Test Volkswagen T-Roc 2.0 TSI 4MOTION 190 KM

Długo czekałam na bezpośrednie spotkanie z tym samochodem, szczególnie dlatego, że ten segment aut określany jest jako "kobiecy". To nic, że podobno wolimy duże, bezpieczne SUV-y i zwinne sportowe hatchbacki. Utarła się nieprawdziwa opinia, że auta miejskie bardziej do nas pasują, zatem z tym większą ciekawością czekałam na tydzień, który spędzę z najmniejszym przedstawicielem SUV-ów z Wolfsburga.

Pierwsze wrażenie okazało się bardzo pozytywne. Samochód jest ładny. Jego linia nawiązuje nieco do bardzo modnej ostatnio kategorii crossoverów coupe. Białe nadwozie osadzone zostało na sporych, 19-calowych kołach i wygląda nawet… elegancko. Podobają mi się detale, na jakie pozwolili sobie styliści. Czarny dach i srebrna listwa, ciągnąca się od maski przez całą krzywiznę górnej części nadwozia. Masywny przód z pokaźnym grillem wieńczą smukłe reflektory, kryjące reflektory LED.

Przeczytaj też nasze pierwsze wrażenia z jazdy T-Rockiem w śnieżnych, austryjaskich warunkach.

Elementem charakterystycznym dla T-Roca, jednocześnie odróżniającym go od pozostałych modeli niemieckiego producenta, są świetlne ringi, które pełnią funkcję zarówno świateł do jazdy dziennej, jak i kierunkowskazów. To zwiastun nowej linii stylistycznej Volkswagena. Dodatkowy punkt należy się konstruktorom za nisko schodzące poszycie drzwi, przykrywające próg. Skoro ma to być „damskie auto” – a przecież takie nie istnieje – to niech chociaż nie brudzi nam sukienek 😉

Niemiecki porządek
Po ekstrawaganckich liniach nadwozia, wnętrze dokładnie komunikuje nam z jaką marką mamy do czynienia. Wielofunkcyjna kierownica, cyfrowe zegary, multimedia, panel klimatyzacji, wszystko to już widziałyśmy w Golfie, Passacie, czy Tiguanie. Skoro styliści pozwolili sobie na taką fantazję projektując nadwozie, mogli również zaszaleć we wnętrzu. Tak naprawdę jedynym świeżym akcentem kokpitu jest szeroka listwa deski rozdzielczej, lakierowana na wysoki połysk. W zależności od poziomu wyposażenia może mieć kolor czarny, brązowy lub szary, ale można też dobrać barwę do koloru lakieru (np. niebieski, złoty). Cieszę się, że producent postanowił zostawić pokrętło głośności systemu multimedialnego. Naprawdę nie wiem, komu przeszkadzała stara, poczciwa gałka, że producenci zaczęli lansować wirtualne, dotykowe przyciski.

Elementy wnętrza i deski rozdzielczej zostały wykonane z dosyć twardego tworzywa, ale wszystko jest ze sobą idealnie spasowane. Nic nie skrzypi i nie wygina się przy próbie nacisku – takie próby zresztą podejmują chyba wyłącznie dziennikarze motoryzacyjni. Od samochodu za ponad 130 tysięcy złotych oczekiwałabym bardziej przyjaznych w dotyku plastików, szczególnie w miejscach, z którymi miałabym styczność codziennie, ale patrząc na hierarchię w grupie, T-Roc musiałby zmienić logo na… to z czterema pierścieniami. Zabrakło mi także w podsufitce schowka na okulary.

Miejsca w kabinie za to nie zabraknie nawet dla pasażerów odbiegających od normy „in plus”. Fotele przednie są bardzo wygodne i obszerne. Sprawiają wrażenie, jakby zostały przejęte z któregoś z większych modeli koncernu. Nie brakuje także miejsca na wysokości kolan. Kierownica ma bardzo duży zakres regulacji, więc każdy znajdzie swoją ulubioną pozycję do jazdy. Z tyłu nie jest już tak różowo, choć dwie osoby nie powinny narzekać na brak miejsca. Przestrzeni na kolana jest dużo, ale najbardziej dziękować wam będą stopy, które za sprawą wysoko zamocowanych foteli „zajmują największy apartament”. Jedynie wysocy pasażerowie mogą narzekać na brak miejsca nad głową. Zewnętrzne siedziska wyposażone są w uchwyty do mocowania Isofix. Piąty pasażer będzie zapewne podróżował T-Rockiem jedynie sporadycznie, dlatego pomijam niewygody, jakie czekają na niego ze strony wysokiego tunelu biegnącego przez środek podłogi.

Bagażnik nie jest najmocniejszą stroną małego Volkswagena. Producent podaje, że jego pojemność to 392 dm3, ale patrząc na jego kubaturę, przypomina mi się pewien dowcip o parkowaniu, kiedy to pan i pani inaczej pojmowali odległości… Jest on jednak ustawny, ma podwójną podłogę i haczyki do zawieszania przedmiotów.

Satysfakcja z jazdy
Pod maską naszej testówki pracuje dwulitrowy motor benzynowy TSI o mocy 190 koni mechanicznych. To najmocniejsza jednostka, jaką można zamówić do tego niewielkiego SUV-a i zdecydowanie ten aspekt wyróżnia go spośród bezpośredniej konkurencji. Silnik wkręca się na obroty bardzo ochoczo, nieźle brzmi i zapewnia dość ciężkiemu autu (1495 kg) osiągi zdecydowanie zadowalające. Pierwsza setka pojawia się na prędkościomierzu już po 7,2 sekundy, a auto jest w stanie rozpędzić się do 216 kilometrów na godzinę.

Patrząc tylko na same liczby, możemy spodziewać się sportowych doznań podczas jazdy. Rzeczywistość jest jeszcze lepsza. Doskonale zestrojone zawieszenie adaptacyjne DCC panuje nad wszystkim i pozwala na ogromną swobodę prowadzenia. Muszę powiedzieć, że resorowanie zadowoli przede wszystkim kierowców o sportowym zacięciu. Nadwozie praktycznie nie wychyla się w zakrętach, a kontrola trakcji reaguje na tyle późno, by dostarczyć kierowcy dreszczyku emocji. Dodatkowo dokładnie wiemy, jaki jest stan nawierzchni. Może stwierdzenie, że byłam w stanie oszacować grubość farby, jaką pomalowano pasy na jezdni będzie przesadą, ale do kierowcy dociera wiele informacji ze strony asfaltu. Z drugiej strony T-Roc brzmi prawie jak T-Rex, więc nie powinniśmy się dziwić, że auto jest agresywne w swym obyciu. Zawieszeniu wtóruje progresywny układ kierowniczy, który siłę wspomagania dostosowuje do prędkości i stylu jazdy kierowcy, a dodatkowo – podczas manewrowania – zmniejsza liczbę obrotów kierownicy między jej skrajnymi położeniami.

Dopełnieniem układu jezdnego jest napęd na wszystkie koła 4Motion, który pilnuje, aby moment obrotowy przekazywany był dokładnie tam, gdzie jest najlepsza przyczepność. Kierowców poszukujących jedynie komfortu odsyłam do słabszych wersji silnikowych, gdzie klasyczne zawieszenie lepiej izoluje pasażerów od drogi. Muszę jednak przyznać, że osobiście to czucie drogi bardzo mi odpowiada, a doskonale reagujący silnik i aksamitnie pracująca, 7-biegowa skrzynia DSG dopełniają pozytywnego wizerunku układu napędowego. Przyczepić mogę się jedynie do szumu opływającego karoserię powietrza, które daje o sobie znać szczególnie po przekroczeniu prędkości 140 km/h. Można powiedzieć, że to taki aerodynamiczny alarm informujący kierowcę o przekroczeniu dozwolonej prędkości na autostradzie.

Czyli jaki?
Docelowym terytorium najmniejszego SUV-a Volkswagena ma być jednak miasto i jego okolice. I tu samochód sprawdza się świetnie. Jest zwrotny, dynamiczny, a jego wymiary zewnętrzne idealnie pasują do miejsc parkingowych dużych miast. Wysoka pozycja za kierownicą podczas jazdy miejskiej jest zdecydowanym atutem, a zwiększony w stosunku do Polo – którego jest odpowiednikiem w gamie crossoverów – prześwit nadwozia pozwala zapomnieć o wysokich krawężnikach. Nawet bagażnik okazuje się optymalny w codziennym użytkowaniu. Taki nie za duży, nie za mały. Podsumowując moje spotkanie z T-Rockiem muszę przyznać, że to zaskakująco ciekawe i dobrze prowadzące się auto, które nie tylko ładnie wygląda, ma sporo inteligentnych systemów na pokładzie, ale i wiele potrafi – niczym idealny facet.

NA TAK
– energia z silnika;
– świetny układ jezdny;
– dobrze rozplanowane wnętrze;
– ciekawe smaczki stylistyczne nadwozia.

NA NIE
– twarde tworzywa deski rozdzielczej i boczków;
– mały bagażnik;
– wysoka cena zakupu.

Dane techniczne Volkswagen T-Roc Premium 2.0 TSI 4MOTION 190 KM DSG7

Silnik:

Benzynowy, doładowany R4

Pojemność skokowa:

1984 cm3

Moc:

190 KM przy 4400 obr./min

Maksymalny moment obrotowy:

320 Nm przy 1500 – 4180 obr./min

Skrzynia biegów:

Automatyczna, dwusprzęgłowa 7 biegów

Prędkość maksymalna:

216 km/h

Przyspieszenie 0-100 km/h

 7,2 s

Długość/szerokość/wysokość:

4234/1819/1573 mm

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze