnym pocieszeniem było dla niego to, że nie popełnił żadnego ewidentnego błędu. Mimo to Ferrari w swoich oficjalnych komunikatach nie wykluczyło tej możliwości równie definitywnie, jak wykluczyło awarię samochodu. Audetto stwierdził:

„Nikt się już nie dowie, co tam się stało. Zespół przeprowadził dochodzenie, ponieważ pan Ferrari chciał mieć pewność, że nie było żadnych problemów technicznych z samochodem, jako że niektórzy sugerowali rzekomą awarię tylnego zawieszenia. Wyglądało to tak, jak gdyby Niki odrobinę za mocno najechał na tarkę. Nie było już mokro, ale wciąż jeszcze wilgotno, tak to ujmijmy, opony były zimne i stracił panowanie nad samochodem. Wiemy, że wypadku nie spowodował problem techniczny, bo pędzący w barierę bolid zostawił ślady czterech opon, czyli na tym etapie nie było żadnej awarii”.

Według Laudy Ferrari powinno skupić się na tym, że przyczyna tego wypadku prawdopodobnie nigdy nie zostanie ustalona. On sam oddzielił te wydarzenia grubą kreską. Czas żyć dalej. Mówił: „Pobyt w domu bardzo mi pomógł. Chodziłem po nim, żeby zacząć wracać do formy fizycznej. Początkowo byłem tak słaby, że mogłem zrobić cztery, góra pięć kroków. Ćwiczenia fizyczne wydawały mi się absurdalnie ciężkie. Przez cały czas był ze mną [Willi] Dungl i dawał mi wycisk. Chciałem wrócić do ścigania. Uznałem, że tego właśnie chcę. Proste”. (…)

Oprócz intensywnej pracy w domu i na Ibizie Laudzie w powrocie na tor pomogła również reakcja fanów. „Ich reakcje miały na mnie bardzo duży wpływ, motywowały mnie i często poruszały – opowiadał. – Ludzie pisali do mnie, oferując mi swoją skórę, uszy, opisywali mi własne doświadczenia z poparzeniami, przeszczepami skóry itd. Ktoś przysłał mi swoją zabawkę, samochodzik Ferrari, bo słyszał, że mój się spalił”.

Niedługo na Motocaina.pl ogłosimy konkurs, w którym do wygrania będą egzemplarze „Niki Lauda. Naznaczony”. Bądźcie czujni!

„Niki Lauda. Naznaczony”

Przeczytaj też: Niki Lauda nie żyje. Odeszła wielka legenda Formuły 1

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze