Zawodniczki podsumowują Rajd Wisły

Prawie w komplecie pojawiły się na mecie zawodniczki startujące w 58. Rajdzie Wisły. Rajd stanowił szóstą rundę Rajdowego Pucharu Polski 2012 oraz debiut rajdowej klasy Legend.

Najwyżej sklasyfikowaną pilotką była Iza Pankrac, która wystąpiła gościnnie u boku Andrzeja Krawczyka w Renault Clio. Załoga zajęła 26. miejsce w klasyfikacji generalnej i 5. w klasie. A Iza na rajd została wyrwana wprost ze przedślubnych przygotowań:

– Wisła ukończona, jak to się mówi – do trzech razy sztuka. Tym razem bez przebojów dojechaliśmy do mety, może dzięki temu, że tempo było bardzo zachowawcze, wręcz ślimacze. Obydwoje nie mogliśmy się wczuć w ten rajd. Odcinki były tak mieszane, że trudno nam było wejść w ich tempo. Poza tym pojawiły się problemy z opisem, którego Andrzej nie chciał słuchać. No, ale mówi się, że zwycięzcy są na mecie – i tam też dojechaliśmy. W tym sezonie wystartuję jeszcze raz w tym składzie na rajdzie Dolnośląskim. Mam nadzieję, że tym razem pójdziemy ogniem, bo wspominam bardzo dobrze ten rajd z zeszłego roku. Tymczasem ruszam dalej w wir ślubnych przygotowań – mówi Iza.

Iza Pankrac
fot. Jola Żuk

Na 29 miejscu w generalce i 7 w klasie na mecie zameldowali się Rafał Kulka i Alinka Waleczek w Renault Clio Sport:

– Fajne uczucie znów dotrzeć do mety, zwłaszcza tak ciekawego rajdu jak Wisła. Odcinki specjalne były techniczne i wymagające doskonałej współpracy kierowcy i pilota. Łatwo nie było, jak na debiut w tym składzie, ale daliśmy z Rafałem radę. Z każdym odcinkiem wychodziło nam to coraz lepiej. Chociaż warunki były sprzyjające, to nie brakowało na trasie pechowców. Z każdym kolejnym OS-em zmniejszał się skład startujących załóg. Nas szczęśliwie omijały przygody i bez problemów ukończyliśmy rajd – mówi zawodniczka.

– Wielkie uznanie dla chłopaków z 2BRally – jazda tak doskonale przygotowanym samochodem to wielki komfort dla załogi. Dziękuję Rafałowi za wspólnie przejechane kilometry w doskonałej atmosferze i nowe rajdowe doświadczenia.

Miło widzieć przy trasie i na serwisie tylu kibicujących nam ludzi. Dziękuje, że nas wspieraliście i trzymaliście mocno kciuki. Osobne podziękowania należą się… za przygotowanie specjalnych koszulek z moimi zdjęciami. Dawno nic nie sprawiło mi większej radości. Jesteście super! – podsumowuje Alinka.

Alinka Waleczek
fot. Jola Żuk

A tuż za Alinką metę osiągnęła jedyna zawodniczka za kierownicą rajdówki – Klaudia Temple. Razem z Jakubem Wróblem w Hondzie Civic załoga zdobyła 5. miejsce w klasie, walcząc nie tylko z rywalami, ale także z… dymem:

– Jesteśmy na mecie 58. Rajdu Wisły. Cieszymy się bardzo, że udało się ukończyć rajd, gdyż już na pierwszym odcinku pierwszej pętli uszkodziliśmy wydech i spaliny dostawały nam się do środka samochodu. Stanęliśmy nawet na odcinku, ponieważ nie wiedzieliśmy, skąd ten „dym” w aucie i straciliśmy tam 2 minuty. Na strefie serwisowej nasi niezastąpieni mechanicy usunęli usterkę. Natomiast walka o dobrą lokatę już nie była możliwa, więc zostało nam dojechać pokornie do mety – podsumowuje Klaudia.

Klaudia Temple
fot. Jola Żuk

Na 31. miejscu w klasyfikacji generalnej i 2. w klasie dojechała Magdalena Kutta pilotująca Jakuba Kaszuba w Suzuki Swifcie:

– Rajd Wisły był jednym z cięższych rajdów, w jakich miałam okazję startować. Dostarczył nam wiele rajdowych emocji, nowych doświadczeń, czasami trochę nerwów, ale też dużą dawkę śmiechu. Przygody zaczęły się już od zapoznania, gdy na OS’ie Bzie utknęliśmy

na dobrą godzinę, próbując przejechać dość stromy szutrowy podjazd autem totalnie nieprzygotowanym do jazdy w terenie. Po bardzo zaciekłej walce z górą, którą w końcu wygraliśmy, nie było mowy o powtórnym przejechaniu tego oesu, więc jeden przejazd pierwszego odcinka musiał nam wystarczyć.

Magda Kutta
fot. Jacek Kutta

W dniu rajdu nasze bardzo pozytywne nastawienie i gorąca chęć do walki zostały szybko ostudzone, ponieważ już na pierwszym odcinku nasza rajdówka pokazała nam, jak jeździ się niedofinansowanym autem. Poduszka pod skrzynią podziękowała nam za współpracę i cały rajd jechaliśmy z wypadającymi biegami. Przez to przytrzymywanie przeze mnie biegów mogliśmy jedynie pomarzyć o nawiązaniu walki z liderem naszej klasy. Do realizacji przyjęty został więc plan B, który zakładał dojechanie do mety autem, które będzie poruszać się o własnych siłach. Tak więc nie walcząc z czasem, lecz z naszym Swiftem dotarliśmy do mety, plasując się na drugim miejscu w klasie – wspomina Magda.

A na największego pecha może narzekać Basia Gosztyła, która mety nie osiągnęła, a nawet nie miała szansy nacieszyć się kilometrami rajdu:

– Rajd Wisły jest dla nas szczególnie ważny z kilku powodów – po pierwsze, organizowany jest przez nasz macierzysty Automobilklub Śląski. Po drugie, jest to rajd bardzo kompaktowy, z krótkimi fragmentami dojazdu pomiędzy odcinkami specjalnymi. No i po trzecie – ogromny atut rajdu to trasy, dość wymagające, ale za to niezmiernie efektowne i bardzo sprzyjające kibicom z racji widowiskowych zakrętów i fragmentów szutrowych. Do rajdu nastawieni byliśmy bardzo pozytywnie, pogoda również zdawała się sprzyjać w 100% – było słonecznie, sucho i przyjemnie ciepło. Optymistyczne nastroje utrzymały się do dnia zawodów – na pierwszym odcinku Bzie, po niecałych 2 km od startu, doszło do awarii układu przeniesienia napędu. Urwany przegub niestety skutecznie wykluczył nas z dalszej rywalizacji, musieliśmy zjechać na bok, by nie blokować odcinka i pozostało nam tylko czekać, aż mechanicy z serwisu dostarczą nam części niezbędne do naprawienia usterki. Mogliśmy co prawda starać się dotrzeć do mety tylko na szperze, ale biorąc pod uwagę, że przed nami na pierwszym odcinku był jeszcze stromy podjazd po błocie pod górę oraz dwa kolejne odcinki specjalne, czyli jeszcze około 45 kilometrów do zjazdu do parku serwisowego – szanse były praktycznie zerowe. Pozostał oczywiście ogromny niedosyt i złość na złośliwość rzeczy martwych, bo urwany przegub był nowy, nic nie wskazywało na to, że możemy mieć z nim w najbliższym czasie jakiekolwiek kłopoty – mówi zawodniczka.

Barbara Gosztyła
fot. Jola Żuk

 – Porażka nas oczywiście nie zniechęca, jeśli uda się pozyskać dodatkowe fundusze, będziemy starali się wziąć udział w Rajdzie Dolnośląskim, aby nadrobić stracone punkty. I oczywiście na pewno wystartujemy w Rajdzie Barbórki Cieszyńskiej, który odbędzie się w połowie listopada i jest ostatnią rundą Rajdowego Pucharu Polski w tym sezonie.

Chcemy serdecznie podziękować wszystkim, którzy nas wsparli w przygotowaniach do 58. Rajdu Wisły, jak i w samym starcie: firmom Truck Partner, ZET Transport, Profil za wsparcie finansowe, naszemu koledze Tomkowi Porębie za jak zwykle fantastyczny serwis i catering oraz oczywiście naszym niezawodnym przyjaciołom-mechanikom, Wojtkowi Beresiowi oraz Mariuszowi Stawiarskiemu. Dziękujemy również naszemu zaprzyjaźnionemu portalowi Racebook za wsparcie techniczne oraz medialne – podsumowuje Basia.

W 58. Rajdzie Wisły wystartowała klasa rajdowych Legend, w której mogły wziąć udział rajdówki homologowane przed 1992 rokiem. Ten nowatorski w Polsce projekt opracowany przez dyrektora Rajdu – Andrzeja Szkutę zakłada udział Klasy Legend wg regulaminu Rajdowego Debiutu, a więc zawodnicy mieli do pokonania 6 skróconych do 5 km odcinków specjalnych.

W tzw. klasie HRPP+20 wystartowały i ukończyły rajd 4 załogi, a w nich 3 pilotki. Pierwsza na mecie była Małgosia Opałka, tym razem u boku Krzysztofa Skalskiego w BMW 318 IS:

– 58. Rajd Wisły mogę ocenić jak najbardziej pozytywnie – był dobrze zorganizowany, a trasy były ciekawe. W tym roku był to mój pierwszy start, a zarazem debiut w pilotowaniu innego kierowcy niż mój mąż, nie zmieniła się za to marka rajdówki, czyli jak widać jestem wierna BMW (śmiech). Zarówno ja, jak i mój kierowca Krzysztof Skalski jesteśmy przyzwyczajeni do tras o długości przewidzianych dla RPP, więc powiem szczerze, że czuliśmy spory niedosyt. W momencie, kiedy się rozkręcaliśmy – to już mijaliśmy naszą metę lotną, a po przejechaniu swoich dwóch pętli z chęcią przejechalibyśmy jeszcze trzecią, którą kontynuowało RPP. Z Krzyśkiem jechało mi się bardzo dobrze, pierwszy oes był jechany raczej czujnie, gdyż były to pierwsze wspólne kilometry. Ponieważ nie było żadnych uwag na kolejnych odcinkach, Krzysiek jechał już „swoje”. Jedyną przygodą był dojazd na feldze do miejsca komasacji, a potem na serwis (ale obyło się bez spóźnień). Nasza bezproblemowa współpraca oraz jazda bez przygód zaowocowała pierwszym miejscem w klasie Legend – podsumowuje zawodniczka.

Małgosia Opałka
fot. Jola Żuk

Na drugim miejscu dojechała Anna Żak u boku rajdowej legendy – Waldemara Doskocza w BMW 318 IS:

– Rajd Wisły jest mi znany, bo sama również w nim startowałam jako kierowca. Odcinki rajdowe częściowo pokrywały się z latami ubiegłymi – troszkę zmienione, ale nie były mi obce. Klasa Legend, jakby to krótko podsumować – to taka namiastka rajdu, ale o to nam chodziło. Mój kierowca Waldemar Doskocz to utytułowany zawodnik i mistrz rajdowy z dwudziestoletnim doświadczeniem, który postanowił przetestować swoja treningową rajdówkę, a ja obiecałam dotrzymać mu towarzystwa. Nasz start to przede wszystkim trening i powrót do dawnych czasów. Nie wymagaliśmy od siebie super wyniku czy zaciętej rywalizacji, bo w przypadku mojego kierowcy przerwa trwała kilka lat, a ja jako pilot startuje bardzo rzadko. Podsumowując jesteśmy zadowoleni, drugie miejsce w klasie i bez przygód, bo i jakie tez miały być, kiedy jedzie się spokojnie – mówi Ania.

Anna Żak
fot. Jola Żuk

Podium Legend dopełniła Justyna Kurowska, która tym razem wystartowała u boku Zbyszka Kotarba w BMW E30:

– Niestety nasza stała załoga (G.Wasilewski/J.Kurowska MiCarRallyTeam), nie mogła wystartować w 58. Rajdzie Wisły, stąd gościnnie partnerowałam Zbyszkowi Kotarbie. Doświadczenie wielokierunkowe, bo z jednej strony nowy, nieznany dotychczas kierowca, dalej nieznane mi tylnonapędowe BMW i po trzecie eksperymentalna klasa w której wystartowaliśmy. Jakkolwiek nie patrzeć, każda z nowości okazała się fantastyczna.

Współpraca lewego fotela z prawym – doskonała. Świetnie się ze Zbyszkiem  dogadywaliśmy! Auto – nie tylko piękne, ale moc wrażeń gwarantowało w każdej sekundzie.

Klasa Legend do końca była niewiadomą. Jechaliśmy 6. Rundę Rajdowego Pucharu Polski, wg Regulaminu Ramowego Rajdowego Debiutu. Stąd zdecydowanie krótsze OS-y, czego szkoda najbardziej. Od początku, jak zawsze, celem nr 1 była meta i cel ten zrealizowaliśmy! Nie jechaliśmy po spektakularny wynik – potraktowaliśmy ten start jako zabawę i próbę zmierzenia się z nowościami. Udało się dojechać z buźkami pełnymi uśmiechu – wspomina Justyna.

Justyna Kurowska
fot. Jola Żuk

– Pochwalić należy organizację Rajdu – doskonale można było się dogadać w każdej kwestii. Każdy ze zobowiązanych w swoje zadania wywiązywał się celująco. Brak zamieszania i pytań pozostawionych bez odpowiedzi! Tego oczekuję jako zawodnik od organizatorów!

Z tego miejsca dziękuję Zbyszkowi za zaproszenie na prawy, mechanikom za sprawną pracę oraz dziękuję organizatorom za świetnie przygotowany Rajd! Ogromne podziękowania również dla mojego kochanego Kuby, który był ze mną cały czas i ciągle mnie wspiera w mojej pasji! – podsumowuje zawodniczka.

Zawodniczki Rajdowego Pucharu Polski mają teraz przerwę do 19 października, kiedy to odbędzie się Rajd Dolnośląski, a już za tydzień w szutrowym Rajdzie Polski zaprezentuje się stawka zawodników mistrzostw Polski.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze